Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z przymruzeniem oka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z przymruzeniem oka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 marca 2019

Z przymrużeniem oka #7 - Miniatura a rzeczywistość

Zupełnym przypadkiem natrafiłam niedawno na serię wpisów, które opublikowałam w 2015 roku. Była to moja relacja ze szwajcarskiego Parku Miniatur, który przedstawia największe zabytki Szwajcarii w mniejszej skali. We wspomnianych postach zamieściłam zdjęcia wszystkich obiektów, które tam widziałam. Jeśli zechcesz zapoznać się z tą relacją, odsyłam Cię do zakładki Melide (LINK). Po przeglądnięciu kilku zamieszczonych tam zdjęć wpadł mi do głowy pomysł porównania owych miniatur z ich rzeczywistym wyglądem. W końcu wiele miejsc w Szwajcarii udało nam się odwiedzić. Dzisiaj pragnę zatem pokazać takie specyficzne zestawienie i co nieco opowiedzieć o tych lokacjach.

Pałac Stockalper położony jest w miejscowości Brig w kantonie Wallis. To miejsce odwiedziliśmy w wakacje zeszłego roku. Byliśmy zachwyceni samym klimatem, który panuje w tej okolicy, a który przypomina nieco Włochy. Majestatyczna twierdza powoduje efekt „wow” u odwiedzających. W dodatku otoczenie Alp nadaje krajobrazowi bajkowego wyglądu.


























Walliser Alphütten to określenie alpejskich chat z kantonu Wallis. Podczas tego samego wyjazdu od razu przykuły one nasz wzrok. Drewniane domki położone są bowiem na charakterystycznie wyglądających grzybkach, co zobaczyć możecie na jednym z uwiecznionych zdjęć.

 

Wspomnienia z Kleine Scheidegg sięgają roku 2014, kiedy po raz pierwszy byliśmy w regionie Berner Oberland, który jest przepiękny. Cudowna trasa wędrowna prowadziła przez kilka górskich mieścin, w tym wspomniane Kleine Scheidegg, które posiada nawet swój własny dworzec. W czasie naszej wizyty odbył się tam wielki maraton, stąd ilość ludzi krążąca po okolicy. Podczas tej wyprawy odnieśliśmy niebywały sukces: dotarliśmy do granicy wiecznego śniegu i ostatniego przystanku przed Jungfraujoch.













Po zimowym zastoju w roku 2017 mój mąż zabrał mnie na wycieczkę po kilku okolicznych zamkach. Bardzo miło wspominam ten wyjazd, mimo że zamki były jeszcze zamknięte i mogliśmy jedynie pospacerować po ich okolicy. Zamek Hallwyl prezentuje się wyjątkowo za sprawą otaczającej go fosy i wręcz bije od niego powiew przeszłości.


Jedną z głównych atrakcji Zurychu jest klasztor Grossmünster, leżący na Starym Mieście. Wytrawni czytelnicy nie będą w stanie przypomnieć sobie żadnych relacji z tego miasta, bo szczerze mówiąc nie pałam do niego sympatią. Swego czasu jeździłam tam codziennie do szkoły, potem do pracy i główne centrum znałam jak własną kieszeń. Ale co zrobić, jak mnie nie zachwyca? Grossmünster mijałam wielokrotnie, a nawet byłam na prywatnym oprowadzaniu w ramach wycieczki szkolnej.





























Jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziliśmy w Szwajcarii wspólnie z mężem, tuż po moim przyjeździe, był ogród polodowcowy w Lucernie. Na wstępie do niego odnaleźć można charakterystyczny punkt na mapie tego miasta, jakim jest pomnik lwa, wyrzeźbiony w skale.














Bramgarten to kolejne małe miasteczko, które zostało przeze mnie nieco zignorowane. Dawno temu mieszkaliśmy niedaleko niego i często dochodziło do sytuacji, w których wybieraliśmy się tam na zakupy. Pamiętam nawet wypad na jarmark świąteczny. Nigdy jednak nie były to cele turystyczne.










Nasz wielkanocny wypad do kantonu Ticino na długo jeszcze pozostanie w mojej pamięci. Spędziliśmy tam bardzo udane chwile i świetnie się bawiliśmy. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Bellinzony, czyli miasta trzech zamków. Odnaleźliśmy drogę do pierwszego z nich – Castelgrande, gdzie przez moment czuliśmy się jak w bajce o Alicji w krainie czarów. Niestety czas nas gonił i nie dotarliśmy już do dwóch następnych, lecz widzieliśmy je z daleka (również podświetlone nocą).
















W ramach kilku wizyt w Bernie, nieoficjalnej stolicy Szwajcarii, kilkukrotnie odwiedziliśmy leżący na starówce Basler Münster. Pech chciał, że prawie zawsze był on w remoncie. Otoczenie ściśle przyciągających do siebie budynków nie pozwala na zrobienie zdjęcia tego kościoła z oddali, toteż ten zabytek lepiej prezentuje się jako miniatura.




























Bundeshaus był także budynkiem wśród obiektów parku, ja jednak nie czułam potrzeby jego fotografowania. W przeciwieństwie do znanej wieży z zegarem Zyttglocke, z której równo o 12:00 rozbrzmiewa hejnał i zaobserwować można poruszające się postaci.


Innym zamkiem z naszej okolicy jest zamek w Lenzburgu, który także odwiedziliśmy latem. Byliśmy zachwyceni pięknie zdobionymi i odrestaurowanymi pomieszczeniami oraz zbiorem dobrze zachowanych obiektów, które pokazywały historię mieszkającej tam niegdyś rodziny.














W Basel także byliśmy kilkukrotnie, a po raz ostatni spędziliśmy tam święto narodowe (1. August). Podczas spaceru po tym mieście krążyliśmy sobie wokół portu, a nawet przeszliśmy się do graniczącej Francji.











W Parku Miniatur widzieliśmy także kilka obiektów, które było nam dane zobaczyć, lecz nie uwieczniłam ich na zdjęciu. Ciekawą historią była nasza wizyta w zamku Sargans. Pierwszy raz widzieliśmy wtedy pomieszczenia niedostępne podczas zwiedzania dla turystów. Wszystko to z powodu pewnego znajomego znajomych, który robił tam remont, a przy okazji wynajmował jedno z pomieszczeń w celach prywatnych. Ostatecznie byliśmy tam na jego urodzinach(!)

























Maienfeld to mieścina, do której jeździliśmy bardzo dużo razy w celach towarzyskich. Niestety nie znalazłam ani jednego zdjęcia stamtąd. Miniatura ratusza w Zofingen wygląda bardzo interesująco. Odwiedzając tę małą mieścinę i jej starówkę, widzieliśmy naturalnie ten główny zabytek. Posiadam jego zdjęcie, lecz jest na nim mój mąż robiący głupie miny, więc nie pozwala mi on go opublikować ;)

























Innym przykładem obiektu, który nie wzbudza we mnie emocji, jest słynny most Kapellbrücke w Luzern. Widziałam go nawet kilka razy, lecz to miasto zupełnie mi się nie podoba, toteż most również zignorowałam. Być może mam jakieś jego zdjęcie sprzed 7 lat, lecz nie chciało mi się nawet sięgać do dysków wymiennych, by je odnaleźć. Liestal z kolei podczas naszych odwiedzin był totalnie rozkopany, więc szybko z niego uciekliśmy.


























Jak oceniacie wykonanie tych miniatur? Która wersja bardziej Wam się podoba?

piątek, 28 września 2018

Z przymrużeniem oka #6: Kontrowersyjne szwajcarskie przepisy prawne

Już od bardzo dawna na blogu nie pojawił się żaden wpis ze szwajcarskimi ciekawostkami. Wiadomo, nie jest to temat, który można ciągnąć w nieskończoność, lecz od jakiegoś już czasu głęboko zastanawiałam się, czym wyróżnia się Szwajcaria i jaki temat mogłabym poruszyć w tej serii. W końcu mnie natchnęło i postanowiłam przyjrzeć się szwajcarskim przepisom oraz zakazom. Wśród nich pojawiło się kilka perełek, które chciałabym Wam dziś opisać.

Zapraszam do lektury!

Samotne świnki morskie

W 2008 roku wprowadzono oficjalną ustawę zakazującą trzymania w domu pojedynczych świnek morskich. Małe zwierzęta takie jak wspomniane świnki, lecz także myszy, szczury, szynszyle, koszatniczki, papugi czy kanarki muszą być hodowane minimum w parach. Według rządu skazywanie tych zwierząt na życie w pojedynkę narusza ich godność. Szczególnie towarzyskie gatunki będą źle czuć się w samotności, co odbić może się na ich zdrowiu. Za przykład podawany jest tu pewien rodzaj papużek, które z braku towarzystwa mogą wyrywać sobie własne piórka. Osoby, które nie dostosują się do tych wymogów, zapłacą grzywny w wysokości kilkuset franków. Weterynarze są zobowiązani do zgłaszania wątpliwych „pojedynczych” hodowli organom ścigania.



Pies na kolację

Jest to chyba najbardziej znane kontrowersyjne prawo obowiązujące w Szwajcarii. Oficjalnie dozwolona jest w tym kraju konsumpcja psiego i kociego mięsa. Są jednak pewne warunki. Ubój musi odbywać się zgodnie z przepisami o ochronie praw zwierząt. Niedozwolone jest z kolei częstowanie osób trzecich takim mięsem czy jego sprzedaż. Przyznam szczerze, że podczas kilkuletniego pobytu w Szwajcarii nie spotkałam się z żadną propozycją i możliwością zjedzenia takiego mięsa. Nie ma również żadnych statystyk na ten temat. W internecie można jednak znaleźć przepisy na przyrządzenie potraw z psa. Szacuje się, że najwięcej „psożerców” zamieszkuje regiony: Appenzeller, Rheintal i Innerschweiz, gdzie psie mięso uważane jest za szczególny delikates.



Muszę przeparkować auto.

A co jeśli powiedziałabym, że przeparkowanie samochodu wiązać będzie się z 40-frankową grzywną? Spokojnie. Ten przepis uderzać ma jedynie w tzw. kombinatorów. Oficjalnie mówi on o tym, że nie wolno przeparkować samochodu bez jechania dłuższej chwili w płynnym ruchu ulicznym. W praktyce dotyczy on sytuacji, w której kierowca unika płacenia za miejsce parkingowe, wyjeżdżając i wjeżdżając ponownie na parking, na którym jest pewien limit bezpłatnego pozostawienia samochodu.




Zbieranie grzybów jest jeszcze trudniejsze.

Zbieranie grzybów w Szwajcarii to nie taka prosta sprawa. Nie wystarczy koszyk i wstanie o 5 rano, by cieszyć się zebranymi darami lasu. W kwestii grzybów istnieje kilka reguł prawnych. Można je zbierać jedynie w określonych dniach (wyznaczane są one przez gminę), a w dodatku w niektórych kantonach nie można przekroczyć konkretnej liczby. Na przykład w kantonie Bern łączna ilość zebranych grzybów nie może przekroczyć 2 kg na osobę. Do ich zbierania niedozwolone jest używanie plastikowej torby. W Graubünden nie można zbierać grzybów w grupie większej niż 3 osoby (wyjątkiem są tutaj rodziny). Przepis, którego nie mogłam pominąć w tym zestawieniu, mówi także, że „Korzystanie z niedozwolonych materiałów pomocniczych podczas zbierania grzybów jest karane grzywną o wysokości 50 franków”. Nigdzie nie jest jednak wskazane co rozumieć można przez „niedozwolone materiały”. Radar na grzyby?



Po 22:00

Cisza nocna to w Szwajcarii absolutna cisza, podczas której nie powinniśmy wykonywać żadnych czynności, które zakłócą spokój sąsiadów. Wspominałam już o zakazie puszczania wody i kąpania się po tej magicznej godzinie. Niedozwolone jest także słuchanie muzyki, oglądanie telewizji i czynności, które wiązać mogą się z hałasem. W przepisach znajdują się również takie perełki jak: zakaz chodzenia w obcasach po domu i głośne zamykanie drzwi samochodowych. No i naturalnie zakaz korzystania z toalety, a ściślej mówiąc spuszczania wody w toalecie.

A na koniec chciałabym podzielić się jeszcze cytatem szwajcarskiego przepisu prawnego, który mówi, że „Zabronione jest plucie w miejscu publicznym bez potrzeby”.

Czy słyszeliście o tych szwajcarskich przepisach? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Uważacie, że są one absolutnie uzasadnione czy może przesadzone?

sobota, 24 lutego 2018

Z przymrużeniem oka #5 - Co może Cię spotkać w Szwajcarii?

Luty jest dla mnie okropnie zapracowanym miesiącem i z trudem znajduje czas na inne rzeczy niż obowiązki. Blog niestety również musiał spaść na niższą pozycję w hierarchii. Należę jednak do osób, które zrobią wszystko, by wypełnić to, do czego się zdeklarowały. Tym samym poszukiwałam ostatnio pomysłu na wpis, który mogłabym szybko przygotować i odkryłam, że dawno nie pojawiła się żadna notka z serii „Z przymrożeniem oka”. Chciałabym poruszyć dziś temat doświadczeń, których możesz się spodziewać przyjeżdżając do Szwajcarii jako turysta.

Zapraszam na post!



Ktoś, kogo nie znasz powie Ci „Dzień dobry”.

Zwłaszcza przechadzając się po małych mieścinach z każdej strony dobiegają przyjacielskie okrzyki „Grützi” i „Hallo”. Nieważne, że widzisz kogoś pierwszy raz na oczy i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczysz. Często witają się ludzie podczas wędrówek po specjalnych ścieżkach przeznaczonych do tego celu i zwyczajnie zagajają rozmowę. Przyznam Wam, że kiedyś miałam ogromny kłopot z nieśmiałością i byłam dość wycofaną osobą, toteż miałam problem ze Szwajcarami, którzy na każdym kroku coś do mnie mówili, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Wszyscy bez wyjątku będą dla Ciebie mili.

Wielokrotnie wspominałam już, że w Szwajcarii ludzie są bardzo uprzejmi i przyjacielsko nastawieni. Gdy jednak spytałam moją mamę, co szczególnie zapadło jej w pamięci z pobytu w Szwajcarii (mieszkając tutaj przestaję być powoli obiektywna), bez chwili zawahania odpowiedziała, że przesadnie mili ludzie dookoła. Żeby nie narazić się na nieprzychylne spojrzenia, lepiej im wtórować i na każdym kroku się uśmiechać.

Zmienna pogoda.

To chyba jeden z ważniejszych punktów dla turysty odwiedzającego Szwajcarię. Pod względem zjawisk atmosferycznych musisz być przygotowany na wszystko. Od dawna już nie patrzę na prognozy pogody na następny dzień, bo w 99% się one zupełnie nie sprawdzają. W dodatku warto pamiętać, że pogoda, która panuje w miejscowości, w której się znajdujemy, 5 km dalej może być zupełnie inna. Wielokrotnie podczas naszych podróży wyjeżdżaliśmy z deszczowej aury panującej w naszych stronach i w czasie drogi przeżywaliśmy wszystkie możliwe zjawiska pogodowe, by ostatecznie dojechać do słonecznego celu. Nie jest też powiedziane, że ładna pogoda utrzyma się na długo. To, że o godzinie 10.00 świeci słonce, nie gwarantuje, że za dwie godziny również tak będzie.



Licznie rozstawione miejsca do sortowania śmieci.

Praktycznie na każdym kroku i w każdym budynku znajdziesz miejsca do sortowania śmieci, które jest w Szwajcarii obowiązkowe. Szkło, plastik, papier, butelki PET i puszki, baterie czy ubrania. Wszystko to powinno trafiać do odpowiednich miejsc i nawet bycie turystą nie uwalnia od tej konieczności. Większość Szwajcarów wyznaje nawet zasadę, że gdy po drodze nie znajduje odpowiedniego kontenera do pozbycia się np. butelki zabiera ją do domu.

Brak śmietników na ulicach.

Zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia w Szwajcarii bardzo doskwierał mi brak śmietników na ulicach. Oczywiście w większych miejscowościach już można je dostrzec, ale i tak w moim odczuciu występują one nielicznie i są dość „niewidoczne”. Mimo tego ulice są czyste i nie sposób znaleźć na nich porozrzucane papierki itp. (no chyba, że akurat witaliśmy Nowy Rok, bądź przeszedł huragan). Może jednak się zdarzyć, że podczas Twojego przyjazdu spotkasz na ulicach tony wypełnionych worków na śmieci lub makulatury. W wielu miejscowościach występują bowiem cykliczne zbiorki papieru czy cotygodniowa wywózka śmieci, które należy po prostu wystawić przed dom.


Przepisy drogowe są ważne.

Wjeżdżając do Szwajcarii własnym samochodem, zauważysz z pewnością spowolnienie ruchu ulicznego. Kierowcy bardzo przestrzegają panujących ograniczeń prędkości i nawet na autostradach dostosowują się do znaków. Nie ma nadmiernego wyprzedzania, mrugania światłami i innych sytuacji, które nagminnie występują w Polsce. Deszcz i śnieg to również powód do zwolnienia na drodze. Jednym z powodów są naturalnie sowite mandaty i łatwe pozbycie się prawa jazdy. Jako pieszy możesz czuć się uprzywilejowany. Każdy kierowca powinien ustąpić Ci miejsca na przejściu dla pieszych i zatrzymać się nawet, jeśli widzi Cię zbliżającego się z daleka do „zebry”.

Tabliczki z imionami dzieci.

Szwajcarscy rodzice lubią obwieszczać sąsiadom, że w ich domu pojawiło się dziecko. Tuż po narodzinach malucha na balkonach, w oknach, czy na ścianach budynku pojawiają się tabliczki, które zawierają imię pociechy oraz datę jej narodzin. Najczęściej mają one kształty zwierzątek lub postaci z bajek.


























Jeśli byłaś/-łeś w Szwajcarii koniecznie daj znać, czy spotkała Cie któraś z tych sytuacji. A może doświadczyłaś/-łeś innych typowych dla tego kraju zachowań?

sobota, 21 października 2017

Z przymrużeniem oka #4 - Czego nauczyła mnie Szwajcaria?

Czasem trudno w to uwierzyć, ale w Szwajcarii spędziłam już ponad 5 lat. Czas leci nieubłaganie i nie sposób go zatrzymać. Do Polski jeżdżę stosunkowo rzadko. Ostatnie wyjazdy były związane jedynie z organizacją ślubu, a teraz w ogóle nie zapowiada się, żeby częstotliwość wyjazdów się zmieniła. Jeśli myślę o mojej emigracji, to z pewnością nie jak o emigracji zarobkowej, ale ten temat poruszę innym razem. Po 5 latach mogę śmiało powiedzieć, że czuję się tu jak u siebie. Mówiąc „dom”, mam na myśli właśnie Szwajcarię. Po tej okrągłej rocznicy nadszedł czas na odrobinę refleksji, dlatego też zapraszam Was do przeczytania dzisiejszego postu.

Czego nauczyła mnie Szwajcaria?

-> Samodzielności

Wyjazd do Szwajcarii wiązał się dla mnie również z wyprowadzką z rodzinnego domu. Bez wątpienia była to więc dla mnie znacząca podróż, która zmieniła moje życie. Od czasu wyjazdu spadły na moją głowę wszystkie obowiązki domowe, których wcześniej często nie wykonywałam. Nie było już mamy, która podstawi pod nos talerza z kanapkami czy wypierze ubrania. Jednym zdaniem: „Byłam na swoim...”. Być może trudno w to uwierzyć, ale w momencie wyjazdu miałam np. dwie lewe ręce do gotowania i przypalałam nawet wodę na herbatę. Zawzięłam się jednak i postawiłam cel: nauczyć się tej czynności i być w tym naprawdę dobra. Po kilku latach dostaje nawet zamówienia na domowe wypieki, więc cel chyba został osiągnięty (choć moja rodzina nadal nie wierzy, że własnoręcznie wykonuje wszystkie z przesyłanych na zdjęciach potraw i ciast :P)



Wracając do tematu, w Szwajcarii musiałam wejść w dorosłe życie, które wiązało się także z wejściem na poważniejszy etap związku: wspólne zamieszkanie, które często ukazuje nie tylko zalety, ale i wady partnera. Właśnie z tym kojarzą mi się pierwsze miesiące spędzone w tym kraju. Przede wszystkim była to spora nauka nad samą sobą.

-> Uprzejmości

Osobiście zawsze uważałam się za osobę uprzejmą, ale też nie do przesady. Umiałam posługiwać się magicznym słowami i nie było dla mnie problemem przywitanie się z sąsiadem czy przeproszenie, gdy przypadkiem na kogoś wpadłam. Szwajcaria zdefiniowała jednak na nowo moje pojęcie uprzejmości. Już pierwsze wyjście do sklepu pokazało mi, z czym będę mieć do czynienia. W małym osiedlowym sklepiku zostałam 4 razy spytana o to, co może mi pokazać jedna z pracownic (po czym jeszcze 10 razy zapewniano mnie, że są w pobliżu gdybym jednak czegoś szukała). Każdy pracownik przywitał się ze mną i pożegnał, słowa: dziękuję i proszę zostały powtórzone 30 razy. No i ten początkowo irytujący, nieco sztuczny (tak mi się wydawało) uśmiech od ucha do ucha. Początkowo było to dla mnie bardzo męczące, zwłaszcza, że jestem osobą, która woli pozostać jak najbardziej anonimowa. Nie lubię skupiać na sobie niczyjej uwagi, a idąc do jakiegokolwiek sklepu zawsze szukam produktów sama. 



Ten poziom uprzejmości, do którego musiałam się dostosować wszedł na moje wyżyny. Przeżyłam nawet niezbyt miłą sytuację, w której w pracy złożono na mnie skargę za bycie niemiłą w momencie, gdy byłam dla każdego o 50 razy bardziej miła niż zachowywałabym się normalnie w Polsce. Posłuchałam się rady, która brzmiała: „Przesadzaj!” Na każdym kroku mówiłam dzień dobry, wszystkich przepraszałam i dziękowałam im za każdy drobiazg. Życzyłam ludziom na ulicy miłego dnia, prawiłam komplementy. No i poskutkowało! Szwajcarska uprzejmość weszła mi tak w krew, że obecnie, jadąc do Polski, nikt nie chce iść ze mną na zakupy, bo twierdzi, że zachowując się tak jak na co dzień w CH, zwracam na siebie za dużo uwagi. Ot, różnice kulturowe!

-> Rasizmu

Ten punkt jest zdecydowanie najbardziej kontrowersyjny. W dodatku kłóci się on z powyższym punktem, ale spróbuję Wam to jakoś wyjaśnić. Będąc w Polsce, miałam bardzo nikły kontakt z obcokrajowcami. Jeśli już go nawiązywałam, to były to bardzo serdeczne kontakty międzyludzkie i pochodzenie nie miało żadnego znaczenia. Przecież liczy się człowiek! Umówmy się jednak, że ilość obcokrajowców w Polsce nie jest aż tak wysoka, by na co dzień była zauważalna. W Szwajcarii istnieje tak dużo kultur i zderza się z sobą tyle narodowości, że nie może nie dochodzić do spięć. Na marginesie muszę Wam powiedzieć, że często słyszałam stwierdzenia od rodowitych Szwajcarów, że mają dość obcokrajowców w kraju. Przez cały ten czas pobytu tutaj przy ciągłym kontakcie z ludźmi wyrabia się jednak opinie o konkretnych grupach społecznych na podstawie własnych doświadczeń. 



Pracując w branży, która wymaga bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, często nawiązywania znajomości ze stałymi klientami i obserwacji zachowań różnych narodowości, wywołała ona u mnie efekt odwrotny od zamierzonego. Nie stałam się bardziej tolerancyjna dla innych kultur, a wręcz przeciwnie: przekonałam się, że nie mogłabym żyć w innych warunkach. Przestałam wierzyć, że dwie osoby różnych kultur i narodowości są w stanie stworzyć udany związek, dlatego podchodzę do takich romansów wśród moich znajomych sceptycznie, co mają mi za złe. Z dezaprobatą patrzę też na kobiety owinięte szmatami od stóp do głów – nie ze względu na nietolerowanie tej religii. Denerwuje mnie okropnie to, że ktoś przyjeżdża do cywilizowanego kraju i nie jest w stanie dostosować się do reguł, które w nim panują - nie tylko wyglądem, a przede wszystkim zachowaniem. Mnie też nie wszystko się tu podobało, ale chciałam żyć w tym miejscu, więc musiałam się dostosować. Nie wspominając już o sytuacjach, które widziałam nagminnie wśród konkretnej narodowości, a które wywołały u mnie bardzo negatywny stosunek do nich. I nie chodzi tutaj o przykrość wywołaną przez jedną osobę, a podejście życiowe wynikające z ich wychowania, kultury itp., które zakłada np. brak szacunku do kobiety i pod tym względem mogę śmiało powiedzieć, że jestem rasistką dla takich osób.

-> Rezygnacji z toksycznych relacji międzyludzkich

Podejrzewam, że każda osoba, która wyjechała za granicę, przyzna mi rację. Będąc w ojczystym kraju, wybieramy sobie znajomych, przyjaciół. Mieszkając za granicą, każdy kontakt z rodakami jest na wagę złota i człowiek przyjaźni się ze wszystkimi. Nie ma nic dziwnego w tym, że 20-latek kumpluje się z kimś, kto mógłby być jego ojcem itp. 



Żyjąc w Szwajcarii poznałam pojęcie toksycznych związków międzyludzkich. Trwałam w nich tak długo, aż sama zaczęłam zauważać, jakie szkody przynoszą one mi. Ba! Zaczęłam zauważać, ile wcześniej było takich więzi, które wprowadzały mnóstwo nieczystej atmosfery w moje życie. W tym momencie mogę oświadczyć, że jestem bardzo wyczulona na takie relacje. W mig je rozpoznaje i potrafię z nich od razu zrezygnować. Być może późno, ale zawsze!

PS. O relacjach Polaków za granicą można akurat rozprawiać godzinami i napisać milion powieści, więc najlepiej jest zakończyć ten punkt w tym miejscu.

-> Nie przejmować się opinią innych

Pewnie każdy z Was słyszał wielokrotnie zdanie: „A co ludzie powiedzą...”. Sama wychowałam się w domu, gdzie opinia ludzi wokół bardzo wpływała na zachowanie czy podejmowane decyzje. Szwajcaria dała mi ogromny dystans do wszystkiego, co dzieje się w Polsce, nie tylko w kraju czy miejscowości, ale przede wszystkim u rodziny czy znajomych. Do tej pory docierają do mnie newsy pt: „A ten powiedział to, a tamten uważa, że źle robisz” i mój ulubiony: „Wszyscy pytają kiedy dziecko”. 



W Szwajcarii każdy żyje swoim życiem. Większość osób tu wychowanych nigdy nie zada Ci prywatnego pytania, dopóki sam nie postanowisz o tym opowiedzieć. Opinia ludzi, zwłaszcza w Polsce, nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. To, że ludzie gadają, nie sprawi, że będę mieć, co włożyć do garnka, będę bardziej spełniona w życiu czy szczęśliwa. A ludzie gadać i tak będą, niezależnie co by się zrobiło.

-> Polegania na sobie i samodzielnego poszerzania wiedzy

Można by rzec, że Szwajcaria w gorzki sposób nauczyła mnie życia, bo przecież poleganie tylko na sobie jest jakimś stylem życia, według którego się podąża. Musiałabym tu powrócić ponownie do tematu relacji z Polakami na obczyźnie, ale pomijając zbędne fakty, koniec jest zawsze taki sam. Nie możesz polegać na nikim. Jeśli na czymś Ci zależy, nikt za Ciebie nie będę do tego dążył. Z tym wiąże się również drugi z punktów, który postanowiłam połączyć w jedną całość. Poszerzanie wiedzy na dany temat. Przyjeżdżając do obcego kraju, na pewno nie zna się wszystkich obyczajów i reguł, które tam panują. Tak było z moim przyjazdem do Szwajcarii. Wiele rzeczy było dla mnie absolutną nowością. 


Mogłabym oczywiście spotykać się z kolejną grupą rodaków, wśród których każdy ma inne zdanie na podsunięty temat i powielać ich mylne przekonania w kwestiach prawnych i systemowych, bazując na ich wiedzy. Ale czy to byłoby dobre? Zdecydowanie nie! Mimo że każdy język w dziedzinie polityki, prawa itd. jest bardzo zagmatwany i trudny, mając jakiś problem, nigdy nie zwróciłam się do kogoś, lecz sama szukałam fachowej wiedzy, doszkalałam słownictwo, by rozwiązać go od podstaw. Ostatnią rzeczą, jaką powinno się zrobić, to szukanie pomocy u przypadkowych znajomych...

-> Cieszyć się drobnostkami

Zupełnie nie spodziewałam się, że ten post osiągnie tak sporą ilość tekstu, dlatego zdecydowałam się zakończyć go na tym optymistycznym punkcie. Szwajcaria pokazała mi wiele pięknych miejsc i widoków, obok których kiedyś przeszłabym obojętnie. Dziś cieszy mnie każdy promień słońca w jesienny dzień, każde dzień dobry wypowiedziane na ulicy, każdy zapach domowego ciasta, które przygotowuję. Doceniam każdą chwilę wolnego czasu, każdą rozmowę z najbliższymi, spacer po parku i udaną fotografię. Z nabycia tej cechy cieszę się najbardziej!

























Pomimo tej ogromnej ilości tekstu zdaję sobie sprawę, że w dalszym ciągu nie poruszyłam wszystkich kwestii i nie „wyczerpałam” tego tematu. Jeśli więc po przeczytaniu nasuwają Ci się pytania, bądź chcesz bym nieco dokładniej opisała jakieś wydarzenia czy anegdoty, śmiało pisz w komentarzu!


Dziękuję za przeczytanie!

piątek, 23 czerwca 2017

Z przymrużeniem oka #3: Szwajcarskie nawyki żywieniowe

Natrafiłam ostatnio na ciekawe posumowanie, dotyczące nawyków żywieniowych w Szwajcarii, które zainspirowało mnie do napisania tego postu. Sama brałam jakiś czas temu udział w ankiecie na temat odżywiania, tym ciekawiej było przeczytać wyniki, które są tak różne od moich odpowiedzi. Okazało się bowiem, że należę do mniejszości! Gdy myślimy o Szwajcarii pod kątem jedzenia od razu przychodzą skojarzenia: czekolada, fondue, czy raclette.

Co tak naprawdę jedzą Szwajcarzy i jak wyglądają ich codzienne posiłki?




Przez okres jednego roku przeprowadzano na szeroką skalę ankietę na temat przyzwyczajeń żywieniowych, jakie panują w Szwajcarii. Ja również brałam w niej udział, dlatego musicie mieć świadomość, że odpowiedzi nie udzielali jedynie rodowici Szwajcarzy, a po prostu mieszkańcy tego kraju. W badaniach wzięło udział ponad 2000 osób – kobiety i mężczyźni w przedziale wiekowym pomiędzy 18 a 75 rokiem życia.

Patrząc na ogólne wyniki i porównując je ze znaną piramidą żywienia, na myśl nasuwa się zdanie, że szwajcarska dieta nie jest wyważona. Spójrzmy na poszczególne grupy pokarmowe!

Przeciętni Szwajcarzy nie mają problemu z wypiciem wymaganej w ciągu dnia dawki płynów. Zwłaszcza wśród młodych osób zauważa się tendencję do rezygnowania z napojów słodzonych na rzecz wody mineralnej. Wiele osób opowiada się również za tym, by spożywać wodę z kranu. Wraz z wiekiem rośnie spożywanie kawy i herbaty, z czego po drugi z tych napojów sięgają o wiele częściej kobiety. Mężczyźni częściej przyznają się do konsumpcji alkoholu i napojów gazowanych. Biorąc pod uwagę alkohol, młodzi ludzie (do lat 40) wolą wypić piwo, natomiast starsi – wino.





Szwajcarzy jedzą za mało owoców i warzyw. 2/3 osób z przebadanej grupy zna kampanie „5 na dzień”, według której w ciągu dnia powinno się przyjąć 5 porcji owoców i warzyw, z czego 3 porcje powinny składać się z warzyw i 2 z owoców. Ponad 3/4 ankietowanych przyznało, że spożywa te artykuły spożywcze, ale tylko 15% z nich je przepisane 5 lub więcej porcji w ciągu dnia. Sytuacja w tym przypadku poprawia się z wiekiem: starsze osoby o wiele częściej sięgają po warzywa i owoce. Dzięki wynikom takich badan kraj może mieć nieznaczny wpływ na zdrowotność mieszkańców. Przykładem mogą być restauracje, gdzie obecnie przy zamówieniu drugiego dania obiadowego praktycznie wszędzie dostaje się najpierw przystawkę w postaci sałatki. Często jest ona także w cenie posiłku, by zachęcić mieszkańców do spożywania warzyw i owoców.




Produkty zbożowe pojawiają się w dużej ilości zwłaszcza na talerzach mieszkańców niemieckojęzycznej części kraju. Notuje się tutaj o wiele większe niż zalecane normy spożycia chleba. Szwajcarzy uwielbiają ziemniaki, zwłaszcza w najbardziej niezdrowej formie. Ziemniaki smażone i pieczone, frytki czy tradycyjne rösti. Lekarze biją tutaj na alarm: takie jedzenie zawiera akrylamid, który jest dla człowieka rakotwórczy! Młode osoby zaczynają jednak odchodzić od ziemniaków jako głównego składnika obiadowego, zamieniając je na makaron bądź ryż.




Ilość spożywanych produktów nabiałowych w ciągu ostatnich lat zdecydowanie spadła. Liczba osób, które posiadają nietolerancję laktozy zwiększa się z każdym rokiem. Wiele z nich przyznaje, że źle czuje się po zjedzeniu jakiegokolwiek produktu, zawierającego mleko. Duży odsetek przyznaje wręcz, że w ich diecie nie występują jogurty. Szwajcaria kocha produkowane przez siebie sery, których przeciętny obywatel spożywa w ilości ok. 50 g dziennie.




Instytut, który przeprowadzał opisywane badania, był przerażony faktem, jak dużo mięsa jedzą Szwajcarzy. Jest to zdecydowanie kraj mięsożerców, którzy nie wyobrażają sobie obiadu bez tego składnika. Zalecana norma spożycia mięsa to 500 g. Tej dawki przestrzegają głównie kobiety. Mężczyźni zdecydowanie zawyżają statystyki, jedząc około 1 kg mięsa w tygodniu. Co ciekawe dokopałam się do informacji, że przeciętny Polak je aż 1,3 kg mięsa w tygodniu, a te dane doprowadziłyby pewnie instytut do zawału serca. Spośród rodzajów mięs, najbardziej lubiane jest mięso z kurczaka. Wiążę się to z dużą liczbą muzułmanów, którzy zamieszkują Szwajcarię.




W typowych szwajcarskich posiłkach występuje dużo śmietany czy masła. Często przygotowuje się tłuste sosy.

Ponad 80% ankietowanych przyznaje się, że w ciągu dnia sięga po przekąski, także te niezdrowe. Najczęściej delektują się słodkimi deserami i czekoladą. Do tej grupy zaliczono również wszelkiego rodzaju dżemy, konfitury i miody. Słone przekąski, typu chipsy, są chętniej spożywane przez młode osoby, podczas spotkań towarzyskich. Zauważalnie więcej przekąsek pomiędzy posiłkami spożywają mężczyźni w średnim wieku, co ma swoje konsekwencje.




Klasyczne śniadanie, które spożywa aż co piąta osoba w Szwajcarii składa się z dwóch kromek chleba, posmarowanych masłem i konfiturą. Do picia koniecznie kawa z mlekiem. Na drugim miejscu plasuje się zjedzenie klasycznego rogalika, nazywanego tu gipfeli, w drodze do pracy lub podczas przerwy śniadaniowej. Do domu na obiad wraca jedynie jedna na dwie osoby. Zatrważający jest fakt, że spora część społeczeństwa swoją porę obiadową spędza w fast-foodach i restauracjach typu Take-Away. 15% ankietowanych je na obiad przygotowany przez siebie wcześniej posiłek. Większość osób powraca do domu dopiero na kolację, którą spędza wraz z rodziną. Często ma ona charakter obiadokolacji i stanowi syty posiłek.



Szwajcaria słynie ze swojego zamiłowania do tzw. gotowców. Jak wygląda ich nastawienie do gotowania? Własnoręcznie przygotowywane posiłki nie należą do mocnej strony Szwajcarów. Często spotykałam się nawet z określeniem, że to dziwne, że codziennie robię obiad. Według przeprowadzonych badan niecała połowa mieszkańców Szwajcarii gotuje w dni powszednie. Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że 1/3 społeczeństwa nie gotuje NIGDY! Jeśli chodzi o własnoręczne przygotowywanie posiłków, to wyróżnić można tutaj dwie grupy z uwzględnieniem wieku: młode osoby przygotowują częściej obiadokolacje, a starsze jedzą ciepłe obiady i lekkie kolacje na zimno. Mimo że w Szwajcarii przerwa obiadowa trwa zazwyczaj długo: od 1 h do nawet 3, wiele osób nie ma możliwości powrotu do domu, dlatego też decydują się na szybkie zaspokojenie głodu w miejscach, gdzie nie trzeba długo czekać. Tym samym można usprawiedliwić ich przyzwyczajenia żywieniowe. Przeciętny Szwajcar po 10 h spędzonych w pracy, wraca wieczorem do domu i dopiero wtedy ma możliwość zjedzenia „czegoś normalnego”. 





Średni czas, jaki Szwajcarzy poświęcają na gotowanie to około 38 minut dziennie. Czas ten wydłuża się wraz ze wzrastającym wiekiem. Tak, jak wspominałam wcześniej codzienne gotowanie jest postrzegane jako dziwne. Pokazują to wyniki samej ankiety, według których zaledwie 5% społeczeństwa codziennie przygotowuje sobie śniadanie. Codzienne gotowanie posiłku na obiad deklaruje już zaledwie 2,2%, a codzienna kolacja (przygotowana od początku do końca własnoręcznie) to rarytas, na który pozwala sobie 0,6%!





Szwajcarię nie ogarnęła widoczna w Polsce moda na wegetarianizm. Wegetarianie to odsetek niecałych 5% społeczeństwa. Ich styl życia wiąże się jednak z przekonaniami, a nie z panującą obecnie modą. Nie zauważa się tu także zainteresowania modnymi składnikami pokarmowymi. Nie przyjęły się tutaj na przykład nasiona chia, które szybko zniknęły z oferty znanego supermarketu. Kolejnym interesującym wynikiem ankiety jest to, że ponad połowa osób uzupełnia swoją dietę preparatami doustnymi, dostarczając w ten sposób do organizmu niezbędne witaminy i minerały.




Wszystkie te niepokojące nawyki żywieniowe Szwajcarów doprowadzają do mało zaskakującego efektu: ponad połowa mieszkańców chciałaby stracić na wadze i większa część tej grupy zdecydowanie powinna z powodu nadwagi.

Czy nawyki żywieniowe panujące w Szwajcarii zdziwiły Cię? Jaki jest Twój stosunek do wybierania produktów spożywczych? Jak oceniasz swoje przyzwyczajenia w tej kwestii oraz ogólną sytuację panującą obecnie w Twoim kraju?

Źródło: Badania MenuCH

piątek, 11 listopada 2016

Z przymrużeniem oka #2 - Z jakich przyzwyczajeń musisz zrezygnować w Szwajcarii?

Po raz kolejny mam dziś dla Was post, który trzeba potraktować nieco z przymrużeniem oka. W skrócie chciałabym przedstawić Wam listę czynności, których nie można bądź nie wypada robić w Szwajcarii, a w naszej ojczyźnie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Proszę Was jednak byście potraktowali ten wpis z dystansem, bo oczywiście wiem, że niektóre z tych działań można wykonać w obu krajach, choć nie jest to np. zgodne z prawem bądź przyjętymi zasadami. Ten spis powstał we współpracy z moim ukochanym, który dzielnie posunął mi kilka pomysłów.

Zapraszam do lektury!

-> Niedzielne zakupy

Słyszałam, że są jakieś sugestie, by zamknąć sklepy w niedziele w Polsce, jednak ja pamiętam te czasy, gdy niedziela była tym dniem tygodnia, w którym całe rodziny wybierały się do świątyni, by spędzić razem czas i nie mam tu na myśli wyjścia do kościoła, a do znanych sieci supermarketów (nazwy celowo pominięte). Sama wielokrotnie korzystałam z nocnych godzin otwarcia marketu, gdy np. przyjeżdżałam wygłodniała po 16 h drogi ze Szwajcarii. W kraju sera i zegarków sklepy są zwyczajowo zamykane około godziny 20.00, ale są też wyjątki. Na przykład w kantonie Luzern w ciągu tygodnia można zrobić zakupy do godziny 18.30 (jedynie w czwartki i piątki sklepy organizują „wieczory zakupowe”, które trwają do 21.00), a w soboty zaledwie do 16.00. W większych miastach pojedyncze sklepy mogą wydłużyć swoje godziny otwarcia do 22.00. W niedziele zwyczajowo wszystko jest pozamykane. Jedynymi miejscami, gdzie można zrobić drobne zakupy, są stacje benzynowe, zajazdy autostradowe czy sklepy zagraniczne (czytaj: „U Turka i Bułgara”).






















-> Świeże bułki na śniadanie

Mieszkając w Polsce, podstawą każdego śniadania były świeże bułki, bądź drożdżówki. W Szwajcarii jest to dość skomplikowana sprawa. Po raz kolejny problemem są tutaj godziny otwarcia sklepów. Osiedlowe sklepy czy centra handlowe, w których znajdują się piekarnie są często otwarte od godziny 9.00. Typowe piekarnie, które znamy z Polski, nie są licznie występującymi miejscami, a i rodzaj pieczywa, które jest tam oferowane nie zaspokaja potrzeb Polaka. W większości chleby i bułki (jeśli chodzi o te ostatnie to spotkać można dwa główne rodzaje Semmeli i Weggli, więc wybór nie jest dość duży) nie są przygotowywane na miejscu, a mrożone i odgrzewane wedle wskaźnika sprzedaży. Również ceny mają w tym przypadku spory wpływ i większość ludzi decyduje się raczej na zakup pieczywa w sieci marketów, niż w piekarni. Osobiście problemem jest dla mnie brak tak szerokiej jak w Polsce gamy drożdżówek i słodkich bułek, na które zawsze wyczekuje po przyjeździe do kraju.




























-> Alkohol na stacjach benzynowych

W czasie mojego pobytu w Szwajcarii byłam świadkiem wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych i zajazdach autostradowych. Jednym słowem wszędzie tam, gdzie potencjalnym klientem jest kierowca. Odnoszę wrażenie, że w Polsce są to miejsca, które głównie specjalizują się w tego typu towarach. Pracując kiedyś w podobnym miejscu, spotkałam wielu Polaków, który raczyli mnie donośnymi wulgaryzmami, nie mogąc uwierzyć, że nie można kupić nawet piwa w zajeździe. Gdy się jednak nad tym zastanowić, to po co na stacjach benzynowych alkohol? Kto ma go spożywać? Kierowca?



















-> Fajerwerki, petardy, race dymne

Wszelkie petardy pirotechniczne, bardzo głośne i mocne fajerwerki, jak i race dymne itp. są w Szwajcarii zabronione. Tutaj ciekawostką jest fakt, że szwajcarska młodzież również chce mieć to, co zakazane i sprowadza takie przedmioty najczęściej … z Polski! Według ogólnych rozporządzeń fajerwerki można używać w Sylwestra i podczas Święta Narodowego (1. sierpnia). W pozostałych przypadkach powinno się powiadomić gminę o ich używaniu. Oczywiście cały pokaz nie powinien przekraczać norm hałasu i zakłócać ciszy nocnej.

























-> Wagary? Zapomnij!

Któż z nas nie poszedł nigdy na wagary? To wręcz nieodzowny element polskiej edukacji. Czy w Szwajcarii spotkamy się z podobnym poglądem? Otóż nie! Tutaj takie sytuacje w ogóle nie mają miejsca. Główną zasadą dotyczącą nieobecności szkolnych jest fakt, iż swoją nieobecność należy zgłosić przed jej wystąpieniem. Jeśli dziecko jest chore, rodzic ma obowiązek powiadomienia o tym szkoły przed rozpoczęciem lekcji (W takim przypadku nie wystarczy również zwykła karteczka od rodziców o treści „Łukaszka bolał brzuch”. By uznano tę nieobecność za usprawiedliwioną, konieczne jest zaświadczenie od lekarza. Jeśli nie ma takiego zwolnienia, jest to równoznaczne z tym, że stan dziecka nie jest na tyle poważny, by nie mógł pójść do szkoły). Jeśli rodzic nie wykona takiego połączenia, otrzyma telefon od szkoły z zapytaniem, czy dziecko jest w domu i dlaczego nie ma go w szkole. Wszystko to ma na celu bezpieczeństwo ucznia, któremu przecież mogło się coś stać w drodze do szkoły.

























-> Motoryzacja

Pod względem motoryzacji istnieje wiele różnic pomiędzy Polską a Szwajcarią. Dwie główne kwestie, które rzucają się w oczy, to sposób naprawy samochodu. Polacy są narodem, który zna się na wielu rzeczach, nic więc dziwnego, że zwołując sąsiada i szwagra potrafią wymienić hamulce w samochodzie. W Szwajcarii rzecz ma się zgoła inaczej. Po pierwsze jest bardzo mało miejsc, w których można byłoby pogrzebać przy aucie (w większości jest to niedozwolone). Po drugie Szwajcarzy znani są z bardzo małej wiedzy ogólnej i umiejętności. Jeśli już się na czymś dobrze znają, to jest to jedna dziedzina życia i nie zagłębiają się w inne. Kierownik sklepu zajmie się strategią rozwoju firmy, ale po godzinach nie zamierza malować mieszkania, czy wymieniać żarówki w samochodzie. Uda się w tym celu do specjalistów. W Szwajcarii o wiele destrukcyjniej podchodzi się do kontroli policyjnych czy przeglądów. We własnym samochodzie można posiadać tylko i wyłącznie oryginalne części. Ewentualne zamienniki muszą z kolei posiadać odpowiednie szwajcarskie pozwolenia, które dopuszczają poruszanie się ich po drogach szwajcarskich. 
























-> CB Radio i antyradar

Oba urządzenia są w Szwajcarii całkowicie zabronione. Nie można ich używać, ani nawet posiadać w samochodzie. W tym przypadku praktycznie nie ma możliwości wjechania do kraju przy przejściu kontroli celnej. Karą za posiadanie któregokolwiek z tych urządzeń jest mandat pieniężny oraz konfiskata sprzętu.

-> Szukam pracy - Nie szukam pracy.

Funkcjonowanie szwajcarskich Urzędów Pracy różni się nieco od zasad, występujących w Polsce. Toteż w przyszłości pojawi się pewnie wpis, poświęcony temu zagadnieniu. Polskie realia wymagają od bezrobotnego zarejestrowania się w w/w urzędzie, ale już nie egzekwują, czy ta osoba faktycznie pracy szuka. W Szwajcarii bezrobotny nie może nie szukać pracy. W ciągu miesiąca ma określoną ilość podań, które musi złożyć na własną rękę, po czym musi udowodnić podczas comiesięcznego spotkania ze swoim doradcą, że tej pracy systematycznie szukał. Jeśli tego nie uczyni nie otrzyma pieniędzy. 


























-> Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

O tym, że w Szwajcarii nie wolno mieć w mieszkaniu pralki, słyszeliście już nieraz. Cały spis zasad panujących w przestrzeni domowej znaleźć można w umowie mieszkaniowej. Większość z nich zawiera klauzulę o zachowaniu ciszy nocnej od godziny 22 do 7 rano i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w tym czasie nie można również się wykąpać (tzn. napuszczać wody do wanny oraz brać prysznic). W porze obiadowej (najczęściej w godzinach 12 – 14) nie wolno również wykonywać wszelkich prac, wywołujących hałas, tj. odkurzanie czy używanie miksera. W wielu blokach mieszkalnych istnieje zakaz wystawiania na balkonie anteny satelitarnej, która psuje wygląd budynku. Włączając muzykę czy telewizor, należy ustawić jego głośność tak, by nie wykraczała poza jedno pomieszczenie (Wychodząc do drugiego pokoju, nie powinno się słyszeć tejże muzyki nawet w ciągu dnia). W niektórych przypadkach istnieją także zakazy posiadania większych sprzętów AGD tj. zmywarka.



























-> Gdzie zaparkować?

W Polsce nie spotkałam się z miejscami parkingowymi dla odwiedzających, wręcz przeciwnie mieszkańcy zawsze parkują pod blokiem, który zamieszkują i jest to coś najnormalniejszego na świecie. W Szwajcarii z kolei mamy coś takiego jak „Besucher-Parkplätze”. Są to miejsca (zazwyczaj w najbliższej styczności budynków, na osiedlu, tzw. „miejsce pod domem”), które mogą zajmować tylko goście mieszkańców. Mieszkańcy posiadający samochód muszą wynajmować specjalne miejsca w garażach podziemnych bądź udostępniane do użytku mieszkańców przez gminę. Miejsca opisane nazwą „Besucher” można używać tylko przez krótki czas. 

Które z tych różnic są dla Was zupełnie uzasadnione, a które totalnie bez sensu? Czy na mojej liście znajduje się coś, do czego nie potrafilibyście się przyzwyczaić, mieszkając w Szwajcarii?

Jeśli macie jakieś pytania, bądź tematy związane ze Szwajcarią, które Was interesują, koniecznie dajcie znać w komentarzu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...