Lipiec
był dla mnie niezwykle intensywnym miesiącem pełnym wrażeń.
Śmiało mogę powiedzieć, że od dobrych kilku lat nie przeżyłam
takiej ilości atrakcji w tak krótkim czasie. Ten miesiąc
rozpoczęliśmy pobytem w kantonie Wallis, gdzie urządziliśmy sobie
kemping. Po powrocie zajęliśmy się drobnym upiększaniem naszych
czterech kątów i wymianą kilku sprzętów przydatnych w domu.
Czuliśmy dodatkową motywację ze względu na przyjazd naszego
przyjaciela, który w końcu zdecydował się spędzić u nas urlop.
Ostatecznie zjawił się on u nas (z przygodami) 9. lipca. Można
śmiało powiedzieć, że to właśnie wtedy zaczął się u nas
sezon urlopowy. Oficjalnie moje wakacje rozpoczynały się tydzień
później, lecz koleżanki w pracy poszły mi na rękę i mogłam się
z nimi zamienić w taki sposób, by jak więcej skorzystać ze
wspólnych wyjazdów. Wraz z naszym kolegą odwiedziliśmy Bern,
Basel, Interlaken. Zabraliśmy go na Rheinfall i zobaczyliśmy wąwóz
w Grindelwald. Pokusił się on nawet o wędrówkę ze szczytu Rigi,
czego pewnie nie zapomni przez wiele lat. Nieskromnie powiedzieć
mogę, że przewodniczką okazałam się być nie najgorszą. W tym
tygodniu mój mąż miał uroczystość rozdania dyplomów, w której
również uczestniczyłam. Wydarzenie było pod wieloma względami
niezwykłe, a zakończono je uroczystą kolacją.
Po
10 dniach jechaliśmy do Polski, a naszym pierwszym przystankiem był
Wrocław. Niestety to miasto przywitało nas paskudną pogodą. O ile
w Szwajcarii termometry wskazywały najwyższe temperatury, to przez
cały pobyt we Wrocławiu lało i było nieprzyjemnie zimno. Biorąc
pod uwagę cyrki z hotelem, zostałam niechętnie nastawiona na
kolejną podróż w tym kierunku. Wcześniej niż zamierzaliśmy
zjawiliśmy się w Krakowie. Postanowiliśmy jeszcze raz zwiedzić to
piękne miasto, które przed laty tak bardzo nam się spodobało.
Dodatkowo wybraliśmy się na zwiedzanie kopalni soli w Wieliczce, co
także było świetną atrakcją. Pobyt w Krakowie kończyliśmy na
polsko-meksykańskim ślubie mojej koleżanki, z którego wyniosłam
niezwykle miłe wspomnienia. W czymś takim brałam udział po raz
pierwszy! Na koniec urlopu zjawiliśmy się w mojej rodzinnej
miejscowości. Jak zawsze mieliśmy tam kilkanaście spraw do
załatwienia. W przerwach od bieganiny jeździliśmy natomiast nad
jeziorko.
Ten
urlop był dla mnie bardzo odprężający. W końcu miałam chwilę
tylko dla siebie i mogłam tak naprawdę wypocząć. Z całego okresu
urlopowego najgorzej wspominam sam powrót do domu. Okazało się, że
w Niemczech, w okolicach Poczdamu, doszło do pożaru lasu, przez co
zamknięto dwie autostrady. Początkowo staliśmy w gigantycznym
korku, a następnie próbowaliśmy znaleźć rozwiązanie i inną
drogę dojazdu, lecz nasza nawigacja nie chciała współpracować i
ciągle prowadziła nas na zamknięte odcinki drogi. Starym sposobem
jechaliśmy zatem na papierowej mapie w kierunku środka Niemiec, by
wydostać się z zamkniętego obszaru. Przez pół dnia jeździliśmy
po małych mieścinach i leśnych ścieżkach, dojeżdżając prawie
do Magdeburga, nie pokonując nawet 1/4 drogi. To był jeden z
cięższych powrotów do domu.
Przez
cały lipiec na blogu nie działo się praktycznie nic. Zdołałam
udostępnić 4 wpisy, lecz mam nadzieję, że będziecie w stanie mi to wybaczyć i z chęcią powrócicie do czytania relacji ze
wszystkich moich lipcowych wycieczek. Starałam się jednak wrzucać
codziennie zdjęcia na Instagrama, co udawało mi się w miarę
możliwości i dostępu do internetu. Częściej też korzystałam z
opcji Galerii w jednym poście. Dajcie znać, czy takie przeglądanie
zdjęć Wam odpowiada.
>>INSTAGRAM-dookola_swiata<<
Nowy
miesiąc powitałam w kantonie Wallis. W drodze do naszego celu
zatrzymaliśmy się w miejscowości Belvédère, w której znajduje
się jeden z lodowców (pol. Lodowiec Rodanu), gdzie znaleźć można
wyjątkową atrakcję w postaci lodowej groty. Wejście do środka
lodowca, gdy na zewnątrz panuje upał, to dziwne, a jednocześnie
ciekawe doświadczenie.
Aletschgletscher
to z kolei jedna z największych atrakcji, jakie spotkać można w
Szwajcarii. Jest to bowiem największy lodowiec Alp, który wpisany
został na listę UNESCO. Już od lat planowałam zobaczenie go na
żywo, lecz udało się to dopiero teraz. Widok zapiera dech w
piersi.
Ta
lodowa okolica jest oddalona od naszego miejsca zamieszkania o blisko
200 km, dlatego stwierdziliśmy, że najlepiej będzie wyjechać tam
na dłużej niż jeden dzień. U stóp góry, z której rozciągał
się powyższy widok, zatrzymaliśmy się na placu kempingowym.
Po
wielu latach poszukiwań w końcu na własne oczy udało nam się
zobaczyć Edelweiss (szarotka alpejska), czyli narodowy kwiat
Szwajcarii, którego mieszkańcy z dumą noszą na swoim odzieniu.
Latem
czytanie nie idzie mi tak dobrze. Ciągłe wyjazdy i ogrom atrakcji
spowodował, że nie miałam nawet chwili na zaglądniecie w stronę
półki z książkami. W pośpiechu udało mi się jednak zakończyć
Niedyskretnik – książkę, która nie spełniła moich oczekiwań.
Niestety nie podszedł mi język, którym była napisała. Gorzkie
rozczarowanie osłodziły mi jednak pistacjowe Oreo, które mają
bardzo ciekawy smak.
W
miejscowości Brig zwiedziliśmy jej największą atrakcję, a
mianowicie zamek Stockalper. Ciekawy kształt wież zwraca uwagę, a
obecność gór dookoła powoduje, że z tak malowniczej okolicy nie
chce się wyjeżdżać.
Dla
mnie każdy sezon jest dobry na lody, ale latem zdecydowanie chętniej
sięgam po owocowe sorbety. Domowe lody o smaku mango to zdecydowanie
mój typ!
Kolejne
odwiedziny w mieście niedźwiedzi. Bern i wyjątkowy odcień rzeki
Aare zawsze robią na mnie spore wrażenie.
Obiad
po szwajcarsku: grillowana pierś z kurczaka i gotowane faszerowane
warzywa.
Apéro
przed rozdaniem dyplomów mojego męża. Uroczystość dopracowana
pod każdym względem.
Jeden
ze szczytów Rigi i oryginalne przejście pod trawiastym tunelem.
Z
góry mieliśmy wyjątkowy widok na Jezioro Czterech Kantonów i
Jezioro Zug oraz miejscowości w ich okolicy.
Wypad
nad Jezioro Walensee wraz ze znajomymi. Idealny sposób na spędzenie
letniego popołudnia.
Wiśnie
wprost z ogródka – czy może być coś pyszniejszego? Za to
właśnie lubię Szwajcarię. Możesz zajrzeć do okolicznego
rolnika, zebrać własnoręcznie przepyszne owoce i jeszcze płacisz
za to mniej niż w sklepie.
Jak
Wrocław, to Stary Młyn. Najlepsza pierożarnia, w jakiej jadłam.
Podczas naszego pobytu w tym mieście byliśmy jej stałymi
klientami.
Ile
radości może nieść za sobą odnajdywanie krasnali na wrocławskich
ulicach!
We
Wrocławiu odwiedziliśmy Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zabytkowe sale robią ogromne wrażenie. Polecam zajrzeć, jeśli
ktoś (tak jak mój mąż) nie miał pojęcia, że takie piękności
znajdują się w budynku Uniwersytetu.
Miałam
przyjemność uczestniczyć w polsko-meksykańskim ślubie, który
był niesamowitą uroczystością. Przepiękna ceremonia w Bazylice
Mariackiej, pyszny obiad w zabytkowej Restauracji Wawrzynek, a potem
zabawa przy rytmach latino.
Kurna
Chata zagwarantowała nam najlepszą jajecznicę, jakiej próbowałam.
W połączeniu z sałatką dała nam kopa energii na cały dzień!
Ponownie
Kraków nocą i piękna starówka, po której mogłabym chodzić
godzinami.
Dotarła
do mnie przesyłka od Printu – fotoksiążka ze zdjęciami z
naszego rejsu, który odbył się w 2016 roku.
Droga
powrotna nie należała do łatwych i przyjemnych, lecz mieliśmy
dobry widok na zachód słońca i ogłaszane zewsząd zaćmienie
księżyca.
Woda,
słońce i ten spokój, czyli kolejny wypad nad jezioro. Tym razem
wynajęliśmy rowerek wodny i spędziliśmy przedpołudnie na samym
środku wody.
Kawa, kawa i jeszcze raz kawa – mój
ulubiony napój niezależnie od pory roku ;)
Tak oto w skrócie prezentował się
mój lipiec. Było wakacyjnie, upalnie i w świetnym towarzystwie.
Koniecznie dajcie znać, jak Wy spędziliście urlop i z którego z
tych miejsc chcielibyście zobaczyć wpis na blogu!
Faktycznie aktywny miesiąc! Piękne ujęcia ❤️obserwuje i zapraszam do siebie (:
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :)
UsuńŚwietne zdjęcia i piękne miejsca.
OdpowiedzUsuńKażde z nich jest godne zobaczenia :)
Usuńdobrze, że udało Cię odprężyć :) to bardzo ważne, aby normalnie funkcjonować :) piękne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim nie myśleć o zmartwieniach i obowiązkach - a to wychodziło mi bardzo dobrze :)
UsuńTaka kawa mi się marzy :D I widoki oczywiście też ;)
OdpowiedzUsuńWow, ale miałaś intensywny miesiąc:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Takie lubię :)
UsuńEkstra zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPiękne ujęcia. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńU kochana pieknie wygladacie i rzeczywiscie moc atrakcji :D
OdpowiedzUsuńA dziękujemy :) Atrakcji było co nie miara, aż trudno powrócić do normalności :P
UsuńOratorium Marianum we Wrocławiu faktycznie robi wrażenie. Ma się wrażenie, jakby się było w jakimś kościele. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe sale.
UsuńPrzepiękne widoki :) Woda + góry to raj dla moich oczu <3
OdpowiedzUsuńTez bardzo lubię to połączenie :)
UsuńAle miałaś intensywny miesiąc! :)
OdpowiedzUsuńTakie są najlepsze :)
UsuńLubię takie podsumowania. Sporo się u Ciebie działo w lipcu :)
OdpowiedzUsuńNie mozna zaprzeczy :)
Usuńale wrażeń ;)
OdpowiedzUsuńmega pomysłowe :)
OdpowiedzUsuńdobrze napisany artykuł :)
OdpowiedzUsuń