Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 sierpnia 2018

Testownia #23: Hydrożelowe maski w płachcie od Neutrogeny

Do napisania tego postu zbieram się już tak długo, że aż wstyd się przyznać. Cały czas staje mi coś na drodze. Tym razem jednak się zaparłam i postanowiłam doprowadzić sprawę do końca. W moje ręce trafiły bowiem maski w płachcie od Neutrogeny i z nieprzekłamaną przyjemnością postaram się je dla Was krótko zrecenzować.

Czy warto je kupić?


O marce

Neutrogena to marka kosmetyków pielęgnacyjnych, której historia rozpoczęła się w roku 1930. Wtedy to Emanuel „Manny” Stolaroff założył firmę kosmetyczną „Natone” w Los Angeles. Początkowo dostarczała ona kosmetyki do salonów piękności, a same produkty były kierowane do znanych gwiazd filmowych. W swej ofercie mieli oni takie luksusowe specyfiki jak rzęsy z prawdziwymi diamentami, a nawet futrem. Po około 10 latach od założenia firma podjęła decyzję o wejściu na rynek detaliczny. Pierwszym kosmetykiem marki było importowane do Stanów Zjednoczonych mydło o naturalnym pH skóry. Prawdziwym przełomem było powstanie tzw. formuły norweskiej – receptury, która pomagała w walce z surowymi warunkami klimatycznymi. Obecnie Neutrogena specjalizuje się w tworzeniu kosmetyków, które przeznaczone są do regeneracji i pielęgnacji najbardziej wymagających części ciała.

Moja paczka

Przy współpracy z Gofeminin otrzymałam do przetestowania paczkę, w której znalazły się 4 hydrożelowe maski w płachcie. Dodatkiem był również mały słoiczek z z tradycyjną wersją nawilżającej maski, której jednak nie opiszę w dzisiejszym teście. Produkty te to nowość na rynku kosmetycznym.



Formuła

Najnowsze maski od Neutrogeny mają bardzo ciekawą formę. Każda z nich składa się z dwóch części: jedna obejmuje czoło i policzki, druga okolicę ust i brodę. W całości stworzone zostały one z hydrożelu, co powoduje, że płachta świetnie przylega do twarzy, idealnie dopasowuje się do jej kształtu, a przy tym można ją dowolnie korygować. Jednym słowem czułam się, jak gdybym miała na sobie drugą warstwę skóry. Według zapewnień producenta zastosowanie takiej maski odpowiada 30-krotnemu użyciu serum. Maski powinno pozostawiać się na twarzy przez okres 15 minut, a pozostałe resztki wmasować w skórę twarzy i dekoltu.

Illuminating Boost


Moja przygoda z najnowszymi produktami Neutrogeny rozpoczęła się od różowej maski z witaminą B3. Już po otwarciu opakowania wyczuć można było bardzo kwiatowy i przyjemny zapach, który utrzymywał się bardzo długo na twarzy, nawet po jej zdjęciu. Maska gwarantowała chłodzące uczucie przez cały czas jej noszenia. Po jej ściągnięciu na twarzy nie pozostało mi zbyt wiele esencji, lecz drobne ślady z łatwością wtarłam w cerę. Szybko się one również wchłonęły. Efekt był bardzo zadowalający: skóra była promienista i pełna blasku. W dotyku była ona przyjemna i miękka. Widać było także, że zyskała sporą dawkę odżywienia. Początek okazał się być wyjątkowo udany!

Ageless Boost


Następnie sięgnęłam po fioletową maseczkę, która zagwarantować miała gładką, młodziej wyglądającą skórę. Produkt ten zawiera składnik o nazwie adenozyna, który spotkać można zwłaszcza w droższych kosmetykach o działaniu przeciwzmarszczkowym. Ta wersja miała również bardzo kwiatowy, a jednocześnie orzeźwiający zapach. Wraz z nałożeniem maski od razu czuć było przeszywający chłód, który w połączeniu z ciepłą skórą twarzy w upalny dzień, spowodował wręcz mały szok termiczny. Po ściągnięciu żelowej płachty z twarzy ponownie zostało mi na niej niewiele esencji. Efekt w tym przypadku był jednak nieco gorszy od wcześniejszej maski (być może po prostu nie była ona dostosowana do moich potrzeb). Cera była miękka w dotyku i wyglądała przyzwoicie, lecz nie zauważyłam w tym przypadku żadnych rewelacji.

Pure Boost


Zdecydowanie najlepiej wspominam maskę oczyszczającą w zielonym opakowaniu, która stworzona została w 100% z serum detoksykującego. Sam zapach maski był nieco roślinny, lecz bardzo delikatny. W składzie znajduje się z kolei ekstrakt z alg. Maski użyłam dokładnie w momencie, gdy moja skóra wolała o pomoc i nastąpił na niej ogromny wysyp niedoskonałości. Po nałożeniu płachty czułam lekkie szczypanie w miejscach, gdzie miałam na twarzy wypryski. Maskę przetrzymałam nawet dłużej niż powinnam, bo 30 minut, ale po tym czasie przeżyłam bardzo pozytywny szok. Widziałam ogromną poprawę wyglądu niedoskonałości, które naturalnie nie zniknęły, lecz zdecydowanie zmniejszyły swe rozmiary i widoczność. Stały się mniejsze i mniej bolesne. Podobał mi się również matowy efekt, jaki maska wywołała na skórze. Ważne było dla mnie także to, że nie spowodowała przesuszenia. Jak dla mnie najlepsza maska Neutrogeny!

Hydro Boost


Ostatnią z masek była intensywnie nawilżająca płachta w kolorze niebieskim. Formuła kosmetyku wzbogacona jest o kwas hialuronowy. Ponownie miałam tu do czynienia z nienachalnym, kwiatowym zapachem. Z oceną tej maski mam największe trudności, gdyż posiadając tłustą cerę, praktycznie nie zdarza mi się mieć większych problemów z przesuszeniem jej. Takie maski zazwyczaj nie wywołują u mnie zachwycających efektów, a jedynie dobre. I tak było również w tym przypadku. Faktem jest jednak, że po ściągnięciu płachty na twarzy zostało mi najwięcej esencji, a podczas jej noszenia czułam dość dotkliwe szczypanie w okolicy nosa. W efekcie końcowym nie spowodowała ona jednak żadnych podrażnień, a twarz wyglądała dobrze.


Podsumowanie

Żelowe maski od Neutrogeny uważam za świetną alternatywę dla tradycyjnych masek w płachcie. Są one zdecydowanie łatwiejsze i szybsze w nałożeniu, a przy tym można je dokładnie dopasować do kształtu różnych twarzy i mieć pewność, że się nie zsunie. Działanie również ocenić mogę jako bardzo dobre, a same produkty mogę śmiało polecić. Bez wątpienia moim ulubieńcem stała się zielona wersja o oczyszczających właściwościach, po którą chętnie sięgnę ponownie. Na drugim miejscu postawiłabym maskę różową. Dwie pozostałe nie były złe, lecz niedopasowane do potrzeb mojej skóry Nie oznacza to jednak, że nie sprawdzą się one u Was. 

Czy miałyście już kontakt z tymi maskami? Jakie były Wasze wrażenia? Czy chciałybyście je wypróbować?

czwartek, 15 lutego 2018

Testownia - Wielki test marki Rituals #1

W grudniu zdecydowanym się na odliczanie do Świąt Bożego Narodzenia wraz z marką Rituals, kupując ich kalendarz adwentowy. Moim głównym założeniem była chęć poznania kosmetyków tej popularnej firmy, z którą nie miałam zbyt wiele do czynienia. Kalendarz adwentowy zawierał przekrój produktów z wielu kategorii, toteż była to doskonała okazja do bliższego poznania się. Od czasu otwarcia poszczególnych okienek intensywnie testowałam wszystko to, co znalazło się w środku. Mogłam wyrobić sobie tym samym pierwszą opinię o marce Rituals, czym chciałabym podzielić się z Wami w dzisiejszym poście.

Jeśli zatem interesuje Cię ta marka, nie wiesz, czy warto kupić ich kosmetyki, bądź po prostu jesteś ciekawa, jak sprawdziła się u mnie, koniecznie musisz zapoznać się z moim zbiorczym wpisem.

Pianki pod prysznic



W kalendarzu znalazły się trzy różne pianki pod prysznic, co zresztą nie powinno nikogo dziwić. Ośmielę się powiedzieć, że są to najpopularniejsze kosmetyki tej marki, na których niejako się ona wybiła. Osobiście byłam ich bardzo ciekawa, a po zużyciu trzech butelek mogę stwierdzić, że moja ciekawość została zaspokojona. Z całą pewnością są to produkty godne uwagi i wypróbowania. Żel znajdujący się w środku należy wydostać za pomocą dozownika, a następnie – przy kontakcie z wodą – zamienia się on w piankę. Uczucia, które towarzyszą temu kosmetycznemu zabiegowi, są niesamowicie przyjemne, gdyż sam produkt ma delikatną konsystencję. Wiele osób śmiało się, gdy opowiadałam o tym fenomenie i przyrównywałam tę czynność do mycia się chmurką, jednak faktycznie pianki wywołały u mnie takie uczucia.

W moje ręce wpadły następujące serie: The Ritual of Anahata, Ayurveda i Hammam. Ich zapachy były bardzo intensywne i nieco orientalne, co zresztą powiedzieć można o wszystkich kosmetykach tej marki. Sam aromat utrzymywał się na ciele jeszcze długo po użyciu. Według moich osobistych preferencji najbardziej zadowolona byłam z doznań zapachowych, które spowodowała czerwona pianka – aromat indyjskiej róży w połączeniu ze słodkimi migdałami. Niebieska butelka zawierająca najbardziej intensywny i ciężki zapach eukaliptusa i rozmarynu była dla mnie najgorszą z nich i na zakup tej serii akurat bym się nie skusiła. Pod nazwą Anahata skrywa się zestawienie palisandru (rodzaj drewna) i sosny.

Jak nie trudno się domyślić większość produktów typu pianki nie należą do zbyt wydajnych. Moje buteleczki miały co prawda tylko 50 ml zawartości (produkt pełnowymiarowy zawiera 200 ml), jednak mimo to dość szybko uległy zużyciu. Moim zdaniem nie są to kosmetyki do codziennego użytku. Usłyszałam kiedyś zdanie, że te produkty to odrobina luksusu podczas domowego spa i z tym zgodzę się w 100%. Bardziej niż praktyczne zastosowanie docenić należy samą przyjemność ich użycia, tę chwilę relaksu, którą dają. Fakt, że można przy nich się zrelaksować i poczuć wyjątkowo. Biorąc pod uwagę ten aspekt, z chęcią zakupię jeszcze pianki Rituals, wypróbowując nowe serie zapachowe, bądź powracając do pięknej indyjskiej róży.

Cena pianek pod prysznic: 12.50 fr/200 ml

Peelingi




Grupą produktów Rituals, na które warto jest zwrócić uwagę, są także peelingi do ciała. Już w pierwszych dniach otwierania kalendarza moim oczom ukazał się słoiczek wypełniony gruboziarnistym peelingiem do ciała. Pochodzący z serii The Ritual of Hammam kosmetyk to połączenie intensywnego zapachu eukaliptusa z rozgrzewającym imbirem (zwróć uwagę, że pod tą samą nazwą kryje się nieco inne połączenie zapachów w zależności od kosmetyku). Całość powstała na bazie soli morskiej. Ten peeling jest o tyle ciekawy, że nie tylko spełnia swoje podstawowe działanie, lecz także koi zmysły swym zapachem. Co prawda aromat jest intensywny, ale przypomina mi produkty lecznicze ułatwiające oddychanie. Gdy tylko zanurzy się nos w słoiczku, czuć odblokowanie dróg oddechowych, ulżenie okolicy zatok (jestem szczególnie wrażliwa na tym punkcie, bo mam problem z zatokami i często miewam zatokowe bóle głowy). Opowiadam jednak ciągle o aromaterapii, a powinnyśmy skupić się na podstawowym działaniu peelingu. Ma on konsystencję soli morskiej, a podczas kontaktu z ciałem wyzwala rozgrzewające uczucie, co było niesamowicie przyjemnym doświadczeniem podczas zimnych wieczorów. Po zmyciu produktu ciało było faktycznie zauważalnie miększe, a martwy naskórek usunięty. Moje opakowanie zawiera 125 g peelingu, produkt pełnowymiarowy mieści 450 g.

Cena: 29 fr/450 g

Ku mojej uciesze kalendarz zawierał także peeling pod prysznic z serii The Ritual of Sakura, która jako jedyna była mi wcześniej znana. Już przy pierwszym kontakcie z tym produktem zadawałam sobie pytanie: „Dlaczego tak późno?”. Z kategorii praktycznych kosmetyków, które nie wymagają dużego wkładu czasowego w ich zastosowanie, jest on bowiem rewelacyjny, a efekt końcowy najlepszy z możliwych do osiągnięcia. W peelingu tym zachwyciła mnie sama konsystencja. Jest to żel, który naszpikowany jest tak ogromną ilością drobnych granulek peelingujących, że przy wykonaniu każdego ruchu ręką po ciele, czuć przyjemne, lekkie, aczkolwiek dosadne ścieranie naskórka. Po spłukaniu czuć, że skóra jest nie tylko wypeelingowana, ale także nawilżona, miękka i wypielęgnowana. Zapach całej serii jest zniewalający i można się od niego uzależnić. Stanowi on bowiem zestawienie mleka ryżowego i kwiatu wiśni. Moja tubka zawiera 70 ml, a ta wartość to z kolei połowa pełnowymiarowego opakowania.

Cena: 15.50 fr/150 ml

Mydła


Tradycyjne mydło w kostce, które miałam szansę wypróbować, miało zapach mandarynki i yuzu. Jeśli nazwa drugiego składniku nic Ci nie mówi, to śpieszę wyjaśnić, że jest to owoc, który swym wyglądem przypomina właśnie mandarynkę. Takie połączenie spowodowało, że mydełko idealnie wpasowało się w świąteczny czas. Jako że nie znalazłam go w obecnej palecie produktów, mogę jedynie przypuszczać, że był to produkt sezonowy, tudzież znajdujący się jedynie w kalendarzu adwentowym. Osobiście nie przepadam za mydłami w kostce, więc pewnie nie szukałabym ich w sklepie Rituals, nawet gdyby były w sprzedaży. Mydełko działało jednak dobrze. Jego zapach był na początku bardzo przyjemny, jednak szybko się ulotnił.

Produkt niedostępny w sprzedaży.

Kosmetykiem, który bardzo zaciekawił mnie rozpiętością swoich zastosowań było czarne mydło z serii The Ritual of Hammam. Po informacji na opakowaniu (ultra-nawilżające czarne mydło) ciężko było mi wywnioskować do czego miałabym go użyć poza tradycyjnym zastosowaniem. Pierwszy kontakt z tym kosmetykiem był dość osobliwy. Czarna gęsta maź pokryła moje ręce. Przy kontakcie z wodą zaczęła wytwarzać się piana, która dokładnie domyła dłonie, nie wywołując żadnego uczucia przesuszenia. Po jakimś czasie zaczęłam jednak szukać dokładniejszych informacji na temat tego specyfiku i okazało się, że z powodzeniem można go używać w formie peelingu.



W jednym z okienek znalazła się szorstka rękawiczka, która jak się okazało stanowi komplet z mydłem. Czarny kosmetyk zastosować można na różne sposoby, lecz najlepsze efekty daje w połączeniu z rękawiczką. Po jej namoczeniu należy ją założyć i przy jej pomocy masować ciało mydłem. Jakie właściwości tego kosmetyku są godne uwagi? Przede wszystkim powinien on dogłębnie oczyścić skórę oraz zatkane pory. Według różnych źródeł może on zastąpić peeling, ale także doskonale przygotowuje ciasto pod kolejne etapy pielęgnacji. Można na przykład wykonać masaż czarnym mydłem, następnie zastosować rozgrzewający peeling, po czym nałożyć na ciało olejek. Początkowy etap pomaga zatem w lepszym wnikaniu kosmetyków na kolejnych etapach. Jest to z pewnością kosmetyk warty zainteresowania i poznania jego szerokiego spektrum działania.

Osobiście zauważyłam, że po wykonaniu masażu czarnym mydłem, ciało jest o wiele bardziej miękkie i przyjemne w dotyku niż po wykonaniu peelingu. Faktycznie powoduje ono dogłębne oczyszczenie. Podobny efekt pozostawia na twarzy: twarz jest dosadnie oczyszczona, ale przy tym nie sprawia wrażenia przesuszonej. Wręcz przeciwnie. Jest miękka niczym po zastosowaniu maseczki nawilżającej.

Cena: 12.50 fr/150 ml

Serum relaksacyjne



To kolejne zaskoczenie, które dotarło do mnie wraz z kalendarzem. Ta mała tubka zawiera 5 ml delikatnego kremu o bardzo mocnym, ale też kojącym zapachu. W składzie produktu znaleźć można miętę chińską oraz składnik yi yi ren. Ilość ziarenka grochu rozprowadzona po twarzy (głównie w okolicy skroni, czoła i nosa) oraz karku pozwala doskonale się zrelaksować i ukoić bóle tychże okolic. Ponownie wspomnę tutaj o moich problemach z zatokami. W styczniu zmagałam się z wielodniowym bólem i gdy tylko miałam chwilę otaczałam się zapachem tego serum, które ulżyło mojemu cierpieniu. Pomogło mi ono również przy uczuciu zesztywniałego karku. Kosmetyk, który ma jednocześnie lecznicze działanie. Jedynym minusem, jaki zauważyłam jest tubka, z której samoistnie wydostaje się produkt.

Cena: 17.50 fr/15 ml

Make-up




Jedynym kosmetykiem kolorowym, który pojawił się podczas odliczania do Świąt była maskara 3 w 1. Ta tubka zawierała 4 ml czarnego tuszu i bardzo dużą szczoteczkę, dzięki której mogłam pomalować oko nawet za jednym machnięciem. Od pierwszego użycia rezultat pozostawiony przez maskarę był bardzo dobry. Rzęsy się nie sklejały, były równomiernie obtoczone tuszem i rozdzielone. Maskara także nadała im efekt wydłużenia, nie osypywała się i utrzymywała na rzęsach praktycznie cały dzień bez zmian. Jest to co prawda produkt nieco kosztowny, ale wart zachodu.

Cena: 25 fr/8.5 ml

Jak widać produkty marki Rituals są bardzo ciekawe i warto jest poświęcić im nieco uwagi i rozpisać się na ich temat. Ze względu na dużą ilość tekstu stwierdziłam, że lepiej będzie podzielić ten test na dwie części. Kontynuację tego wpisu odnajdziecie na blogu już na początku przyszłego tygodnia. Tam też zamieszczę podsumowanie moich doświadczeń z tymi kosmetykami.


Czy któryś z tych kosmetyków szczególnie Cię zaciekawił? A może używałaś już kosmetyków Rituals?

wtorek, 23 stycznia 2018

Openbox: Lush. Co kryją zestawy prezentowe?

Jeśli byliście obecni podczas mojego grudniowego Blogmasu, być może przypominacie sobie prezent, który zrobiłam w ostatnie Święta sama sobie. Były nim 2 zestawy prezentowe z dodatkami do kąpieli Lush. W moim życiu przewinęło się parę produktów tej marki, lecz w dalszym ciągu za mało, bym mogła wydać jakąkolwiek opinię na jej temat i odpowiedzieć na najbardziej nurtujące pytanie: „Czy warto kupić je za taką cenę?”. Jako że sama jestem ogromnie ciekawa, jak prezentują się zakupione przez mnie kule, zdecydowałam się na otwarcie zestawów na blogu – niemal na żywo. W czasie pisania tego postu otwieram te kolorowe pudełka i przekazuję Wam pierwszą reakcję na ich zawartość. Pamiętajcie jednak, że jest to jedynie moje pierwsze wrażenie o tych produktach. Po ich zużyciu planuję przygotować uzupełnienie z dokładnymi informacjami i moją opinią.

Zapraszam na wspólne otwarcie zestawów prezentowych z Lusha!


Zacznijmy od mniejszego prezentu o przekonującej nazwie Happiness. Pod kolorowym papierem kryje się zwykłe, żółte, kartonowe pudełko podklejone z jednej strony taśmą klejącą. Po jego otwarciu naszym oczom ukazuje się wykropkowany napis Olive na wewnętrznej stronie kartonu, a w środku są dwa produkty zabezpieczone piankami. W powietrzu zaczyna unosić się zapach cytrusów.



Brightside to większa kula do kąpieli o czerwono-pomarańczowo-żółtej barwie. Kolory na tym dodatku bardzo ładnie mieszają się ze sobą i wygląda ona bardzo zachęcająco. W zestawie prezentowym kula ta ma 200 g i co ciekawe jest ona o 20 g większa niż ta, którą dostać można w sklepie, kupując ją pojedynczo. Aromatem, który wysuwa się na pierwszy plan, jest mandarynka, a także lekko kwiatowa nuta. Znajduje to potwierdzenie w składzie produktu: mamy w nim olejek z mandarynki i jej pochodnej tangerynki, a także bergamotkę. Jest to kula, której zadaniem jest spowodowanie dużej ilości piany oraz zabarwienie wody na pomarańczowo.

-> Produkt należy rozkruszyć do wanny pod bieżącą wodą.


Avobath to okrągła kula o miętowej barwie z wypukłym napisem Lush na środku. Już po pierwszym powąchaniu na myśl przywodzi ona aromat trawy cytrynowej, który ja bardzo lubię. Ponownie jest to zapach świeży i cytrusowy. Tak jak w przypadku koleżanki z tego duetu tutaj również znajdziemy bermagotkę w składzie. Poza nimi kula składa się także z purée z awokado i olejku z oliwy, które mają spowodować maksymalne nawilżenie skóry podczas kąpieli.

-> Produkt należy wrzucić do wanny podczas napuszczania wody.


Cena zestawu Happiness: 22,50 fr.

Drugi zestaw to SNAP! Zapakowanie tego prezentu odbyło się w identyczny sposób. Z zewnątrz jest on również bardzo kolorowy i przyciągający uwagę. Przewiązany jest jaskrawym sznurkiem. Po ściągnięciu ozdobnego papieru pojawia się znane z wcześniejszego zestawu żółte, kartonowe pudełko. W środku znajdują się tym razem trzy produkty, lecz wypełnienie pakunku jest identyczne jak powyżej.



Kula w kształcie rakiety (Rocket Science) to chyba jeden z bardziej znanych produktów marki Lush. Przynajmniej ja często już go widywałam, ale nigdy nie miałam szansy wypróbowania. Kula ma pojemność 100 g i pachnie ponownie bergamotką i cytryną. Ten dodatek ma powodować całą gamę kolorów w wodzie: od żółtego, przez niebieski, na różowym kończąc. Ma on również za zadanie nadać skórze uczucie jedwabistej miękkości. Powierzchnia kuli jest niejednolita i widać na niej mnóstwo święcących drobinek.

-> Produkt należy wrzucić do wanny podczas napuszczania wody.


Christmas craker to kosmetyczny odpowiednik znanych amerykańskich cukierków z niespodzianką, które daje się na Święta Bożego Narodzenia. Jego środek jest żółty i wieńczy go napis Snap. Końce są w kolorze intensywnego różu. Całość pachnie intensywnie limonką. W środku znajduje się masa olejków: olejek z mirtu, olejek neroli i wspomnianej limonki. Jest to produkt do wywołania dużej piany.

-> Produkt można rozłamać na pół, rozkruszyć do wody lub wrzucić w całości.


Whoosh to produkt, który najbardziej mnie zainteresował. Jest to bowiem galaretka! Naturalnie nie do jedzenia, a do mycia. Można jej używać zarówno w wannie, jak i pod prysznicem. 100 g tego specyfiku zamknięte jest w plastikowym słoiczku, który można w 100% poddać recyklingowi (warto zatrzymać takie opakowania po użyciu, ponieważ gdy oddamy 5 sztuk w sklepie Lush otrzymamy gratis produkt do twarzy – maskę bądź żel do mycia). W skład produktu wchodzą świeży sok z cytryny i ekstrakt z płucnicy islandzkiej. To wszystko sprawia, że kosmetyk ten nadaje perfekcyjne oczyszczenie skórze, a przy tym rozluźnia napięte i zmęczone mięśnie.

-> Produkt powinno przechowywać się w lodówce lub zamrażarce. Zamrożony kosmetyk powinno traktować się jak mydło i w ten sposób umyć całe ciało.


Cena zestawu Snap!: 36,50 fr.

Jak zauważyliście zdecydowałam się na zestawy, które mają bardzo cytrusowe zapachy. Takie świeże aromaty najbardziej lubię i było to moje zamierzone działanie. Najbardziej ciekawa jestem efektów ostatniego z opisywanych produktów, czyli galaretki. Jest to dla mnie zupełna nowość w kwestii kosmetyków i nigdy nie używałam niczego podobnego. Spośród kul wyróżnia się na pewno Christmas Craker. Nie ukrywam, że ciekawi mnie, jaką niespodziankę znajdę w środku!

Używałyście kiedykolwiek kosmetyków marki Lush? Czy macie wśród ich produktów swoich ulubieńców?

czwartek, 26 października 2017

Mix nowości kosmetycznych i przesyłki - wrzesień / październik

Moje pozbywanie się zapasów idzie mi powoli, ale przesuwa się do przodu. Dziś mogę zaprezentować Wam pierwszy wpis z serii haul, który w całości opiera się na produktach, które musiałam kupić z powodu ich braku. Konieczność zmusiła mnie do zrobienia kilku zakupów, co muszę przyznać jest całkiem przyjemnym uczuciem. W końcu nie widzę zalegających kosmetyków w postaci 20 opakowań jednego rodzaju... Dużą część tych nowości stanowią także przesyłki, które otrzymałam w celu przetestowania. Jeśli jesteście ciekawe któregokolwiek z tych produktów, to koniecznie dajcie znać, bym opisała je Wam bliżej w Testowni, w której swoją drogą już dawno żaden produkt się nie pojawił.

Zapraszam na przegląd nowości!

1) Szampon + miniaturka
Marka: Guhl
Rodzaj: Tiefen Aufbau
Sklep: DM
Pojemność: 250 ml + 50 ml
Cena: 3,45 euro



Charakterystyka: Szampon odbudowujący przeznaczony do włosów zniszczonych. Regeneruje, wzmacnia i pielęgnuje włosy dzięki zawartości oleju monoi i keratynie. Nie jest to mój pierwszy kontakt z tym produktem. Chciałam przypomnieć sobie jego działanie przed opisaniem marki na blogu. Skusiła mnie również dołączona miniaturka produktu, którą z powodzeniem zabrałam ze sobą na wyjazd.

2) Peeling myjący
Marka: Terra Naturi
Rodzaj: Orange & Minze
Sklep: Müller
Pojemność: 200 ml
Cena: 4,25 fr.



Charakterystyka: Peeling myjący marki Terra Naturi to produkt wegański, który ma w delikatny sposób usuwać martwy naskórek i gruntownie oczyszczać pory. Przeznaczony do użytku pod prysznicem. Ma intensywny zapach łączący w sobie nuty pomarańczy i mięty. Po wykończeniu wszystkich peelingów Joanny nie został mi żaden produkt w kolejce, toteż musiałam zaopatrzyć się w coś na lokalnym rynku. Wybór padł na tę znaną markę. 

3) Krem do kąpieli
Marka: Tetesept
Rodzaj: Kleopatras Geheimnis
Sklep: Müller
Pojemność: 20 ml
Cena: 1,95 fr.



Charakterystyka: Dodatek do kąpieli w formie zamkniętego w saszetce kremu na bazie mleka, miodu i oleju migdałowego. Zestawienie takich składników ma zabezpieczać skórę przed wysuszaniem i zapewnić jej intensywną pielęgnację. Jedna saszetka produktu przeznaczona jest do jednej kąpieli. Produkt nie zawiera parabenów, silikonów, olejów mineralnych ani mydła. Dostępny również w dużej butelce. Skończyły mi się wszelkie płyny i kule, które mogłabym dorzucić do kąpieli, więc pomyślałam, że sięgnę po markę Tetesept, która jest tu bardzo znana, a ja jeszcze nigdy jej nie używałam.

4) Maszynki do golenia
Marka: Gillette
Rodzaj: Simply Venus
Sklep: DM
Pojemność: 4 szt.
Cena: 1,65 euro



Charakterystyka: Opakowanie jednorazowych maszynek do golenia. Tym razem jest to wersja niebieska (zazwyczaj sięgam po różowe). Maszynki te charakteryzują się podwójnym ostrzem, paskiem nawilżającym, zapewniającym gładkie przesuwanie maszynki oraz rączką w kształcie łezki.

5) Chusteczki do demakijażu
Marka: Bebe
Rodzaj: Young Care
Sklep: Radikal
Pojemność: 2 opak. po 25 szt
Cena: 3,50 fr.



Charakterystyka: Mokre chusteczki to podstawa każdego wyjazdu. Te zakupiłam właśnie w tym celu. Produkt marki Bebe charakteryzuje się 5 cechami: usuwa gruntownie nawet wodoodporny makijaż, nie wymaga zmycia, odświeża twarz, można spokojnie używać go do demakijażu oczu, gdyż nie zawiera alkoholu, przy czym nie wysusza skóry i jest delikatny. Produkt przeznaczony do skóry normalnej.

6) Pasta do zębów
Marka: Elmex
Rodzaj: Karriesschutz
Sklep: Radikal
Pojemność: 2 opak. po 75 ml
Cena: 4,95 fr.


Charakterystyka: Pasta, która najczęściej u mnie gości, to zdecydowanie Elmex. Tutaj dorwałam podwójne opakowanie w korzystnej cenie, więc nie wahałam się kupić.

Przesyłki:

7) Krem BB do nóg
Marka: L'oreal
Rodzaj: Summer Legs; Sublime Bronze
Pojemność: 150 ml
Przesyłka: Toluna


Charakterystyka: Nowy produkt L'oreal póki co wszedł na rynek w krajach norweskich i taki też język znajduje się na opakowaniu, co utrudnia mi jego dokładną charakterystykę. Z tego co zdążyłam zauważyć jest to kosmetyk działający na zasadzie sztucznych rajstop. Nie sądzę, bym chciała go używać, biorąc pod uwagę to, że mamy już jesień i raczej nie będzie już okazji do pokazywania nóg. W dodatku jestem raczej bledziochem i dziwnie wyglądałoby, gdyby moje nogi zdecydowanie odróżniały się kolorem od reszty ciała.

8) Primer retuszujący
Marka: Garnier
Rodzaj: Skin Naturals
Pojemność: 30 ml
Przesyłka: Toluna


Charakterystyka: Jak widać Toluna postanowiła mnie rozpieścić i otrzymałam od niej aż dwa produkty w bardzo krótkim przedziale czasowym. Z tego jestem zdecydowanie bardziej zadowolona. Jest to baza retuszująca niedoskonałości i pory, która ma za zadanie optycznie zmniejszać widoczność przebarwień. Efekt gładkiej skóry powinien pojawić się już po 5 sekundach od aplikacji. Na razie jestem w fazie testów tego produktu. Opakowanie zewnętrzne zostało nieco uszkodzone w trakcie przesyłki.

9) Podkład
Marka: Artdeco
Rodzaj: High Definition Foundation
Odcień: 04 Neutral Honey
Pojemność: 8 ml
Przesyłka: Artdeco



Charakterystyka: Miniaturka od marki Artdeco, którą otrzymałam, zawiera 8 ml podkładu o najjaśniejszym z dostępnych odcieni. Całe szczęście, bo kolor jest dla mnie idealny. Producent zapewnia, że jest to kosmetyk nadający twarzy efekt drugiej skóry i niewidzialnego make-upu. Miałam go na sobie już dwa razy i faktycznie muszę przyznać, że coś jest w tych słowach prawdą, bo krycie jest minimalne i twarz wygląda jak gdyby była pozbawiona makijażu.

10) Krem na dzień
Marka: Vichy
Rodzaj: Slow Age
Pojemność: próbka 1 ml
Przesyłka: Vichy


Charakterystyka: Marka Vichy dba z kolei, bym po zużyciu każdej próbki produktu, miała w zanadrzu kolejny. To już któraś z kolei próbka kosmetyku serii Slow Age, która swoją drogą jest w moim odczuciu świetna. Tę próbeczkę zużyję również z ogromną przyjemnością.

Rabat 25%
Marka: WE


Otrzymałam również imienny rabat na zakupy w sklepie WE na najnowszą kolekcję ubrań damskich i męskich bez kwoty minimalnej.


Czy znacie któryś z tych produktów? Który kosmetyk Was zaciekawił?

wtorek, 15 sierpnia 2017

Haul kosmetyczny - DM i przesyłka z Polski

Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że nie będę kupować żadnych „zapasowych” kosmetyków, póki nie zużyję tego, co mam. Jak mi poszło? Możecie zauważyć na załączonym obrazku... W ramach usprawiedliwienia mogę tylko powiedzieć, że potrzebowałam kremu matującego, a zbliżał się właśnie nasz wyjazd do Niemiec, dlatego zachciałam odwiedzić DM. Tam powstrzymywałam się, jak mogłam, ale ostatecznie kilka produktów trafiło w moje ręce. Duża część tych nowości to natomiast przesyłka z Polski, czyli prezenty od mojej mamy i siostry.  Nie wiem nawet, czy powinnam nazywać ten post nowościami, gdyż większość tych produktów jest mi już dobrze znana.

Zapraszam na dzisiejszy post!




1-2) Żel do mycia twarzy i aktywny krem eliminujący niedoskonałości
Marka: Iwostin
Rodzaj: Purritin
Pojemność: 150 ml i 40 ml
Prezent



Charakterystyka: Żel do mycia twarzy przeznaczony do skóry tłustej, skłonnej do zmian trądzikowych. Dokładnie oczyszcza i nie wysusza skóry. Produkt hipoalergiczny, nie zawiera mydła. Krem eliminujący niedoskonałości o działaniu przeciwtrądzikowym. Długotrwale matuje i nawilża. Sprawdzony zestaw, który niedawno używałam i dzięki niemu kondycja mojej skóry była zdecydowanie lepsza.

3-4) Regenerujące mleczko do ciała i krem do rąk
Marka: Garnier
Rodzaj: Intensywna pielęgnacja
Pojemność: 400 ml i 100 ml
Prezent



Charakterystyka: Mleczko do ciała i krem do rąk wzbogacone w syrop klonu, który gwarantuje intensywną pielęgnację skóry bardzo szorstkiej i suchej. Działa jak opatrunek, wnikając głęboko w naskórek i odbudowując jego warstwę ochronną. Tę serię używam na stopy i sprawdza się rewelacyjnie, tym bardziej cieszy mnie, że będę mogła wypróbować kolejne produkty.

5) Szampon przeciwłupieżowy x 2 szt.
Marka: Isana
Rodzaj: Med
Pojemność: 200 ml
Cena: 4,99 zł


Charakterystyka: Szampon zawiera sole mineralne z Morza Martwego, które chronią włosy i skórę przed wysuszeniem. Produkt zawiera pH 5,5, które wspomaga prawidłowe funkcjonowanie naturalnego filtru ochronnego skóry. Po użyciu pierwszej butelki byłam bardzo zadowolona, dlatego poprosiłam mamę o zakup kolejnych dwóch butelek.

6) Balsam po goleniu
Marka: Balea
Rodzaj: Sensitive
Pojemność: 150 ml
Cena: 2,95 euro



Charakterystyka: Intensywnie pielęgnujący balsam po goleniu do skóry wrażliwej. Zapewnia 24 h nawilżenie. Jest idealny do pielęgnacji wrażliwych partii ciała, po goleniu. Zawiera aloe vera, pantenol i alantoinę. Wypróbowany produkt. Świetnie spełnia swoje zadanie.

7) Matujący krem na dzień
Marka: Alverde
Rodzaj: Beauty & Fruity
Pojemność: 50 ml
Cena: 2,95 euro



Charakterystyka: Matujący krem na dzień z ekstraktem z limonki i masłem shea. Pozostawia skórę przyjemnie miękką i nawilżoną na cały dzień. Sprawia, że jest ona świeża i promienna. Moje pierwsze podejście do Alverde.


8) Antyperspirant w sprayu
Marka: Adidas
Rodzaj: Adipure
Pojemność: 150 ml
Prezent


Charakterystyka: Antyperspirant w sprayu zapewniający 24 h ochronę przed poceniem. Nie zawiera aluminium i alkoholu. Upominek dla mojego męża. 

9-10) BB Krem do nóg
Peeling do twarzy
Marka: Venus
Pojemność: 50 ml i 10 ml
Prezent


Charakterystyka: Magic Legs to krem bb do nóg, który powoduje na skórze efekt rajstop. Nieklejąca formuła zawiera proteiny jedwabiu i aloe vera, które dodają skórze dawkę nawilżenia. Można używać go również na ramiona i dekolt. Peeling do twarzy w formie maseczki. Produkt złuszczający i rewitalizujący.

11-12) Maska oczyszczająca
Krem do twarzy
Marka: Daytox
Rodzaj: Clay Mask, Daily Hydration
Pojemność: 20 ml i 10 ml
Prezent



Charakterystyka: Clay Mask to maseczka z glinki, która uwalnia skórę od niedoskonałości. Zapewnia twarzy promienność. Daily Hydration to antyoksydacyjny krem do twarzy, zapewniający nawilżenie i naturalną regenerację skóry. Redukuje małe zmarszczki i starzenie twarzy.

13-14) Plastry oczyszczające
Maska peelingująca
Marka: Balea
Rodzaj: Soft & Clear
Cena: 1,45 euro i 0,75 euro



Charakterystyka: Plastry oczyszczające na nos, brodę i czoło przeciwko niedoskonałościom i pryszczom. Kombinacja kwasu salicylowego i olejku z drzewa herbacianego doskonale oczyszcza pory. Przy regularnym stosowaniu zabezpiecza przed powstawaniem „nieprzyjaciół”. Peelingujaca maseczka głęboko oczyszcza skórę twarzy. Zawiera takie składniki jak: kwas salicylowy, węgiel aktywowany i cynk. Plastry znam i bardzo lubię. Maseczka to nowość.

15) Glinkowa maseczka mineralna
Marka: Lirene
Rodzaj: Dermal Therapy
Pojemność: 2 x 6 ml
Prezent



Charakterystyka: Zabieg oczyszczający, detox dla zmęczonej skóry. Maska zawiera naturalną glinkę, bogatą w oligoelementy i minerały, które przywracają skórze równowagę i redukują wydzielane sebum.

16) Maska węglowa
Marka: Bielenda
Rodzaj: Carbo Detox
Pojemność: 8 g
Prezent



Charakterystyka: Oczyszczająca maska węglowa o silnym działaniu detoksykującym błyskawicznie poprawia stan skóry suchej i wrażliwej. Zawiera aktywny węgiel. Oczyszcza skórę z toksyn, odświeża, nawilża i regeneruje oraz ujędrnia i wzmacnia cienki naskórek.

17) Kuracja odbudowująca do włosów
Maseczka nawilżająca do twarzy
Marka: Douglas
Rodzaj: Ultimate Shine i Hydrating Mask
Pojemność: 25 ml i 10 ml
Prezent



Charakterystyka: Kuracja regeneracyjna do włosów suchych i matowych. Reguluje gospodarkę wilgocią i naprawia zniszczone partie włosów. Zawiera ekstrakt z mango, keratynę i prowitaminę B5. Nawilżająca maseczka do twarzy przeznaczona jest do skóry suchej i wrażliwej. Maska bezzapachowa, bez syntetycznych barwników i parabanów. 

18) Puder matujący x 2 szt.
Marka: Catrice
Rodzaj: All Matt Plus
Pojemność: 10 g
Cena: 3,45 euro



Charakterystyka: Puder matujący o beztłuszczowej formule. Utrzymuje się do 12 h. Nadaje efekt świeżej i nieskazitelnej cery. Mój ulubieniec wśród pudrów.

Czy używałyście już tych produktów? Jakie macie zdanie na ich temat? A może jesteście ciekawe któregoś z kosmetyków?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...