Nadszedł czas na kolejne podsumowanie
moich kosmetycznych zużyć. W tym miesiącu mija dokładnie 3 lata,
odkąd po raz pierwszy ukazał się tego typu post, więc jest to
taka drobna rocznica. Od tamtej pory każdego miesiąca dzieliłam
się z Wami moimi pozytywnymi i negatywnymi opiniami o produktach,
które przechodziły przez moje ręce. Tegoroczny marzec pod tym
względem wypadł ponownie zadowalająco. Przede wszystkim
wykorzystałam w całości kule z Lusha i odnalazłam idealny do
mojej skóry głowy szampon.
1) Kremowy żel pod prysznic Bebe Young
Care Creamy Vanilla
Z żelami tej marki miałam już
wcześniej do czynienia, lecz jak dotąd nie były do żele kremowe i
otulające. Wersja Creamy Vanilla utwierdziła mnie w przekonaniu, że
są to produkty, po które warto sięgać. Butelka, która zawierała
250 ml, starczyła mi na przyzwoitą ilość czasu. Sam produkt miał
kremową, łatwo pieniącą się przy kontakcie z wodą konsystencję.
Jego zapach był intensywnie waniliowy i kuszący. Dodając do tego
jeszcze niewielką cenę, można śmiało kupować żele Bebe.
2) Mus pod prysznic L'erboristica Mousse
Doccia Cocco
W tym miesiącu dość intensywnie
używaliśmy kosmetyków, które przywieźliśmy pod koniec zeszłego
roku z Włoch. Przykładem jest właśnie ten mus, który ja
nazwałabym po prostu żelem pod prysznic. I to bardzo rzadkim żelem.
Jego konsystencja przypominała bowiem zabarwioną wodę. Nie tego
oczekiwałam po kosmetyku, który w nazwie ma słowo „mus”. Jego
zapach był dość specyficzny, ponieważ nie przypominał znanego
wszystkim przetworzonego zapachu kokosa z kosmetyków i produktów
spożywczych, a był odzwierciedleniem prawdziwej woni tego owocu.
Produkt przy kontakcie z wodą dobrze się pienił, lecz był mało
wydajny, co mam wrażenie jest wadą większości włoskich produktów.
Nie czuję się zachęcona do ponownego zakupu.
3) Specjalistyczny szampon normalizujący
do skóry łojotokowej Pharmaceris
To moje najlepsze odkrycie kosmetyczne
w tym roku. Jest to kosmetyk skierowany do osób zmagających się z
łojotokowym zapaleniem skóry głowy, który oczyszczać ma skalp.
Sama formuła tego szamponu była delikatna i ani trochę nie
obciążała włosów, powodując przy tym bardzo dobre oczyszczenie
i likwidując jakiekolwiek oznaki łupieżu. Wydawało mi się, że
tak specjalistyczny produkt może niedokładnie domywać włosy i
ostatecznie będą one wyglądać na nieświeże, lecz absolutnie się
myliłam. Nie tylko skóra głowy, ale też włosy wyglądały
świetnie. Byłam nim totalnie zauroczona i z przyjemnością kupię
cały zapas, będąc niedługo w Polsce.
4) Szampon do włosów szybko
przetłuszczających się Guhl Frische & Leichtigkeit
To drugi z rodzajów szamponów marki
Guhl dostępnych na szwajcarskim rynku kosmetycznym, jaki dane było
mi przetestować. Spośród licznych wariantów wybrałam go,
ponieważ przeznaczony jest do włosów tłustych i szybko
przetłuszczających się, jakie posiadam. Przy jego pomocy
próbowałam uzyskać efekt świeżych włosów przez 2 dni (jak
zapewnia producent na opakowaniu). Niestety nie udało mi się to.
Włosy wyglądały po nim przyzwoicie, lecz efekt utrzymywał się
dość krótko. Nie zgodzę się tutaj z samą nazwą produktu:
„Świeżość i lekkość”. Po jego dłuższym stosowaniu moje
włosy były mocno przeciążone i nie miały nic wspólnego z
lekkością. Szampon starczył mi na długo, przyjemnie pachniał i
pienił się. Myślę jednak, że o wiele lepiej sprawdziłby się u
osób nie mających problemu z szybkim przetłuszczaniem.
5) Mydło w płynie Neutro Roberts
Całkiem niedawno opisywałam to
mydełko, a tu już następna butelka uległa zużyciu. Pokazuje to
niestety, jak mało wydajny jest to produkt. Dosłownie szedł on jak
woda. Poza tym nie odnalazłam żadnych jego wad. Dobrze domywał
ręce, pieniąc się przy tym. Nie wysuszał również dłoni. Miał
intensywny, aloesowy zapach. Nie kupię go ponownie nie tylko z
powodu szybkiego zużycia, ale również nie mam do niego na co dzień
dostępu.
6) Krem do ciała Rituals The Ritual of
Sakura
Ten krem polecić mogę wszystkim tym,
którzy nienawidzą czekać aż produkt do pielęgnacji ciała się
wchłonie. Delikatna, kremowa konsystencja kosmetyku wchłaniała się
natychmiastowo w skórę i dawała przyjemne nawilżenie. Produkt
miał również lekkie właściwości regenerujące. Cudowny zapach
serii Sakura powodował dodatkowe doznania, umilające każdą chwilę
spędzaną w towarzystwie tego kremu. Nie chciałam się zbyt szybko
z nim rozstać, stąd też widoczne rozcięcie opakowania i wydobycie
z niego kremu z zakamarków. Dla mnie bomba!
7) Krem-żel matujący Yves Rocher Sebo
Végétal
Przy zakupie tego kremu kierowałam
się głównie bardzo pozytywnymi opiniami, które słyszałam na
jego temat. Opakowanie zawierało 50 ml kremu, który zamknięty był
w tubce. Produkt ten według marki przeznaczony jest do cery tłustej
i mieszanej, lecz szczerze mówiąc nie wiem na jakiej podstawie
wysnuto takie wnioski. Po otwarciu tubki czułam z daleka dość
charakterystyczny zapach, który jak dla mnie nie należał do
przyjemnych. Sama konsystencja kremu była dość rzadka, lecz nie
miała zbyt dużo wspólnego z żelem. Faktem było to, że produkt
całkiem szybko się wchłaniał i nie zapychał skóry, lecz z kolei
nie spełniał swojego głównego zadania: zupełnie nie matowił
skóry! A już z pewnością nie na cały dzień, jak twierdzi jego
producent. Gdy spostrzegłam, że ten kosmetyk nie spełnia moich
oczekiwań, przeszedł on różne fazy użycia. Najpierw zupełnie go
odstawiłam, następnie sięgałam jedynie w momencie, gdy moja twarz
nie potrzebowała zmatowienia lub siedziałam w domu, ostatecznie
zużyłam go wklepując w szyję i dekolt. Nie byłam z niego
zadowolona, więc na pewno nie powrócę.
8) Peeling dermatologiczny Lubex Peeling
Z peelingowaniem twarzy mam od zawsze
spory problem, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię tego robić.
Ten peeling był całkiem dobry w działaniu, bo nie zawierał
ostrych drobinek, a tym samym nie podrażniał skóry. Miał on
konsystencję pasty, która dawała się rozmasowywać na twarzy i
tym samym lekko złuszczała naskórek. Żegnam się z nim z powodu
jego przeterminowania, nie zdążyłam zużyć go przed końcem daty.
9-10) Koreańskie maski do twarzy Animal
Otter Aqua Mask i Animal Panda Whitening Mask
O tych dwóch maskach nie chciałabym
się za dużo rozwodzić. Przekieruję Was w tym przypadku do ich
testu, który pojawił się w zeszłym miesiącu na blogu (LINK).
Krótkim słowem podsumowania mogę jedynie stwierdzić, że efekty
pozostawione przez nie były raczej rozczarowujące, jedna z nich
wywołała u mnie ciąg rzewnych łez.
11) Maska peelingująca Schaebens Erdbeer
Peeling Maske
W kwestii peelingowania twarzy o wiele
chętniej sięgam po maseczki peelingujące. Jedną z moich
ulubionych masek w tej dziedzinie jest produkt marki Schaebens o
świetnym, truskawkowym zapachu. Tę maskę lubię dosłownie za
wszystko: od aromatu poprzez konsystencję po rezultat, jaki
pozostawia. Po zmyciu produktu twarz jest miękka, pory zostają
oczyszczone, a przy tym ma kojący wpływ na niedoskonałości.
Polecam, jeśli ktoś ma dostęp do tej marki.
12) Maska nawilżająca Scheabens Hydro
Gel Maske
Druga maska tej marki była o tyle
specyficzna, że należało wykonać ją własnoręcznie. Opakowanie
podzielone było na dwie części: w większej znajdował się płyn,
w mniejszej natomiast proszek. W wyniku intensywnego pocierania i
rolowania saszetki obie części wymieszały się ze sobą, tworząc
maseczkę. Całość miała żelową konsystencję, która powodowała
lekkie uczucie chłodu na twarzy. Niech nie zwiedzie Was jednak
opakowanie, gdyż maska po nałożeniu wcale nie była podobna do tej
widocznej na obrazku. Była ona absolutnie bezbarwna, a przy tym
także bezwonna. Po 10 minutach produkt powinien w większości
zniknąć, w moim przypadku zostało go jednak na tyle dużo, że
twarz nie chciała już go wchłonąć i musiałam usunąć resztki
wilgotnym ręcznikiem. Po użyciu tej maski moja cera wyglądała
bardzo zdrowo, zniknęły z niej przebarwienia i widać było, że
skóra otrzymała odpowiedni zastrzyk nawilżenia. Twarz była
również przyjemna w dotyku, miękka. Efekt oceniam jako bardzo
dobry.
13) Plastry na nos Balea
Gdy na mojej twarzy, zwłaszcza w
okolicy nosa, pojawia się mnóstwo zaskórników staram się
oczyścić je przy pomocy plastrów. Plastry marki Balea często
pojawiają się u mnie w użyciu i dają zawsze zadowalające efekty.
14-15) Kule do kąpieli Lush: Rocket Science
i Brightside
W zeszłym miesiącu zużyłam w
całości dwie kule do kąpieli. Podejrzewam, że już niedługo
zabiorę się do napisania testu produktów z Lush, które zużyłam
od początku roku. Z tego względu nie chciałabym zdradzać zbyt
wielu szczegółów na temat tych dwóch dodatków. Przyznam, że
moje serce zostało podbite przez Brightside – kulę, która
starczyła mi na dwa użycia i spowodowała ogromną ilość piany,
utrzymującą się przez długi czas. Delikatnie pachniała cytrusami
i kąpiel z nią była czystą przyjemnością. Kula Rocket Science
musiała zostać wrzucona do wody w całości. Spowodowała ona
więcej efektów wizualnych, aniżeli zapachowych czy nawilżających.
Więcej na ich temat przeczytacie niedługo w osobnym poście.
16) Pasta do zębów Sensodyne Fluorid
Od czasu do czasu sięgam po inną
pastę do zębów niż Elmex i najczęściej jest to wtedy Sensodyne.
Tę wersję z zieloną końcówką polubiłam na tyle, że zdarza mi
się do niej wracać. Daje ona przyjemne odświeżenie i gruntownie
czyści zęby.
17-18) Antyperspirant w sprayu Nivea Men
Silver Protect i Cool Kick
Standardowe zużycie mojego męża to
jedna butelka miesięcznie dezodorantu Silver Protect, który
sprawdza się u niego najlepiej ze wszystkich kosmetyków tego
rodzaju. W związku z wykończeniem zapasów ulubieńca mój mąż
sięgnąć musiał również po inny produkt. Wersja Cool Kick nie
należy jednak do produktów, które dostałyby od niego najwyższą
notę. Zużyte – zapomniane.
19-20) Suplementy diety: Magnesium Edeka,
Multivit Actilife
Próbki:
-> Płyn do higieny intymnej Lactacyd
Soothing – Jak dla mnie nic specjalnego.
-> Krem Nivea Care – Przyjemny, mocno
nawilżający krem o delikatnym zapachu, typowym dla tej marki.
-> Krem regenerujący Anti-Age Rexaline– Jedyne
co mogę powiedzieć po jednorazowym użyciu tego kremu, to fakt, że
był on bardzo odżywczy i treściwy.
Pod
kątem zużyć kosmetycznych mogę powiedzieć, że marzec wypadł w
moim odczuciu całkiem dobrze. Koszt tych produktów to w
przeliczeniu na złotówki niecałe 300 zł. W związku z tym, że
obecnie używamy z mężem wspólnych żeli pod prysznic, to
wykańczamy je o wiele szybciej. W pierwszych dniach kwietnia
pojawiło się już kolejne zdenkowane opakowanie, a obecnie używamy
już ostatnio zakupionego żelu z Nivea. Wśród szamponów testuję
obecnie kolejną nowość, jaką jest nieznany mi wcześniej rodzaj
marki Guhl. Reszta produktów z mojego planu pielęgnacyjnego
pozostaje bez zmian.
Czy
znacie kosmetyki, które zużyłam w marcu? A może któryś z nich
Was zaciekawił?
zainteresował mnie ten peeling. już myślałam, ze te kosmetyki nivea to też Twoja. ja używam męskich żeli i pianek do golenia
OdpowiedzUsuńNie zdarzylo mi sie jeszce podebrac mezowi :P
Usuńspore denko!
OdpowiedzUsuńSzampony Pharmaceris są bardzo dobre, a co do tych kosmetyków włoskich, to też mam takie spostrzeżenie.
OdpowiedzUsuńNie uzywalam zbyt wiele wloskich kosmetykow, ale te, z ktorymi mialam kontakt, nasunely mi takie spostrzezenie
UsuńMój mąż też używa tylko Silver Protect :) coś w tym musi być :)
OdpowiedzUsuńA to ciekawe :)
UsuńSpore denko, a mnie szampony z Pharmaceris nieco zawiodły ;)
OdpowiedzUsuńJa mialam odwrotne wrazenie, dlatego teraz kupilam jeszcze inny rodzaj. Mam nadzieje, ze sie nie zawiode :)
UsuńFajne denko,wołanie kukułki czytałam ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem w trakcie :)
UsuńKochana u mnie rwniez ten krem od YR sie nie sprawdzil, mialam w sloiczku i byl mega bublem ;)
OdpowiedzUsuńPokaźne denko, ale nie miałam żadnego ze zużytych przez Ciebie produktów :)
OdpowiedzUsuńSporo produktów :) Najbardziej zaciekawiały mnie plastry na nos Balea :)
OdpowiedzUsuńCiekawe produkty! :)
OdpowiedzUsuńTakie spore denko, a ja nie znam żadnego z tych produktów ;D
OdpowiedzUsuńIle tego jest 😱 ja ostatnio zużywam bardzo niewiele kosmetyków więc czasem jest taki miesiąc ze nic nie zuzyje 😂
OdpowiedzUsuńchyba tylko ja nie zużywam kosmetyków do końca :D
OdpowiedzUsuńCiekawe te kule ;) mnóstwo wspaniałości u Ciebie:)
OdpowiedzUsuńJa również lubię plastry na nos - są najlepsze!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Ja bardzo lubię te koreańskie maski i plastry na nos :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
http://www.stylishmegg.pl/2018/04/wiosna-ach-to-ty.html?m=1
Pokaźne denko.
OdpowiedzUsuńWow sporo tego :) Nie znałam wcześniej żadnego z tych produktów.
OdpowiedzUsuńnie miałąm nic z twoich kosmetyków :D
OdpowiedzUsuńświetnie to wygląda!
OdpowiedzUsuń