Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje ksiazek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje ksiazek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 maja 2019

Co (nie) warto czytać? #9 - Alicja w krainie czasów

Nawet nie wiecie, jak długo zbierałam się do napisania tego postu. W moich blogowych notatnikach zapisywałam go co miesiąc na czerwono, a mimo to po prostu go pomijałam. Myślę, że część osób mnie zrozumie. Jakoś nie czułam tej tematyki, a nie chciałam robić niczego na siłę. Od czasu przeczytania sagi Alicja w krainie czasów, którą dziś Wam opiszę, minęło jakieś pół roku. Co nieco pozostało jednak w mojej głowie i w końcu w przypływie weny postanowiłam spisać moje przemyślenia.

Alicja w krainie czasów
Autorka: Ałbena Grabowska
Wydawnictwo: Zwierciadło
Ilość tomów: 3
Cena za pakiet: 89,90 zł



Po kolejną trylogię Ałbeny Grabowskiej sięgnęłam po lekturze Stulecia Winnych (LINK). Trzy tomy tamtej powieści pochłonęłam bardzo szybko i do tej pory bardzo przyjemnie ją wspominam. Z tym większym zainteresowaniem podeszłam do Alicji w krainie czasów. Miałam nadzieję na dobrego następcę.

Tę trylogię zaliczyć można z pewnością do pozycji literatury obyczajowej z elementami fantastycznymi. O ile w Stuleciu Winnych dominowała normalność i historia, która mogłaby opierać się na faktach, to w tym przypadku sytuacja wyglądała nieco inaczej. Już na pierwszych stronach pierwszego tomu pojawia się postać czarownicy, a duży wpływ na fabułę ma czarna magia.



Opowieść o Alicji spisana została w trzech tomach: Czas zaklęty, Czas opowiedziany oraz Czas odzyskany. Wszystkie skupiają się na postaci dziewczynki (następnie kobiety), która posiada niebywałą cechę. W książce poznać można jednak także losy pobocznych bohaterów, osób, które pojawiają się i znikają w życiu bohaterki. Jeśli miałabym odnieść się do samej autorki, to uważam, że jej sposób pisania jest bardzo wciągający. Ałbena Grabowska posługuje się w książkach językiem prostym i zrozumiałym, a przy tym interesującym. Od początku do końca stara się zaciekawić odbiorcę i dobrze utrzymuje jego uwagę. Ta powieść dowiodła dodatkowo jak ogromną fantazją dysponuje pisarka.

Tom drugi trylogii jest najdłuższą z książek (377 stron). Akcja pierwszej części zamyka się na 333 stronach, a ostatnia kończy się po przeczytaniu nieco ponad 300 stron. Po fantastycznym rozpoczęciu przechodzimy do codziennego życia na dworze polskiego rodu hrabiów. Jesteśmy świadkami skandali, radości i smutków oraz ciągu zdarzeń, w którym jedna decyzja wywołuje szereg konsekwencji. W takich okolicznościach rodzi się Alicja, której towarzyszymy od początku jej życia. W pierwszym tomie opowieści akcja posuwa się bardzo szybko na przód. Na kolejnych kartkach książki obserwujemy dziewczynkę, która rośnie, dojrzewa i odkrywa rodzinne sekrety.



Tę część przeczytałam najszybciej i zdecydowanie najbardziej mi się ona podobała. Szybka, wartka akcja powodowała tak duże uczucie zainteresowania, że nie mogłam doczekać się, kiedy ponownie sięgnę po książkę. W dodatku jest ona świetnie osadzona w dawnej epoce. Można doskonale wczuć się w życie „w dawnych czasach”, a przy tym podążać za bohaterką.

Najdłuższa z części, Czas opowiedziany, faktycznie była poświęcona opowieściom. Staram się nie zdradzać zbyt wiele wątków fabuły, by osoby chcące przeczytać tę powieść, przeżyły efekt zaskoczenia, dlatego nie będę wnikać bezpośrednio w zdarzenia, które opisuje książka. Zdradzić muszę jednak, że akcja drugiej części przenosi się do Austrii. Po dramatycznym zakończeniu pierwszego tomu spotykamy Alicję w innym otoczeniu i nowym kraju jako dorosłą kobietę. Następnie jesteśmy świadkami życia zawodowego i pierwszych miłosnych uniesień bohaterki. Co rusz ujawniają się także niezwykłe umiejętności, którymi dysponuje. Drugą część książki spokojnie podzielić można na pół, z czego pierwsza połowa była dla mnie dość ciężka do przejścia. Wielokrotnie zdarzało mi się przewracać oczami i strofowałam się w myślach, że przecież ta książka zawiera elementy fantastyczne, więc trzeba podejść do niej z lekkim przymrużeniem oka.



Część trzecia tej opowieści to ponownie zmiana miejsca akcji i wywiezienie głównej postaci za granicę. Fabuła tego tomu ściśle wiąże się z wybuchem drugiej wojny światowej. Alicja z kolei po raz kolejny zaskakuje swą wszechwiedzą i niezwykłymi umiejętnościami.

Alicja w krainie czasów to druga trylogia tej autorki, która ukazuje życie na przestrzeni wielu lat. Dla mnie niebywałym kąskiem było cofnięcie się do poprzedniej epoki, wejście w życie hrabiostwa, czy w końcu poznanie zasad, jakie niegdyś panowały. Była to niezwykle ciekawa wycieczka w przeszłość, stąd też najlepszą w moim odczuciu częścią był pierwszy tom, przez który bardzo szybko przebrnęłam. 



Do pozostałych części trzeba podejść z pewną rezerwą. Nie nastawiać się na przeczytanie prawdziwej relacji z życia kobiety, która od początku do końca mogłaby opierać się na faktach (po Stuleciu Winnych właśnie w ten sposób podeszłam do Alicji... i było to momentami zgubne). Trzeba mieć także świadomość, że w powieści znajduje się mnóstwo elementów nieprawdopodobnych, praktycznie niemogących przydarzyć się w prawdziwym życiu, a już zwłaszcza nie jednej osobie. Ogólnie jednak jestem zadowolona, że sięgnęłam po tę trylogię i będę nadal śledzić poczynania Ałbeny Grabowskiej. Pozostanę jednak wierną fanką Stulecia Winnych. Planuję zakupić lekturę dodatkową do powieści (Opowiadania o rodzinie Winnych), a w wolnej chwili muszę koniecznie obejrzeć polską adaptację książki w formie serialu.



Czy znacie twórczość Ałbeny Grabowskiej?

sobota, 8 grudnia 2018

Co (nie) warto przeczytać? #8 - Zawsze znajdzie się jakieś "ale"...

Przez moje ręce przeszło ostatnio kilka książek i pomyślałam sobie, że dawno już nie opisywałam żadnych lektur we wpisie. Zazwyczaj jest u mnie tak, że czytam naraz dwie książki: jedną powieść i treść, którą podciągnąć można pod literaturę popularno-naukową, tudzież poradnik. Właśnie kończę trylogię, do której odniosę się w następnym miesiącu. Dziś z kolei mam dla Was trzy pozycje, które przed przeczytaniem wydawały mi się arcyciekawe. Czy ten stan utrzymał się również po ich przeczytaniu?

Tajemnice historii. Niewyjaśnione zagadki wszech czasów.
Autor: Joan Ricart
Wydawnictwo: Olesiejuk
Liczba stron: 254
Cena: 26.99 zł


Pierwsza pozycja w tym wpisie to książka, która powinna być ciekawym kąskiem dla tych, którzy uwielbiają odkrywać nieznane. Przedstawia ona szereg zagadnień, które od lat frapują ludzkość.

Tajemnice historii to książka, którą w zasadzie śmiało mogłabym podpisać jako album. Na uwagę z pewnością zasługuje ładne wydanie. Solidna, gruba okładka przyciąga wzrok doskonale, odwzorowując uczucie tajemniczości. Dodatkowo zawiera ona okładkę zabezpieczającą. Książka ta wyróżnia się pięknymi fotografiami i rysunkami, co powoduje, że aż chce się sięgnąć do ich analizy. Całość składa się z 20 krótkich, niepowiązanych ze sobą rozdziałów. Każdy z nich dotyka innej tajemnicy, wśród których przeczytać można na temat budowy piramid, zaginionych miastach, posagów z Wyspy Wielkanocnej czy Trójkącie Bermudzkim.

Każdy z rozdziałów zbudowany jest w ten sam sposób. Na początku następuje rozbudowany opis zjawiska i jego historii, który przeplatany jest z odpowiedziami na pytania typu „Czy wiesz, że...”. Wszystko to w otoczeniu pięknie wyglądających obrazków, którym nie brakuje szerokich opisów. Często rozmieszczone są one na całe strony. Praktycznie przy każdym temacie stworzona została mapka tudzież plan, które dostosowano do konkretnego tematu. Moim zdaniem jest to bardzo ciekawy zabieg, który pozwala zagłębić się w opisywaną historię. Przykładowo: Sam temat zaginionych miast wydaje się dość abstrakcyjny. Gdy jednak na jednej ze stron ukazuje się rekonstrukcja wyglądu takiej osady, można to sobie z powodzeniem wyobrazić i wejść w ten klimat.

Jeśli miałabym skupić się na samej tematyce, to przyznaję szczerze, że w większości była ona interesująca. W całej książce pominęłam jeden rozdział, który zupełnie mi nie leżał i nie zdobył mojego zainteresowania. Pomimo mojego nastawienia do religii teksty poświęcone tajemnicom chrześcijańskim były dla mnie niezwykle ciekawe, jak i zostały one opisany w taki sposób, który zachęca do zadawania dalszych pytań. Moimi ulubionymi rozdziałami stały się opowieści z doliny Amazonii, między innymi historia Majów i Inków, czy też Wyspy Wielkanocnej.


Jak jednak przeczytać możecie w tytule, ja wszędzie znajdę jakieś „ale”. W tym przypadku nie było inaczej. Głównym zastrzeżeniem co do wydania książki były liczne literówki, źle przedzielone wyrazy podczas przenoszenia do następnej linijki czy samo nieuporządkowanie tekstu, którego każda linijka była innej długości. Takie mankamenty zdecydowanie wpływały na mój odbiór tekstu. W czasie czytania łapałam się na tym, że większą uwagę zwracały właśnie te błędy, aniżeli sama wartość, którą niesie ten album.

Pomimo poruszenia ciekawych tematów, do tekstu również można się przyczepić. A ściślej mówiąc, coś zaznaczyć. Sięgając po tę książkę miałam nieco mylne wyobrażenie o niej. Wmówiłam sobie bowiem, że owe tytułowe tajemnice zostaną w niej rozwiązane. Nic bardziej mylnego! W większości nie znajdziemy odpowiedzi na zadane pytania, a po lekturze może dojść do tego, że będziemy mieć ich jeszcze więcej. Ten swoisty rodzaj albumu jedynie opisuje zjawiska, a nie je wyjaśnia. Koniec końców niewyjaśnione pozostanie na zawsze tajemnicą. Inną kwestią jest to, że opisanie tematu na 5 – 7 stronach jest niemałym wyczynem. Stanowi jednak przy tym pewną pułapkę: osobiście miałam wrażenie niedosytu po zakończeniu każdego rozdziału. Zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył film 10 minut przed zakończeniem.

Błędy, które zmieniły bieg historii
Autor: Romuald Romański
Wydawnictwo: Bellona
Liczba stron: 280
Cena: 14.99 zł


Jest to nieco specyficzna i mało znana lektura poświęcona (jakby się przynajmniej wydawało) błędom, które zaważyły na historii. W tym historycznym, niemal 300-stronicowym wydaniu podjętych zostało sześć głównych tematów, które miały formę rozbudowanych esejów.

Już na początku muszę zaznaczyć, że język, którym została napisana ta książka, jest bardzo ciężki. Nieraz musiałam kilkukrotnie czytać jedno zdanie, bądź cały fragment, by zrozumieć zawiłości krążące po głowie autora. Nie wspominając już o tym, że miałam wrażenie, jak gdyby pisał on jedynie dla siebie i tak, żeby nikt inny tego nie rozumiał. Ja bardzo chętnie sięgam po tematykę historyczną, co zresztą nie raz mieliście szansę zobaczyć, lecz ta książka była dla mnie absolutnym ewenementem i w trakcie jej czytania nachodziły mnie myśli, mówiące o tym, że już wiem, dlaczego tak wiele ludzi historii nie znosi.


Sam tytuł i te nieszczęsne „błędy” jest jak dla mnie zupełnie nieadekwatny do treści. Setki razy przerywałam czytanie, powracałam do strony głównej i zastanawiałam się, gdzie są te błędy. Bo czy można popełnić błąd egoizmu? Egoistką się albo jest, albo nie. Może to być cecha charakteru, bądź jego skaza, ale błąd? To mi zupełnie nie pasuje. O wiele bardziej pasowałby mi tytuł: „Co by było gdyby...”, bo faktycznie taki ciąg zdarzeń był opisywany.

Kilka fragmentów książki (czytaj: parę akapitów) wydało mi się interesujących, lecz ogólne przedstawienie tematów przez tego pana było bardzo meczące. Wyglądało to tak, jak gdyby w swoim wywodzie zaszedł już tak daleko, że sam nie wiedział, jaki był główny temat. Bo jak od bitwy z XII wieku przejść do teraźniejszego poczucia Ślązaków w kwestii nieprzynależenia do żadnego kraju?

Przyznam szczerze, że po kilku miesiącach od jej przeczytania nie jestem w stanie przytoczyć dokładnie treści żadnego z rozdziałów. Książka ta sprawia wrażenie nudnego wykładu starego historyka, który nie przejmuje się tym, że nikt go nie rozumie i dalej brnie w swój zamknięty świat.

Hygge. Duńska sztuka szczęścia
Autorka: Marie Tourell Soderberg
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 224
Cena: Wymiana książkowa; cena oryginalna: 39.99 zł


Książkę poświęconą duńskiej sztuce szczęścia o nazwie Hygge otrzymałam w wyniku wymiany. Nie ukrywam, że o tym nurcie słyszałam bardzo dużo. Samo słówko je opisujące weszło do codziennego języka. Decydując się na wymianę, byłam żywo zainteresowana i podniecona faktem, że dowiem się nieco więcej. W dodatku ta okładka bardzo mnie kusiła. Pomimo całej jasności światełek, przemawiała do mnie aura spokoju, a nawet coś, co kojarzyło mi się nieco ze Świętami.

Rozpoczęłam od okładki i dla mnie jest do najmocniejszy punkt tej lekturki. W teorii jest ona podzielona na 12 rozdziałów, lecz tak naprawdę nie ma w niej co dzielić. Książka ta (choć nie wiem, czy powinnam określać ją tym mianem) zawiera więcej papieru niż treści. W skrócie można powiedzieć, że na 10 króciutkich linijek tekstu wypada jedno wyśrodkowane zdjęcie na stronie. Patrząc na zdjęcia i opisy miałam wrażenie, jak gdybym przeglądała czyiś album ze zdjęciami, zupełnie nie znając tej osoby.


Tak w zasadzie czym jest ten twór? Na pewno nie poradnikiem, jak przez moment myślałam, bo rad nie znalazłam tam żadnych. Jest z kolei pełno wypowiedzi anonimowych dla mnie osób, które opisują, czym jest dla nich „Hygge”. A że mniej więcej każdy człowiek ma podobne wyobrażenie, to czytałam ciągle to samo ubrane w inne słowa. Skończyło się na tym, że przeczytałam ją w jedno popołudnie i poczułam, że każdy może wydrukować zdjęcia z Instagrama i stworzyć książkę. Nie wspominając już o paskudnych spolszczeniach, które zawiera to tłumaczenie. Hyggować? Hygge-rozmowa, hygge-jedzenie? Boże, zlituj się!

Jeśli ktoś chciałby kupić tę książkę, to nadaje się ona … jako ładne tło do zdjęć.

Czytałyście którąś z tych książek?

czwartek, 30 sierpnia 2018

Co (nie) warto przeczytać? #7 - Z innej epoki

Już trzy miesiące minęły od mojego ostatniego wpisu z szybkimi recenzjami książkowymi. Naturalnie w tym czasie nie rezygnowałam z lektur i sięgałam w miarę możliwości do kolejnych pozycji literackich. Nie znalazłam jednak czasu na opisanie ich na blogu, co postaram się dziś nadrobić. Dzisiejsze zestawienie doskonale pokazuje moją fascynację historią i odległymi (mniej lub bardziej) czasami. Każda z książek ma w sobie coś z innej epoki.

Czy są one warte przeczytania?


Rebeka
Autorka: Daphne du Maurier
Wydawnictwo: Iskry Warszawa
Liczba stron: 359
Cena: Prezent. Na tyle widnieje jednak cena: 19000 zł ;)


Rebeka to książka, którą otrzymałam kiedyś od pewnej starszej pani, która pozbywała się swojej kolekcji i sprezentowała mi jedną pozycję do czytania. Przez długi czas nie byłam w ogóle do niej przekonana i dopiero niedawno wygrzebałam ją z zakurzonych pudeł. Z jednej strony fascynowało mnie wejście w świat innej epoki (uwielbiam również wszelkie filmy kostiumowe, a moim marzeniem jest cofnięcie do zaprzeszłych epok i przeżycie w takich warunkach choć jednego dnia), z drugiej jednak strony powieść wydana w 1938 roku, powodowała obawę, że literacko nie będzie to utwór „aktualny“.

Rebeka to powieść, która łączy ze sobą różne gatunki literackie. Można nazwać ją dramatem romantycznym, osadzonym w XIX-wiecznym thrillerem czy w końcu psychologiczną literaturą grozy. Główną bohaterką oraz narratorką jest uboga dziewczyna, która pracuje jako dama do towarzystwa bogatej Amerykanki. Podczas jednego z wyjazdów ze swoją pracodawczynią poznaje tajemniczego wdowca Maxima de Wintera, którego szybko poślubia i zamieszkuje w jego okazałej posiadłości. Na miejscu jednak nie jest ona należycie przyjęta, a służba i cały klimat dworku Manderley przypomina jej o istnieniu „prawdziwej pani de Winter”, która mimo śmierci nadal dzieży władzę w domu.



Powieść ta jest podzielona na 27 rozbudowanych rozdziałów, w których przeczytać możemy głównie odczucia i zachowania młodej mężatki. Ja z chęcią podzieliłabym ją na dwie główne części, z którym w pierwszej dominują właśnie przemyślenia narratorki i obszerne opisy jej przeżyć. Druga część posuwa już akcję mocno naprzód i górę biorą wydarzenia, które szybko nabierają tempa. Staram się posługiwać ogólnikami, gdyby ktoś chciał sięgnąć po tę starą książkę. Ciężko mi nie zdradzić przy tym szczegółów, bo opis książki w zupełności nie zdradza tego, co w rzeczywistości czeka na nas na kartkach.

Przyznam szczerze, że (zachowując mój podział tej lektury) pierwsza część mnie nieźle znudziła. Zawiłe opisy nie sprawiały mi przyjemności w czytaniu i miałam często odruch „przewracania oczami”. Dało się odczuć, że główna bohaterka mówi (a raczej myśli) w kółko to samo. Dwa razy nawet porzucałam jej przeczytanie, szło mi więc bardzo opornie. Po około 250 stronach pojawiła się jednak petarda! Zwrot akcji, który wywołał u mnie głośny okrzyk: „Że co?!”. Nawet trzy razy przeczytałam to, co właściwie się wydarzyło. Od tamtej pory tak wciągnęłam się w fabułę, że nie byłam w stanie się oderwać i przeczytałam ją do końca w jeden wieczór. Akcja stała się wartka, szybka, a ja – jako zwykły czytelnik – czułam to napięcie i zdenerwowanie towarzyszące bohaterom.

Gdybym nie dała tej książce szansy pewnie oceniłabym ją bardzo nisko i nie poleciła do niej zaglądać. Ze względu jednak na świetny punkt zwrotny i odbicie piłeczki w zupełnie nieoczekiwaną stronę jestem bardzo zadowolona, że doczytałam ją do końca, a końcowe wydarzenia były dla mnie niezwykle ciekawe. Na uwagę zasługuje również klimat angielskiej posiadłości z epoki.

Niedyskretnik
Autorka: Therese Oneill
Wydawnictwo: MUZA
Liczba stron: 318
Cena: 39,90 zł


Niedyskretnik to dość popularna lekturka luźno nawiązująca do literatury popularno-naukowej. Kilkukrotnie pojawiała mi się ona przed oczami podczas przeglądania również stron, a że jej tematyka ściśle związana jest z epoką wiktoriańską, która stanowi obiekt mojego szczerego zainteresowania, postanowiłam wrzucić ją do koszyka podczas mojego książkowego zamówienia. Nie ukrywam również, że miałam co do niej spore oczekiwania.

Jak sam opis książki informuje, jest to luźny przewodnik po epoce wiktoriańskiej, gdzie w przeciwieństwie do panujących wtedy konwenansów, nie znajdziemy tematów tabu. We wnętrzu lektury poruszane są tematy wstydliwe, tematy, „o których się nie mówi”. Można zatem w niej przeczytać o drażliwych kwestiach higieny ludzi żyjących w przytoczonej epoce, codziennych problemach kobiet, kwestii ich roli w społeczeństwie, a nawet o tym, jak kobiety radziły sobie z menstruacją.

Całość podzielona jest na 14 rozdziałów, z których każdy porusza inne zagadnienie, lecz tworzą one spójną jedność. Kolejne strony książki opatrzone są również w ilustracje, zdjęcia i plakaty, będące kopią oryginalnych. O ile samo ich pojawienie się uważam za świetny dodatek do treści, to już ich opisy wprawiały mnie wręcz w konsternację i zakłopotanie. Tę część zdecydowanie usunęłabym z książki, ale do tego powrócę za moment.


Sama konstrukcja książki jest bardzo przyjemna. Widocznie rozdzielone są w niej kolejne rozdziały oraz podrozdziały. Każdej zmianie tematu towarzyszy osobny tytuł, a ten zabieg zdecydowanie ułatwia przyswajanie treści lektury. Cytaty również oddzielone są od reszty wywodu autorki. Wraz z nimi przytaczane są źródła owego tekstu oraz ich autor, co zwiększa dodatkowo autentyczność wypowiedzi i pozwala na późniejsze pogłębienie tematu. 

Tematykę książki można byłoby śmiało określić jako pozycję popularno-naukową, która opisuje bez skrupułów problemy i myślenie ludzi, żyjących w XIX wieku. Można byłoby, gdyby nie język, którym napisana jest książka, a który powoduje, że jako czytelnik miałam wrażenie, jakby autorka wyszydzała i kpiła z tematów, które porusza. Pisarka zwraca się w swoim dziele do czytelnika (a raczej czytelniczki, bo forma wypowiedzi ewidentnie skierowana jest do kobiet) per Ty: „Dziękuję, że się zjawiłaś”, „usiądź”, „powiem Ci” itp. Być może komuś odpowiada taki styl wypowiedzi, lecz ja po kilku kartkach czułam się zmęczona takimi przerywnikami. Co innego gdybym słuchała jakiegoś wykładu. W wersji pisanej było to dla mnie meczące. Równie nieprzyjemnie robiło mi się czytając zdania typu: „Z pewnością uważasz, że …”, które zupełnie nie pokrywały się z tym, co faktycznie myślę. A ja nienawidzę, gdy mi się coś wmawia! W pewnym momencie pomyślałam nawet, że nie jestem faktycznym odbiorcą tej książki, bo autorka zakładała z góry, że nie tylko czyta ją kobieta, ale także że nie ma ona pojęcia o epoce wiktoriańskiej czy ogólnej historii i nie wie na przykład, że nie od zawsze istnieje toaleta, a ta epoka wiąże się jedynie z pięknymi sukniami.

Na ponad 300 stronach tylko kilka z nich przedstawia rzeczywiste fakty. Reszta stanowi luźne przytaczanie cytatów i komentowanie ich przez autorkę, od której bije nienawiść do męskiej rasy, a jej zdania zdecydowanie mogłyby znaleźć się na plakatach zawziętych feministek. Czasem przytaczała ona zdania, a już parę linijek dalej zaprzeczała sama sobie, wprowadzając kąśliwe komentarze. Jednym słowem tak szyderczy i kpiący sposób wypowiedzi zupełnie mi nie pasował. Chciałam przeczytać rzeczową lekturę, a nie prześmiewczą opinię feministki na temat mężczyzn i ich postawy wobec kobiet w XIX wieku. Autorka zdawała się nie brać pod uwagę, że ludzie w tamtym okresie posiadali mniejszą wiedzę w różnych dziedzinach i zupełnie nie szanowała konwenansów i zwyczajów, które wtedy panowały. Jak dla mnie powinna darować sobie komentarze w stylu „Olaboga! Śmiejmy się z tego, bo oni byli tacy głupi!”. W końcu to oni wynaleźli tę cholerną toaletę, na której teraz możesz siedzieć!

Podsumowując, książka przytacza kilka ciekawostek z życia codziennego ludzi z epoki wiktoriańskiej. Jeśli komuś nie przeszkadza prześmiewczy humor autorki i fakt, że jej książka stała się poniekąd parodią, może po nią sięgnąć. Również dla osób, które nie mają absolutnie żadnego pojęcia o tych czasach, może być to źródło pewnej szczątkowej wiedzy na ten temat (z zaznaczeniem, że po lekturze sięgnie się do źródeł historycznych i poszerzy swoją wiedzę, a nie oprze się na opiniach pisarki). Ja oczekiwałam od tej książki czegoś innego.

Muzyka żab
Autorka: Emma Donoghue
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 423
Cena: 39 zł


Muzyka żab to powieść, której akcja osadzona jest w końcówce wieku XIX. Już na pierwszych kartkach książki dowiadujemy się o morderstwie barwnej postaci o bujnej przeszłości. Główną bohaterką książki jest jednak Blanche, jej przyjaciółka, która zajmuje się tańcem burleskowym oraz trudni się najstarszym zawodem świata. To o jej życiu możemy przeczytać w fabule tej książki.

Powieść pani Donoghue podzielona jest na 8 głównych rozdziałów, w których akcja przenosi się często z czasu teraźniejszego do przeszłości. Książka ta ma bardzo kontrowersyjny charakter. Nie tylko zawód głównej bohaterki, ale także jej stosunek do kwestii seksualnych czy swojego własnego dziecka wydał mi się dość dziwny. Choć próbowałam zachować duży dystans i patrzeć na bohaterkę bez uprzedzeń, to jednak nie zapałałam do niej sympatią, a wręcz przeciwnie. Wiele jej zachowań wzbudzało raczej u mnie odrazę.


Jak na powieść, która reklamuje się mianem thrillera i opisuje swoją fabulę jako książkę o morderstwie, znajduje się w niej raczej mało na jego temat. Był to w moim odczuciu wątek poboczny, a w głównym świetle stała zawsze Blanche i jej dziwne zachowanie. Autorka starała się odzwierciedlić klimat epoki wiktoriańskiej, co udawało jej się z większym lub mniejszym skutkiem. Samo zakończenie nie powaliło mnie na kolana. Określić mogłabym je jako słabe, a wyjaśnienie zagadki morderstwa to pójście po najmniejszej linii oporu.

Przyznam szczerze, że była to kolejna książka, którą męczyłam. Dwukrotnie nawet przestawałam ją czytać, lecz nie potrafię zostawiać niedokończonych spraw. Książka posiada kilka stron Posłowia, które w całej lekturze wydało mi się najciekawsze. To stamtąd dowiedzieć można się, że książka bazuje na autentycznych wydarzeniach i odwzorowuje rzeczywiste postacie. Można w tym miejscu przeczytać o faktach z życia prawdziwych bohaterów i o ich dalszej historii. Na podstawie tych kilku stron można wywnioskować, że autorka wykonała ogrom pracy, gromadząc materiał do napisania powieści, która mogłaby być naprawdę dobrą książką. Ja o wiele chętniej przeczytałabym historię tego morderstwa i osób z nim związanych bez zbędnej fikcji literacki i dewiacyjnych scen erotycznych. Prawda zawsze obroni się sama.


A czy Wy czytałyście którąś z tych książek? A może znacie wartą polecenia książkę o epoce wiktoriańskiej?

sobota, 19 maja 2018

Co (nie) warto czytać? #6 - Za drugim razem często jest lepiej ...

Ogromnie cieszę się, że kolejny wpis z moimi krótkimi recenzjami książek pojawił się tak szybko. Świadczy to tylko o tym, że mam wystarczająco dużo czasu wolnego, by poświęcić go czytaniu, a sprawia mi to wiele radości. Dzisiejszy post zawiera tytuły, które przeczytałam jako ostatnie przed wyjazdem do Polski. Kończyły mi się wówczas książki, więc sięgnęłam po te, które z jakiś względów ciekawiły mnie mniej lub kiedyś już zaczęłam je czytać, lecz nie dokończyłam ich. Jaki był tego rezultat? Trzy dobre książki, z których każdą mogę polecić.

Jeśli interesują Was moje dokładne opinie, zachęcam do przeczytania całego wpisu!

Córka Kleopatry
Autor: Michelle Moran
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 372
Cena: 37 zł




Zacznijmy od mojego osobistego hitu, który wciągnął mnie w swoją fabułę do cna. Ciekawe jest jednak to, że gdy po raz pierwszy zaczynałam czytać książkę Córka Kleopatry, porzuciłam ją po kilkudziesięciu kartkach i nie miałam w ogóle ochoty do niej wracać. Mój powrót miał jedynie związek z tym, że kończyły mi się książki do czytania, a do wyjazdu do Polski zostały wtedy jeszcze 2 miesiące. Wzięłam ją zatem do ręki z zamiarem, by przeczytać cokolwiek(!). Przypadkowo odkryłam również, że leżała i kurzyła się ona na mojej półce od 2013 roku, bo wtedy też ją zakupiłam. Całe szczęście nadszedł czas na jej przeczytanie i absolutnie zachwyciła mnie ta opowieść oraz sam pomysł na cykl książek, które chciałabym skompletować.

Córka Kleopatry to powieść historyczna, która opowiada losy tytułowej bohaterki. Życie Selene II jest od początku usłane ostrymi kamieniami. Po śmierci rodziców zostaje wywieziona wraz z rodzeństwem do Rzymu, władanego wówczas przez Oktawiana. W taki sposób rozpoczynają się jej losy jako osoby wolnej, a jednocześnie uwięzionej. 

Literatura historyczna ma to do siebie, że często jest mało zrozumiana dla zwykłego czytelnika. Pamiętam, że w czasie szkolnym bywało tak, że nie byłam w stanie połapać się, kto jest kim. Z trudnością przychodziło mi analizowanie zawiłych drzew genealogicznych władców, a na lekcjach operowano nazewnictwem nieistniejących już krain geograficznych, których zasięgów nie mogłam sobie wyobrazić. Wspominam o tym, gdyż już na pierwszych stronach książki pojawiają się bardzo użyteczne informacje. Na początek kalendarium z ważniejszymi wydarzeniami historycznymi, które mają bezpośredni wpływ, bądź dzieją się w czasie trwania książki. Następnie przechodzimy do spisu postaci wraz z wyjaśnieniem zawiłych relacji rodzinnych pomiędzy nimi (wszak w starożytności ludzi rozmnażali się jak szaleni i można momentami odnieść wrażenie, że wszyscy są przyrodnim rodzeństwem) oraz uwzględnieniem ich statusu społecznego, tudzież zawodu. Pomocna w zobrazowaniu opisywanych wydarzeń jest także mapa Cesarstwa Rzymskiego oraz samego Rzymu w czasach panowania Augusta.




Powieść podzielona jest na 20 rozdziałów, których akcja rozgrywa się w ciągu 5 lat. Rozpoczyna się jeszcze w Aleksandrii, a kończy w Rzymie. Narratorką jest Selene, czyli tytułowa córka Kleopatry. W książce przeczytać można wycinek historii z jej życia, opisane jej oczami wydarzenia, w których brała udział oraz odczucia, które jej towarzyszyły. Naturalnie nikt nie jest w stanie odgadnąć czyichś uczuć, jak i nie można odwzorować w 100% zdarzeń, które miały miejsce w starożytności, toteż powieść Michelle Moran jest połączeniem fikcji literackiej z elementami historycznych wydarzeń oraz mentalności ludzi tamtego okresu.

W książce z łatwością odnaleźć można pełną zwrotów akcji i wciągającą fabułę. Czytelnik nie tylko przesuwa oczami po opisie uczuć bohaterki, lecz jest w stanie doskonale wczuć się w jej sytuację, pomimo panującej różnicy wieków. Powieść nie stroni od opisu romansów, odwzajemnionej (a czasem nie) miłości. Z drugiej strony sprytnie wplata również elementy intryg, a nawet pokazuje bestialstwo starożytnych Rzymian i sposoby ich postępowania, które w tamtym czasie były czymś zupełnie normalnym, a dziś bardziej szokują niż wywołują zrozumienie.

Ciekawą cechą tej książki jest również fakt zawarcia w niej wielu detali politycznych: próby obalenia władzy, korupcje rządowe, funkcjonowanie sądów itp. Całość z jednej strony uświadamia nam jak jednocześnie przy ogromnym rozwoju technologicznym i ukształtowaniu rygorystycznych zasad moralnych, nadal pozostajemy oddaleni zaledwie kilka kroków od ludzi żyjących w latach p.n.e.

Fabuła powieści jest niezwykle wciągająca. Osobiście czekałam tylko, by nadarzyła się chwila wolnego czasu i bym miała szansę na doczytanie kolejnego rozdziału. Koniec książki zaspokaja jeszcze naszą ciekawość, zawierając Posłowie, w którym dowiedzieć możemy się, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów. Nota historyczna przedstawia, które z zawartych w książce wydarzeń miały miejsce w rzeczywistości, a co pojawiło się jedynie w wyobraźni autorki. Niemniej jednak nawet zmyślone zdarzenia tworzone były na podstawie źródeł historycznych, więc czytając książkę ma się wrażenie, że wszystko to mogło być prawdą. Tekst zawiera wiele łacińskich określeń, a wyjaśnienia do nich również znajdują się na końcu lektury.

Podsumowując, jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu napisania tej książki. Trzeba mieć ogromny talent i otwarty umysł, by połączyć (w tak wysublimowany, a zarazem trafny sposób) fikcję z rzeczywistością, która działa się wiele wieków temu. Powieść zachwyciła mnie do tego stopnia, że zaczęłam szukać informacji o pisarce i odkryłam, że „spod jej pióra” wyszły jeszcze inne powieści, z których wszystkie toczą swą akcję w starożytności. Bez wątpienia będę chciała skompletować sobie całą jej twórczość.


Dziewczyny z okładki
Autor: Theresa Rebeck
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 269
Cena: 29,90 zł



Książkę Dziewczyny z okładki łączy z powyższą powieścią jedna rzecz: miały identyczny początek znajomości ze mną. Do tej lektury miałam również dwa podejścia. Za pierwszym razem skończyło się raptem na kilkunastu kartkach. Dopiero za drugim podejściem pochłonęłam jej zawartość.

Ta książka to opowieść o zdarzeniu, które ma wpływ na życie dotąd nieznanego rodzeństwa. Z dnia na dzień staje się ono sławne i wchodzi w świat show biznesu, poznając jego ciemne strony.

Lektura posiada bardzo ciekawy podział, z którym spotkałam się po raz pierwszy. Podzielona jest ona bowiem na 4 główne części, a w każdej z nich narratorem jest inny członek rodzeństwa. Opowieść rozpoczyna brat, który jest niejako najmniej zamieszany w całą tę show biznesową maskaradę. Następnie do głosu dochodzi każda z sióstr. Gdy zdałam sobie sprawę z takiego zabiegu literackiego, miałam pewną obawę, że te postaci będą do siebie nad wyraz podobne, ale autorka zadbała, by różniły się one od siebie charakterologicznie.




Mimo takiej różnorodności charakterów, która pojawia się w książce, trudno dostrzec w niej bohaterów pozytywnych, a nawet ciężko ich polubić. Kończąc czytanie tej opowieści, miałam wrażenie, że patrzę oczami wyobraźni na pogubione dzieciaki, które nie zaznały ciepła rodzinnego.

Sama fabuła jest całkiem ciekawa, a jej koniec trzyma w napięciu. Być może ja (i mój destrukcyjny charakter) pociągnęłabym ją jeszcze bardziej w kierunku piekła, ale ostatecznie oceniam ją na czwórkę w pięciogwiazdkowej skali. Książkę tą da się przeczytać, nie męcząc się przy tym.

Wołanie kukułki
Autor: Robert Galbraith
Wydawnictwo: Wydawnictwo dolnośląskie
Liczba stron: 451
Cena: 39,90 zł



Ostatnia z książek, która uchowała się w mojej kolekcji przed przeczytaniem, to powieść kryminalna autorstwa Roberta Galbraitha, który bardziej znany jest pod nazwiskiem J. K. Rowling. Jeśli ktoś z Was jeszcze tego nie wiedział, to miło mi poinformować, że słynna z serii o Harrym Potterze pisarka wydała serię kryminałów pod wspomnianym pseudonimem. Biorąc pod uwagę szum, jaki wytworzył się wokół tej książki, byłam niezwykle ciekawa, czy jest ona faktycznie godna polecenia.

Kryminał opowiada naturalnie o morderstwie i próbie rozwikłania tego tajemniczego zdarzenia przez detektywa z przeszłością. U jego boku pojawia się kobieta, która dzielnie mu towarzyszy w kontekście zawodowym i pomaga w rozwiązaniu zlecenia.

Przyznam szczerze, że objętość książki nieco mnie przeraziła, toteż długo czekała ona na swoją kolej. Dziś mogę powiedzieć, że czyta się ją dość lekko i szybko. Powieść napisana jest łatwym językiem, momentami prostym, a może nawet prostackim, lecz ma to ścisły związek z postaciami, z których ust padają konkretne słowa. Nie ma co ukrywać, że książka skupia się na dwóch czynnikach: opasłych opisach miejsc i wyglądu, które spokojnie podwajają w niej ilość kartek oraz rozmowach z osobami z najbliższego otoczenia zamordowanej dziewczyny. Autorka poprowadziła tę zagadkę kryminalną w następujący sposób: Przez wszystkie kartki książki przewijają się poszlaki (momentami czasem niepewne), a czytelnik jest jedynie świadkiem rozmów z kolejnymi osobami. Rozwiązanie następuje dopiero na ostatnich stronach, gdzie są one wszystkie zebrane do kupy i dopiero wtedy możemy dowiedzieć się, które z zamieszczonych wcześniej informacji były przydatne do odgadnięcia mordercy, a które nie. Obok głównej fabuły wyróżnić można także wątki poboczne dotyczące życia prywatnego głównego bohatera i jego pomocnicy.



Poza opasłymi opisami oraz ciągnącymi się przez wiele kartek dialogami moją uwagę przykuły skomplikowane nazwy miejsc czy nazwiska postaci. Autorce trzeba jednak pogratulować dobrego wplecenia akcji w prawdziwe miejsca, ulice, puby w Londynie. Jeśli ktoś zna to miasto, to może z łatwością wyobrazić sobie poczynania bohaterów.

Nie będę tutaj wypowiadać się o rezultacie poszukiwań mordercy, bo zdradziłabym fabułę, lecz przyznam, że obstawiałam kilka możliwych scenariuszy i w pewnym momencie podejrzewałam każdego. Jeden z nich się spełnił, aczkolwiek wywołał u mnie reakcję: „A jednak to …?”. Ogólnie książka mnie wciągnęła i z chęcią obserwowałam dalsze etapy postępowania detektywa. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na zakup kolejnych części, lecz pierwszą z nich mogę polecić.


Znacie te książki? Czy byłybyście zainteresowane postem z nowościami książkowymi?

sobota, 24 marca 2018

Co (nie) warto przeczytać? #5 - Dwa do jednego.

Mamy już marzec, a to najlepszy czas, by zabrać się w końcu za przedstawienie Wam trzech książkowych pozycji, które przeczytałam w ostatnim czasie. Ilość lektur w mojej małej biblioteczce dramatycznie się ostatnio zmniejsza, a ja czekam tylko na wyjazd do Polski i odebranie kolejnej dawki nowości, które u mnie zagoszczą. Korzystając z okazji, chciałabym podesłać Wam również listę książek, z którymi chcę się już rozstać. Może ktoś poczuje się zainteresowany. Zdjęcia dołączę pod koniec tego wpisu.

A teraz zapraszam już na trzy krótkie recenzje ostatnio przeczytanych książek!

Księga stylu Coco Chanel
Autorka: Karen Karbo
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 265
Cena: 34,90 zł




































Te książkę odkryłam zupełnie przypadkowo na mojej półce, gdyż leżała ona wraz z przeczytanymi już lekturami i mało co w ogóle bym po nią nie sięgnęła. Byłaby to jednak ogromna strata, gdyż już na wstępie powiedzieć mogę, że bardzo mi się ona podobała. Czego oczekiwać od książki, w której nazwie przewija się nazwisko znanej projektantki? Czy będzie to coś w rodzaju biografii? Podtytuł książki brzmi z kolei „Jak stać się elegancką kobietą z klasą”, więc może raczej będzie to poradnik? Mniej więcej takie odczucia towarzyszyły mi, gdy wzięłam ją po raz pierwszy do ręki. Treść jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To dzieło literackie podzielone jest na 12 rozdziałów, z których każdy przedstawia jakąś część życia tudzież cechę charakteru Coco Chanel. Już na pierwszej stronie zobaczyć można wizerunek projektantki w pięknej fotografii portretowej. Każdy rozdział rozpoczyna z kolei cytat, wers, który miał paść z ust tej kobiety.

Fabuła książki została poprowadzona w lekki i przyjemny sposób, łącząc ze sobą wiele różnych stylów. Znajdziemy w niej opowieść autorki, zafascynowanej oryginalnym żakietem z kolekcji Chanel. Jak na książkę, poświęconą w pewnym sensie projektantce i modzie w tekst wplecionych zostało wiele obrazowych opisów materiałów, wykończeń kreacji i ogólnego wyglądu bohaterów opowieści. Momentami w tekście pojawiają się wskazówki, jak stać się kobietą podobną do Chanel i ta część najbardziej przypomina poradnik, lecz napisany w zupełnie inny, zwiewny i łatwy do przyswojenia sposób. Bez zbędnego nadęcia i z przymrużeniem oka. W całość wplecione zostały ciekawe momenty z życia Coco Chanel, które nie tylko dodają lekkiej pikanterii czytanej lekturze, ale także są same w sobie niezwykle ciekawe. Przyznam, że wcześniej nie interesowała mnie sama postać projektantki. Naturalnie znalazłam kilka jej osiągnięć. Wiedziałam, że to jej zawdzięcza się „małą czarną” i perfumy no 5, ale na tym moje zainteresowanie tematem się kończyło. Dzięki tej książce zaczęłam zupełnie inaczej postrzegać tę wyjątkową osobowość i poczułam się prawdziwie zafascynowana jej życiem.


Księga stylu Coco Chanel” ma najkrótsze a jednocześnie najciekawsze zakończenie, z jakim było mi dane się spotkać. Stanowi ono nie tylko podsumowanie całego tekstu, który pojawił się w książce, ale jest również zaskakujący w swej formie. Przedstawienie zasad, którymi kierowała się w życiu projektantka na podstawie 10 przykazań biblijnych było z jednej strony prostym, aczkolwiek genialnym rozwiązaniem na zakończenie historii. Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę i polecam ją nie tylko tym, którzy kochają postać Chanel.

Jak być glam
Autorka: Fleur de Force
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 225
Cena: 34,90 zł

Tę kolorową książkę a'la poradnik otrzymałam w prezencie świątecznym i zabrałam się za jej przeczytanie, wiedząc że nie zajmie mi ona dużo czasu. Niewiele się pomyliłam, gdyż zdołałam przeczytać ją w dwa popołudnia (gdyby się tak sprężyc, to można byłoby wyrobić się w jedno). Na polskim i zagranicznym rynku jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne propozycje książek od znanych Youtuberow. To właśnie jedna z takich książek. Ja nazwałabym ją raczej „zapchajdziurą” na literackim rynku.


Ten „przewodnik po szczęściu i urodzie” napisany został przez zupełnie nieznaną mi Fleur de Force. Książka ta ma odpowiadać na pytanie „Jak być glam?”. Czy po jej przeczytaniu mogę powiedzieć, że została udzielona na nie odpowiedź? Chyba raczej nie. Tę pozycję skierowałabym do młodych czytelniczek, nastolatek, które nie mają pojęcia o podstawach pielęgnacji, makijażu, bądź po prostu dopiero odkrywają w sobie kobiecość. Starsze czytelniczki będą najzwyczajniej w świecie znudzone, gdyż na tych ponad 200 stronach znajdują się podstawy podstaw tego, co każdy w dzisiejszych czasach wie. Autorka stara się w niej wyjaśniać mity urodowe, ale zatrzymuje się przy tak banalnych jak „tłusta skóra również potrzebuje nawilżenia” czy podejmuje temat największej zagadki ludzkości pt. „Co oznacza rysunek słoiczka z liczbą miesięcy na kosmetyku?”.

Praktycznie cała książka opiera się na tym samym schemacie. Opisywane są kolejne etapy (np. tworzenia makijażu) według jakiś odgórnych zasad, po czym następuje magiczne zdanie: „Wszystko i tak zależy od Twoich upodobań” i „Rób tak jak Ci pasuje”, po czym następuje reklama produktów rozpoczynana zdaniem: „Ja używam najczęściej...”. Widząc takie zdanie nawet do 5 razy na każdej kartce odechciewa się czytania. Książka okrojona jest ładnymi zdjęciami, a moją uwagę przyciągnęły zwłaszcza rysunki, które fajnie komponują się z luźną tematyką, lecz tekst pozostawia wiele do życzenia.




































To zupełnie tak jakby upchnąć wszystkie lifestylowe tematy w jedną książkę, a jednocześnie nie wypowiedzieć się na żaden z nich. W momencie, gdy pojawiał się temat, który wydawałoby się, będzie interesujący był on jedynie szczątkowo zaznaczony i potraktowany po macoszemu. Chętnie przeczytałabym więcej o kole barw i wykorzystaniu go w makijażu i ubiorze, a w książce skończyło się na jego pokazaniu. Autorka zaczęła temat szkodliwych substancji w kosmetykach, ale umówmy się, że jedna strona to za mało na dokładne zglebienie tej listy. Poza tym w poradniku znajdują się strony poświęcone tym, co Youtuberka ma w torebce, czy jak przygotowuje się na sklepowe wyprzedaże. Fascynujące. Ta książka powinna znajdować się na dziale dla nastolatek i w ich rękach pozostać.

Prawie w domu
Autorka: Pam Jenoff
Wydawnictwo: GJ Książki
Liczba stron: 336
Cena: 31,90 zł



Prawie w domu” to jedyna powieść w tym zestawieniu, która towarzyszyła mi przez wiele wieczorów. Obszerna lektura opowiada o losach kobiety, wykonującej niebezpieczny zawód, która powraca do rodzinnych stron. Na miejscu okazuje się, że nie będzie jej dane spokojne życie, gdyż powracają do niej demony przeszłości, a śmierć jej chłopaka przed laty wydaje się nie być przypadkiem. Kobieta stara się rozwikłać tę bolesną zagadkę, przy okazji zajmując się ważną, rządową sprawą.

Ta powieść to 23 rozdziały zawikłanej historii, która dzieje się momentami trzytorowo. Z jednej strony mamy ukazane życie prywatne bohaterki i chęć rozwiązania zagadkowej śmierci ukochanego, którego straciła przed laty. Z drugiej wykonuje ona zawód oficera wywiadu, a jej obecne zadanie powiązane jest nie tylko z mafią, ale także z historycznymi wydarzeniami Europy ze środka XX wieku. W książce znajdują się również liczne przemieszczenia w czasie, w których bohaterka powraca z pomocą swojego pamiętnika do czasów studenckich.


Historia napisana jest w ciekawy sposób, a na uwagę zasługują także (a może przede wszystkim) bohaterowie, którzy stworzeni zostali w intrygujący sposób pod kątem psychologicznym. Po raz kolejny mamy tu do czynienia z powielanym ostatnio tematem mentalności małego miasteczka, gdzie wiele osób zamieszanych jest w akcje, ale nikt specjalnie się nie wychyla i dopiero przyparty do muru wyznaje, co wie. Nie chciałabym zdradzać fabuły książki, dlatego powiem tylko, że moim zdaniem to dobra lektura, którą spokojnie oceniłabym na mocną siódemkę w 10cio punktowej skali.
___________________________________________________________________

Na koniec zamieszczam obiecana listę książek, z którymi planuję się rozstać. Być może ktoś byłby zainteresowany wymianą. Już za miesiąc będę w Polsce, więc będę mogła wtedy je wysłać. 

Aleja Chanel no 5 Daniela Farnese 
Lekcja Madame Chic Jennifer L. Scott
Lekcje francuskiego Ellen Sussman 
Piąta aleja, piąta rano Sam Wasson 
Słomiana wdowa Iwona Czarkowska
Ciemniejsza strona Greya, Nowe oblicze Greya E L James 
Jutro John Marsden 
Sekrety urody Koreanek Charlotte Cho 
Cała prawda o Francuzkach Marie Morgane Le Moel 
Tajniki makijażu Red Lipstick Monster 
Księga stylu Coco Chanel Karen Karbo 
Jak być glam Fleur de force 
Prawie w domu Pam Jenoff 
Blisko, coraz bliżej Marek Mis 
Blogerchef. W sieci przepisów 



Kontakt mailowy dla zainteresowanych: dookola-swiata-w-jeden-dzien@wp.pl


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...