sobota, 28 września 2019

Projekt Denko - sierpień i wrzesień 2019

Przede mną szybki, aczkolwiek bardzo intensywny wyjazd, ale zanim do niego dojdzie, postanowiłam jeszcze na szybko wyskrobać Projekt Denko. Jak zauważyliście już po tytule, po raz kolejny będzie to zestawienie zużytych kosmetyków w ciągu dwóch miesięcy. Podejrzewam, że będzie to nowa tradycja w mojej blogowej rzeczywistości.

Bez zbędnego przedłużania zapraszam na kolejny Projekt Denko!

Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!




1) Pianka pod prysznic Balea Hawaiian Dream

To druga pianka marki Balea, jaką wypróbowałam, i utwierdziła mnie ona w przekonaniu, że są to produkty godne polecenia i zakupu. Gęsta, sprężysta piana o przepięknym zapachu z łatwością rozsmarowywała się po ciele i pozostawiała przyjemne uczucie odprężenia. Idealna do domowego spa.



2) Szampon Garnier Fructis Cucumber Fresh

Szampony tej serii kupiłam w większej ilości, toteż systematycznie je zużywam. Kolejna butelka została wykończona. W moim przypadku szampony Fructis sprawdzają się bardzo dobrze i ten nie jest wyjątkiem. Włosy wyglądały po nim dobrze, były świeże i pachnące. Nie ucierpiała także moja wrażliwa skóra głowy.

3) Tonik do twarzy Nature

Jedno z bardziej udanych odkryć kosmetycznych w ostatnim czasie. W mojej pielęgnacji goszczą ostatnio przede wszystkim produkty sprawdzone, których działania jestem pewna. Po wykończeniu zapasów musiałam jednak zaopatrzyć się w nowy tonik, a na drogeryjnej półce ten był akurat w promocji. Dobra cena i delikatne opakowanie przyciągnęły mnie do zakupu. Ostatecznie byłam z niego bardzo zadowolona. Tonik działał bardzo dobrze. Był delikatny dla skóry, nie pozostawiał podrażnień i ładnie pachniał (niczym guma balonowa). Uwielbiałam poranny kontakt z nim, bo dawał niezwykle przyjemne odświeżenie i od razu budził do życia.



4) Płyn micelarny Bourjois Paris

Mój ulubieniec do oczyszczania twarzy z makijażu. Działa bezbłędnie.

5) Krem pod oczy Naturaline

Delikatny krem przeznaczony do pielęgnacji okolic oczu. Zawiera ekstrakt z alg i jest produktem wegańskim. Kupiłam go, nie znajdując nic innego. Nie zużyłam go jednak do końca ze względu na krótką datę ważności. Nie mam żadnych problemów z tą częścią mojej twarzy, toteż nie widziałam żadnych efektów jego używania, ale tak jest z każdym kremem tego rodzaju. Po prostu profilaktyka.



6-7) Maseczki w płachcie Berrisom

To już ostatnie z zestawu masek, który zakupiłam do testów. Okazało się, że najgorsze pozostawiłam sobie na koniec. Kolagenowa maska z wizerunkiem tygrysa mocno szczypała, a przy tym śmierdziała, jak gdybym wąchała czysty spirytus. Nie polecam. Druga z masek była nieco lepsza w użyciu, lecz nie rewelacyjna. Ot, poprawna maska.



8) Masełko do ust Labello

Pamiętam szał, jaki panował swego czasu na te masełka do ust w różnych smakach. W Polsce sprzedawane pod szyldem Nivea, a w Szwajcarii z kolei jako Labello. Produkt jednak ten sam. Po czasie zastanawiam się, co było faktycznym powodem fenomenu tego produktu, bo z całą pewnością nie działanie. W moim odczuciu było ono bardzo krótkotrwale. Odmówić nie można im jednak rozkosznych zapachów.



9) Pomadka ochronna Balea Intensiv

Jak widać zrobiłam małe czystki w łazienkowych szafkach, więc do Denka trafiła również pomadka Balea, którą kiedyś wyciągnęłam z kalendarza adwentowego. Leżała ona bez użytku od dobrego roku, a i pewnie tyle samo czasu jest już przeterminowana. Byl to kolejny produkt, który dawał jakieś działanie, lecz na krótką chwilę. By cieszyć się dobrze nawilżonymi ustami musiałabym nakładać ją chyba co 30 minut. Ostatecznie bez żalu żegnam się z nią.

10) Pianka do golenia Gillette Satin Care

Ogromnie polubiłam się z piankami Gillette i uważam, że są to zdecydowanie najlepsze produkty do golenia, jakie znaleźć można na rynku. Co dla mnie bardzo ważne: nie podrażniają skóry, a po goleniu pozostawiają ją gładką i miękką, na tyle że nie muszę nakładać dodatkowych kremów.



11) Balsam po przedawkowaniu słońca Lirene

Jak widać prawie nie używany. Kupiłam go wieki temu i użyłam może trzy razy. Obecnie nie doprowadzam mojej skóry do momentu przedawkowania słońca i nie narażam się na poparzenia słoneczne, więc nie był mi on więcej potrzebny.

12) Puder matujący Rimmel Stay Matte

Po niezbyt korzystnym pierwszym kontakcie z tym pudrem postanowiłam dać mu ponownie szansę. Za drugim razem szczerze go pokochałam. Puder świetnie matowił twarz, nie zapychał jej i dawał ładne wykończenie makijażu. Przy tym wyglądał bardzo naturalnie. Szczerze w nieszczęściu. Chętnie kupowałabym go częściej, lecz w Szwajcarii nie mogę już spotkać Rimmela stacjonarnie.


13) Płyn do płukania ust Dentofit

W tej kategorii zazwyczaj sięgam po dobrze znany płyn Colgate, lecz tym razem zrobiłam wyjątek (głównie z powodu mojego lenistwa). W tym przypadku wydać mogę pozytywną opinię. Płyn był delikatny, niedrażniący, a przy tym dobrze odświeżał. Będę częściej po niego sięgać.



14-15) Pasty do zębów: Elmex Kariesschutz i Sensitive Plus

16) Mydło w płynie I am Minty Cucumber

Klasyczne mydło w płynie o dobrym działaniu i odświeżającym zapachu mięty i ogórka.



17) Chusteczki nawilżające Hakle

Jak widać opakowanie zużyte mniej więcej do połowy. Zawsze mam problem z odklejającą się częścią do otwierania, przez co chusteczki wysychają i nie nadają się absolutnie do niczego.



18) Płatki kosmetyczne Elkos

19) Gumka sprężynka

Tylko tego rodzaju gumki są w stanie ujarzmić moje włosy i nie zsuwać się z nich.



20) Kosmetyczka Yves Rocher

Jak widać mocno już zużyta.

Kosmetyki męskie:



21) Żel pod prysznic I am Re-Charge 2 in 1 – Przyjemny żel o cudownym, męskim zapachu. Dobry w działaniu, fajnie się pieni.
22) Żel pod prysznic Isana Men Active Cool – Produkt z rodzimego podwórka. Pozostawił po sobie pozytywne wrażenia. Plus za charakterny zapach.
23) Antyperspirant w sprayu Nivea Men Silver Protect – Tradycyjne zużycie mojego męża. Pojawia się w każdym Denku.

Próbki


Zestaw tonik + krem Dado Sens – Poprawny duecik.
Plastry do oczyszczania nosa Dermo pHarma+ - Najlepsze plastry, jakich używałam.

Znacie te kosmetyki?

sobota, 21 września 2019

La Turbie - mała francuska perelka

Wraz z mężem uwielbiamy wycieczki typu objazdówki. Jest to zdecydowanie najlepsza dla nas forma podróżowania, przejeżdżając jakąś trasą zawsze sprawdzam, co ciekawego można zobaczyć „po drodze”. Tym samym nasze wycieczki często nie skupiają się na jednym celu, a my możemy cieszyć się odkrywaniem jeszcze większej ilości miejsc. Tak samo postąpiliśmy podczas zwiedzania Lazurowego Wybrzeża. W drodze powrotnej trafiliśmy zatem do uroczego miasteczka La Turbie.



La Turbie leży nad Monako na wysokości 1150 m po francuskiej stronie. Jest to przykład starego, kamiennego miasteczka z piękną starówką oraz pewnym symbolem, który przyciąga turystów.

























Ciekawa jest sama historia tej mieściny, która wybudowana została na chwałę Cesarza Augusta przez Rzymian. Późniejsza historia była już burzliwa. W czasach średniowiecza miejsce to służyło jako forteca, a następnie została rozebrana przez Ludwika XIV i zamieniona w kamieniołom.

Charakterystycznym punktem, który widać z każdej ulicy jest Trophee d'Augusta – pozostałość statuy, która obecnie wznosi się na wysokość 30 m. Pierwotnie mierzyła ona 49 m, a na jej szczycie ustawiona była statua przedstawiająca Cesarza.

























Całość składa się z ogromnej wieży kamiennej umieszczonej na kwadratowej platformie. Zdobią ją także doryckie kolumny.

By wejść na ten teren trzeba troszeczkę pobłądzić. Tym samym zanim zobaczyliśmy główną atrakcję zwiedziliśmy przy okazji połowę miasteczka, jak i trafiliśmy na zabytkowy cmentarz.

Idąc dalej przed siebie dotarliśmy do wzgórza, z którego rozciągał się widok na piękne Monako, które tak bardzo pokochaliśmy (LINK). Niestety słońce nie pozwoliło na zrobienie dobrego zdjęcia z tej perspektywy, ale nadal pamiętam to uczucie, które nam towarzyszyło.

























By dostać się bezpośrednio do kasy biletowej, należy wybrać na nawigacji adres: 2 Rue Capouane, 06320 La Turbie.

Godziny otwarcia:
od 2. stycznia do 18 maja i od 21. września do 31. grudnia
10:00-13:30 i 14:30-17:00

od 19. maja do 20. września
9:30-13:00 i 14:30-18:30

Bilety wstępu:
bilet normalny – 6 euro
bilet ulgowy – 5 euro


























Widok z wieży jest również imponujący.




Poza symbolem miasta zwiedzić można małe muzeum przybliżające historię tego miejsca. Można tam między innymi zobaczyć odwzorowanie pierwotnego wyglądu statuy.




Wracając do samego miasteczka, ma ono niebywały urok. Powoduje z pewnością uczucie cofnięcia się w czasie. Łączy w sobie styl barokowy, klasycystyczny i średniowieczny. Po przekroczeniu głównej bramy w zabytkowym murze obronnym, znajdziemy się w innym świecie.



























Małe brukowane uliczki wyłączone z ruchu ulicznego, piękne kamienne domy i mnóstwo roślinności. Ma to swój niepowtarzalny klimat.
























Lubicie zwiedzać takie małe miasteczka?

czwartek, 12 września 2019

Cannes w jeden dzień - Co zobaczyć?

W poprzednim wpisie wspominałam Wam już, że Cannes nie zrobiło na mnie pozytywnego wrażenia. Historię zacząć muszę od samego hotelu, z którym już na wstępie mieliśmy problem. Otóż był to pierwszy (i ostatni) raz, gdy bukowaliśmy hotel poprzez biuro podróży. Mój mąż otrzymał kupon rabatowy o wartości 200 fr., a że to kwota, do której w takich miejscach albo trzeba sporo dopłacić za kupno całej wycieczki, albo stracić część tej kwoty (np. przy zakupie samego lotu), postanowiliśmy wykorzystać ją na załatwienie hotelu. Znaleźliśmy ofertę na stronie biura i w taki sposób znaleźliśmy się w Cannes pod rzeczonym hotelem.



Zjawiliśmy się przed czasem, więc logiczne było dla nas, że będziemy musieli zaczekać. Nie chcąc marnować czasu, mieliśmy w planie pozostawienie auta w hotelu (parking miał być w cenie) i spacerek po mieście. W recepcji zastaliśmy kobietę, która patrząc na nasz samochód stwierdziła, że on na parkingu się nie zmieści, bo tam jest miejsce tylko na (tu teatralnie zamachnęła ręką) Smarta! Kto jeździ na wakacje Smartem?! Takim sposobem okazało się, że parking, który jest w cenie (a był to jeden z główniejszych warunków rezerwacji tego hotelu, bo w centrum ciężko o miejsce parkingowe) nam nie przysługuje, a my zostajemy z ciężkim orzechem do zgryzienia.

Recepcjonistka co prawda pokierowała nas na inny parking (oddalony o 7 minut drogi na pieszo pod górę), lecz była to totalna rudera, której nikt nie pilnował i trochę baliśmy się, że naszego auta już nie zobaczymy. Poza tym cennik naliczany był co godzinę, co dawało nam kwotę ponad 40 euro za dobę (my spędziliśmy tam trzy). To trochę duży wzrost kosztów za rzecz, która miała być w cenie.


Rozpoczęły się szaleńcze poszukiwania parkingów w okolicy, próba dogadania się z Francuzami, wśród których nikt nic nie wie. Wyobraźcie sobie tę tragi-komiczną sytuację: obce miasto, brak wi-fi, brak angielskich bądź niemieckich tłumaczeń i my, biedne sierotki, które marnują ponad godzinę na bezsensowne szukanie parkingu, który miał być w cenie! Ostatecznie odnaleźliśmy duży parking podziemny, który miał chyba 10 kondygnacji i był strzeżony 24 h na dobę, a kosztował nas 42 euro za cały pobyt. Voila! Da się! Niestety z bagażami musieliśmy potem dreptać 15 minut pod górkę, ale przynajmniej miejsce było bezpieczne.

























Samego hotelu reklamować nie będę. Choć z zewnątrz robi wrażenie niczym tło do zdjęć gwiazd z czerwonego dywanu (faktycznie czerwony dywan przed wejściem jest), to już pokoje nie wyglądały zbyt dobrze. Jakby co najmniej od 25 lat nikt niczego nie zmieniał. I tu pojawia się właśnie ten fenomen, którego nie rozumiem. Dlaczego hotele wyglądają obecnie tak obskurnie, a nadal mają swoje 4 gwiazdki? Czy to daje się już na zawsze i nikt nie kontroluje, czy hotel nadal jest tego warty? Temu dałabym maksymalnie dwie... a i zdarzało nam się sypać w dwugwiazdkowych pensjonatach, które były czystsze.

W taki sposób dość niekorzystnie rozpocząć się nasz pobyt w Cannes, ale nie to miało wpływu na naszą ogólną ocenę (miałam jakiś nadzwyczajnie dobry humor tego dnia i wszystko przyjmowałam dość swobodnie). Muszę przyznać, że to miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Nie trafiło ono zwłaszcza w nasze turystyczne gusta. Jeśli już ktoś ma maksymalną potrzebę wybrania się tam, to jeden dzień z pewnością mu wystarczy.

























Piaszczysta plaza

Cannes z pewnością wyróżnia się na tle innych plaż na Lazurowym Wybrzeżu swoją piaszczystą plażą. W każdym innym miejscu, które odwiedziliśmy dostęp do morza gwarantowała plaża kamienista, co w moim odczucia nie jest dość przyjemną formą spędzania czasu nad wodą. W Cannes mogliśmy w końcu przejść się po ciepłym piasku. Mała, kameralna plaża, która odkryliśmy gwarantowała nam dodatkowo piękną okolicę.






Szlak murali

Jako że Cannes nie posiada jakiś zachwycających atrakcji, naszym planem było odnalezienie murali o tematyce filmowej. Sprawiło nam to sporo frajdy, a malunki na ścianach budynków wyglądały bardzo fajnie. Moim osobistym faworytem jest gigantyczna M. Monroe.








































Rue Saint-Antoine

To niezwykle uroczy kącik tego miasta. Na każdym kroku znajdują się tam restauracyjki i kawiarenki, które mają niezwykły klimat. W godzinach szczytu wręcz nie da się tam przejść. Stoliki i krzesła wystawione są na zewnątrz wąskiej uliczki, która jest głośna i pachnie pięknie jedzeniem.


Palais des Festivals et des Congrès

Typowy cel wszystkich turystów. Dla mnie zwykły, oszklony budynek wyróżniający się jedynie mnóstwem reklam i billboardów. Dodatkowo tłumy, które pragną zrobić sobie zdjęcie na schodach do tego centrum kongresowego. Taka atrakcja, że aż żadna. O wiele ciekawsza była dla mnie rzeźba kamery owinięta taśmą filmową. Dookoła placu znajdują się odciski rąk sławnych osób, które mogą kogoś zainteresować.







Promenade de la Pantiero

To duża promenada przy porcie, gdzie jest dosłownie wszystko. Duży zajazd autobusowy, setki knajpek, billboardy, ciekawe budynki i gwar dużego miasta. Fajnie spojrzeć na ten widok z góry.




Jachty

Port w Cannes robi spore wrażenie, zwłaszcza jeśli ktoś lubi widok luksusowych łodzi i jachtów. Jak dla mnie jeszcze ciekawiej prezentują się one po zmroku, gdy są pięknie podświetlone. Wieczorny spacer po porcie to zatem mus.







Gusti Italiani

Tuż przy głównej ulicy znajduje się niepozorna knajpka, która zdecydowanie poprawiła ocenę Cannes w naszych oczach. Na pierwszym piętrze sklepu z delikatesami stworzono małą restauracyjkę, która otwarta jest jedynie w porze obiadowej. Panuje tam przemiła, włoska atmosfera. Nie ma oficjalnego menu, a jedynie spis polecanych w danym dniu potraw, w których dominują makarony. Wszystko jest świeże i tworzone z regionalnych produktów, które można następnie kupić piętro niżej. Obsługa była przesympatyczna i mimo bariery językowej (nie wszyscy mówili po angielsku) zostaliśmy potraktowani wyjątkowo. Jedzenie i wino było przepyszne, a deser – przeogromny. Do tego dostaliśmy kilka gratisów do spróbowania, co spowodowało, że do końca dnia nie mogliśmy się ruszyć z łóżka. Ale było warto!


A jakie są Twoje wspomnienia z Cannes?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...