środa, 29 maja 2019

Szwajcarskie smaki #4 - Popularne szwajcarskie napoje

Zapraszam dziś na kolejną odsłonę, która pozwoli Wam poznać szwajcarskie smaki. Do tej pory poruszyłam ten temat trzykrotnie, dlatego zachęcam do zapoznania się z poprzednimi wpisami (Życie w Szwajcarii – Szwajcarskie smaki). Na dziś przygotowałam z kolei dziesięć znanych w kraju serów i zegarków napojów. Wśród nich znajdują się napoje gazowane, soki i trunki alkoholowe. Post ten powstał w dużej mierze z moich obserwacji, a jeśli znacie inne napoje produkowane w Szwajcarii, które kojarzą się z tym krajem, koniecznie dajcie znać, bym mogła zaktualizować tę listę. W moim wpisie nie uwzględniałam win, które są lubiane przez Szwajcarów. Na terenie kraju znajdują się liczne winnice, lecz temat ten zasługuje na nieco więcej uwagi.

Rivella

Bez wątpienia najbardziej znanym napojem szwajcarskim jest Rivella. To właśnie ona przychodzi mi na myśl, gdy ktoś pyta mnie o regionalne produkty. Jest także specjałem, który każdy odwiedzający Szwajcarię musi skosztować. Rivella ma jeden charakterystyczny składnik, który wyróżnia napój spośród innych. W jej składzie znajduje się serum mleczne pochodzące z serwatki. To nietypowe połączenie smaków powoduje, że żaden inny napój gazowany nie jest w stanie się z nią równać. Rivella powoduje skrajne emocje: albo się ją kocha albo nienawidzi. Podstawowym rodzajem jest wersja czerwona (Rot), która produkowana jest od 1952 r. Blau, czyli niebieska Rivella zawiera mniej kalorii, a Grün – wzbogacona jest o ekstrakty z zielonej herbaty. Nowymi rodzajami tego napoju jest wersja Refresh z mniejszą ilością cukru i Holunderblüte o smaku bzu. Swego czasu dostać można było również wariacje smakowe np.: brzoskwinie czy rabarbar, które bardzo mi smakowały, lecz zostały zastąpione przez bez.





Pepita

Pepita to nazwa gazowanej lemoniady, która jest dobrze znana w niemieckojęzycznej części kraju. Jej charakterystyczną cechą jest grejpfrutowy smak, który nadaje gorzkawo-słodki aromat. Szwajcarzy najchętniej sięgają po nią latem, ponieważ jest bardzo orzeźwiająca. Poza oryginalną wersją kupić można jeszcze lemoniadę o smaku pomarańczowym, cytrynowym i w wersji light.

Elmer Citro

Zamknięta w butelce woda źródlana z sokiem cytrynowym. Produkuje się ją w kantonie Glarus i jest jednym ze standardowych produktów tego regionu. Na rynku znajduje się od 1927 r. W jej składzie nie ma środków konserwujących ani stabilizatorów. W smaku przypomina ona orzeźwiającą lemoniadę. Istnieje również zwykła woda mineralna o nazwie Elmer.





Piwo

Według statystyk piwo jest najchętniej wypijanym przez Szwajcarów napojem alkoholowym. Ostatnie badania wykonane zostały w 2006 r. i według nich przeciętny mieszkaniec Szwajcarii wypija rocznie 56 l tego napoju. Najpopularniejszym szwajcarskim piwem jest Feldschlösschen (przy którym już nie jeden połamał sobie język, dopiero sięgając po butelkę). Innym przykładem z kraju serów jest Calanda produkowana w miejscowości Chur (GR). Firma ta eksperymentuje ze smakami, stąd lubiane są także jej wersje Radler oraz wersja „lodowa”. Do znanych piw należą również: Eichhof z Luzern, Schützengarten, Quölfrisch, a panie sięgają chętnie po piwa smakowe Cardinal Eve.





Saurer Most

To rodzaj cydru, popularny napój alkoholowy, który wytwarza się ze sfermentowanego soku jabłkowego. Spożywany jest w całej Szwajcarii, lecz za region dominujący uznaje się Thurgau. Saurer Most sprzedawany jest w specjalnych butelkach z korkiem i jako nieliczne butelki w tym kraju obowiązuje na nie kaucja. W sklepach znaleźć można dwie wersje tego trunku: mętną i klarowną.

Süssmost

W opozycji do tego napoju stoi Süssmost, jego słodka i bezalkoholowa wersja. Jest to rodzaj soku wytwarzanego z jabłek, który wytwarza się w wyniku podgrzewania, lecz nie dopuszcza się do fermentowania, przez co pozostaje bezalkoholowy. Najwięcej producentów tego napoju znajduje się w Szwajcarii Wschodniej. Roczna ilość spożytego soku typu Süssmost wynosi pomiędzy 12 – 25 l rocznie. Istnieją dwa rodzaje tego napoju: Frisch ab Presse to wariant dostępny jedynie jesienią po zbiorach jabłek oraz klasyczny sok pasteryzowany.






Apfelschorle

Kolejnym popularnym napojem wybieranym często w Szwajcarii i proponowanym w niemal każdej restauracji jest Apfelschorle. Jest to mieszanka soku jabłkowego i wody mineralnej. Smakuje ona jak gazowany napój jabłkowy. Poleca się ją podczas i po treningach, ponieważ jest dużym źródłem wody i minerałów.

Appenzeller Alpenbitter

To alkoholowy napój przygotowywany z ziół, który charakteryzuje się gorzkim smakiem. Produkowany jest głównie w regionie Appenzellerland, ale także w Luzern. Napój ten znany jest w całej Szwajcarii, a mieszkańcy tego kraju chętnie go konsumują. Ba! Mówi się nawet o nim jako o szwajcarskim narodowym alkoholu. Jego historia liczy sobie ponad 100 lat. W składzie znajdują się z kolei 42 zioła i przyprawy. Ten rodzaj trunku przyrównać można do bardziej znanego Jägermeistera. Ciekawostką jest fakt, że tego napoju nie wolno przewozić do USA. Jest to spowodowane przez zioła, które zostały zamieszczone na liście zakazanych substancji w tym kraju.




Burgermeisterli

To podwójnie palony ziołowy sznaps o smaku anyżowym. Jest produkowany w regionie Basel i głównie tam jest także spożywany. Chętnie miesza się go z miodem i miętową herbatą. Ten trunek ma 42% zawartości alkoholu. Polecany jest jako środek zapobiegawczy przeciw grypie i przeziębieniu. Niektórzy wykorzystują Burgermeisterli jako aromat do ciast i tart.

C-ICE

Jeden z bardziej kontrowersyjnych szwajcarskich napojów. Jest to bowiem zimna herbata typu Ice-Tea, którą wytwarza się z wody źródlanej, ciemnej herbaty i soku z cytryny. Charakterystycznym składnikiem jest jednak zawarta w środku konopia ze szwajcarskich upraw, których miejsce produkcji nie jest znane. Według producenta napój ten daje wyjątkowe orzeźwienie i „efekt uniesienia”. Jest to legalny trunek w Szwajcarii.



Spotkaliście się z którymś z tych napojów? Znacie inne szwajcarskie trunki?

sobota, 25 maja 2019

Co zwiedzić w Nicei? #2 - Za co pokochałam Lazurowe Wybrzeże.

W pierwszym poście poświęconym Nicei opowiedziałam Wam o wrażeniach, jakie towarzyszyły nam po przyjeździe do tego miasta. Pokazałam także, jakie miejsca udało nam się zobaczyć tego dnia. Nazajutrz postanowiliśmy wybrać się na dwa słynne nicejskie wzgórza. Pierwsze z nich należy do znanych atrakcji, na które przedostać można się ze starówki, a jego zdobycie nie stanowi większego problemu. Mając jeszcze mnóstwo wolnego czasu pokusiliśmy się także o wejście na Mont Boron, nie będąc do końca świadomym, jaki rodzaj wędrówki będzie nam dane pokonać. Widoki jednak rekompensowały wszystkie trudy. Zresztą zobaczcie sami!
























Wzgórze Zamkowe (Colline du Chateau) to charakterystyczne miejsce na mapie Nicei, którego nie można pominąć podczas zwiedzania tego miasta. Położone jest ono w centralnym punkcie, tuż przy starówce. Jest doskonale widoczny z daleka, toteż stanowi dobry punkt orientacyjny. Wyraźnie widać go także z plaży.
























Na Wzgórze dotrzeć można kilkoma sposobami: zawsze jednak przy pomocy schodów. My zdecydowaliśmy się na wejście od strony Starego Miasta. Istnieje także możliwość skorzystania ze schodów wiodących wprost z Promenady Anglików, od strony portu, a także skorzystanie z windy (tej ostatniej jednak nie widzieliśmy).

Zamek górował nad okolicą od XI w., a stworzony został głównie do celów militarnych i obronnych. Położony kiedyś w tym miejscu zamek z cytadelą uznawany był za twierdzę nie do zdobycia. A jednak! W 1706 r. został całkowicie zrównany z ziemią przez wojska Ludwika XIV. Obecnie odnaleźć można jedynie ruiny budowli.




Ruiny zamku oraz element z arkadami to jedne z nielicznych pamiątek po piętrzącej się kiedyś budowli.
























Na terenie całego wzgórza rozciąga się ogromny park z dużą ilością drzew. Patrząc z oddali na ten punkt krajobrazu widać jedynie kępę liści. Ze względu na wiele miejsc przeznaczonych typowo do odpoczynku skupia ono nie tylko turystów, ale także miejscowych. Odwiedzając Wzgórze Zamkowe w godzinach porannych (ok. 10:00) widzieliśmy mnóstwo grupek, które spędzały czas na świeżym powietrzu: ćwiczyły, uprawiały jogę lub czytały książki. Iście sielski krajobraz.

























To jednak nie wszystkie atrakcje, które czekają na rządnego wrażeń zwiedzającego. Na terenie wzgórza odkryć można wiele detali, które przenoszą nas w czasie. Na murach oraz kostce brukowej pokrywającej gdzieniegdzie ziemię wypatrzyć można płaskorzeźby i mozaiki, które nawiązują do czasów starożytnych.






Najwięcej zainteresowania wzbudza imponujący wodospad. Jest on widoczny także z dołu. Woda spływa po kamiennej skale pokrytej roślinnością. Muszę przyznać, że jest to niezwykle kojący widok, zwłaszcza jeśli znajdziemy się w tym miejscu bez wianuszka turystów. My akurat mieliśmy to szczęście.


Wzgórze jest naturalnie świetnym punktem widokowym. Ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że najlepszym takim w okolicy (a w dodatku bezpłatnym). Co krok natknąć można się na specjalne platformy widokowe, z których obejrzeć można miasto z każdej strony. Widok na część Starego Miasta wyróżniającą się swym owalnym kształtem.
























Jeden z brukowanych punktów widokowych. Na jego środku zobaczyć można stół orientacyjny (Plateforme du Chateau), na którym oznaczone są kierunki najważniejszych miejsc na mapie Lazurowego Wybrzeża z uwzględnieniem gór.


























Od strony wschodniej podziwiać można wspaniały port Lympia.




Widok na Promenadę Anglików – główny deptak przy plaży, uchwycony pod różnym kątem.


























Ciekawym elementem spaceru po tym wzgórzu jest rozmieszczenie prac malarskich na punktach widokowych. Artyści inspirowali się naturalnie pięknymi widokami.



Okolica jest pełna roślinności, co dodaje jej niepowtarzalnego uroku i zachęca do spacerów wśród kwiatów. Nawet kolejne schody pokonuje się przyjemniej w takim towarzystwie.





























Najbardziej znanym obiektem, który umożliwia podziwianie krajobrazu jest Wieża Bellanda o wysokości 92 m. Stąd spojrzeć można z góry na starówkę, Promenadę Anglików i Morze Śródziemne. W oddali dostrzec można także lotnisko i odlatujące z niego samoloty.

Pierwotnie wieża ta nosiła nazwę Tour du Mole i stworzona została jako obiekt militarny. Z tego miejsca prowadzono obserwacje morza w obawie przed zaatakowaniem miasta drogą wodną. Niestety oryginalna wieża została doszczętnie zniszczona, więc dziś poruszać można się po jej rekonstrukcji wykonanej w 1826 r. Ciekawostką niech będzie fakt, że początkowo służyła ona jako obiekt wypoczynkowy (hotel), a następnie siedziba muzeum morskiego.


Wzgórze Zamkowe otwarte jest od godz. 8:30 do zachodu słońca (latem do 20:00). Na noc wejścia są zamykane, a odpowiednio wcześniej przy schodach stoją strażnicy, którzy nie wpuszczają nikogo na górę. Wieczorem można jednak podziwiać oświetlone elementy wzgórza.


Tego dnia wybraliśmy się także na wzgórze o nazwie Mont Boron. Geograficznie patrząc, oddziela ono Niceę od Villefranche-sur-Mer. Od Wzgórza Zamkowego znajduje się w odległości 4 km, a osiągnięcie go wcale nie należy do najłatwiejszych. Zdecydowaliśmy się na dotarcie do tego miejsca jedynie ze względu na to, że byliśmy mobilni (mieliśmy ze sobą hulajnogi, które do pewnego momentu ułatwiały nam zadanie). Sugerując się wyznaczoną przez GPS-a drogą dotarcia na szczyt rozpoczęliśmy naszą „mini-wędrówkę”. Napotkaliśmy jednak na ten sam problem, co w przypadku odnalezienia poprawnej drogi do Cimiez. Wszędzie znajdowały się małe prywatne uliczki, które prowadziły jedynie do posesji. Wielokrotnie pokonywaliśmy zatem drogę w górę, by dotrzeć do ślepego zaułka i musieć wracać powrotem.



Poczuliśmy niesłychaną ulgę, gdy w końcu dotarliśmy do głównej drogi. To jednak nie był koniec naszej wyprawy. Mieliśmy bowiem ambicje, by dotrzeć do twierdzy, która znajduje się na samym szczycie. Chwila załamania przyszła w momencie, gdy naszym oczom ukazały się schody prowadzące przez las. A po tych schodach kolejne schody i kolejne … . Wchodząc pod górę powtarzałam sobie w myślach, że w drodze powrotnej będziemy zjeżdżać na hulajnogach, ale w tej chwili musieliśmy je wnosić na własnych barkach. Co jak co, ale zrobiliśmy sobie niezły spacer farmera. Całe szczęście byliśmy dobrze zaopatrzeni w napoje i jedzenie. Tutaj również nie spotka się żadnych sklepów i restauracji. Do samej twierdzy wiedzie już asfaltowa droga, a teren okolicy zmienia się na bardziej pustynny.


























Fort du Mont Alban, bo tak dokładnie nazywa się budynek, o którym mowa, to fortyfikacja wojskowa, która wzniesiona została w połowie XVI w. Obiekt jest bardzo dobrze zachowany, lecz niestety obejrzeć można go jedynie z zewnątrz. Sam wygląd jest jednak godny uwagi. Twierdza zbudowana została na planie prostokąta o wymiarach 46 na 40 m. W narożnych punktach zwieńczona jest bastionami.

Adres: 14 Rue Jules Gilly, 06300 Nice






Nic jednak nie równa się z widokami, jakimi można tam nacieszyć oko. To właśnie stamtąd pochodzi krajobraz, który przychodzi mi na myśl, gdy ktoś wspomni o Lazurowym Wybrzeżu. To ten widok podbił moje serce. To w tym miejscu pokochałam Francuską Riwierę. 

Port i plaża to wspomniana wcześniej miejscowość Villefranche-sur-Mer, z kolei ciągnący się w stronę morza cypel to Saint-Jean-Cap-Ferrat, a konkretniej mówiąc jego dzielnica Le Semaphore. Dodając do tego górski krajobraz, piękne nadmorskie zabudowania i naturalnie niepowtarzalny odcień wody, można odnieść wrażenie, że patrzy się z góry na granice raju na Ziemi.































Mieliście szansę zobaczyć te widoki? Czy Lazurowe Wybrzeże jest na Waszej turystycznej liście marzeń?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...