sobota, 7 kwietnia 2018

Projekt Denko - marzec 2018: Najlepszy szampon i kule z Lusha.

Nadszedł czas na kolejne podsumowanie moich kosmetycznych zużyć. W tym miesiącu mija dokładnie 3 lata, odkąd po raz pierwszy ukazał się tego typu post, więc jest to taka drobna rocznica. Od tamtej pory każdego miesiąca dzieliłam się z Wami moimi pozytywnymi i negatywnymi opiniami o produktach, które przechodziły przez moje ręce. Tegoroczny marzec pod tym względem wypadł ponownie zadowalająco. Przede wszystkim wykorzystałam w całości kule z Lusha i odnalazłam idealny do mojej skóry głowy szampon.

Jakie produkty zużyłam w marcu? Zapraszam do lektury!




1) Kremowy żel pod prysznic Bebe Young Care Creamy Vanilla

Z żelami tej marki miałam już wcześniej do czynienia, lecz jak dotąd nie były do żele kremowe i otulające. Wersja Creamy Vanilla utwierdziła mnie w przekonaniu, że są to produkty, po które warto sięgać. Butelka, która zawierała 250 ml, starczyła mi na przyzwoitą ilość czasu. Sam produkt miał kremową, łatwo pieniącą się przy kontakcie z wodą konsystencję. Jego zapach był intensywnie waniliowy i kuszący. Dodając do tego jeszcze niewielką cenę, można śmiało kupować żele Bebe.


































2) Mus pod prysznic L'erboristica Mousse Doccia Cocco

W tym miesiącu dość intensywnie używaliśmy kosmetyków, które przywieźliśmy pod koniec zeszłego roku z Włoch. Przykładem jest właśnie ten mus, który ja nazwałabym po prostu żelem pod prysznic. I to bardzo rzadkim żelem. Jego konsystencja przypominała bowiem zabarwioną wodę. Nie tego oczekiwałam po kosmetyku, który w nazwie ma słowo „mus”. Jego zapach był dość specyficzny, ponieważ nie przypominał znanego wszystkim przetworzonego zapachu kokosa z kosmetyków i produktów spożywczych, a był odzwierciedleniem prawdziwej woni tego owocu. Produkt przy kontakcie z wodą dobrze się pienił, lecz był mało wydajny, co mam wrażenie jest wadą większości włoskich produktów. Nie czuję się zachęcona do ponownego zakupu.




































3) Specjalistyczny szampon normalizujący do skóry łojotokowej Pharmaceris

To moje najlepsze odkrycie kosmetyczne w tym roku. Jest to kosmetyk skierowany do osób zmagających się z łojotokowym zapaleniem skóry głowy, który oczyszczać ma skalp. Sama formuła tego szamponu była delikatna i ani trochę nie obciążała włosów, powodując przy tym bardzo dobre oczyszczenie i likwidując jakiekolwiek oznaki łupieżu. Wydawało mi się, że tak specjalistyczny produkt może niedokładnie domywać włosy i ostatecznie będą one wyglądać na nieświeże, lecz absolutnie się myliłam. Nie tylko skóra głowy, ale też włosy wyglądały świetnie. Byłam nim totalnie zauroczona i z przyjemnością kupię cały zapas, będąc niedługo w Polsce.



































4) Szampon do włosów szybko przetłuszczających się Guhl Frische & Leichtigkeit

To drugi z rodzajów szamponów marki Guhl dostępnych na szwajcarskim rynku kosmetycznym, jaki dane było mi przetestować. Spośród licznych wariantów wybrałam go, ponieważ przeznaczony jest do włosów tłustych i szybko przetłuszczających się, jakie posiadam. Przy jego pomocy próbowałam uzyskać efekt świeżych włosów przez 2 dni (jak zapewnia producent na opakowaniu). Niestety nie udało mi się to. Włosy wyglądały po nim przyzwoicie, lecz efekt utrzymywał się dość krótko. Nie zgodzę się tutaj z samą nazwą produktu: „Świeżość i lekkość”. Po jego dłuższym stosowaniu moje włosy były mocno przeciążone i nie miały nic wspólnego z lekkością. Szampon starczył mi na długo, przyjemnie pachniał i pienił się. Myślę jednak, że o wiele lepiej sprawdziłby się u osób nie mających problemu z szybkim przetłuszczaniem.




































5) Mydło w płynie Neutro Roberts

Całkiem niedawno opisywałam to mydełko, a tu już następna butelka uległa zużyciu. Pokazuje to niestety, jak mało wydajny jest to produkt. Dosłownie szedł on jak woda. Poza tym nie odnalazłam żadnych jego wad. Dobrze domywał ręce, pieniąc się przy tym. Nie wysuszał również dłoni. Miał intensywny, aloesowy zapach. Nie kupię go ponownie nie tylko z powodu szybkiego zużycia, ale również nie mam do niego na co dzień dostępu.




































6) Krem do ciała Rituals The Ritual of Sakura

Ten krem polecić mogę wszystkim tym, którzy nienawidzą czekać aż produkt do pielęgnacji ciała się wchłonie. Delikatna, kremowa konsystencja kosmetyku wchłaniała się natychmiastowo w skórę i dawała przyjemne nawilżenie. Produkt miał również lekkie właściwości regenerujące. Cudowny zapach serii Sakura powodował dodatkowe doznania, umilające każdą chwilę spędzaną w towarzystwie tego kremu. Nie chciałam się zbyt szybko z nim rozstać, stąd też widoczne rozcięcie opakowania i wydobycie z niego kremu z zakamarków. Dla mnie bomba!





































7) Krem-żel matujący Yves Rocher Sebo Végétal

Przy zakupie tego kremu kierowałam się głównie bardzo pozytywnymi opiniami, które słyszałam na jego temat. Opakowanie zawierało 50 ml kremu, który zamknięty był w tubce. Produkt ten według marki przeznaczony jest do cery tłustej i mieszanej, lecz szczerze mówiąc nie wiem na jakiej podstawie wysnuto takie wnioski. Po otwarciu tubki czułam z daleka dość charakterystyczny zapach, który jak dla mnie nie należał do przyjemnych. Sama konsystencja kremu była dość rzadka, lecz nie miała zbyt dużo wspólnego z żelem. Faktem było to, że produkt całkiem szybko się wchłaniał i nie zapychał skóry, lecz z kolei nie spełniał swojego głównego zadania: zupełnie nie matowił skóry! A już z pewnością nie na cały dzień, jak twierdzi jego producent. Gdy spostrzegłam, że ten kosmetyk nie spełnia moich oczekiwań, przeszedł on różne fazy użycia. Najpierw zupełnie go odstawiłam, następnie sięgałam jedynie w momencie, gdy moja twarz nie potrzebowała zmatowienia lub siedziałam w domu, ostatecznie zużyłam go wklepując w szyję i dekolt. Nie byłam z niego zadowolona, więc na pewno nie powrócę.





































8) Peeling dermatologiczny Lubex Peeling

Z peelingowaniem twarzy mam od zawsze spory problem, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię tego robić. Ten peeling był całkiem dobry w działaniu, bo nie zawierał ostrych drobinek, a tym samym nie podrażniał skóry. Miał on konsystencję pasty, która dawała się rozmasowywać na twarzy i tym samym lekko złuszczała naskórek. Żegnam się z nim z powodu jego przeterminowania, nie zdążyłam zużyć go przed końcem daty.



































9-10) Koreańskie maski do twarzy Animal Otter Aqua Mask i Animal Panda Whitening Mask

O tych dwóch maskach nie chciałabym się za dużo rozwodzić. Przekieruję Was w tym przypadku do ich testu, który pojawił się w zeszłym miesiącu na blogu (LINK). Krótkim słowem podsumowania mogę jedynie stwierdzić, że efekty pozostawione przez nie były raczej rozczarowujące, jedna z nich wywołała u mnie ciąg rzewnych łez.




































11) Maska peelingująca Schaebens Erdbeer Peeling Maske

W kwestii peelingowania twarzy o wiele chętniej sięgam po maseczki peelingujące. Jedną z moich ulubionych masek w tej dziedzinie jest produkt marki Schaebens o świetnym, truskawkowym zapachu. Tę maskę lubię dosłownie za wszystko: od aromatu poprzez konsystencję po rezultat, jaki pozostawia. Po zmyciu produktu twarz jest miękka, pory zostają oczyszczone, a przy tym ma kojący wpływ na niedoskonałości. Polecam, jeśli ktoś ma dostęp do tej marki.



































12) Maska nawilżająca Scheabens Hydro Gel Maske

Druga maska tej marki była o tyle specyficzna, że należało wykonać ją własnoręcznie. Opakowanie podzielone było na dwie części: w większej znajdował się płyn, w mniejszej natomiast proszek. W wyniku intensywnego pocierania i rolowania saszetki obie części wymieszały się ze sobą, tworząc maseczkę. Całość miała żelową konsystencję, która powodowała lekkie uczucie chłodu na twarzy. Niech nie zwiedzie Was jednak opakowanie, gdyż maska po nałożeniu wcale nie była podobna do tej widocznej na obrazku. Była ona absolutnie bezbarwna, a przy tym także bezwonna. Po 10 minutach produkt powinien w większości zniknąć, w moim przypadku zostało go jednak na tyle dużo, że twarz nie chciała już go wchłonąć i musiałam usunąć resztki wilgotnym ręcznikiem. Po użyciu tej maski moja cera wyglądała bardzo zdrowo, zniknęły z niej przebarwienia i widać było, że skóra otrzymała odpowiedni zastrzyk nawilżenia. Twarz była również przyjemna w dotyku, miękka. Efekt oceniam jako bardzo dobry.



































13) Plastry na nos Balea

Gdy na mojej twarzy, zwłaszcza w okolicy nosa, pojawia się mnóstwo zaskórników staram się oczyścić je przy pomocy plastrów. Plastry marki Balea często pojawiają się u mnie w użyciu i dają zawsze zadowalające efekty.




































14-15) Kule do kąpieli Lush: Rocket Science i Brightside

W zeszłym miesiącu zużyłam w całości dwie kule do kąpieli. Podejrzewam, że już niedługo zabiorę się do napisania testu produktów z Lush, które zużyłam od początku roku. Z tego względu nie chciałabym zdradzać zbyt wielu szczegółów na temat tych dwóch dodatków. Przyznam, że moje serce zostało podbite przez Brightside – kulę, która starczyła mi na dwa użycia i spowodowała ogromną ilość piany, utrzymującą się przez długi czas. Delikatnie pachniała cytrusami i kąpiel z nią była czystą przyjemnością. Kula Rocket Science musiała zostać wrzucona do wody w całości. Spowodowała ona więcej efektów wizualnych, aniżeli zapachowych czy nawilżających. Więcej na ich temat przeczytacie niedługo w osobnym poście.


































16) Pasta do zębów Sensodyne Fluorid

Od czasu do czasu sięgam po inną pastę do zębów niż Elmex i najczęściej jest to wtedy Sensodyne. Tę wersję z zieloną końcówką polubiłam na tyle, że zdarza mi się do niej wracać. Daje ona przyjemne odświeżenie i gruntownie czyści zęby.





































17-18) Antyperspirant w sprayu Nivea Men Silver Protect i Cool Kick

Standardowe zużycie mojego męża to jedna butelka miesięcznie dezodorantu Silver Protect, który sprawdza się u niego najlepiej ze wszystkich kosmetyków tego rodzaju. W związku z wykończeniem zapasów ulubieńca mój mąż sięgnąć musiał również po inny produkt. Wersja Cool Kick nie należy jednak do produktów, które dostałyby od niego najwyższą notę. Zużyte – zapomniane.



19-20) Suplementy diety: Magnesium Edeka, Multivit Actilife



Próbki:

-> Płyn do higieny intymnej Lactacyd Soothing – Jak dla mnie nic specjalnego.



-> Krem Nivea Care – Przyjemny, mocno nawilżający krem o delikatnym zapachu, typowym dla tej marki.

-> Krem regenerujący Anti-Age Rexaline– Jedyne co mogę powiedzieć po jednorazowym użyciu tego kremu, to fakt, że był on bardzo odżywczy i treściwy.



































Pod kątem zużyć kosmetycznych mogę powiedzieć, że marzec wypadł w moim odczuciu całkiem dobrze. Koszt tych produktów to w przeliczeniu na złotówki niecałe 300 zł. W związku z tym, że obecnie używamy z mężem wspólnych żeli pod prysznic, to wykańczamy je o wiele szybciej. W pierwszych dniach kwietnia pojawiło się już kolejne zdenkowane opakowanie, a obecnie używamy już ostatnio zakupionego żelu z Nivea. Wśród szamponów testuję obecnie kolejną nowość, jaką jest nieznany mi wcześniej rodzaj marki Guhl. Reszta produktów z mojego planu pielęgnacyjnego pozostaje bez zmian.

Czy znacie kosmetyki, które zużyłam w marcu? A może któryś z nich Was zaciekawił?


25 komentarzy:

  1. zainteresował mnie ten peeling. już myślałam, ze te kosmetyki nivea to też Twoja. ja używam męskich żeli i pianek do golenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Szampony Pharmaceris są bardzo dobre, a co do tych kosmetyków włoskich, to też mam takie spostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uzywalam zbyt wiele wloskich kosmetykow, ale te, z ktorymi mialam kontakt, nasunely mi takie spostrzezenie

      Usuń
  3. Mój mąż też używa tylko Silver Protect :) coś w tym musi być :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spore denko, a mnie szampony z Pharmaceris nieco zawiodły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam odwrotne wrazenie, dlatego teraz kupilam jeszcze inny rodzaj. Mam nadzieje, ze sie nie zawiode :)

      Usuń
  5. Fajne denko,wołanie kukułki czytałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana u mnie rwniez ten krem od YR sie nie sprawdzil, mialam w sloiczku i byl mega bublem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokaźne denko, ale nie miałam żadnego ze zużytych przez Ciebie produktów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sporo produktów :) Najbardziej zaciekawiały mnie plastry na nos Balea :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie spore denko, a ja nie znam żadnego z tych produktów ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ile tego jest 😱 ja ostatnio zużywam bardzo niewiele kosmetyków więc czasem jest taki miesiąc ze nic nie zuzyje 😂

    OdpowiedzUsuń
  11. chyba tylko ja nie zużywam kosmetyków do końca :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe te kule ;) mnóstwo wspaniałości u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja również lubię plastry na nos - są najlepsze!
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bardzo lubię te koreańskie maski i plastry na nos :)
    Zapraszam na nowy post :)
    http://www.stylishmegg.pl/2018/04/wiosna-ach-to-ty.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow sporo tego :) Nie znałam wcześniej żadnego z tych produktów.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...