Wydaje
mi się jakbym dopiero skończyła opis produktów zużytych w
kwietniu, a tu kolejny miesiąc za nami i ponownie pełna torba.
Ilość kosmetyków, które w niej odkryłam, mogę uznać za bardzo
dobry wynik i o ile się nie mylę, w tym roku to pierwsze tak duże
Denko. Maj rozpoczął się u mnie bardzo dobrze pod względem
kondycji mojej cery, która wyglądała wyjątkowo korzystnie. Taki
stan utrzymywał się mniej więcej przez okres dwóch tygodni,
jednak minął wraz z przyjściem upałów. W maju zużyciu uległo
kilku moich ulubieńców, a do śmieci wrzuciłam wyjątkowo dużą
ilość tuszy do rzęs.
Zapraszam
na przegląd zużytych kosmetyków!
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Mleczko
pod prysznic Ziaja Kokosowa terapia skóry i zmysłów
Kosmetyki
Ziaja z pewnością znają już wszyscy i nie spotkałam się, żeby
ktoś nie znał tej marki. Sporo czasu temu skusiłam się na zakup
kokosowej serii, z której w maju zużyłam mleczko pod prysznic.
Półlitrowa butelka nie starczyła na długo, zwłaszcza że tego
produktu używałam wraz z mężem. Kosmetyk miał faktycznie
intensywny zapach kokosa. Umył ciało, ale czy wykonywał poza tym
jakieś zadanie? Nie sądzę. Jako że nie mam problemów z
przesuszaniem skóry, toteż ciężko ocenić mi ten aspekt. Ot,
zwykły żel do użytku dla osób, które nie borykają się z
większymi problemami skórnymi.
Zawiera
pH neutralne dla skóry.
2) Żel
pod prysznic i szampon Jil Sander Sun
Ten
produkt 2 w 1 dołączony był do perfum w zestawie prezentowym,
który otrzymałam z okazji Świąt. Pojechał on ze mną na wyjazd
do Polski i w większej części właśnie tam go zużyłam. 75 ml w
przypadku żelu pod prysznic nie może wystarczyć na długo.
Przyznam szczerze, że obawiałam się go użyć do mycia włosów.
Jakoś nie wierzę takim produktom „do wszystkiego”, a jako że
moja skóra głowy jest wrażliwa, to wolałam nie ryzykować.
Pozostałam zatem przy używaniu go do mycia ciała. Na uwagę
zasługuje z całą pewnością jego bardzo intensywny zapach, który
podbijał dodatkowo intensywność perfum. Używając tego żelu
przez tydzień i dokładając odrobinę perfum, doprowadziłam do
tego, że moje ciało już po zaprzestaniu używania obu produktów,
nadal nimi dość intensywnie pachniało. Oba produkty skierowane są
raczej do osób lubiących mocne i wieczorowe zapachy.
3) Szampon
Garnier Fructis Citrus Detox
To
ostatnio najczęściej używany przeze mnie Fructis. Nie zliczę już
butelek, które zużyłam. Fajne połączenie szamponu
przeciwłupieżowego z produktem wzmacniającym włosy. Po umyciu
włosy wyglądają naprawdę zadowalająco, a przy całej gamie
zalet, które w nim widzę, przepięknie pachnie cytrusami. Powracam
do niego systematycznie.
Nie zawiera parabenów.
4) Kuracja
do włosów Swiss O-Par
Swiss
O-Par to wbrew nazwie nie szwajcarska a niemiecka marka, oferująca
kosmetyki do włosów z niższej półki cenowej. Ostatnio wybrałam
z ich oferty kurację do włosów w małym opakowaniu (z tego co się
orientuję na rynku nie ma nawet większych opakowań z tym
produktem). Kuracja na bazie mleka kokosowego przeznaczona jest do
włosów suchych i łamliwych. Mnie zachęcił naturalnie kokos w
nazwie. Wedle zaleceń nałożyłam tę maskę na włosy i
pozostawiłam na 2 minuty, po czym spłukałam. Czy moje włosy po
tym czasie wyglądały zadziwiająco? Nie nazwałabym tak tego.
Oczywiście jakiś tam efekt został uzyskany, lecz przyrównać
można byłoby go do każdej odżywczej maski. Jeśli zatem jest to
produkt, który mogę zastąpić niemal każdym innym, to wolę kupić
duże opakowanie nawilżającej maski, która z pewnością w ogólnym
rozrachunku wyniesie mnie korzystniej finansowo.
5) Krem
zwalczający niedoskonałości Effaclar Duo+
Effaclar
Duo+ to krem już dobrze mi znany, który nieraz zaradził moim
problemom skórnym. Podczas używania tego opakowania zauważyłam
jednak, że moja skóra się do niego przyzwyczaiła i nie widziałam
już tak dużych rezultatów, dlatego musiałam zrobić sobie od
niego przerwę. Po kilkunastu tygodniach powróciłam do kremu w
kryzysowej sytuacji i ponownie mogłam się cieszyć natychmiastową
pomocą i 100-procentowym zmatowieniem twarzy. Jego następcą stał
się w tym momencie krem Iwostin, lecz po jego zużyciu na pewno
ponownie sięgnę po Effaclar.
Nie zawiera parabenów. Produkt z wodą termalną.
6) Krem
matujący Alverde Bio-Limette, Bio-Apfel
W
tym miesiącu zużyciu uległ również krem, który stosowałam na
dzień. Pochodził on od marki Alverde i mimo że przeznaczony był
do cery normalnej i mieszanej, sprawdził się u mnie dobrze. Sam
efekt matujący dla mojej tłustej skóry oceniłabym na średni,
lecz zdaję sobie sprawę, że dla osób, do których faktycznie
skierowany jest ten kosmetyk, mogłoby być to wystarczające. W moim
odczuciu krem ten niwelował nadmierne wydzielanie sebum, w zamian
niego nadając naturalny, promienny blask. Absolutnie przemawiał do
mnie jego cudowny zapach jabłka i limonki, który czułam jeszcze
wiele minut po aplikacji, a z którym z żalem się pożegnałam.
Kosmetyk ten nadawał się świetnie na dzień i pod makijaż, nie
rolował się, ani nie powodował ważenia się kosmetyków
kolorowych. Po jego użyciu miałam wrażenie wypielęgnowanej i
nawilżonej twarzy. Polecam.
Produkt wegański. Nie zawiera olejów mineralnych.
7) Puder
matujący Bell
Z
tym pudrem przeżyłam absolutnie skrajne emocje. Z początku w ogóle
mi się on nie spodobał ze względu na swoją „widoczność” na
twarzy. Od pudru matującego oczekuję, by moja cera nie świeciła
się w ciągu dnia, jednak bez nadmiernego zwracania uwagi na to, że
mam coś na twarzy. Zwłaszcza że wraz z przyjściem gorących dni
często puder jest jedynym kosmetykiem, który trafia na moją twarz.
Produkt Bell był bardzo widoczny po aplikacji. Miałam wrażenie, że
podkreśla każdą suchą skórkę, która znajduje się na mojej
twarzy. Gołym okiem widać było jego „pudrowość”. Pierwszy
kontakt zdecydowanie nie należał do udanych i po kilku użyciach
rzuciłam go w kąt. Po kilku miesiącach postanowiłam dać mu
jeszcze jedną szansę i moje odczucia zmieniły się niemal o 180
stopni. Efekt pudrowości zniknął, a twarz faktycznie wyglądała
naturalnie i była dobrze zmatowiona. Nie wiem, w czym dopatrywać
się przyczyny, jednak produkt po przeleżakowaniu byłabym skłonna
kupić ponownie.
8) Puder
matujący Catrice All Matt +
Puder
z Catrice to z kolei mój ulubieniec wśród pudrów i sięgam po
niego zawsze. Latem zmieniam jedynie odcień na nieco ciemniejszy
(025 Sand Beige) i tak też stało się tym razem. Świetny efekt
matujący, bez nadmiernej pudrowości. Utrzymuje się przyzwoicie
długo, a do tego jest niedrogi. Kolejne jego opakowanie jest już w
użyciu.
9) Chusteczki
do demakijażu Bebe Young Care
Wraz
z przyjściem majowych upałów coraz częściej zaczęłam używać
mokrych chusteczek. Naturalnie służyły mi one nie tylko do
demakijażu, ale zwyczajnego odświeżenia się, gdy temperatury
sięgały 30 stopni. Ratowałam się nimi również w pracy, gdy
przez jakiś czas byliśmy odcięci od wody. W opakowaniu mieściło
się 25 chusteczek, które nawilżone były średnio, lecz
wystarczająco, by dały sobie radę z usunięciem na przykład
makijażu oczu. Używałam ich niemal do każdej części ciała i
twarzy i w żadnym przypadku nie spowodowały podrażnień czy
jakichkolwiek innych negatywnych odczuć. Wręcz przeciwnie: dawały
przyjemne nawilżenie i były delikatne dla skóry. Ich zapach nie
był drażniący. Problemem w przypadku takich kosmetycznych dodatków
jest jedynie sposób wydobywania pojedynczych sztuk. Po kilku
otwarciach część zabezpieczająca przestaje się kleić i ten
produkt również miał taką wadę.
10) Witaminowa
maseczka ultra nawilżająca Lirene
W
moim odczuciu była to typowa maska, która coś tam robi, ale
zadziwiających efektów po niej nie widać. Miała ona kremową
konsystencję i podobnie również pachniała (lecz tylko w
opakowaniu). Cała saszetka wystarczyła mi na pokrycie twarzy
produktem. Po 10 minutach ściągnęłam nadmiar maski i przez jakiś
czas miałam miękką i miłą w dotyku twarz. Tak jak to po
zastosowaniu maski zazwyczaj bywa.
11) Nawilżająca
maseczka do twarzy Schaebens
Po
raz drugi użyłam również nawilżającej maski marki Schaebens,
która jest znana na niemieckojęzycznym rynku maseczkowym ze względu
na swoje niskie ceny, które jednak nie wykluczają jakości. Kremowa
konsystencja maski ułatwiała jej nałożenie na twarz. Zapach,
który towarzyszył mi przez cały etap jej noszenia był nieco
specyficzny (połączenie ogórka i awokado). Całość starczyła na
pokrycie skóry twarzy i szyi. Po 10 minutach ściągnęłam resztki
maski przy użyciu wilgotnego ręcznika. Efekt był dobry: twarz była
miękka i zyskała widoczne nawilżenie. Bardzo lubię te maski nie
tylko ze względu na cenę.
12) Regenerująca
maska do twarzy ze śluzem ślimaka Beauty Formulas Snail
Regenerating Facial Mask
Kolejną maską, jakiej używałam w maju, był dwustopniowy zabieg składający
się z serum oraz maski w płachcie, które zawierały dodatek śluzu
ślimaka. Ten składnik w kosmetykach wyjątkowo dobrze wpływa na
moją skórę, dlatego nie pierwszy raz sięgnęłam po ten produkt.
Pierwszym krokiem było nałożenie na twarz serum, które
natychmiast nawilżyło skórę. Maska w płachcie tej marki jest
nieco inna od tych, które powszechnie występują na rynku
kosmetycznym: posiada ona specjalne szycie na podbródku, przez co o
wiele lepiej trzyma się twarzy i łatwo się ją zakłada. Cera po
zdjęciu maski wyglądała świetnie. Jej koloryt został wyrównany.
Widać było, że została prawidłowo odżywiona i odświeżona.
13) Oczyszczająca
maska węglowa Bielenda Carbo Detox
Ponownie
nie jest to moje pierwsze spotkanie z tą węglową maską, która
stała się jedną z moich ulubionych w kategorii masek
oczyszczających. Jak na czarną maskę przystało, należy ona do
tych produktów, których aplikacja i ściąganie jest nieco brudne.
Efekty jednak rekompensują te mankamenty. Jedna saszetka tego
produktu starczyła mi spokojnie na dwukrotne użycie, więc nie
rozumiem, dlaczego producenci masek w Polsce nie rozdzielają ich na
pół, jak dzieje się to w przypadku chociażby wspomnianej marki
Schaebens. Po jej zmyciu moja twarz została idealnie oczyszczona
oraz zmatowiona. Miała ona również pozytywny wpływ na kondycję
mojej cery, zmniejszyła widoczność porów i drobnych podskórnych
krostek.
14) Woda
perfumowana Pull & Bear Los Angeles
Być
może pamiętacie, jak ostatnio zachwalałam podobną buteleczkę o
zapachu Paris. Biorąc pod uwagę sieciówki, Pull & Bear ma
naprawdę ciekawą ofertę perfumową, a ja chętnie kupuję tam
20ml–buteleczki, które następnie wędrują do mojej torebki. Są
one na tyle małe, że praktycznie nie dostrzega się ich obecności,
a i pozwalają dyskretnie odświeżyć zapach w drodze. Tego zapachu
najczęściej używałam w pracy, co dostrzegła również moja
szefowa, której także się on spodobał. W odniesieniu do wersji
Paris, Los Angeles jest nieco mocniejszy. Jest to aromat
kwiatowo-owocowy. Czuć w nim dodatek drzewa sandałowego. Spośród
zapachów Pull&Bear moim ulubionym pozostanie jednak Paris.
15) Antyperspirant
w sprayu Rituals The Ritual of Sakura
W
ramach podsumowania tego kosmetyku powinno absolutnie wystarczyć
zdanie, że jest to mój totalny ulubieniec w kategorii
antyperspirantów. W ciągu całego życia wypróbowałam wiele tego
typu produktów, lecz ten nie ma sobie równych. Od pierwszego użycia
zakochałam się w tym delikatnym zapachu mleka ryżowego i kwiatu
wiśni. Aromat utrzymywał się na ciele przez wiele godzin, a sama
aplikacja natychmiast dawała ogromną dawkę odświeżenia. Produkt
ten nie powodował żadnych podrażnień czy reakcji alergicznych.
Dla mnie – ideał!
16-17) Antyperspiranty
w sprayu Nivea Men Silver Protect i Protect & Care
Mój
mąż wykorzystał w maju dwa antyperspiranty. Nikogo nie powinna
zdziwić tu obecność srebrnej Nivei, która jest jego wieloletnim
kompanem. Tym razem zużyciu uległa duża butelka. Wersja Protect &
Care w jego odczuciu nie była najgorsza, lecz póki na rynku
znajduje Silver Protect nie zamierza kupować niczego innego.
18) Maskara
Covergirl Lastblast Volume
Pomarańczowa
wersja maskary Covergirl to produkt, który z pewnością poleciłabym
dziewczynom, które oczekują bardzo naturalnego wykończenia
makijażu. Produkty tej marki cenię sobie ze względu na higieniczny
sposób ich pakowania, jak widać na zdjęciu tusze są zapakowane i
zabezpieczone plastikową powłoczką, a co więcej już przez
zakupem możemy ocenić wygląd szczoteczki, którą kupujemy, co
uważam za bardzo przydatne rozwiązanie. Biorąc również pod uwagę
szwajcarskie standardy, gdzie większość maskar popularnych marek
to koszt 20 fr, cena tuszy Covergirl jest o połowę od nich niższa,
a efekt wielokrotnie lepszy od tych bardziej znanych. Nie jest to
moje pierwsze spotkanie z pomarańczową wersją Covergirl i na pewno
nie ostatnie, bo tak naturalny, a jednocześnie podkreślony efekt
jest u mnie jak najbardziej wskazany.
19) Maskara
Rituals 3-in-1 Miracle
Pomimo
tak malutkiej buteleczki maskara ta była niesamowicie wydajna.
Charakteryzowała ją bardzo długa szczoteczka, która jednak
docierała do najmniejszej rześki, oblepiając ją czarnym tuszem,
który utrzymywał się na oku cały dzień. Zadowalający efekt
pozostawiała ona już po nałożeniu jednej warstwy. Tusz ten nie
sklejał rzęs, a pięknie je rozdzielał i powodował „efekt
firanki”. Nie jest to kosmetyk tani, lecz zdecydowanie pomyślę
nad jego zakupem po wykończeniu moich maskarowych zapasów.
20) Maskara
Artdeco Scandalous Lashes Mascara
Majowe
Denko to prawdziwy wysyp tuszy do rzęs, tego kosmetyku jednak nie
zużyłam do końca. Maskara Artdeco to produkt, który faktycznie
daje efekt wydłużonych i maksymalnie pogrubionych rzęs, jednak
jest to tusz, z którym praca jest niezwykle mozolna. Już sama
aplikacja maskary ze względu na olbrzymią szczoteczką, która
nabierała o wiele za dużo produktu, mogła doprowadzić do
powstania plamy zamiast ładnego efektu. W uzyskaniu idealnego
rezultatu musiałam też często pomagać sobie, rozczesując rzęsy
grzebykiem. Jednak główną wadą tego produktu, było jego
odbijanie się na górnej powiece. Jak usilnie bym nie próbowała,
zawsze cała górna powieka była umazana tuszem i wręcz nie dało
się używać go w połączeniu z cieniami, bo zawsze to drugie na
tym cierpiało. Po wielu próbach i oczekiwaniu na przyschnięcie
tuszu (które swoją drogą również nic nie wskórało),
postanowiłam w końcu go wyrzucić.
21) Pasta
Elmex Sensitive Plus
22-23) Suplementy
diety Actilife: Calcium, Multivit
Próbki:
-> Perfumy
Givenchy – bardzo przyjemny, męski zapach.
-> Lotion
do higieny intymnej Lactacyd – Ze wszystkich próbek tej marki
jakie otrzymałam, tę byłabym najbardziej skłonna kupić.
Jestem
naprawdę zadowolona z moich osiągnięć poczynionych w maju.
Kosmetyków jest sporo, a zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przy
obecnej pogodzie staram się ograniczać wszelkie mazidła i stosować
jedynie to, czego moja skóra w danym momencie potrzebuje. Cieszę
się, że powróciłam do maseczek, bo w kwietniu nie nałożyłam na
twarz ani jednej. Wraz z pozbyciem się tych produktów w użycie
wszedł między innymi żel marki Revlon czy nowy szampon od Johna
Friedy, który testuję. Tak jak wspominałam, krem na dzień oraz do
walki z niedoskonałościami zastąpił mi jeden produkt, a jest nim
krem Iwostin Purritin. Antyperspirant wymieniłam na o wiele gorszy
Dove, a maskary ustąpiły miejsca czarnej wersji L'oreal. W maju
rozpoczęłam również używanie żelu aloesowego. Całkowity koszt
zużytych w maju kosmetyków to 353,50 zł.
Znacie te kosmetyki? Jak sprawdziły się u Was?
Rzeczywiście dobrze poszło :D Też lubię żele pod prysznic od Ziai, mają piękne zapachy i dobrze się pienią, a mi w zasadzie nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Kokosowej wersji jeszcze nie miałam, ale koniecznie muszę ją poznać :D
OdpowiedzUsuńa mnie śluz ślimaka uczula :(
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z tych produktów, ale chętnie coś przetestuję :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
www.stylishmegg.pl/2018/06/dwie-propozycje-sukienek-na-wesele.html
O musze kupic ta maskare, bardzo lubie Twoje denka :D
OdpowiedzUsuńMi się ten zapach Givenchy podoba :D znam tylko Bielendę i Carbo i sie zgadzam :D Rituals ma antyperpirany:O?
OdpowiedzUsuńMa i to bardzo dobre :)
Usuńfajne produkty i śliczne zdjęcia <3
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńUffff... spore to denko;) W kwestii kuracji do włosów, też jestem zdania że lepiej kupić większe opakowanie sprawdzonego produktu niż używać nowego i czekać na cud;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Akurat wczoraj podliczyłam, że w tym roku w moim denku pojawiło się już 6 maskar, więc podobnie jak u Ciebie :P
OdpowiedzUsuńŚwietne rzeczy :D
OdpowiedzUsuńMleczko kokosowe na pewno ma piękny zapach <3
Zapraszam :D Odwdzięczam się za obserwacje <3
grlfashion.blogspot.com
Tyle produktów, a ja żadnego z nich jeszcze nie miałam okazji testować :D
OdpowiedzUsuńZasuwam po ten specyfik kokosowy, bo nie dość, że kocham kokosa, to jeszcze uwielbiam ziaję! Kosmetyki z garniera koszmarnie działają na moje włosy, ale chyba zmienił się jakiś składnik, bo ostatnio bardzo dużo osób go poleca. Chyba się przełamię i dam mu jeszcze jedną szansę :)
OdpowiedzUsuńBuziaki! x
http://coachingowe-prdlnie.blogspot.com/
To prawda. Sklad sie nieco zmienil. Teraz lepiej dziala na wlosy, ale ma gorsze dzialanie przeciwlupiezowe.
UsuńŚwietne kosmetyki, ładne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńProdukty od Ziai mnie uczulają, ale tak mnie skusiłaś tym kokosowym mleczkiem, że chyba jeszcze dam jej szansę :D
OdpowiedzUsuńMusze wypróbować ten szampon z Garniera jeszcze go nie mialam :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę wypróbować tą maskarę. Zapowiada się kusząco :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach kokosu i nawet jeśli wiem, że może słabo działać i tak to kupię :p liczy się zapach :D
OdpowiedzUsuńMam podobnie :)
UsuńCiekawe produkty, nie wszystkie niestety miałam okazję testować :) Wspaniałe denko, bardzo inspirujące :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko myszko :*
w wolnej chwili zaprasza do siebie :)
Rzeczywiście, spore denko, ja jednak niczego z niego nie znam :)
OdpowiedzUsuńMiałam kokosowe mleczko i byłam zadowolona. Pięknie pachniał, a to dla mnie najważniejsze. Nie wymagam od takich produktów działania pielęgnacyjnego :)
OdpowiedzUsuńMydła pod prysznic z Ziaji to jedne z moich ulubionych! A Effaclar zawsze mam na gorsze dni cery, chociaż ostatnio zdradziłam go na rzecz Iwostinu i aktywnego kremu. Zobaczymy który lepszy ;)
OdpowiedzUsuńJa uzywam obu naprzemiennie i przyznam, ze sa fajnym wzajemnym zamiennikiem :)
Usuńsporo, ale u mnie też było duże denko. Tyle że ja nie miałam wysypu tuszów do rzęs, a produktów do pielęgnacji twarzy :D
OdpowiedzUsuńniezły sposób i wykonanie sukces tkwi w prostocie :D
OdpowiedzUsuń