sobota, 29 grudnia 2018

Plany 2018: Czy udało mi sie wykonać wszystkie?

Moim małym rytuałem, który staram się przygotowywać co roku, jest lista planów na najbliższe 12 miesięcy. Kończąc rok 2017, nie mogłam pominąć tego zadania i przygotowałam kilka punktów, które miałam zamiar wypełnić w ciągu roku 2018. Muszę przyznać, że jakoś specjalnie nie namęczyłam się przy wykonywaniu kolejnych punktów. Ba! Nawet nie zaglądałam do mojej listy, a i tak jej realizacja przebiegła pomyślnie.

Spójrzcie sami, jakie założenia udało mi się wykonać w ciągu ostatnich 12 miesięcy!

Pojechać dwukrotnie do Polski

Ten plan wypełniłam nawet w nadmiarze, bo w ojczyźnie pojawiłam się trzy razy. Zaplanowany był wyjazd kwietniowy z okazji naszej pierwszej rocznicy oraz pobyt wakacyjny zorganizowany głównie ze względu na ślub mojej dobrej koleżanki. Zupełnie niespodziewanie okazało się jednak, że muszę postawić nogę po raz kolejny w rodzinnych stronach w październiku. Ten trzeci wyjazd był o tyle wyjątkowy, że pierwszy raz nie jechałam z mężem, a również po raz pierwszy rozstaliśmy się na cały tydzień, czego z pewnością nie chcielibyśmy już powtórzyć.

























Odwiedzić 2 kraje europejskie

Dopiero przysiadając do napisania tego wpisu, zdałam sobie sprawę, że zaledwie kilka dni temu wypełniliśmy punkt odwiedzenia dwóch krajów europejskich. W moich planach założyłam, że muszą to być kraje inne niż Szwajcaria, Polska i Niemcy, bo tam wybieramy się w ciągu roku dość często, a mnie chodziło głównie o cele turystyczne. Planując ten cel, miałam na myśli objazdówkę, która chodziła nam po głowie, lecz niestety nie doszła ona do skutku. Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy jednak w Południowym Tyrolu, gdzie zwiedziliśmy Bolzano i Collalbo po włoskiej stronie, a w drodze powrotnej odwiedziliśmy austriacki Innsbruck. Tym samym zupełnie nieświadomie udało nam się wykonać ten cel w ostatniej chwili.


Zorganizować komuś urlop

Zgodnie z planami na ten mijający już rok w wakacje gościliśmy u siebie gościa z Polski. Nasz wieloletni przyjaciel, który był zresztą świadkiem na naszym ślubie w końcu (!) zdecydował się nas odwiedzić. Przygód mieliśmy z tym faktem dość sporo, ale ostatecznie trafił on pod nasze skrzydła i to właśnie dla niego przygotowałam moc atrakcji, by ten urlop spędził jak najlepiej. Do dziś wspomina wizytę u nas jako wakacje życia, więc chyba się udało :)


Ściąć włosy

Wakacyjny wyjazd do Polski zakończył się ścięciem moich długich włosów. Ostatecznie zdecydowałam się na długość do ramion. Posłuchałam się głosów dookoła, mówiących mi, że będzie to najlepsza długość dla mnie i … oczywiście żałuję, że nie zrobiłam po swojemu. Mi włosy odrastają jak szalone, więc już po 2 tygodniach czułam, że są one za długie. Wizyta u fryzjera została jednak odhaczona. 



Kupić nową sofę do salonu

Już kilka dni po napisaniu wpisu z planami wzięłam się ostro za poszukiwania nowej sofy i szybko okazało się, że Ikea jest niezawodna. Właśnie tam odnaleźliśmy idealny mebel do naszego salonu, a nawet poszliśmy krok dalej. Kupiliśmy bowiem najpopularniejszy fotel i podnóżek dopasowany kolorystycznie do sofy. Cały komplet do dziś spełnia dobrze swoją rolę i aż nie chce mi się wierzyć, że niedługo minie rok, odkąd pojawił się u nas ten zestaw.

























Zużyć kosmetyki z zapasów

Jest to punkt, który zaczęłam realizować już w połowie 2017 roku, gdy poczułam się przytłoczona ilością kosmetyków, które zalegają w mojej szafce. Początkowo miałam moment zachłyśnięcia się, kupowania, gdy tylko pojawiła się promocja, przywożenia niezliczonej ilości produktów z Polski, bo przecież tu tego nie ma. Teraz moje nastawienie w tej kwestii zmieniło się diametralnie i ciągle dążę, by w zapasach mieć maksymalnie jeden produkt zapasowy z każdej kategorii. Naturalnie wyznaczyłam sobie jakieś ustępstwa, ale ogólnie rzecz ujmując jestem na dobrej drodze, a z obecnego stanu zapasów jestem całkiem zadowolona. Wiem też, ile razy powstrzymałam się przed zakupem, czegoś co wydawało mi się absolutnie niezbędne. Punkt ten zamieniłabym z chęcią na nastawienie życiowe pt: „Zużywać regularnie kosmetyki z zapasów”.


Prowadzić systematycznie social media

Całkiem obiektywnie oceniając moje zaangażowanie we wszelkie media społecznościowe, muszę przyznać, że zrobiłam spory postęp. Więcej na ten temat opowiadałam we wcześniejszym (rocznicowym) wpisie. Moje zdjęcia systematycznie udostępniałam na Instagramie, na którym można znaleźć mnie od lat. Na facebookowej stronie pojawiały się aktualizacje wpisów oraz moje prywatne notki. Efekty przyniosła również moja obecność na DDOB (LINK) oraz na Pinterest (LINK). Myślę, że w ciągu tego roku poczyniłam znaczący krok do przodu.




















Wypróbować 50 nowych przepisów

Był to mój roczny projekt, który zdecydowałam się przeprowadzić. Lubię wyznaczać sobie cele, a chcąc udoskonalić moje umiejętności kulinarne, wymyśliłam wykonanie 50 nowych przepisów. Co prawda jeszcze nie dodałam ostatniej aktualizacji i podsumowania tego projektu, ale mogę Wam zdradzić, że udało mi się go wykonać. W ciągu tego roku sięgnęłam bowiem po 55 przepisów, które do tej pory nie były mi znane, a sukcesem mogę nazwać to, że wykonanie większości z nich zakończyło się sukcesem.

































Odkryć 3 nowe restauracje / smaki

Pod względem jedzeniowym z pewnością wykonałam zadanie z wyróżnieniem. W tym roku zasmakowaliśmy w greckich specjałach i kilkukrotnie odwiedzaliśmy restaurację Akropolis, która podaje obłędne jedzenie. Tam też poznaliśmy już prawie całą paletę dań charakterystycznych dla tego regionu. Zaliczyliśmy także wypad do restauracji w Pałacu Mierzęcin. Co prawda nie byliśmy tam po raz pierwszy, lecz wykwintne dania, które nam zaserwowano były dla nas zupełnie nowym doznaniem smakowym. Odwiedziliśmy kilka szwajcarskich gospód. Przeżyliśmy oficjalny obiad podczas rozdania dyplomów. Nie wspominając już o naszym ostatnim wyjeździe, który też był pełen smakołyków. Temat jedzenia jeszcze z pewnością pojawi się na blogu.


Jak widać z wykonaniem listy planów na rok 2018 nie poszło mi najgorzej. Co powinno również oznaczać, że ten czas był dla mnie udany. Czy tak faktycznie było, dowiecie się już wkrótce. Tym wpisem chciałabym bowiem rozpocząć serię podsumowujących wpisów, które zawsze pojawiają się w styczniu.

A czy Wy robicie plany na kolejny rok? Udało Wam się dotrzymać swoich postanowień noworocznych? Chcielibyście poznać moje plany na kolejny rok?

czwartek, 27 grudnia 2018

5 lat to nie przelewki! | Blogowe podsumowanie 2018

Koniec grudnia to dla większości z nas czas podsumowań. Zastanawiamy się, co nowego przyniósł nam miniony rok. Z czego możemy być dumni i szczęśliwi. Wspominamy najlepsze wydarzenia i wyliczamy spełnione przez ten czas cele. W moim przypadku zakończenie roku powiązane jest z ważną datą, kiedy to podjęłam decyzję o założeniu bloga, co niewątpliwie miało wpływ na całe moje dalsze życie. 27. grudnia mija 5 lat, odkąd kliknęłam w przycisk „Utwórz bloga” i zamieściłam relację z Mediolanu, w którym spędziliśmy Święta Bożego Narodzenia. 5 lat później zapragnęłam uczcić to wydarzenie i wolne świąteczne dni ponownie spędziliśmy we Włoszech. Co prawda w innym miejscu, ale było to przyjemne uczczenie pierwszej „okrągłej” rocznicy tamtych wydarzeń.

Standardowo zapraszam Was zatem na podsumowanie kolejnego roku funkcjonowania bloga oraz zestawienie najchętniej przeglądanych wpisów!



Rok 2018 był pod względem bloga dość kryzysowym okresem. Być może nie powinnam zaczynać tak negatywnie, ale jest to niezaprzeczalny fakt. Kilka razy łapałam się na tym, że miałam absolutnie dość i wydawało mi się, że jakiekolwiek publikowanie wpisów nie ma sensu. Dochodziło do tego, że częściej robiłam sobie przerwy w blogowaniu, lecz zawsze powracałam z podwójną energią, co koniec końców jest pozytywnym zakończeniem tej historii. Jeszcze na początku roku trzymałam się udostępniania 13 wpisów w miesiącu. Ta liczba jednak zmniejszyła się i od ponad 6 miesięcy staram się dodawać 9 – 10 postów. Blogową wtopą był lipiec, w którym zamieściłam zaledwie 5 wpisów. O ile jednak na blogu nie działo się nic, to w moim prywatnym życiu aż wrzało od emocji i wrażeń. Bez wątpienia ten miesiąc zaliczyć mogę do najbardziej udanych w ciągu roku, lecz ten temat poruszę z chęcią w innym podsumowaniu. Łącznie w roku 2018 stworzyłam 123 wpisy.

We wrześniu z radością obserwowałam zwiększającą się liczbę wyświetleń, której łączna suma przekroczyła wtedy okrągłe 300 tysięcy. Z kolei miesiąc później zanotowałam największą ilość miesięcznych odwiedzin bloga w ciągu minionych 12 miesięcy. Świętowanie okrągłych liczb pojawiło się w tym roku parę razy. Na przykład w kwietniu pięćsetna osoba zaobserwowała moje konto Google+. W kolejnym miesiącu dodałam 700. wpis na stronie. W listopadzie z kolei mogłam powitać 300. obserwatora poprzez konto na Bloggerze.



W marcu pokusiłam się o wprowadzenie komentowania poprzez Google+, lecz tak szybko jak podjęłam tę decyzję, od razu z niej zrezygnowałam. System ten zupełnie nie przypadł mi do gustu i widziałam w nim same problemy. Liczby mogłam również obserwować na Instagramie, gdzie ogólna ilość udostępnionych zdjęć przekroczyła w połowie roku 900, a dziś dobiega tysiąca. Ten rok przyniósł mi także obserwatorów tego konta, których liczba nie spada od dawna poniżej 400, co jest dla mnie swego rodzaju sukcesem.

Moje konto prężnie rozwijało się na stronie ddob.com. Z niekrytą dumą odkryłam w sierpniu, że zdobyłam 1. miejsce w dziennym rankingu wpisów. Od tamtej pory zaliczam tam spore sukcesy i otrzymuje ichnie trofea, co jest bardzo miłym wynagrodzeniem za czas włożony w przygotowanie postów. W połowie roku odświeżyłam również moje konto na Pinterescie. Zachęcam Was naturalnie do odwiedzin moich mediów społecznościowych.

Sierpień był dość przełomowym miesiącem, w którym zaczęłam bardziej zwracać uwagę na moją obecność w social mediach. Pokonałam pewną barierę i udostępniałam wpisy również na moich prywatnych kontach i społecznościach, do których należę. Wcześniej miałam ogromne obawy, zwłaszcza widząc nieprzychylne komentarze w takich miejscach, lecz pozytywnie się zaskoczyłam i nie żałuję. Już dwa miesiące po rozpoczęciu takiej aktywności cieszyłam się jak głupia z wpisu, który sięga obecnie 2000 wyświetleń, a który jednocześnie jest najchętniej czytanym postem udostępnionym w tym roku. Jest to relacja z Jaskiń St. Beatusa (LINK). W tym roku dwukrotnie przygotowałam aktualizację menu głównego bloga, a kolejną szykuje wraz z początkiem roku, co powoli staje się moim rytuałem.



W ciągu tego roku tematyka bloga powróciła do głównego założenia i tematu. Starałam się skupiać na aspektach turystyczno-jedzeniowych. W dalszym ciągu nie zamierzam jednak rezygnować z typowo lifestylowych treści, więc można śmiało powiedzieć, że blog jest mieszanką tego, co interesuje mnie w danym momencie najbardziej. Wpisy z nowościami zawsze dobrze mi się kojarzyły i sama chętnie przeglądałam takie zbiorcze podsumowania, lecz w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że meczy mnie pokazywanie tego, co kupiłam. Przestało mieć to dla mnie jakikolwiek sens. Tym bardziej że staram się ograniczyć mój konsumpcjonizm i kupowanych rzeczy pojawiało się w ostatnim czasie niewiele. Doszłam do wniosku, że jeśli już pojawią się u mnie jakieś ciekawe nowości, to mogę wrzucić je na jednym zdjęciu na Instagram zamiast poświęcać im cały wpis i ostatecznie zrezygnowałam z fotografowania nowych zakupów.

W roku 2018 nie pojawił się także wpis z „Leksykonu kosmetycznego”. Główną przyczyną była jego długość przygotowania, a przy tym generował on małą ilość wyświetleń, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie jest to dla Was interesujące. Chętnie poznam Waszą opinie w kwestii tej serii (dla przypomnienia w zakładce Uroda). Patrząc na miniony rok, zauważyłam również brak wpisów w Kąciku Pani Domu czy niewykonanie ani jednego tagu bądź odpowiedzi na pytania. Nie zarzekam się jednak, że te wpisy odeszły w zapomnienie i nigdy nie powrócą. Zwłaszcza w kwestii pytań: chętnie stworzę post z odpowiedziami, więc jeśli tylko macie jakieś pytania, to jest to właściwy moment na ich zadanie :)

Niedawno powróciłam na bloga z wznowieniem serii Jedz, pij, żuj w nieco odnowionej formie i mam nadzieję, że powrót do tych wpisów okaże się dla Was ciekawy. Ponownie zaczęłam udostępniać treści, których głównym tematem jest Szwajcaria, co wiąże się głównie z nowymi pomysłami, które co jakiś czas wpadają mi do głowy. Serię Top/Flop zdecydowałam się realizować raz na pół roku, a nie co kwartał. Poza tym pojawiło się sporo jednorazowych wpisów oraz 7 postów o charakterze podsumowującym.



Rok 2018 kończę z liczbą 305 obserwatorów bloga i 549 obserwatorów konta Google+. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim tym, którzy kliknęli w przycisk Obserwuj w ciągu tego roku. Bardzo cieszę się, że zainteresowała Was moja działalność i skrycie wierzę, że nie rozczarowaliście się. Równie mocno (a może nawet bardziej?) dziękuję wszystkim, którzy systematycznie powracają do moich wpisów oraz zostawiają komentarze. Jest to dla mnie ogromnie motywujące!

A teraz zapraszam na zestawienie najchętniej wyświetlanych i najbardziej komentowanych wpisów w ciągu tego roku!

STYCZEŃ
















LUTY















MARZEC



















KWIECIEŃ























MAJ
















CZERWIEC




















LIPIEC













SIERPIEŃ















WRZESIEŃ















PAŹDZIERNIK



























LISTOPAD














GRUDZIEŃ














Jeśli nie widzieliście któregoś z tych wpisów lub chcielibyśmy go sobie przypomnieć, wystarczy kliknąć w jego nazwę, a zostaniecie przeniesieni do pełnego postu. Tak jak wspominałam, jest to także najlepszy moment na pozostawienie pytań, na które mogłabym w niedługim czasie odpowiedzieć i powrócić z serią Pytań i Odpowiedzi.

Dziękuję za Waszą obecność! Przesyłam wirtualne uściski i moc buziaków!

środa, 19 grudnia 2018

Z archiwum #7: Mix zimowych zdjęć

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Nie wiem jak Wy, ale ja w tym roku nie odczuwam tej magicznej, świątecznej atmosfery. Mimo że spadł pierwszy śnieg, sklepy są pełne ludzi szukających prezentów dla najbliższych, dookoła słychać świąteczne melodie, a w moim domu pojawiła się już choinka, tegoroczny grudzień nie jest dla mnie tak świąteczny jak co roku. Wpływ na to może mieć wiele czynników. Praktycznie cały miesiąc jestem zawaloną pracą i wręcz brak mi czasu na odpoczynek. Nie przygotowuję w tym roku również Świąt, ponieważ na ten czas wyjeżdżamy. Skupiam się zatem bardziej na organizowaniu naszej świątecznej wycieczki, niż gromadzeniu zapasów jedzenia czy dekorowaniu domu. Niemniej jednak chciałam wywołać u siebie nieco pozytywnych świątecznych emocji i odkopałam zeszłoroczne zdjęcia świąteczne, których zapewne nie widzieliście, a ja z chęcią się nimi z Wami podzielę i może uda mi się wprowadzić również w Wasze życia odrobinę wyjątkowej atmosfery.


Do miejscowości Einsiedeln wybraliśmy się wraz z moją rodziną podczas zeszłorocznych Świąt. Moi rodzice oraz siostra odwiedzili mnie po raz drugi, tym razem w grudniu, by zobaczyć śnieżną Szwajcarię. Doskonale się złożyło, bo naszą okolicę świetnie zasypało śniegiem, a podążając w głąb kraju trafiliśmy do tego miasteczka, gdzie mieliśmy do czynienia z prawdziwymi zaspami śnieżnymi.



 Einsiedeln to jedno z piękniejszych miast w Szwajcarii, do którego ja mam ogromny sentyment. Choć nie lubię jeździć kilkukrotnie do tych samych miejsc, to tam jest tak magiczna atmosfera o każdej porze roku, że aż odlicza się dni do kolejnego wyjazdu. 



Byliśmy tam już wiele razy, a co więcej nawet mieliśmy mieszkać w samym centrum. Los chciał jednak inaczej, a ja do dziś żałuję, że nie było mi dane wpisywać nazwy tego miasteczka jako moje miejsce zamieszkania. 

Einsiedeln jest znane głównie z kompleksu skoczni narciarskich, więc wielbiciele tego zimowego sportu powinni na pewno je kojarzyć. Poza tym w mieście znajduje się znany klasztor, a w nim postać Czarnej Madonny. Do tego miejsca wędruje wielu pielgrzymów z różnych zakątków świata. Można śmiało powiedzieć, że jest to taki odpowiednik polskiej Częstochowy.


W zeszłym roku pod naszą choinką było pełno prezentów. Święta spędzaliśmy w piątkę i wymyśliliśmy, że na tak wyjątkową okazję (pierwszy raz organizowałam Święta w moim mieszkaniu dla większej ilości osób) warto przygotować coś specjalnego. Każda osoba przygotowała osobny prezent dla każdego. Do tej pory często królowała u nas zasada „prezentów łączonych” lub wspólnych. W dodatku postanowiliśmy spędzić ten czas na wesoło i stworzyć świąteczne zabawy. Był zatem quiz z pytaniami dotyczącymi naszej rodziny, w którym nagrodami były prezenty, a nawet odpowiednik starego teleturnieju „Idź na całość” w wersji świątecznej. Mieliśmy ogromny ubaw, a ten wspólny czas w wesołej atmosferze, bez myślenia o stresie i problemach był nawet cenniejszy od wszystkich materialnych podarunków.


Zeszłoroczny czas w oczekiwaniu na Święta upłynął mi na pieczeniu przeróżnych ciasteczek świątecznych.


Pierwszy śnieg zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy.


Widok na ośnieżone ulice mojego miasta.



Ostatni wyjazd w roku odbył się do Graubünden. Był to również czas pożegnań. Spotkaliśmy się z naszym znajomym, z którym poszliśmy na pyszną kawę do klimatycznej knajpki. Wtedy też po raz ostatni widzieliśmy się z moimi teściami, którzy na dobre wyprowadzali się ze Szwajcarii.


 A Wy czujecie magię Świąt?

sobota, 15 grudnia 2018

Szwajcarskie smaki #2 - Regionalne wypieki

Z ogromną radością obserwowałam rosnące wyświetlenia wpisu o tradycyjnych szwajcarskich potrawach. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że temat kulinariów jest dla Was tak samo ciekawy jak dla mnie. Naturalnie chciałabym kontynuować tę serię wpisów i tworzyć raz na miesiąc podobne zestawienie. Na dziś przygotowałam listę regionalnych wypieków: ciast, tortów i tradycyjnych ciasteczek, które charakteryzują konkretne kantony. Szwajcarię bardzo rzadko traktować można jako całość. Praktycznie w każdej poruszanej kwestii pojawia się magiczne zdanie: „W zależności od kantonu”, dlatego też w moim zestawieniu nie mogło zabraknąć uwzględnienia regionu, w którym króluje podany deser.

Zapraszam na zestawienie 10 tradycyjnych szwajcarskich wypieków. 

Aargau – Rüeblitorte

Bardzo popularnym wypiekiem, który spotkać można w kantonie Aargau (Argowia) jest torcik marchewkowy (Rüebli=marchewka). W ramach ciekawostki dodać mogę, że ten region nazywany jest nawet żartobliwie „Rüebliland”. Podstawą tego ciasta jest masa z jaj i migdałów, wzbogacona o startą marchew. Wypiek wykonuje się w formie do pieczenia tortów. Jego wierzch dekorowany jest lukrem bądź marcepanem. Charakterystyczną cechą jest obecność małych marcepanowych marchewek ułożonych dookoła krawędzi. Same marchewki rzucają się w oczy w każdym supermarkecie.




























Basel – Basler Läckerli

Basel (Bazylea) jest ojczyzną piernikowych ciastek o nazwie Läckerli. Ciasto, z którego wytwarza się te tradycyjne wypieki, składa się z mąki, miodu, kandyzowanych owoców i orzechów. Po wymieszaniu składników rozwałkowuje się je na kształt prostokąta i piecze. Całość wykończyć należy glazurą z cukru. Ważnym elementem jest pokrojenie ciasta na małe kwadraciki. To właśnie w takiej formie noszą one nazwę Läckerli i uważane są za gotowy produkt. Basler Läckerli często spotkać można w sklepach zamknięte w opakowaniach vintage marki Läckerli-Huus.




















Fribourg – Anisbrötli

Wbrew nazwie Anisbrötli to nie bułeczki, lecz małe ciasteczka, które tradycyjnie na wierzchu mają wytłoczony wzór. Ich cechą charakterystyczną jest niewątpliwie sam wygląd, ale także intensywny anyżowy smak. Ciastka te są przy tym białe, na zewnątrz chrupkie, a w środku miękkie. Ze względu na swą wyjątkowość stały się one produktem lokalnym, który dostępny jest jedynie w czasie adwentu i Świąt Bożego Narodzenia.



Graubünden – Bündner Nusstorte

Jednym z najbardziej znanych ciast nie tylko w tym regionie, ale i w całej Szwajcarii jest torcik orzechowy. Jest to okrągłe, płaskie, kruche ciasto wypełnione obficie karmelizowaną masą z grubo posiekanych orzechów. W Szwajcarii jest to jeden z największych eksportowych produktów wśród pieczywa i ciast. Ciekawostka: Ciasto to charakteryzuje się długą datą przydatności. Dobrze przygotowane nawet po 2 miesiącach przechowywania w kuchennej szafce powinno nadawać się do spożycia.



Luzern – Luzerner Birnenweggen

Rodzaj zawijanego ciasta wypełnionego gruszkowym nadzieniem. Nie powinno się mylić tego rodzaju słodkości z chlebkiem gruszkowym, który spotkać można chociażby w Graubünden. Birnenweggen są podłużne i owalne. W ich skład wchodzi ciasto drożdżowe lub francuskie, na które po rozwałkowaniu wykłada się nadzienie i zawija w rulon. Wnętrze tworzone jest na bazie suszonych gruszek. Reszta pozostaje jednak w tajemnicy twórców, stąd też ciastko z gruszkami każdego producenta smakuje nieco inaczej.































Schaffhausen – Schaffhauserzungen

Wypiek w postaci języczków jest duma mieszkańców Schaffhausen od 1886 r. Ta słodycz stworzona jest na bazie orzechów laskowych i migdałów. Dodatkowo wypełniona jest delikatnym maślano-kremowym nadzieniem. Co ciekawe do wytworu tych ciastek nie jest używana mąka. Często nazywa się je po prostu „Züngli” (języczki). Nazwa ta określać ma ich owalny kształt, podobny do ludzkiego języka.


















St. Gallen – Klostertorte

Klostertorte (tort klasztorny) to jedno z najbardziej znanych ciast w kantonie Sankt Gallen, które notabene znane jest również ze swojego klasztoru, więc nazwa nie wzięła się znikąd. Ten rodzaj placka składa się z brązowego, migdałowego ciasta i konfitury. Tort ten często porównywany jest z austriackim Linzertorte, lecz jest od niego mniej słodki.



























Thurgau – Thurgauer Apfelkuchen

Wschodnia Szwajcaria to region najbardziej obfity w jabłka, dlatego też ciasto z tym owocem uchodzi za ich tradycyjny wypiek. Swoją drogą moją wersję tego jabłecznika mogliście zobaczyć już na blogu (LINK). Charakterystyczną cechą tego ciasta jest naturalnie ułożenie nie do końca przeciętych połówek jabłek po okręgu.


Tessin – Panettone

Któż w Szwajcarii nie zna Panettone?! Jest to wręcz bohater królujący na świątecznych szwajcarskich stołach. Wywodzi się on jednak z włoskiego kantonu Tessin (Ticino). Panettone to rodzaj ciasta drożdżowego z dodatkiem rodzynek i kandyzowanych owoców. Często spotkać można je w sklepach pakowane w kartony lub w postaci podłużnych kawałków krojonych na miejscu z metrowych ciast.

























Zug – Zuger Kirschtorte

W kantonie Zug najpopularniejszym ciastem jest torcik wiśniowy. Jest to wypiek z jasnego biszkoptu nasączonego wiśniowym syropem, który znajduje się pomiędzy biszkoptem japońskim. Pomiędzy blatami biszkoptów wyczuć można kremową masę wiśniową, pokrywającą również boki tortu. Wierzch ciasta koniecznie musi być pokryty „śniegiem” (cukier puder wymieszany ze skrobią). Typowy jest także wzór diamentu „wyrysowany w śniegu”.






































Zürich – Hüppen

Hüppen to nazwa określająca rurki wypełnione najczęściej masą czekoladową. Tworzy się je z cienkiego ciastka przypominającego opłatek, który następnie jest zwijany wzdłuż dłuższego boku. Takie rurki wykorzystywane są często w kawiarniach do dekoracji deserów.



Naturalnie szwajcarska kuchnia ma wiele więcej do zaoferowania niż potrawy, które pokazałam w tych dwóch wpisach. Ten temat jest mi na tyle bliski, że chętnie kontynuowałabym go i tu nasuwa mi się pytanie. W jakiej formie chcielibyście by się on pokazywał? Czy lepiej byłoby stworzyć osobny wpis dla każdego kantonu, podzielić regionalne potrawy na kategorie (podobnie jak dziś pod uwagę wzięłam jedynie wypieki), czy może trzymać się jeszcze innego podziału? Chętnie poznam Wasze propozycje.

Czy znacie te regionalne szwajcarskie wypieki?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...