Ci
z Was, którzy obserwują mnie na Snapchacie i Instagramie
spostrzegli już, że jeden z wrześniowych weekendów spędziłam w
Polsce. Wyjazd był niezwykle szybki i standardowo już bardzo
intensywny, mimo to uważam go za udany! Głównym celem naszej
podróży był tym razem ślub naszych znajomych.
Jeśli
macie ochotę dowiedzieć się, jak minął mi ten weekend, zapraszam
do przeczytania tego postu!
-> W
piątek, dziewiątego września, wstaliśmy o godzinie 4.00 i
rozpoczęliśmy ostatnie przygotowania do podróży. Po szybkim
ogarnięciu się i wypiciu dużego kubka mocnej kawy, zapakowaliśmy
prowiant na drogę i wsiedliśmy do samochodu. Na zewnątrz było
jeszcze ciemno, a nas czekała długa trasa, jednak nie traciliśmy
dobrego humoru. Tuż po wjechaniu na niemiecką autostradę
natrafiliśmy na niemały korek, w którym zmarnowaliśmy godzinę,
prawie w ogóle się nie poruszając. W tym miejscu pomógł jednak
nagrany e-book, który zapewnił nam odrobinę rozrywki.
Po dwóch
postojach i dwukrotnym wjechaniu w niewłaściwy zjazd czekała nas
420-kilometrowa prosta, prowadząca praktycznie pod samą granicę.
Sam przyjazd był całkiem przyjemny, nie dłużył się, a my nie
odczuwaliśmy większego zmęczenia.
Początkowo
mieliśmy w planach udać się bezpośrednio do hotelu, jednak
okazało się, że dojedziemy o wiele wcześniej niż zakładaliśmy
i misternie przygotowany plan uległ zmianie. Ostatecznie było to
dobre posunięcie.
-> Około
godziny 16.00 przekroczyliśmy granicę polsko-niemiecką. Pierwszym
postojem w Polsce był przygraniczny Kostrzyn nad Odrą. Do tego
czasu zdążyliśmy już porządnie zgłodnieć, dlatego marzyliśmy
o zjedzeniu dobrego obiadu. Dość spontanicznie wybór padł na
karczmę, którą mijaliśmy po drodze. Niestety zupełnie nie
pamiętam jej nazwy.
Zdecydowałam się na typowy polski posiłek,
czyli ziemniaki z kotletem schabowym i bukietem surówek. Mój
ukochany wybrał golonkę. Miejsce, choć niepozorne, było strzałem
w 10! Krótki czas oczekiwania, duże porcje i pyszne jedzenie. Z
pewnością jeszcze kiedyś tam wstąpimy. Towarzystwa dotrzymywał
nam uroczy kocur :)
-> Tak,
jak już wspominałam, nasz plan uległ zmianie, więc (zamiast do
hotelu) pojechaliśmy do mojego rodzinnego miasta. Mając chwilę
czasu, stwierdziliśmy, że już w tym momencie zrobimy drobne zakupy
spożywcze, gdyż przed samym wyjazdem nie będzie już na to czasu*.
Wieczorem,
około 19.00, udaliśmy się do mojej rodziny. Wieźliśmy ze sobą
sporej wielkości prezent, więc trzeba było pozbyć się zbędnego
balastu ;) Po krótkiej rozmowie i wymianie podarunków byliśmy już
strasznie zmęczeni, a czekała nas jeszcze droga do oddalonego o 30
km hotelu, a więc musieliśmy ponownie wyruszyć w drogę.
*À
propos: Może mielibyście ochotę na post z niezbędnikami, które
zawsze przywożę z Polski? Mogłabym ustosunkować się w nim do
szwajcarskich odpowiedników oraz opisać, czym różnią się od
polskich produktów? Co sądzicie?
-> Miejscem
naszego dwudniowego pobytu był hotel w miejscowości Witnica (woj.
lubuskie), gdzie odbywał się również ślub naszych znajomych. Sam
hotel (jedyny w mieście :P) był niedawno remontowany i wyglądał
bardzo przyzwoicie. Szkoda, że nie mieliśmy w pokoju minibaru, bo
przy takiej pogodzie zdecydowanie by się przydał, lecz mogliśmy
cieszyć się z klimatyzacji, polskiej telewizji, jak i prysznica z
hydromasażem. Najważniejszym punktem jest jednak to, że było w
nim czysto, a łóżko było bardzo wygodne. Całość zobaczyć
możecie na poniższym filmie.
-> Po
8 godzinach snu (już o 6.30) musieliśmy zerwać się na równe
nogi. Czekał nas dzień pełen bieganiny i przede wszystkim główna
atrakcja, czyli ślub. Punkt 7.00 stawiliśmy się w hotelowej
restauracji na śniadaniu i wyruszyliśmy ponownie do moich rodziców.
Musieliśmy się jeszcze sobą nacieszyć. Przed ślubem obojga z nas
czekała wizyta u fryzjera oraz kilka rzeczy do odebrania, zarówno
dla nas, jak i dla znajomych, mieszkających w Szwajcarii.
* Nikt nie wygląda korzystnie tak wcześnie rano :P
-> Nawet
przy tak krótkim pobycie, nie można się jednak nie zdenerwować.
Nieraz słyszałam już, że za bardzo przesiąknęłam Szwajcarią,
ale wydaje mi się, że gdy od kilku tygodni umawiam się na odbiór
konkretnej rzeczy w ten konkretny dzień, to nikt nie chciałby
słyszeć odpowiedzi: „Proszę zadzwonić jutro, MOZE w przyszłym
tygodniu uda nam się to dostarczyć”. Wtórując jednemu z
kabareciarzy: „I kto tu jest głupi?!”. Hitem była jednak pani,
która po usłyszeniu, że chciałabym zamówić większą ilość
konkretnej rzeczy, stwierdziła: „Przecież to będzie drogo! Co
Pani!”.
Co
jak co, ale wydawało mi się, że osoby, które zajmują się
zawodowo sprzedażą rzeczy online, powinny być nieco bardziej
ogarnięte w tej kwestii. Myliłam się. Odpowiednio wcześniej
kupiłam jedną rzecz online, zapłaciłam za nią z góry, podając
polski adres do wysyłki i … przesyłka nie doszła. Po jakimś
czasie otrzymałam wiadomość, że paczka została wysłana, ale na
adres szwajcarski (UWAGA) bez podania kraju wysłania (a więc
jedynie ulica i miejscowość), w dodatku na błędne nazwisko. Co
więcej Pan Inteligentny wysłał paczkę, ważącą ponad 5 kg za 6
zł! Do Szwajcarii! Wręcz płakałam ze śmiechu! Cudem byłoby,
gdyby ta paczka w ogóle się odnalazła, a mnie czeka batalia o
zwrot pieniędzy...
-> Dość
jednak narzekania, czekało nas jeszcze załatwienie kilku drobnych
spraw (szybka naprawa zegarka, kupienie żarówek do samochodu itp.),
a czas gonił nas niesamowicie. Najbardziej stresujący był fakt, że
mój ukochany 2 godziny przed ślubem nie miał jeszcze spodni. Od
czasu ostatniego noszenia garnituru, trochę mu się przytyło i
spodnie okazały się być zbyt opięte. Już z samego rana
wybraliśmy się zatem do sklepu, w którym oczywiście nie mieli
identycznych spodni, a jedyne podobne były o 10 rozmiarów za duże.
Czekało nas więc ekspresowe zwężanie spodni u krawcowej. Całe
szczęście zdążyliśmy i punkt 14.00 trafiłam do fryzjerki na
upięcie moich włosów.
-> Z
fryzurki byłam zadowolona, utrzymała się całą noc i dobrze się
w niej czułam. Sukienka była także trafnym wyborem. Samo wesele
było pierwszym, na którym byłam z moim ukochanym (nasi znajomi
raczej nie spieszą się z takimi decyzjami :P) i muszę przyznać,
że świetnie się bawiłam! Pomimo tego że prawie nikogo na nim nie
znaliśmy, szybko złapaliśmy kontakt z osobami, siedzącymi w
naszej najbliższej okolicy (co – być może nie wiecie – jest
dla mnie sporym wyczynem).
Pan Młody jako policjant wystąpił w
uroczystym garniturze, a jego koledzy z pracy stawili się starymi
policyjnymi wozami.
Atrakcją na weselu był również pokaz barmański. Z wiadomych względów nie mogę Wam zbyt wiele pokazać.
-> Po
niezbyt przespanej nocy trafiliśmy na niedzielny obiad do moich
rodziców, wpadliśmy pożegnać się ze znajomymi i rozpoczęliśmy
najgorszą drogę do Szwajcarii w naszym życiu. Żar lał się z
nieba, co powodowało u nas jeszcze większe zmęczenie. Zazwyczaj
rzadko zatrzymujemy się w trasie (2-3 razy to max). Tym razem jednak
w ciągu pierwszych trzech godzin zrobiliśmy już 5 przerw. Oboje
nie byliśmy w stanie jechać dalej.
* Tak. Te światełka to korek.
Po zapadnięciu zmroku, totalnie
nas zmogło, więc przerw było coraz więcej. Około godziny 22.00
rozważaliśmy już zatrzymanie się i odespanie poprzedniej nocy.
Moj ukochany stwierdził jednak, że da radę dojechać. Po połowie
dnia i całej nocy w końcu dotarliśmy bezpiecznie do domu w stanie,
w którym zasypiałam na stojąco przy heavy metalowej muzyce.
I
tak minął nam kolejny, ekspresowy wyjazd do Polski. Mam nadzieję,
że nie zanudziłam Was moimi opowieściami i zostawicie komentarz
pod postem ;)
ślicznie wychodzisz na zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńDziekuje, choc zawsze uwazalam sie za osobe malofotogeniczna.
Usuńjak takie cudne foto-relacje moga nudzic?:) ta sukienka koronkowa jest cudowna, kolor piekny, twarzowy i kobiecy, a krój idealny! Widoki cudowne, hotel tez! Dobrze,ze zdążyliście z krawcową!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
uwiecznij-chwile
Ciesze sie, ze relacja nie zanudzila :)
UsuńPięknie wyglądasz, bardzo pasuje Ci ten kolor :) zazdroszczę weekendu :)
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
UsuńMożesz napisać tego posta z niezbędnikami z Polski, jestem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńświetna fotorelacja :) Pięknie wyglądałaś na weselu :) Kolor sukienki obłędny :)
OdpowiedzUsuńDziekuje :*
UsuńSuper fryzurka! Bardzo twarzowa :)
OdpowiedzUsuńTe wszystkie wysyłki to jakaś masakra! Osobiście to zaginęło mi parę paczek, więc wiem jak to denerwuje :/ Czasem niestety "profesjonalizm" jest jaki jest :)
Dziekuje :) Niestety w Polsce kazdy narzeka, ale jak chce sie komus dac zarobic, to ani troche nie przykladaja sie do swojej pracy...
Usuńbardzo ładnie fryzjerka upięła Ci włosy:)
OdpowiedzUsuńBylam bardzo zadowolona :)
Usuńty w polsce a ja w najblizszy weekend bede w szwafcarii :) a dokladnie w zürichu. masz moze jakies sprawdzone piekne miejsca na sesje zdjeciowa?
OdpowiedzUsuńCzyli bliziutko mnie :) Zürich ma bardzo ladne stare miasto. No i cala okolica Zürichsee jest sliczna (o ile pogoda dopisze). A jesli w gre wchodzilby bardziej "zamkowy" klimat to Landesmuseum, tuz przy dworcu glownym. Za nim jest tez park. Ale dawno juz tam nie bylam...
UsuńWyglądałaś prześlicznie, no z tą paczką to Pan inteligentny dał czadu :D
OdpowiedzUsuńDziekuje <3. Sa ludzie i ... ludzie :P
Usuńujęcie zachodu piękne
OdpowiedzUsuńfajna fotorelacja
Zapraszam na mój blog fotograficzny : https://skucinskaemi.wordpress.com/
Pięknie wyglądałaś!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
normxcore ♥
Dziekuje :)
UsuńPo raz kolejny będę zachwycała się sukienką, ponieważ jest cudowna i świetnie w niej wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńJa również z chęcią zobaczę post z niezbędnymi rzeczami z Polski. Porównam sobie, co sama ze sobą zabieram, a co zabierasz Ty :p
Dziekuje :*
UsuńKolor koronkowej sukienki jest stworzony dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńczekam na stylizację z jej udziałem.
Pozdrawiam Zocha:)
http://www.zocha-fashion.pl/
Z tą przesyłka to jakieś kpiny chyba. A fryzurka i sukienka rewelacja, wyglądałaś pięknie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie;)
Co do przesylki, to wczoraj nastapil przelom. Pan stwierdzil, ze przesle ja drugi raz i dorzuci magiczna szmatka :D Dziekuje :*
UsuńAle pięknie wyszłaś na zdjęciach :) A sukienka to totalnie mój klimat :) Obserwuję.
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
UsuńWidać, że wyjazd był bardzo udany ;)
OdpowiedzUsuńIntensywny, ale udany :)
Usuń