W ostatnim ślubnym poście
opowiedziałam Wam historię wyboru mojej sukni ślubnej. W tym samym
poście planowałam zamieścić również opowieść o mojej fryzurze
i makijażu, ale pewnie nikt nie doczytałby wtedy do końca.
Zdecydowałam zatem rozdzielić ten wpis na dwie części.
Wydawałoby się, że wybór fryzury i
makijażu to pestka przy wybraniu sukni ślubnej. Czy tak jednak
jest? Jakie przygody spotkały mnie na tym etapie?
Zacznę może od września tamtego
roku, kiedy to wybraliśmy się do znajomych na wesele.
Przyjeżdżaliśmy dosłownie na chwilę i nie miałam czasu na
wielkie przygotowania do tego wydarzenia, dlatego umówiłam się na
szybkie podpięcie włosów u miejscowej fryzjerki. Mieścina, w
której odbywał się ślub, była dość mała, tak więc nie
powinno nikogo zdziwić, że w okolicy działał jeden salon
fryzjerski. Pani właścicielka zajęła się moimi włosami i po pół
godzinie wyszłam z efektem „Wow!”.
Wiedząc już, że i mnie czeka
niedługo TEN dzień, zaczynałam powoli rozmyślać nad jak
najlepszym zorganizowaniem. Ta fryzurka tak bardzo mi się spodobała,
że koniecznie chciałam, by owa pani zjawiła się w Mierzęcinie i
uczesała mnie na mój własny ślub. Niestety ze względów
logistycznych nie było to możliwe. Obie miejscowości dzieliło
ponad 75 km, a pani fryzjerka nie mogła pozwolić sobie na
zamknięcie swojego salonu na cały dzień. Z bólem serca
zrozumiałam to wytłumaczenie i rozpoczęłam poszukiwania
przypadkowego fryzjera.
Jednym z najgorszych minusów
organizacji ślubu zza granicy jest właśnie niemożliwość
sprawdzenia wszystkiego na własnej skórze oraz fakt, że nie miałam
żadnych sprawdzonych typów. Będąc na miejscu pewnie pochodziłabym
po fryzjerach, sprawdziła ich możliwości i wybrała najlepszego.
Niestety internetowe poszukiwania wypadają dość słabo. Pomimo
tego, że obecnie praktycznie każda firma ma swój fanpage czy
stronę internetową, wśród fryzjerów z mojej okolicy nie jest to
najwidoczniej praktykowane. Szkoda, ponieważ widząc efekty czyjeś
pracy, byłoby mi łatwiej podjąć jakąkolwiek decyzję. Jak zatem
szukałam fryzjera na tak ważne wydarzenie jak ślub? Losowo, po
nazwisku, które wydało mi się przyjemne.
Poszukiwania rozpoczęłam od mojego
rodzinnego miasta, które jest największym miastem w regionie, a
salony fryzjerskie znajdują się na każdym rogu, więc myślałam,
że łatwiej będzie mi znaleźć kogoś, kto przystanie na moją
propozycję. Jednak pokonanie 50-cio kilometrowej drogi do miejsca
uroczystości, by uczesać mnie na miejscu okazało się być dla
wszystkich awykonalne. W dniu ślubu „nie wychodziłam z domu”. W
Mierzęcinie byliśmy już dzień wcześniej, by wszystkiego
dopilnować, więc stratą czasu byłoby dla mnie jeżdżenie przez
całe przedpołudnie od drzwi do drzwi, gdzie mój stres narósłby
wtedy do granic wytrzymałości. Tym bardziej, że byliśmy umówieni
z fotografem i kamerzystą na reportaż z przygotowań, więc panowie
musieliby za nami wszędzie jeździć, co nie miało najmniejszego
sensu i trwało by pewnie zdecydowanie zbyt długo. To wszystko
spowodowało, że jedyną najlepszą dla wszystkich opcją było
sprowadzenie podwykonawców na miejsce.
W taki sposób rozpoczął się
prawdziwy maraton wiszenia na telefonie. Ja – zza granicy, moja
mama – w Polsce. Obie obdzwaniałyśmy wszystkie fryzjerki w
mieście i praktycznie zawsze słyszałyśmy tę samą odpowiedź:
„Nie dojeżdżamy”. Musiałam zawęzić kręgi poszukiwań i
znaleźć kogoś, kto będzie bliżej Pałacu i nie miał z tym
problemu. Zaczęłam szukać fryzjerów w małych okolicznych
mieścinach, co było jeszcze trudniejsze. Próby skontaktowania
trwały często kilka dni. Moje nerwy sięgały zenitu, gdy po raz
setny słyszałam tekst: „Nie dojeżdżamy”. Salon oddalony jest
jedynie 5 minut od tego miejsca! Na dobrą sprawę, nie trzeba
dojechać tam, a dojść... Niestety żadne argumenty nie
przekonywały pań, z którymi się kontaktowałam. Jedna
powiedziała, że w sobotę to ona ma wolne i kropka. Inna była już
bliska zgodzenia się, lecz gdy okazało się, że chcę umówić się
także na fryzurę próbną, odpowiedziała: „No co Pani! Ja robię
raz a dobrze”. Tym razem to ja podziękowałam. W czasie całych
poszukiwań zastanawiałam się, czy w Polsce aż tak polepszyła się
sytuacja materialna (również ta w małych miasteczkach), że można
łatwą ręką odmówić przyjęcia potrójnej zapłaty za wykonaną
usługę?
Byłam w totalnej kropce. Wiedziałam,
że sama nie zrobię sobie fryzury, bo jestem totalnym beztalenciem w
tej dziedzinie. Żaden z moich gości również nie wykonywał takich
zajęć, nawet amatorsko. Z pomocą przyszedł mi Pałac Mierzęcin,
który podrzucił mi numer do fryzjerki „na telefon”.
Jej nazwisko nie pojawiło mi się na żadnej z przeglądanych stron,
więc postanowiłam spróbować. O dziwo, udało się! Pani Ania nie
miała problemu z dojazdem ani wykonaniem fryzury próbnej. Ba! Nawet
umówiłyśmy się na wykonanie fryzury kilku gościom.
Problem w tym, że ja nadal nie miałam
pojęcia, co właściwie chce mieć na głowie. Miałam nie za długie
włosy i skomplikowane upięcia nie wchodziły w grę. Poza tym w
głowie miałam ciągle moją fryzurę z poprzedniego ślubu, na
którym byłam. Dwa miesiące przed ślubem umówiliśmy się na
próbną fryzurę, w domu fryzjerki. Domowa, swojska atmosfera.
Poczuliśmy się, jak gdybyśmy byli gośćmi, a nie klientami.
Zostałam posadzona na krzesło, a pani Ania krzątała się wokół
mojej głowy, tworząc trzy różne wersje fryzur (inspirowane
poniekąd pokazaną fryzurą z wesela znajomych). Wśród nich
wybrałam tę ostateczną i umówiłyśmy się na konkretną godzinę
w dniu uroczystości. Takim sposobem znalazłam moją dojezdną
fryzjerkę. Byłam uratowana!
Jeśli chodzi o makijaż, to miałam
bardzo mieszane uczucia. Początkowo byłam przekonana, że zlecę
jego wykonanie komuś, kto się na tym zna. Niestety pierwsze próby
wykonania make-upu przez kogoś innego nie wyszły najlepiej. Nie
czułam się w tym sobą, a na widok zaproponowanej mi ilości
„tapety” mój ukochany błagał mnie, bym nie pokazała się tak
na ślubie. Kolejny raz nie wiedziała, co zrobić. Dużo osób
przekonywało mnie, bym zajęła się tym sama i tak, jak lubię.
Posiadałam kosmetyki, które wiedziałam, że przetrwają na mojej
twarzy całą noc, dlatego postanowiłam spróbować. Kilka tygodni
przed ślubem zaczęłam wypróbowywać połączenia kolorystyczne,
by stworzyć efekt, który mnie zadowoli. W makijażu postanowiłam
zawrzeć fiolet, który pojawiał się również w dekoracji ślubnej.
Efekt końcowy możecie zobaczyć na zdjęciach.
Zarówno z fryzury, jak i z makijażu
byłam zadowolona. Na ślubie zgarnęłam miliony komplementów,
mówiących, że wyglądam piękne (na co nie wiedziałam, szczerze
mówiąc jak reagować – kompletnie nie umiem przyjmować
komplementów). Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze.
Nawet jeśli musiałam najeść się tyle strachu i nerwów!
A czy Wy mieliście problem ze
znalezieniem fryzjerki i makijażystki? A może zdecydowałyście się
wykonać wszystko same?