Na
moim blogu, jak i na instagramowym koncie często pojawiają się
jakieś przebitki z wakacji, które w tym roku wyjątkowo mi się
udały. Okres wakacyjny w moim przypadku przypadł na czerwiec i
lipiec, więc nie powinno Was dziwić moje stwierdzenie, że z
wakacji pozostały mi już tylko wspomnienia. Śmiało mogę
powiedzieć, że ten okres wykorzystałam tak dobrze, jak tylko się
dało. Zdecydowanie nadrobiłam ostatnie miesiące, w których brak
czasu zmusił mnie do rezygnacji z wyjazdów. Jeśli chodzi o nasze
wycieczki po Szwajcarii, to zdołaliśmy już w niej zobaczyć
większość turystycznych miejsc, toteż ten rok postanowiliśmy
wykorzystać na wędrówki i trasy w otoczeniu pięknej natury.
Zapraszam
do lektury!
Nasze
tegoroczne wędrówki rozpoczęliśmy niezbyt udanie. Pierwsza trasa
przebiegała przez miejscowość Burgdorf, niedaleko Berna. Tam też
mieliśmy zwiedzić zarówno miasteczko, jak i przejść się
bardziej leśnymi ścieżkami. Z tego wyjazdu powróciliśmy jednak
ze wspomnieniem najbardziej traumatycznego przeżycia w moim życiu i
… trzema kleszczami.
Kolejny
tydzień wiązał się z odwiedzinami wiejskich stron, w których
rozpoczęła się nasza przygoda ze Szwajcarią.
Mimo
niezbyt sprzyjającej pogody postanowiliśmy nie rezygnować ze
zdobycia małego szczytu Morgartenberg. Góra ta położona jest na
1244 m. wysokości, a pokonanie jej w strugach deszczu było niezłym
wyczynem. Na tej trasie czuliśmy się jak ostatni ludzie na Ziemi –
praktycznie przez całą jej długość nie spotkaliśmy nikogo
oprócz krów. Na odludnym terenie nie było nawet miejsca do
przeczekania deszczu, więc zbawieniem było dla nas odnalezienie
małej stodoły, gdzie mogliśmy się posilić i nieco przeschnąć.
W
tej samej miejscowości zupełnym przypadkiem odkryliśmy pomnik
upamiętniający bitwę z roku 1315. Ciekawe było przede wszystkim
to, że na górce posłuchać mogliśmy nagrania z rekonstrukcji tego
wydarzenia.
Po
5 latach ponownie zjawiliśmy się na spotkaniu wielbicieli marki
Audi. Audi Treff to zjazd, który odbywa się cyklicznie w
miejscowości Grüsch. W tym roku zabrakło jednak wyjątkowych,
przykuwających oko samochodów i detali. Widać było chęć
pochwalenia się, ile pieniędzy wsadziło się w kupno i montaż
nieprzydatnych gadżetów.
Vilan
podbił moje serce! Jeśli miałabym wybrać miejsce, które
najbardziej mi się podobało, to zdecydowanie padło by na tę
trasę. Przepiękne, kwiatowe wzgórza, śnieg latem i zdobycie 2376
m! Ile razy na tej trasie wypowiedziałam, że przejście jest
niemożliwe, a mimo to pokonałam ją. Najwspanialszą nagrodą były
te piękne widoki.
Na
przełomie czerwca i lipca postanowiliśmy udać się do kantonu
Wallis, w którym do tej pory nie byliśmy. Zawsze było nam nie po
drodze i za daleko. Tym razem zorganizowaliśmy sobie jednak wyjazd
pod namiot, a naszym głównym celem był największy alpejski
lodowiec Aletschgletscher, którego już od lat chciałam zobaczyć.
By jednak tam dojechać musieliśmy pokonać Furkapass, sieć
górskich serpentyn, które zdawały się nie mieć końca. Widok z
drogi jest nie do opisania słowami, lecz dla osób z chorobą
lokomocyjną to wręcz walka o przetrwanie.
Na
szczycie drogi zauważyliśmy jakąś restaurację i lodową grotę.
Pewnie nie zatrzymalibyśmy się tam, gdyby nie fakt, że już wtedy
okropnie się czułam. Postanowiliśmy zatem zrobić tam przerwę i
spontanicznie kupiliśmy bilet do groty. Była to jedna z lepszych
decyzji, bo przeżycie okazało się być świetne. Pierwszy raz
znaleźliśmy się tak blisko lodowca, a nawet w jego wnętrzu! To
absolutnie niesamowite, przechadzać się lodowym tunelem. Lodowiec w
Bélvèdere jest zdecydowanie warty zobaczenia (póki jeszcze
istnieje).
Nasze
namioty rozbiliśmy na polu kempingowym w Fiesch, skąd mieliśmy
parę kroków do kolejki górskiej zawożącej bezpośrednio na punkt
widokowy Eggishorn, z którego można było oglądać przepiękną
panoramę górską i główną atrakcję, czyli lodowiec
Aletschgletscher. Ogrom lodu w tym miejscu robi spore wrażenie, lecz
po lodowej grocie ta największa atrakcja Szwajcarii wydała mi się
jakaś taka przereklamowana. Warto zaznaczyć, że lodowiec wpisany
jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
W
drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w górskiej mieścinie
Fiescheralp, głównie nastawionej na wynajmowanie domków
letniskowych turystom. Widoki z niej również robiły nie lada
wrażenie, a i domki wyglądały bajecznie w tej górskiej scenerii.
No i co najważniejsze po raz pierwszy widzieliśmy na żywo szarotkę
alpejską, narodowy kwiat Szwajcarii!
W
kantonie Wallis odwiedziliśmy również miejscowość Brigg.
Przeszliśmy się po ulicach włosko wyglądającej starówki i
dotarliśmy do charakterystycznego zamku. U jego podnóża znajduje
się również zamkowy, geometryczny park. Stamtąd mieliśmy
najlepszy widok na budowle, która na tle gór prezentuje się
wyjątkowo okazale.
Z
kantonu Wallis postanowiliśmy spontanicznie wybrać się do Thun. W
drodze czekała na nas kolejna atrakcja. By przedostać się na drugi
koniec góry, musieliśmy wjechać autem do pociągu! Pierwszy raz
przeżyliśmy coś takiego i nie powiem, było to całkiem ciekawe
doświadczenie.
Pod
koniec naszej wyprawy wybraliśmy się nad Jezioro Thun, gdzie miło
spędziliśmy czas po prostu odpoczywając i relaksując się.
Kolejny
kontakt z naturą zaliczyliśmy, odwiedzając Park Seleger Moor. To
wyjątkowe miejsce, które stworzone zostało przez osoby kochające
naturę, dla osób, które uwielbiają wśród niej przebywać.
Znajduje się tam mnóstwo pięknych okazów oraz naturalnych
ekosystemów. Można tam obserwować ptaki, żaby, ważki i inne
zwierzaki.
Już
w towarzystwie naszego przyjaciela, który zdecydował się
przyjechać do nas na urlop, pojechaliśmy ponownie do Berna.
Naturalnie popatrzeć musieliśmy na symbol miasta, czyli
towarzyskie niedźwiadki oraz podziwialiśmy niezwykły odcień rzeki
Aare, która zawsze przykuwa mój wzrok. Spacer Starym Miastem,
zobaczenie katedry, która w końcu nie była w remoncie i
przyglądanie się z bliska licznym fontannom – to główne
zajęcia, którym się oddaliśmy.
W
to lato trafiliśmy również do miejscowości Grindelwald, gdzie
położony jest wąwóz polodowcowy Gletscherschlucht. To miejsce
opisywałam niedawno na blogu, więc wiecie z pewnością, że oprócz
walorów estetycznych jest tam także kilka wartych uwagi atrakcji.
To w tym miejscu miałam szansę pokonania mojego leku przed głęboką
wodą.
Na
odpoczynek wybraliśmy fragment jeziora Brienzersee, które położone
jest niezwykle malowniczo.
Pierwszy
raz od dawna odwiedziliśmy Zurych. Przyznam szczerze, że osobiście
nie przepadam za tym miastem i mimo że mieszkam bardzo blisko niego,
zupełnie tam nie bywam. Jakoś nie znajduje piękna w tej
metropolii. Jeśli jednak mielibyście ochotę na wpis jemu
poświęcony, to koniecznie dajcie znać. Podczas naszej wizyty
skupiliśmy się na okolicy Jeziora Zuryskiego.
Tego
samego dnia mój mąż miał uroczystość rozdania dyplomów, która
przebiegła bardzo wyjątkowo. Pochwalić mogę się, że ukochany
zebrał dużo nagród jako piąty najlepszy uczeń w kantonie, a mnie
rozpierała prawdziwa duma. Część oficjalną zamykała uroczysta
kolacja.
Niezapomniana
wyprawa na szczyt Rigi, a potem schodzenie z góry to bardzo
przyjemna trasa, której długo nie zapomnę. Zwłaszcza widoki ze
szczytu napawały mnóstwem pozytywnej energii. Z punktu
widokowego Känzerli rozciąga się piękna panorama na okoliczne
jeziora.
W
ciągu tych wakacji wielokrotnie bywaliśmy nad szwajcarskimi
jeziorami. Kolejnym przykładem było spotkanie ze znajomymi nad
Walensee. Jezioro to jest położone w pięknej dolinie, a wieńczące
je dookoła wzgórza, powodują, że aż chce się tam siedzieć
godzinami.
W
połowie lipca rozpoczynał się nasz oficjalny urlop, a my
wybieraliśmy się do Polski. Niestety pogoda, jaka nas przywitała
we Wrocławiu, wolała o pomstę do nieba, a cały pobyt w tym
mieście nie był zupełnie udany. Ze względu na brak pogody
musieliśmy organizować sobie na szybko inne atrakcje, a ostatecznie
skończyło się na tym, że przesiedzieliśmy ten czas w
restauracjach i kinie. Naturalnie znalazła się chwila na spacer po
dobrze znanej starówce, odnajdywanie kolejnych krasnali, przejście
Galerią Neonów czy odwiedzenie Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego.
Byliśmy również we wrocławskim zoo, gdzie za kulisami oprowadzał
nas mój szwagier i mogliśmy poznać jego podopiecznych z drugiej
strony.
Następnie
pojechaliśmy do Krakowa, gdzie pierwszego dnia udaliśmy się na
Szlak Podziemny pod ulicami krakowskiego rynku. Podczas tego pobytu
jedliśmy również najpyszniejszy, typowo polski obiad, który
chodził za nami już od kilku miesięcy. Zajrzeliśmy do Muzeum przy
ulicy Pomorskiej, które wywołało u nas ogromną falę smutku i
melancholii. Spacery po Rynku nie miały końca. Z ciekawością
przyglądaliśmy się po raz setny tym samym budynkom, co chwile
odnajdując nowe detale. Dotarliśmy również pod Wawel, jednak nie
zaglądaliśmy do środka.
Pierwszy
raz pojechaliśmy do Kopalni Soli w Wieliczce, co również wspominam
bardzo przyjemnie. Zwłaszcza, że mieliśmy cudowną panią
przewodnik, która sprawiała wrażenie takiej dobrej cioci, która
zawsze przytuli i pocieszy. Pospacerowaliśmy sobie również
uliczkami Wieliczki.
W
Krakowie znaleźliśmy się nieprzypadkowo. To tam, w Bazylice
Mariackiej, moja dobra koleżanka wychodziła za mąż, a my
zjawiliśmy się na ich uroczystości. Całość przebiegła
idealnie, a sam ślub wyglądał niczym ślub pary królewskiej.
Obiad weselny odbył się z kolei w pięknej, zabytkowej restauracji
Wierzynek.
W
Polsce odwiedziłam również moje rodzinne miasto, lecz jak to
zazwyczaj bywa musiałam skupić się jedynie na rzeczach do
załatwienia i zobaczyć się z najbliższymi. Udało nam się
jedynak wyskoczyć nad jezioro Lubikowo, które jest idealnym
miejscem na wypoczynek z dziećmi, a woda jest nieskazitelnie czysta.
Po
powrocie do Szwajcarii chcieliśmy nadal podtrzymać nasze
opalenizny, więc korzystając z upałów pojechaliśmy nad pobliskie
Katzensee, gdzie obcowaliśmy z towarzyskimi kaczkami, które kradły
ludziom zapasy.
Ostatnim
wypadem była nasza wędrówka z miejscowości Forch do Küsnacht,
nazywana Tobelwääg. Jest to leśno-parkowa ścieżka prowadząca
wzdłuż strumyka, który momentami przybiera postać mniejszych lub
większych wodospadów. Na trasie są też inne atrakcje, takie jak
kamień Alexandra czy ruiny zamku.
Jak
widzicie sporo działo się u mnie w ostatnim czasie, a niewiele
relacji pojawiło się na blogu. Chyba od tego przesytu zdjęć nie
jestem w stanie się zdecydować, co Wam pokazać. Pomóżcie mi
zatem w tej decyzji i napiszcie w komentarzach, które miejsca wydają się Wam najciekawsze i chcielibyście przeczytać o nich więcej!
A
czy Wasze wakacje były udane?
Wspaniała relacja - piękne zdjęcia, duża różnorodność i wiele przygód :) Lodowiec, Fiescheralp i Grindewald wygrywają! Chyba muszę dopisać Szwajcarię do swojej podróżniczej listy :)
OdpowiedzUsuńwww.sylviavoyages.com
Koniecznie! Szwajcaria to piękny kraj.
UsuńSwietne wspomnienia kochana, szkoda ze nie jestem zapalonym fanem Audi bo chetnie obejrzalabym autka, choc kto wie Audi Q8 w sumie przypadlo mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje wpisy podróżnicze, dzięki którym mogę odkryć nowe, piękne miejsca :) Moje wakacje w sumie też już dobiegły końca, na pewno również je jakoś na blogu podsumuję. Byłam nad polskim morzem, na Helu oraz w Sztokholmie. Co prawda z pewnością jeszcze gdzieś pojadę jesienią, ale pod wakacje tego już nie zaliczę ;)
OdpowiedzUsuńCudne miałaś wakacje - pełne fantastycznych widoków!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Krajobrazy jak z najpiękniejszych pocztówek <3
OdpowiedzUsuńTo dla mnie ogromny komplement - dziękuję :)
UsuńJakie cudne widoki! Mężowi gratuluję wyników, a Tobie męża :)
OdpowiedzUsuńA bardzo dziękuję :)
Usuńależ intensywny miesiąc:) zazdroo tych widoków w Szwajcarii, jednak i Wieliczka była na pewno nie zapomnianym przeżyciem;)
OdpowiedzUsuńTo prawda dużo się działo. Ciesze się, że mogłam też docenić polskie atrakcje, które wcale nie były gorsze od zagranicznych :)
UsuńWow w ilu fajnych miejscach byłaś! Chciałbym zobaczyć tą lodową grote:) piękne zdjęcia! :) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dokładniejszej relacji, która już na blogu :)
UsuńNaprawdę sporo podróżowaliście :) I ile pięknych zdjęć zgromadziłaś :)
OdpowiedzUsuńIlość zdjęć liczę własnie w tysiącach, więc nie wiem, kiedy zdarzę się nimi wszystkimi zająć :P
UsuńAleż widoki ;) Mam nadzieję, że kiedyś i mi uda się wybrać na takie wakacje ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i widoki, szczególnie gratuluję zdobycia gór! Moje wakacje były szalone, bo wzięłam ślub :)
OdpowiedzUsuńA to nie lada wyczyn ;)
UsuńPiękna relacja, wspaniałe miejsca warte odwiedzin. Widoki niesamowite. Dobrze spędzony czas, będzie kiedyś co wspominać. Pozdrawiam serdecznie :)).
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze jeszcze wiele takich przeżyć przed nami :)
UsuńSuper przygody, trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się w przeciągu 2 miesięcy! Czuję się, jakbym czytała o jakiejś wielkiej wyprawie ;). Piękne miejsca.
OdpowiedzUsuńDo wielkiej wyprawy będziemy się dopiero przymierzać :P To jedynie taki urywek naszych wakacji ;)
Usuńfajne wspomnienia
OdpowiedzUsuńhttps://emi-skucinska.blogspot.com/
Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJakie cudowne widoki !
OdpowiedzUsuńO jeju jakie cudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i widoki :)
OdpowiedzUsuńSuper wakacje, super miejsca i co najważniejsze teraz są wspomnienia i pewnie plany na kolejny rok, a może jeszcze jakiś wypad przed zimą ;) podróżowanie to coś wspaniałego to coś czego chce się więcej i więcej :) super :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda! Staramy się wykorzystać każdą chwilę na podróże.
UsuńCudowna relacja- przepiękne krajobrazy i zdjęcia - ja na swoje urlopowe podróze jescze czekam - na szczescie już niedługo :-)
OdpowiedzUsuńW takim razie udanego i pełnego atrakcji urlopu :)
Usuńsuper relacja! wspaniale są Wasze podróże :)
OdpowiedzUsuńStaramy się przeżyć jak najwięcej :D
UsuńAleż wakacje! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńmarze o takich wakacjach !
OdpowiedzUsuń