Jak
już wiecie z poprzedniego wpisu mój sierpień nie należał do
udanych. Pod kątem kondycji mojej cery również muszę go tak
nazwać. Po powrocie z urlopu zaczęłam zmagać się z ogromnym
wysypem niedoskonałości na twarzy, co przypominało trądzik
różowaty. Niestety wywołało to u mnie niechlubne wspomnienia
czasów nastoletnich, gdy okropnie doskwierał mi ten problem. Ta
sytuacja miała duży wpływ na zużycia kosmetyków w tym miesiącu.
Z jednej strony starałam się robić wszystko, by sobie pomóc, z
drugiej – jak najbardziej ograniczyć ilość zbędnych produktów.
Obecnie mój stan nieco się unormował, a główny winowajca trafił
do sierpniowego Denka. Komu mogę zawdzięczać moje problemy?
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Żel
pod prysznic Fa Shower Secrets
W
sierpniu zużyłam nowy żel pod prysznic marki Fa o bardzo letnim
zapachu. Kosmetyk ten powstał w kooperacji z Luisą Lion, która
jest niemiecką influencerką. Z tego też powodu produkt o zapachu
białej brzoskwini trafił na rynek niemiecki. Sam żel był
przyzwoity. Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Spełniał
swoje główne zadanie, a przy tym bardzo ładnie i letnio pachniał.
Od żelu pod prysznic nie oczekuję niczego więcej.
2) Szampon
nadający objętość Nivea Volumen Kraft & Pflege
Moje
pierwsze doświadczenia z szamponami marki Nivea wspominam bardzo
tragicznie. Wyrobiłam sobie wtedy zdanie na ich temat i zawsze
dookoła powtarzałam, że dla mnie to jakaś tragedia. Ile to
nasłuchałam się, że od tamtej pory to się wszystko zmieniło. To
już nie są te same produkty i są świetne. Pech chciał, że
przypadkowo dostałam szampon tej marki i postawiłam sprawdzić na
własnej skórze (Przepraszam Cię skóro!), czy faktycznie coś się
zmieniło. Zmieniło się! Wcześniej potrzebowałam zużyć połowę
butelki, by odczuć negatywne skutki jego używania. Teraz
wystarczyły dwa użycia, które zagwarantowały mi płaty łupieżu
na całej skórze głowy. Przysięgam oficjalnie, że nigdy więcej
nie sięgnę po szampony Nivea. Te butelkę zużył mój mąż,
któremu nic nie jest straszne.
3) Krem-żel
ultranawilżający Dermedic Hydrain3 Hialuro
Ten
krem był moim pierwszym kontaktem z marką Dermedic. Czytając moją
opinię, musicie jednak wiedzieć, że praktycznie nie miewam
okresów, gdy moja skóra wymaga jakieś bomby nawilżenia. Od lat
stosuję system matowania twarzy w ciągu dnia i nawilżania na noc,
co sprawdza się u mnie na tyle dobrze, że zupełnie nie dostrzegam
przesuszenia cery. Nie mam zatem poglądu, w jaki sposób ten
kosmetyk działa na skórę odwodnioną czy przesuszoną. Z mojego
punktu widzenia sprawdził się dobrze. Moja cera była dobrze
nawilżona. Kosmetyk miał lekką, kremowo-żelową formułę. Szybko
się wchłaniał i nie drażnił swoim zapachem. Wydaje mi się
jednak, że słoiczek jest zdecydowanie za duży, by zużyć go w
ciągu zalecanych 6 miesięcy. Ja nieco go przetrzymałam, bo nie
widziałam żadnych oznak „zestarzenia się” produktu, lecz pod
koniec używałam na szyję i dekolt. Dno jeszcze pokrywa krem, lecz
postanowiłam już się z nim rozstać.
4) Koncentrat
do ciała Yves Rocher 100% Shea Butter
Ten
produkt marki Yves Rocher towarzyszył mi bardzo długo, bo tez
sięgałam po niego w razie potrzeby. W tym niewielkim słoiczku
znajdowało się 45 ml czystego masła shea. Tego składnika nie
muszę chyba przedstawiać. Masło miało bardzo zbitą konsystencję,
która rozpuszczała się pod wpływem ciepła ciała. Odrobina
kosmetyku wystarczała, by rozsmarować jego warstwę na częściach
ciała, które najbardziej potrzebują nawilżenia. W moim przypadku
trafiał on głównie na pięty, dłonie oraz łokcie. Produkt ten
pozostawiał bardzo tłusty filtr, który długo się wchłaniał,
toteż używałam go głównie przed spaniem, czasem wzmacniając
efekt działania, zakładając skarpetki czy cienkie rękawiczki.
Kosmetyk bardzo dobry i przede wszystkim godny uwagi ze względu na
skład ograniczający się do jednego składniku. Niestety
przeszukując stronę internetową, nie znalazłam tego samego
produktu. W podobnym opakowaniu dostępny jest jedynie balsam do rąk,
który ma zaledwie dodatek masła shea.
5) Koncentrat
wzmacniający do twarzy Biotherm Skin Oxygen
Koncentrat
od Biotherm pozostawił po sobie miłe wspomnienia. Używałam go
bardzo systematycznie (codziennie rano i wieczorem) i jego żywotność
skończyła się po mniej więcej pół roku. Docenić należy w tym
miejscu pompkę, która pozwala wydobyć produkt do ostatniej kropli.
Moje doświadczenie z pompkami w kosmetykach pozwalało mi myśleć,
że pod koniec aplikacji będę zmuszona do otwierania butelki i
wygrzebywania produktu – w tym przypadku było jednak zupełnie
inaczej. Moja cera bardzo dobrze przyjęła ten koncentrat. Jego
formuła była lekka, szybko się wchłaniała, a jego działanie
pozytywnie wpływało na szybkość gojenia się wszelkich zmian na
skórze. Więcej o tym produkcie przeczytać możecie >>TUTAJ<<.
6) Balsam
oczyszczający Lavera Hydro Effect Cleansing Balm
Jest
i on! Sprawca mojego całego nieszczęścia. Otrzymałam go wraz z
przesyłką od marki Lavera. Z tej serii mam jeszcze dwa inne
produkty, lecz szczerze powiem, że po efektach balsamu boję się po
nie sięgnąć. Po kilku pierwszych użyciach nie wystąpiły żadne
negatywne zmiany, więc początkowo byłam z niego nawet zadowolona.
Zabrałam go ze sobą na urlop w Polsce i zbiegło się to w czasie z
pogorszeniem kondycji mojej cery. Z doświadczenia mogę powiedzieć,
że z pobytu w Polsce zazwyczaj powracam z przeróżnymi
dolegliwościami i nieprzyjaciółmi na twarzy, co prawdopodobnie
związek ma z jakością wody i zanieczyszczeniem powietrza (tak w
ramach ciekawostki powiem, że pierwszą widoczną zmianą po
emigracji do Szwajcarii była właśnie poprawa wyglądu mojej cery i
brak symptomów ŁZS). Tym razem również wiązałam mój stan z
pobytem w ojczyźnie, jednak objawy jakie się u mnie pojawiły były
wręcz identyczne jak w najgorzej fazie mojego okresu dojrzewania.
Twarz oraz żuchwę pokrywały drobne, czerwone krostki, które
rozsiane były wszędzie i wyglądały potwornie. Jeszcze przez
pewien czas po powrocie używałam tego kosmetyku, lecz gdy sytuacja
nie polepszała się zaczęłam poszukiwania winowajcy, odstawiając
kolejne produkty. Tym sposobem doszłam do winy balsamu, który
przecież chronić ma skórę przed zanieczyszczeniami, jest wegański
i w 100% naturalny! Niech mi teraz ktoś powie, że naturalne znaczy
lepsze.
7-10) Maski
Neutrogena: Hydro Boost, Pure Boost, Ageless Boost, Illuminating
Boost
Nowością
na rynku kosmetycznym są hydrożelowe maski w płachcie od
Neutrogeny. Same produkty, jak i ich testowanie, wspominam bardzo
miło i z przyjemnością jeszcze kiedyś do nich powrócę. Spośród
tego zestawu najlepiej sprawdziła się u mnie zielona maseczka
oczyszczająca, która dała naprawdę widoczne efekty. Maski można
pochwalić od strony praktycznej: łatwo i szybko się je nakłada, a
przy tym można dopasować je do kształtu twarzy. Maski również są
bardzo wygodne w noszeniu. Proces mojego testowania opisywałam
>>TUTAJ<<.
11) Maska
nawilżająca Oh K! Coconut Water
Ostatnia
z trzech wzorowanych na koreańskie masek o intensywnie kokosowym
zapachu. Nie ukrywam, że kupiłam je głównie ze względu na urocze
opakowania. Efekt końcowy był dobry, ale nie rewelacyjny. Ot maska,
jakich jest mnóstwo na rynku. Więcej o tym produkcie przeczytać
możecie >>TUTAJ<<.
12) Maska
węglowa oczyszczająca Bielenda Carbo Detox
Maska
oczyszczająca od Bielendy to jedna z moich ulubionych maseczek do
twarzy, których zapas mam zawsze w szafce. Odkąd pierwszy raz ją
użyłam, wiedziałam, że bardzo się polubimy. Śmiało mogę
powiedzieć, że to jej zawdzięczam sporą poprawę kondycji mojej
skóry. Wprowadzenie do pielęgnacji tej maski (która starczyła mi
na dwa użycia) oraz serum z tej samej serii spowodowało, że moja
skóra powróciła do normy. Serdecznie polecam!
13) Maska
oczyszczająco-ściągająca Ziaja Liście zielonej oliwki
Pierwszy
kontakt z tą maseczką był dość dziwny. Miałam bardzo mieszane
uczucia w kwestii jej działania. Sama aplikacja była dość
nietypowa, a przy kontakcie z kremem moja skóra doznała znaczącego
podrażnienia. Nasz „drugi raz” odbył się bez większych
przygód. Maseczkę nałożyłam, ściągnęłam i większych efektów
nie zauważyłam. No może poza standardowym wygładzeniem skóry i
uczuciem miękkości. Nic nadzwyczajnego.
14) 1-minutowa
kuracja do włosów Pantene Pro-V
Jest
to moja ulubiona szybka kuracja do włosów, która bardzo dobrze
działa na końcówki i ogólny wygląd. Tubka zawiera kosmetyk,
który przy mojej obecnej długości, starczył mi na dwa użycia.
Specyfik z łatwością rozprowadzał się po włosach, a przy tym
obłędnie pachniał. Włosy za jego przyczyną były pięknie lejące
się, błyszczące i odżywione. Lubię powracać do tej kuracji, na
której efekty nie trzeba długo czekać.
15) Żel
pod prysznic Rexona Cool Ice
Ten
żel został zużyty przez mojego męża w dość szybkim czasie. Był
to produkt dwa w jednym o dość tradycyjnym, męskim zapachu.
Kosmetyk domywał skórę i dobrze się pienił. Można byłoby
pomyśleć nad jego wydajnością, ale cena 1 fr., za jaką został
kupiony, całkowicie odwzorowuje jego właściwości.
17) Puder
matujący Catrice All Matt Plus
Mój
ulubiony puder matujący.
19) Pasta
do zębów Elmex Sensitive Pluss
Jestem
całkiem zadowolona z ilości zużytych w tym miesiącu kosmetyków.
W dużej mierze ich używanie związane było z testowaniem nowości,
więc koszt produktów wynosi lekko ponad 100 zł. Jak już wyżej
wspominałam do mojej pielęgnacji wkroczyło nowe serum do twarzy z
Bielendy. Do mycia używam obecnie zwykłego żelu pod prysznic
Nivea, a krem Dermedic na dobre zastąpiony został kremem o podobnej
formule z Biotherm. O nowościach w mojej pielęgnacji przeczytacie
już niedługo w osobnym poście, który planuję dodać we wrześniu.
Niezłe denko, czekam na nowości ;)
OdpowiedzUsuńWpisu z nowościami nie planuję, lecz w aktualizacji pielęgnacji napewno się pojawią :)
UsuńO mamo nigdy nie pomyslalabym ze Lavera takie cuda robi na twarzy, szok o.o
OdpowiedzUsuńNa mojej twarzy niestety tak. Z naturalnymi kosmetykami mi nie po drodze :p
UsuńCzy byłaś u lekarza ze swoimi problemami skórnymi/ od tego bym zaczęła, bo doszukiwanie się przyczyny w balsamie, "zanieczyszczeniu "powietrza w Polsce itd jest dziecinne i przykre w odbiorze. Mieszkam w Polsce całe życie, używam Lavery, i nigdy nie miałam krostek na żuchwie. Myślę, że wiele Polek nie ma tego problemu, więc proszę nie rób z Polski jakiegoś brudnego kraju, gdzie woda jest zła. W Polsce woda teraz jest dobra, spełniamy normy unijne, powietrze jest zanieczyszczone w zimie a nie w lecie. Przykro czytać jak ktoś uważa się za lepszą osobę, bo wyjechał. To są po prostu jakieś problemy dermatologiczne, które powinien zdiagnozować specjalista. Szwajcarski !!!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi czytać taką opinię. Nie uważam się za nikogo lepszego, a w kwestii zanieczyszczenia powietrza polecam przejechać przez Katowice niezależnie od pory roku. Podzieliłam się jedynie moimi spostrzeżeniami. Każdy reaguje inaczej na kosmetyki. To, co u mnie się nie sprawdza, niekoniecznie musi działać tak samo u Ciebie. Zresztą zawsze to powtarzam. Fakt, że mam problematyczną cerę, lecz w tym przypadku ewidentnie winny był ten produkt. Po jego odstawieniu wszystkie objawy zniknęły. A co do samego pobytu w Polsce: mnie również jest przykro, że podczas każdego pobytu cierpię i to nie tylko z przytoczonych powodów, ale także miewam spore problemy z układem trawiennym, a w tej kwestii zaręczam, że jestem zdrowa. Nie odbieraj tego osobiście, bo to również moja ojczyzna, którą kocham. We wpisie zaznaczyłam moje spostrzeżenia i to, jak zmiana klimatu na mnie wpłynęła. Ogromnie krzywdzące jest stwierdzenie, że uważam się za kogoś lepszego, bo jest właśnie zupełnie odwrotnie. Życzę Ci, żebyś nie odczuła nigdy takiej tęsknoty za rodzinnym miejscem.
UsuńŚliczne zdjęcia! ;)
OdpowiedzUsuńJa, gdy jeszcze nie używałam kosmetyków naturalnych uwielbiałam szampon do włosów Nivea, sprawdzał się idealnie ;D
Wiem, że te szampony mają wielu wielbicieli. Niestety u mnie się sprawdzają.
UsuńJa zupełnie nie jestem denkowa :) Nie mam cierpliwości do zbierania wszystkich pustych zużytych opakowań. Ale z miłą chęcią przeglądam wpisy na innych blogach poświęcone zużyciu, zawsze trafię na jakieś fajne nowości :)
OdpowiedzUsuńMi chyba weszło to już w krew :)
UsuńNajbardziej zaciekawiły mnie oczywiście maseczki i ta 1 minutowa kuracja do włosów, mogłaby być przydatna ;).
OdpowiedzUsuńKuracja dla zapracowanych - jak najbardziej :)
UsuńBardzo duże denko! Znam z niego jedynie maskę węglową z Bielendy, reszty kosmetyków nie miałam okazji używać. A co do produktów naturalnych - ja jestem z tych osób, które są ignorantami w sprawie składu i nie przywiązują do tego zbyt wielkiej wagi. Kosmetyk przede wszystkim ma dobrze działać i nie robić krzywdy, jak jest jeszcze naturalny to super, ale nie można mówić, że wszystko co naturalne jest lepsze. I jak widać, u Ciebie też się to sprawdziło. Szkoda, że trafiłaś na takiego bubla, z którym Twoja cera wybitnie się nie polubiła :(
OdpowiedzUsuńJa tez nie kontroluję tak ściśle składu. U mnie działa najczęściej metoda sprawdzenia na własnej skórze.
UsuńSzampony z nivea się u mnie też nie za bardzo sprawdzają :(
OdpowiedzUsuńUf! Nie jestem osamotniona! ;)
UsuńPowiem ci szczerze, że nie znam ani jednego z tych produktów:) Marki znam ale produktów nie miałam okazji testować:)
OdpowiedzUsuńBuziaki:*
Nowy post - WWW.KARYN.PL
Oh very interesting products darling
OdpowiedzUsuńxx
Ja zupełnie nie jestem denkowa, jestem niecierpliwa i bardzo denerwuje mnie zbieranie pustych opakowań do recenzji. Ale chętnie czytam inne blogi, poznając ciekawe nowości :))
OdpowiedzUsuńTa maseczka Ziai Liście Zielonej Oliwki mi również nie przypadła do gustu :/ Podobnie jak szampony Nivea - od lat ich unikam ;)
OdpowiedzUsuńspore to denko, miałam tylko czarną maskę :)
OdpowiedzUsuńSprawdziła się? :)
UsuńNiezła produkcja ! Same nowości dla mnie :)
OdpowiedzUsuńKurcze ale masakra po tej Nivei, może jesteś uczulona na jakiś składnik albo coś.... ja czegoś takiego nigdy nie miałam.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Nie mam pojęcia, ale na wszystkie rodzaje reaguję tak samo.
Usuńwoooow,mega sporo udało Ci się zużyć, a ja nawet nie znam tych produktów;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to tak dużo. Dla mnie to raczej taka norma ;)
UsuńDziękuję. Mam nadzieję, że zagościsz na dłużej :)
OdpowiedzUsuńmiałam czarną maseczkę, ale inną wersję ;)
OdpowiedzUsuńmusze to wypróbować ciekawy sposób !
OdpowiedzUsuń