W
grudniu zdecydowanym się na odliczanie do Świąt Bożego Narodzenia
wraz z marką Rituals, kupując ich kalendarz adwentowy. Moim głównym
założeniem była chęć poznania kosmetyków tej popularnej firmy,
z którą nie miałam zbyt wiele do czynienia. Kalendarz adwentowy
zawierał przekrój produktów z wielu kategorii, toteż była to
doskonała okazja do bliższego poznania się. Od czasu otwarcia
poszczególnych okienek intensywnie testowałam wszystko to, co
znalazło się w środku. Mogłam wyrobić sobie tym samym pierwszą opinię o marce Rituals, czym chciałabym podzielić się z Wami w
dzisiejszym poście.
Jeśli
zatem interesuje Cię ta marka, nie wiesz, czy warto kupić ich
kosmetyki, bądź po prostu jesteś ciekawa, jak sprawdziła się u
mnie, koniecznie musisz zapoznać się z moim zbiorczym wpisem.
W
kalendarzu znalazły się trzy różne pianki pod prysznic, co
zresztą nie powinno nikogo dziwić. Ośmielę się powiedzieć, że
są to najpopularniejsze kosmetyki tej marki, na których niejako się
ona wybiła. Osobiście byłam ich bardzo ciekawa, a po zużyciu
trzech butelek mogę stwierdzić, że moja ciekawość została
zaspokojona. Z całą pewnością są to produkty godne uwagi i
wypróbowania. Żel znajdujący się w środku należy wydostać za
pomocą dozownika, a następnie – przy kontakcie z wodą –
zamienia się on w piankę. Uczucia, które towarzyszą temu
kosmetycznemu zabiegowi, są niesamowicie przyjemne, gdyż sam
produkt ma delikatną konsystencję. Wiele osób śmiało się, gdy
opowiadałam o tym fenomenie i przyrównywałam tę czynność do
mycia się chmurką, jednak faktycznie pianki wywołały u mnie takie uczucia.
W
moje ręce wpadły następujące serie: The Ritual of Anahata,
Ayurveda i Hammam. Ich zapachy były bardzo intensywne i nieco
orientalne, co zresztą powiedzieć można o wszystkich kosmetykach
tej marki. Sam aromat utrzymywał się na ciele jeszcze długo po
użyciu. Według moich osobistych preferencji najbardziej zadowolona
byłam z doznań zapachowych, które spowodowała czerwona pianka –
aromat indyjskiej róży w połączeniu ze słodkimi migdałami.
Niebieska butelka zawierająca najbardziej intensywny i ciężki
zapach eukaliptusa i rozmarynu była dla mnie najgorszą z nich i na
zakup tej serii akurat bym się nie skusiła. Pod nazwą Anahata
skrywa się zestawienie palisandru (rodzaj drewna) i sosny.
Jak
nie trudno się domyślić większość produktów typu pianki nie
należą do zbyt wydajnych. Moje buteleczki miały co prawda tylko 50
ml zawartości (produkt pełnowymiarowy zawiera 200 ml), jednak mimo
to dość szybko uległy zużyciu. Moim zdaniem nie są to kosmetyki do codziennego użytku. Usłyszałam kiedyś zdanie, że te
produkty to odrobina luksusu podczas domowego spa i z tym zgodzę się
w 100%. Bardziej niż praktyczne zastosowanie docenić należy samą
przyjemność ich użycia, tę chwilę relaksu, którą dają. Fakt,
że można przy nich się zrelaksować i poczuć wyjątkowo. Biorąc
pod uwagę ten aspekt, z chęcią zakupię jeszcze pianki Rituals,
wypróbowując nowe serie zapachowe, bądź powracając do pięknej
indyjskiej róży.
Cena
pianek pod prysznic: 12.50 fr/200 ml
Grupą produktów Rituals, na które warto jest zwrócić uwagę, są także
peelingi do ciała. Już w pierwszych dniach otwierania kalendarza
moim oczom ukazał się słoiczek wypełniony gruboziarnistym
peelingiem do ciała. Pochodzący z serii The Ritual of Hammam
kosmetyk to połączenie intensywnego zapachu eukaliptusa z
rozgrzewającym imbirem (zwróć uwagę, że pod tą samą nazwą kryje się nieco inne połączenie zapachów w zależności od kosmetyku). Całość powstała na bazie soli morskiej.
Ten peeling jest o tyle ciekawy, że nie tylko spełnia swoje
podstawowe działanie, lecz także koi zmysły swym zapachem. Co
prawda aromat jest intensywny, ale przypomina mi produkty lecznicze
ułatwiające oddychanie. Gdy tylko zanurzy się nos w słoiczku,
czuć odblokowanie dróg oddechowych, ulżenie okolicy zatok (jestem
szczególnie wrażliwa na tym punkcie, bo mam problem z zatokami i
często miewam zatokowe bóle głowy). Opowiadam jednak ciągle o
aromaterapii, a powinnyśmy skupić się na podstawowym działaniu
peelingu. Ma on konsystencję soli morskiej, a podczas kontaktu z
ciałem wyzwala rozgrzewające uczucie, co było niesamowicie
przyjemnym doświadczeniem podczas zimnych wieczorów. Po zmyciu
produktu ciało było faktycznie zauważalnie miększe, a martwy
naskórek usunięty. Moje opakowanie zawiera 125 g peelingu, produkt
pełnowymiarowy mieści 450 g.
Cena:
29 fr/450 g
Ku
mojej uciesze kalendarz zawierał także peeling pod prysznic z serii
The Ritual of Sakura, która jako jedyna była mi wcześniej znana.
Już przy pierwszym kontakcie z tym produktem zadawałam sobie
pytanie: „Dlaczego tak późno?”. Z kategorii praktycznych
kosmetyków, które nie wymagają dużego wkładu czasowego w ich
zastosowanie, jest on bowiem rewelacyjny, a efekt końcowy najlepszy
z możliwych do osiągnięcia. W peelingu tym zachwyciła mnie sama
konsystencja. Jest to żel, który naszpikowany jest tak ogromną
ilością drobnych granulek peelingujących, że przy wykonaniu
każdego ruchu ręką po ciele, czuć przyjemne, lekkie, aczkolwiek
dosadne ścieranie naskórka. Po spłukaniu czuć, że skóra jest
nie tylko wypeelingowana, ale także nawilżona, miękka i
wypielęgnowana. Zapach całej serii jest zniewalający i można się
od niego uzależnić. Stanowi on bowiem zestawienie mleka ryżowego i
kwiatu wiśni. Moja tubka zawiera 70 ml, a ta wartość to z kolei
połowa pełnowymiarowego opakowania.
Cena:
15.50 fr/150 ml
Tradycyjne
mydło w kostce, które miałam szansę wypróbować, miało zapach
mandarynki i yuzu. Jeśli nazwa drugiego składniku nic Ci nie mówi,
to śpieszę wyjaśnić, że jest to owoc, który swym wyglądem
przypomina właśnie mandarynkę. Takie połączenie spowodowało, że
mydełko idealnie wpasowało się w świąteczny czas. Jako że nie
znalazłam go w obecnej palecie produktów, mogę jedynie
przypuszczać, że był to produkt sezonowy, tudzież znajdujący się
jedynie w kalendarzu adwentowym. Osobiście nie przepadam za mydłami
w kostce, więc pewnie nie szukałabym ich w sklepie Rituals, nawet
gdyby były w sprzedaży. Mydełko działało jednak dobrze. Jego zapach był
na początku bardzo przyjemny, jednak szybko się ulotnił.
Produkt
niedostępny w sprzedaży.
Kosmetykiem,
który bardzo zaciekawił mnie rozpiętością swoich zastosowań
było czarne mydło z serii The Ritual of Hammam. Po informacji na
opakowaniu (ultra-nawilżające czarne mydło) ciężko było mi
wywnioskować do czego miałabym go użyć poza tradycyjnym
zastosowaniem. Pierwszy kontakt z tym kosmetykiem był dość
osobliwy. Czarna gęsta maź pokryła moje ręce. Przy kontakcie z
wodą zaczęła wytwarzać się piana, która dokładnie domyła
dłonie, nie wywołując żadnego uczucia przesuszenia. Po jakimś
czasie zaczęłam jednak szukać dokładniejszych informacji na temat
tego specyfiku i okazało się, że z powodzeniem można go używać
w formie peelingu.
W
jednym z okienek znalazła się szorstka rękawiczka, która jak się
okazało stanowi komplet z mydłem. Czarny kosmetyk zastosować można
na różne sposoby, lecz najlepsze efekty daje w połączeniu z
rękawiczką. Po jej namoczeniu należy ją założyć i przy jej
pomocy masować ciało mydłem. Jakie właściwości tego kosmetyku
są godne uwagi? Przede wszystkim powinien on dogłębnie oczyścić
skórę oraz zatkane pory. Według różnych źródeł może on
zastąpić peeling, ale także doskonale przygotowuje ciasto pod
kolejne etapy pielęgnacji. Można na przykład wykonać masaż
czarnym mydłem, następnie zastosować rozgrzewający peeling, po
czym nałożyć na ciało olejek. Początkowy etap pomaga zatem w
lepszym wnikaniu kosmetyków na kolejnych etapach. Jest to z
pewnością kosmetyk warty zainteresowania i poznania jego szerokiego
spektrum działania.
Osobiście zauważyłam, że po wykonaniu masażu czarnym mydłem, ciało jest o wiele bardziej miękkie i przyjemne w dotyku niż po wykonaniu peelingu. Faktycznie powoduje ono dogłębne oczyszczenie. Podobny efekt pozostawia na twarzy: twarz jest dosadnie oczyszczona, ale przy tym nie sprawia wrażenia przesuszonej. Wręcz przeciwnie. Jest miękka niczym po zastosowaniu maseczki nawilżającej.
Osobiście zauważyłam, że po wykonaniu masażu czarnym mydłem, ciało jest o wiele bardziej miękkie i przyjemne w dotyku niż po wykonaniu peelingu. Faktycznie powoduje ono dogłębne oczyszczenie. Podobny efekt pozostawia na twarzy: twarz jest dosadnie oczyszczona, ale przy tym nie sprawia wrażenia przesuszonej. Wręcz przeciwnie. Jest miękka niczym po zastosowaniu maseczki nawilżającej.
Cena:
12.50 fr/150 ml
Serum relaksacyjne
Make-up
Serum relaksacyjne
To
kolejne zaskoczenie, które dotarło do mnie wraz z kalendarzem. Ta
mała tubka zawiera 5 ml delikatnego kremu o bardzo mocnym, ale też
kojącym zapachu. W składzie produktu znaleźć można miętę
chińską oraz składnik yi yi ren. Ilość ziarenka grochu
rozprowadzona po twarzy (głównie w okolicy skroni, czoła i nosa)
oraz karku pozwala doskonale się zrelaksować i ukoić bóle tychże
okolic. Ponownie wspomnę tutaj o moich problemach z zatokami. W
styczniu zmagałam się z wielodniowym bólem i gdy tylko miałam
chwilę otaczałam się zapachem tego serum, które ulżyło mojemu
cierpieniu. Pomogło mi ono również przy uczuciu zesztywniałego
karku. Kosmetyk, który ma jednocześnie lecznicze działanie.
Jedynym minusem, jaki zauważyłam jest tubka, z której samoistnie
wydostaje się produkt.
Cena: 17.50 fr/15 ml
Cena: 17.50 fr/15 ml
Make-up
Jedynym
kosmetykiem kolorowym, który pojawił się podczas odliczania do
Świąt była maskara 3 w 1. Ta tubka zawierała 4 ml czarnego tuszu
i bardzo dużą szczoteczkę, dzięki której mogłam pomalować oko
nawet za jednym machnięciem. Od pierwszego użycia rezultat
pozostawiony przez maskarę był bardzo dobry. Rzęsy się nie
sklejały, były równomiernie obtoczone tuszem i rozdzielone.
Maskara także nadała im efekt wydłużenia, nie osypywała się i
utrzymywała na rzęsach praktycznie cały dzień bez zmian. Jest to
co prawda produkt nieco kosztowny, ale wart zachodu.
Cena: 25 fr/8.5 ml
Cena: 25 fr/8.5 ml
Jak
widać produkty marki Rituals są bardzo ciekawe i warto jest
poświęcić im nieco uwagi i rozpisać się na ich temat. Ze względu
na dużą ilość tekstu stwierdziłam, że lepiej będzie podzielić
ten test na dwie części. Kontynuację tego wpisu odnajdziecie na
blogu już na początku przyszłego tygodnia. Tam też zamieszczę
podsumowanie moich doświadczeń z tymi kosmetykami.
Czy
któryś z tych kosmetyków szczególnie Cię zaciekawił? A może
używałaś już kosmetyków Rituals?
Mam czerwoną piankę, peeling, balsam i szamponik, zapach ta seria ma obłędny :)
OdpowiedzUsuńMnie tez totalnie zauroczyl :)
UsuńNie miałam nigdy nic z tej firmy...ciekawa jestem Twojej opinii!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
produktów nie miałam jeszcze, jednak uwielbiam pianki pod prysznic :D
OdpowiedzUsuńMiałam od nich 3 zapach, ok, ale bez szału. Marka średnio mnie kusi.
OdpowiedzUsuńNaturalnie kwestia gustu ;)
UsuńKosmetyki Rituals podpatruję już od jakiegoś czasu i już sobie obiecuję że któregoś dnia podaruję sobie sama taki prezent :D bardzo zaciekawił mnie peeling i to serum. Czekam z niecierpliwością na kolejną część! :)
OdpowiedzUsuńNa prezent dla samej siebie nadaje sie bardzo dobrze ;)
UsuńOstatnio nie moglam sie zdecydowac na wybor jednej linii zapachowej i w koncu nie kupilam zadnej :(
OdpowiedzUsuńPolecam zaczac od Sakury ;)
UsuńA ja nie mam nic z tego, aczkolwiek nawet marka nie jest mi znana więc to znak że trzeba coś z tym zrobić :D
OdpowiedzUsuńJest godna uwagi, wiec polecam zajrzec rowniez do mojego drugiego postu o niej :)
UsuńCiekawe produkty, nie miałam jeszcze nic z tej marki
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele dobrego o tych produktach :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
www.stylishmegg.pl/2018/02/czerwony-paszcz-w-pepitke.html
Ciekawe, ale nieznane mi marki. Będę musiała zgłębić swą wiedzę 😀
OdpowiedzUsuńZapraszam na walentynkowe rozdanie u siebie na blogu ❤
Super post <3 Piękne zdjęcia. Może wzajemna obserwacja ?
OdpowiedzUsuńKlaudiaonelive Blog<3
Dzieki :)
UsuńMydełko bardzo mnie zainspirowało :D
OdpowiedzUsuńJest swietne :)
Usuńsporo masz kosmetyków tej marki. a ja je pierwszy raz widzę na oczy;)
OdpowiedzUsuńKalendarz adwentowy zaopatrzyl mnie na pewien czas ;)
UsuńObila mi się o uszy ta marka jednak nic nigdy od nich nie miałam.
OdpowiedzUsuńnigdy nie miałam okazji używać pianek pod prysznic ;)
OdpowiedzUsuńjeden z ciekawszych blogów w necie :)
OdpowiedzUsuń