W ostatnim czasie główną formą
aktywnego spędzania wolnego czasu, jaką wybieramy wraz z mężem,
są wędrówki i piesze trasy. Piękna pogoda sprzyja ruszaniu się z
domu, a jeśli przy okazji możemy obcować z naturą, to jesteśmy
bardzo na tak. Jedna z tras, którą znalazłam w internecie,
przebiegała przez miejscowość Burgdorf. Była to pierwsza
tegoroczna wędrówka, która skończyła się dla nas jednym z
bardziej traumatycznych przeżyć.
Co spotkało nas w tym mieście?
Burgdorf to miasteczko położone w
środkowej Szwajcarii nad rzeką Emme. Jego nazwa składa się z
dwóch członów: „Burg” oznacza zamek, a „Dorf” – wieś.
Tym samym w łatwy sposób dojść można do wniosku, że w tej
mieścinie głównym punktem, które na przestrzeni lat wyróżniało
je spośród innych, był zamek.
Zwiedzanie Burgdorfu rozpoczęliśmy
od wejścia na Stare Miasto. W Szwajcarii powszechnym zjawiskiem jest
obecność pięknie utrzymanych i odrestaurowanych starówek nawet w
malutkich mieścinach, przez co stają się one dobrymi celami
turystycznymi.
Na budynkach na Starym Mieście
znajduje się wiele odnośników do przeszłości. Są nimi na
przykład historyczne malunki, zabytkowe okiennice czy szyldy liczące
wiele dziesiątków lat. Samo miasto wydało nam się być bardzo
spokojne i czyste.
Na naszej drodze pojawił się również
zreformowany kościół miejski w późnogotyckim stylu, którego
charakterystyczną cechą jest obecność 72-metrowej wieży.
Po zejściu trafiliśmy do małego
parku z placem zabaw dla dzieci. Zobaczyliśmy tam imponujący
budynek z małym ogródkiem. Dookoła otaczały nas kwiaty, a w
centralnym punkcie dostrzegliśmy mały stawik z domkami dla kaczek.
Z miasta dostaliśmy się na szlak
wędrowny, prowadzący w dużej części przez las. Następnie
wyszliśmy na łąki. Z trasy obserwować mogliśmy miasteczko z
oddali. Mieliśmy także widok na restaurację i gospodę. W
niedługim czasie dotarliśmy do końca leśno-łącznej przeprawy,
która kończyła się wraz z minięciem Bartholomäus-Kapelle,
kapliczki będącej jednym z najstarszych zabudowań w tym regionie.
Następnie nasza droga biegła wzdłuż
ulicy. Minęliśmy drewniany most (Wyningenbrücke). Weszliśmy do
parku, gdzie mieszkańcy spędzali ten ciepły dzień, grając w
piłkę, leżąc na kocach itp.
Z tego miejsca mieliśmy doskonały
widok na zamek, którego niestety nie mieliśmy szansy odwiedzić,
gdyż jeszcze przez dwa lata będzie odbywał się w nim remont. Jest
to jednak budowla robiąca wrażenie nawet z takiej odległości.
Miejscem niewątpliwie zapierającym
dech w piersi jest kompleks skalny z piaskowca, który widzicie na
zdjęciach. Na żywo prezentuje się on tak okazale i pięknie, że
nie sposób oderwać od niego wzroku.
Następnie udaliśmy się w kierunku
rzeki, skąd mogliśmy jeszcze lepiej przyjrzeć się pięknemu
tworowi przyrody. Trafiliśmy na kamienną ścieżkę, a krocząc po
niej słyszeliśmy jedynie szum wody i nasze myśli.
Kolejnym fascynującym widokiem były
dla nas mini-wodospady, które wyrosły wprost przed nami.
Na jednym ze zdjęć wyżej zobaczyć
możecie bardzo charakterystyczne miejsce, które ukazuje przejście
wydrążone w skale. Natychmiast skojarzyły się nam one z hobbicią wioską i zachęciły do tego, by znaleźć się blisko nich. Nie była
to trasa naszej wędrówki, ale czy Wy odpuścilibyście sobie
zobaczenie takiego miejsca?
Postanowiliśmy cofnąć się do
miejsce, w którym widzieliśmy ścieżkę prowadzącą na drugi
brzeg rzeki. Nie była to jakaś mało uczęszczana ścieżka, wręcz
przeciwnie: mijaliśmy wiele osób, wielu z nich towarzyszyły psy.
Ja naturalnie rozglądałam się dookoła, chcąc uchwycić ładne
zdjęcia natury.
I w tym momencie dochodzę do
historii, która nam się przydarzyła. Do dziś nie wiedziałam, czy
powinnam się nią z Wami dzielić. O moich obawach wspominałam
zresztą na Facebooku. Odczekałam dwa tygodnie, by moje emocje nieco
się uspokoiły, lecz gdy dziś o tym piszę ponownie powracają do
mnie te uczucia.
Jak widzicie do tego wydrążonego
przejścia w skale prowadzą schody, co ma niemałe znaczenie w tej
historii. Mieliśmy nawet w planie wejść przez nie na górę, lecz
odstraszyły nas tabliczki o groźbie zawalenia. Schody jednak nie
były w żaden sposób zabezpieczone, więc było to jak najbardziej
możliwe. My kierowaliśmy się dalej wydeptaną ścieżką, po
drodze mijając jeszcze parę staruszków i dwie kobiety z gromadą
psów. W pewnym momencie pozostaliśmy na drodze sami i znaleźliśmy
się w miejscu idealnym wręcz do podziwiania tych skał oraz tak
fascynującego kamiennego przejścia. Rozglądając się dookoła,
szukając kolejnych kadrów do zdjęć, dostrzegłam w trawie kobiecą
postać o bardzo zdeformowanym ciele. Nieruszającą się,
nieoddychającą, martwą. Z natury jestem osobą spokojną i
opanowaną, lecz doznałam wtedy szoku. Nie potrafiłam nad sobą
zapanować. Może wydać się to dziwne, lecz nigdy nie miałam do
czynienia z martwym człowiekiem. Absolutny szok.
Całe szczęście więcej zimnej krwi
miał mój mąż, który od razu chwycił za telefon i zadzwonił na
policję, która zjawiła się dosłownie w 2 minuty. Polecono nam
dostać się do głównej drogi, by pokierować policjantów do tego
miejsca, co też uczyniliśmy. Nie będę się wdawać w szczegóły,
lecz spędziliśmy godzinę na składaniu zeznań. W tym czasie
pojawiła się karetka (jedna, druga, trzecia), kryminolodzy i
zabezpieczono miejsce, by nikt niepożądany nie wszedł do środka.
Ja wraz z przyjazdem policji zdążyłam się ogarnąć i z powrotem
twardo stąpać po ziemi. Mimo to wielokrotnie pytano nas, czy nie
potrzebujemy pomocy psychologa. Panie z karetki oferowały, że mogą
nam dać coś na nerwy, lecz stwierdziliśmy, że nie jest to
potrzebne.
Z miasteczka wyjeżdżaliśmy z
informacją, że owa kobieta nie żyje od kilku godzin i nie ma przy
sobie dokumentów, lecz wygląda to na upadek właśnie z miejsca, do
którego prowadzą te piękne, kamienne schody! W drodze powrotnej
nadal rozmyślaliśmy o tym, co przed chwilą się wydarzyło. W
międzyczasie poinformowano nas, że to nie jest dla policji czy
pogotowia dziwna sytuacja, bo do wypadków w tym miejscu dochodzi tak
często, że są już przyzwyczajeni. Nie potrafię w tym wszystkim
zrozumieć, dlaczego więc to miejsce jest dostępne dla każdego.
Dlaczego nie można zabezpieczyć wejścia?! Zastanawiała mnie
również sytuacja kobiet z psami. Absolutnie dziwne było dla mnie
to, że cztery psy nie idące na smyczy, nie pobiegły do ciała tej
biednej kobiety. Jednak im dłużej nad tym rozmyślałam, tym
bardziej byłam pewna w mojej opinii: Jeśli ktoś nie chce czegoś
zobaczyć, to nie zobaczy. A ta sytuacja jest tego najlepszym
przykładem.
Historia zakończyła się dla nas już
po dwóch dniach. Policja z miasteczka zadzwoniła i poinformowała,
że kobieta została zidentyfikowana, a jej córka bardzo chciałaby
się z nami skontaktować. Było to naprawdę bardzo przejmujące
uczucie i byliśmy niesamowicie wzruszeni, gdy opowiedziała nam ona
historię swojej mamy i poinformowała, że była to jej 13sta próba
samobójcza – tym razem niestety skuteczna... Głównie zapewniała
nas ona jednak, że pokryje wszelkie koszty związane z naszym
pobytem u psychologa, jeśli wywołało to na nas dużą traumę i
wymagamy takiej pomocy...
W historii celowo pominęłam wszelkie
szczegóły, tego co widzieliśmy, zeznaliśmy itp. ze względu na
szacunek dla zmarłej.
Dziękuję za poświęcony czas na
przeczytanie tego wpisu.
Faktycznie traumatyczne przeżycie. Nawet nie wiem co można napisać w tej sytuacji - no chyba tylko tyle, żebyś nie musiała tego ponownie przeżywać.
OdpowiedzUsuńnaprawdę traumatyczne przeżycie.. podziwiam, że potrafiliście się jednak odnaleźć w tej sytuacji i postąpić jak należało
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że to zdarzenie nie odbierze Wam radości z kolejnych pięknych wędrówek
Ojej, naprawdę nie zazdroszczę sytuacji. Sama nie mam pojęcia jakbym się zachowała. Szok murowany. Dorze że byliście we dwójke.\
OdpowiedzUsuńA schody faktycznie powinny być zabezpieczone, dziwna sytuacja.
Ale sytuacja.. zupełnie nieprzyjemna;/
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Współczuję takiego przeżycia
OdpowiedzUsuńMiejsce piękne ale to co Was tam spotkało... Jestem w szoku. Bardzo nieprzyjemne zakończenie dnia.Mam nadzieję że się nie poddacie i dalej będziecie nam pokazywać piękno tego świata. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO wspolczuje kochana, akurat martwe cialo nie nalezy to do przyjemnych widokow :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Wam i córce tej kobiety
OdpowiedzUsuńStraszna przygoda..
OdpowiedzUsuńO rany, co za historia... bardzo Ci współczuję. Sama niedawno byłam świadkiem samobójstwa w centrum Pragi i rozbiło mnie to na cały dzień. Także potrafię sobie wyobrazić, że niełatwo było Ci się z tym uporać.
OdpowiedzUsuńOjejku, aż mam ciarki. Szczerze przyznam, że nie wiem jak zachowałabym się w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńnie zazdroszczę tej historii...
OdpowiedzUsuńOjej straszne przeżycie :(
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
http://www.stylishmegg.pl/2018/06/ogrod-peen-lawendy-cz1.html
Uwielbiam takie wycieczki:) Świetne miejsce na wypad na weekend:)
OdpowiedzUsuńBuziaki:*
Zapraszam cię kochana na dwa nowe posty:)
-->Białe okulary serca i spódnica z perełkami
-->Moje Must Have - lato 2018
straszne, chyba spodziewałam się wszystkiego tutaj przeczytać po zobaczeniu tytułu posta ale nie to, że spotkacie niestety ciało zmarłej kobiety :( miałabym koszmary przez następny rok :( podziwiam że obyło się bez pomocy psychologa bo to musiało być traumatyczne przeżycie :(
OdpowiedzUsuńz tych milszych rzeczy, to trzeba przyznać, że miasteczko przeurocze <3
Piękne miejsca, piękne widoki i wspaniała wycieczka. Takiego makabrycznego zakończenie jej bym się jednak nie spodziewała. Nie chciałabym tego przeżyć i pewno nigdy w to miejsce bym już nie poszła. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPozazdrościć wycieczki! Naprawdę ciekawe widoczki :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.spiked-soul.pl/2018/06/time-for-changes-summer-inspirations.html
O matko! Sama nie wiem jakbym się zachowała w tej sytuacji, dobrze, że choć jedno z Was zachowało zimną krew. A widoki takie piękne, że można się rozkojarzyć i w ogóle nie spodziewać się, że zaraz coś może ten obraz zburzyć...
OdpowiedzUsuńsuper sprawa !
OdpowiedzUsuń