wtorek, 21 lutego 2017

Testownia #15 - Wielki test Balea

Ci, którzy zaglądają systematycznie na bloga, wiedzą, że w ostatnim czasie testowałam markę Balea. W ramach wyjaśnienia dla nowych czytelników: w grudniu zakupiłam kalendarz adwentowy z produktami wspomnianej marki i postanowiłam wykorzystać to do stworzenia dzisiejszego postu. Z produktami Balea miałam styczność bardzo dawno temu. Wtedy to ich kosmetyki zupełnie do mnie nie przemówiły, głównie ze względu na bardzo słabą wydajność. Od czasu do czasu ich żeli pod prysznic używał jedynie mój ukochany. Będąc w posiadaniu całego przekroju produktów, miałam możliwość dokładnie się im przyjrzeć, a o moich wrażeniach przeczytacie już za moment.

Jak sprawdziła się u mnie marka Balea? Czy pierwsze wrażenie okazało się być mylne?


O marce Balea

Niemiecką markę Balea kupić można w drogeriach DM, gdzie zaopatrzyć można się produkty pielęgnacyjne do praktycznie każdej części ciała. Wybór jest spory: ponad 450 różnych kosmetyków uśmiecha się z drogeryjnych półek. Marka jest w sprzedaży od 1995 roku, a w Polsce porównywana jest z rossmannowską Isaną. Jak wyczytać można na stronie, opisującej ową markę, Balea oferuje produkty najwyższej jakości za niską cenę, dzięki czemu zdobyła grono stałych klientów w Niemczech. Marka Balea jest coraz częściej doceniana za granicą.



Przekrój produktów

Asortyment z logo marki Balea jest naprawdę imponujący. Wystarczy wejść do drogerii DM bądź na ich stronę internetową, by zorientować się, że można tam kupić produkty do wszystkiego i dla każdego rodzaju skóry. W dodatku ceny większości kosmetyków nie przekraczają 2 – 3 euro. Wśród produktów marki Balea znajdują się: produkty do pielęgnacji włosów, demakijażu, pielęgnacji twarzy oraz ciała, dłoni i stóp, produkty, chroniące przed promieniami słonecznymi, przybory i akcesoria do depilacji, a także produkty dla dzieci. Najbardziej znanymi i lubianymi kosmetykami są żele pod prysznic.

Przejdźmy do testowanych przeze mnie produktów Balea!

Żele pod prysznic
-> Sternenschweif – niedostępny w sprzedaży
-> Vanille & Cocos – cena za 300 ml - 0,55 euro


Pamiętając moje doświadczenia z Balea, bardzo ostrożnie podeszłam do tych produktów. Najwięcej zastrzeżeń miałam właśnie do żeli pod prysznic i ich wydajności. Duża butelka starczała mi w najlepszym wypadku na tydzień, a tu takie maleństwa. Już na początku spodziewałam się porażki, ale zostałam miło zaskoczona. Buteleczki zawierające 50 ml produktu starczyły mi na kilka dni używania, a przy tym dobrze się pieniły. Balea jest znana z pięknych i intensywnych zapachów swoich żeli co jest niebywałą zaletą tych produktów. Wersja Sternenschweif była edycją limitowaną, która pojawiła się w okresie świątecznym, jednak jej zapach nie przypominał mi Świąt. O wiele więcej w niej nut kwiatowych. Wanilia w połączeniu z kokosem to moje połączenie zapachowe. Obłędny aromat powodował, że aż chciało się przebywać dłużej pod prysznicem. Używając tych produktów, przekonałam się do ponownego kupienia żeli Balea. Wersja Vanille & Cocos również z pewnością zagości ponownie w mojej łazience.


Szampony
-> Szampon na każdy dzień Sternenschweif – niedostępny w sprzedaży
-> Intensywnie pielęgnujący szampon Vanille & Mandelöl – cena za 300 ml - 0,50 euro

Pierwszy z wymienionych szamponów pochodzi również z limitowanej edycji i sprawdził się u mnie całkiem średnio. Co prawda domywał włosy, ale poza tym nic ciekawego nie robił. Obawiam się także, że przy dłuższym stosowaniu mogłabym od niego nabawić się łupieżu, więc raczej nie jest to produkt dla mnie. Nieziemsko pachnący szampon z wanilią i olejkiem migdałowym wywołał u mnie efekt „Wow”. Buteleczka starczyła na 4 umycia włosów. Po umyciu włosy były nie tylko świeże, ale też ładnie się układały, a w dotyku były miękkie niczym po nałożeniu odżywki. Zapach również utrzymywał się długo na włosach, co nie uszło uwadze mojego narzeczonego, który słał mi wtedy mnóstwo komplementów. Chętnie kupiłabym drugi z szamponów w pełnowymiarowym opakowaniu.


Zestaw Repair & Care
-> Szampon i odżywka do włosów suchych i łamliwych – cena - 1,35 euro za szt.

Produkty tej serii zupełnie się u mnie nie sprawdziły i będę je omijać szerokim łukiem. Mają bardzo charakterystyczny, drażniący zapach, który przypominał najtańszą farbę do włosów z czasów PRL. Po zastosowaniu żadnego z tych produktów nie byłam zadowolona. Szampon niezbyt dobrze domywał włosy. Wyglądały one na przetłuszczone już po kilku godzinach. Odżywka zamiast pomagać i pielęgnować włosy pozostawiała je zupełnie oklapnięte i proste jak druty. W dodatku w dotyku były one nieprzyjemne, jak gdyby opryskane zostały dużą ilością lakieru do włosów. 


-> Intensywna kuracja 1-minutowa – cena za 20 ml - 0,85 euro
-> Ekspresowa kuracja Oil Repair cena za 20 ml - 0,85 euro 

Pierwsza z kuracji z tej samej serii co powyższy zestaw ponownie nie spełniła moich oczekiwań. Efekty porównać można było z wcześniej wspomnianą odżywką. Moje włosy wyglądały wręcz gorzej niż zazwyczaj. Kuracja z olejkami dała o niebo lepsze efekty. Produkt o kremowej konsystencji i kokosowym zapachu nie za dobrze rozprowadzał się na włosach, jednak po jego spłukaniu widać było wyraźną poprawę kondycji włosa. Włosy były nawilżone i odżywione, a także uniesione u nasady. Zdecydowanie wrzucę jeszcze ten produkt do koszyka.


Kremy do rąk
-> Sternenschweif – niedostępny w sprzedaży
-> Urea cena za 100 ml - 0,95 euro


W kalendarzu adwentowym znalazłam aż dwa kremy do rąk. Biorąc pod uwagę, że miałam jeszcze jeden otwarty krem nie zdążyłam zużyć wszystkich, jednak obu produktów używałam wielokrotnie i jestem w stanie już wypowiedzieć się na ich temat. Oba produkty mają dość rzadką konsystencję, która jednak szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na dłoniach, co bardzo mi odpowiada. Krem o nazwie Urea, który przeznaczony jest do bardzo suchych dłoni, faktycznie świetnie je nawilżał. Miał bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny zapach, a dłonie już po kilku sekundach od wsmarowania kremu były zauważalnie miękkie i bardzo ładnie się prezentowały. Drugi z kremów o znanym już zapachu był również dobry, jednak mając do wyboru tę dwójkę, zdecydowałabym się na zakup Urei.


Produkty do pielęgnacji ciała
-> Mleczko do ciała – cena za 500 ml - 1,15 euro
-> Pielęgnujący żel po goleniu – cena za 150 ml - 2,95 euro

Jeśli chodzi o pielęgnację ciała, to lubię produkty lekkie i szybko wchłaniające się. Mleczko od Balea jest zupełnym przeciwieństwem moich oczekiwań. Konsystencja jest gęsta i tłusta. Produkt pozostawia tłustą powłokę na skórze przez bardzo długi czas po aplikacji. Ciężko jest go również wsmarować w ciało i w dodatku ma lekko drażniący zapach. O wiele przyjemniej używało mi się żelu-kremu po goleniu, którego lekka formuła już po sekundzie się wchłaniała, pozostawiając nawilżoną skórę i delikatny zapach. Produkt bardzo dobrze sprawdzał się do pielęgnacji podrażnionej po goleniu skóry. Pomimo że jego cena jest wyraźnie wyższa od mleczka, bez wahania wybrałabym drugi z kosmetyków jako podstawę w pielęgnacji.


-> Masło do ciała Sternenschweif – niedostępny w sprzedaży


To masełko przypominało mi nieco masła z The Body Shop. Miało ono podobną, zbitą konsystencję, która w połączeniu z ciepłem ciała pozwalała się dobrze rozsmarować. Kosmetyk szybko się wchłaniał i odpowiednio nawilżał skórę. W przypadku tego produktu zapach serii Sternenschweif przeszkadzał mi najmniej. Był on zdecydowanie delikatniejszy niż w przypadku pozostałych produktów.


Żel do mycia twarzy
-> Odświeżający żel do mycia twarzy z lotosem – cena za 150 ml - 0,95 euro

Ten żel przeznaczony jest do skóry normalnej i mieszanej, więc już na wstępnie nie powinnam po niego sięgać. W składzie już na początku znajdują się SLS-y, których większość osób unika. Produkt zawiera ekstrakt z lotosu i bambusa oraz ... bardzo charakterystyczny zapach, który kojarzył mi się z waflami ryżowymi. Użyłam tego żelu kilka razy, jednak zauważyłam, że wysusza moją twarz. Bardzo prawdopodobne, że przy częstszym stosowaniu wywołałby on więcej problemów niż pożytku, dlatego nie powrócę już do niego.


-> Pomadka ochronna Intensiv – cena - 0,65 euro

Widząc cenę tego produktu, pomyślałam: „Czego chcieć więcej!”. W sztyfcie znajduje się 4,8 g produktu do intensywnej pielęgnacji ust. Kosmetyk zawiera masło shea oraz olejek arganowy. Świetnie nadaje się do codziennej aplikacji i ma mleczno-kremowy zapach. Dobrze radzi sobie z popękanymi ustami. Używałam tej pomadki na okrągło przy minusowych temperaturach i fajnie zabezpieczała moje usta przed mrozem. Na noc nakładałam często większą ilość produktu, a następnego dnia cieszyłam się pięknie wyglądającymi ustami.


-> Perfumy Sternenschweif – niedostępne w sprzedaży

Zapach określany przez producentów jako białe kwiaty i jagody acai zupełnie nie przypadł mi do gustu. Te perfumy są okropnie słodkie i mdłe. Zapachy są oczywiście kwestią indywidualną i najtrudniej jest trafić w odpowiednie perfumy, dlatego nie chcę zniechęcać nikogo do tego produktu. Jednak wiele osób zaczęło się dusić, gdy miałam go na sobie :P


-> Plastry oczyszczające na noc, czoło i brodę – cena za opak. - 1,45 euro


Tych plastrów nie znalazłam w kalendarzu adwentowym, ale postanowiłam dorzucić je do testu, bo używam ich na okrągło i bardzo dobrze się one u mnie sprawdzają. Nie zliczę nawet, ile opakowań tego produktu przewinęło się przez moje ręce. W moim przypadku te plastry dobrze oczyszczają problematyczną strefę T, a ich cena nie jest przesadzona.


-> Maska do stóp – cena za opak. - 0,65 euro

Po nieudanym pierwszy kontakcie z maską do stóp innej marki (która, co ważne, była o wiele droższa) podeszłam sceptycznie do tego produktu. Po otworzeniu saszetki mój nos wyczuł bardzo specyficzną woń, która nie każdemu może przypaść do gustu. Konsystencja tej maski była bardzo gęsta i klejąca, ale w przypadku stóp nie jest to aż tak nieprzyjemne. Ilość produktu w opakowaniu była wystarczająca, by pokryć obie stopy grubą warstwą kosmetyku. Według zapewnień producenta maska powinna po 15 minutach po części się wchłonąć, jednak w moim przypadku tak się nie stało. Produktu nie dało się wmasować, dlatego musiałam go usunąć ręcznikiem papierowym. Po usunięciu maski ze stóp okazało się, że są one świetnie nawilżone i super miękkie. Rzadko który produkt spowodował u mnie taki efekt, dlatego z chęcią sięgnę po kolejne opakowanie.


Maseczki do twarzy
-> Maska w płachcie Aqua Tuchmaske – cena za 1 szt. - 0, 95 euro

Ta nawilżająca maseczka w płachcie zawiera między innymi ekstrakt z alg, który ma dać twarzy odświeżającego kopniaka. Płachty mają to do siebie, że często (przynajmniej w moim przypadku) są niezbyt dobrze wycięte. Ta świetnie dopasowała się do mojej twarzy, a po nałożeniu czułam przyjemne chłodzenie. Przez cały czas odczuwałam również jej kwiatowy zapach, co było dodatkowym plusem w postaci aromaterapii. Po 10 minutach ściągnęłam maseczkę i wtarłam jej esencję w twarz. Spytacie o efekt? Był on bardzo zadowalający. Faktycznie zauważyłam sporą dawkę nawilżenia skóry. Dodatkowo maska wyrównała jej koloryt, a twarz była pięknie rozświetlona.


-> Maska peelingująca Peel-Off Maske – cena za 2 szt. - 0,40 euro
-> Maska Totes Meer Maske – cena za 2 szt. - 0,40 euro

Maseczka peelingująca z ekstraktem z moreli totalnie mnie zachwyciła! Miała ona konsystencję wosku do depilacji i była okropnie klejąca. Po aplikacji moje dłonie i wszystko dookoła potwornie się kleiło, ale widząc ten efekt, wybaczyłam wszystko. Jedna maseczka spokojnie starczyła na pokrycie całej twarzy. Podczas noszenia maski czuć było uderzające zimno, a produkt zaczynał stopniowo sztywnieć. Przy nałożeniu niezbyt grubej warstwy można spokojnie ściągnąć wszystko, odrywając maskę od skóry. Pod nią czeka z kolei twarz miękka niczym pupcia niemowlęcia. Zdecydowanie polecam! Druga z masek nie była aż tak przyjemna w użyciu. Pierwsze skojarzenia na jej widok: bagno z drobinkami. Już chwilę po nałożeniu twarz zaczęła mnie okropnie piec. Maseczkę było bardzo ciężko ściągnąć. Bagno nie schodziło za pomocą wody, a jedynie się rozmazywało. Sam efekt nie był jakiś spektakularny, więc po ten rodzaj nie sięgnę ponownie.


Podsumowanie:

Jak możecie zauważyć, moje opinie są dość skrajne. W przypadku kosmetyków tego samego rodzaju zazwyczaj jeden z produktów mnie oczarował, a drugi totalnie się nie sprawdził. Z całą pewnością skuszę się na ciekawe zapachy żeli pod prysznic. Jeśli chodzi o produkty do pielęgnacji włosów, to myślę, że kuracja z olejkami zagości na stałe w mojej łazience, gdyż efekt, jaki pozostawiła, był rewelacyjny. Jestem pozytywnie zaskoczona jakością kremów do rąk, jak i produktów do pielęgnacji ciała. Używając wielokrotnie maseczek Balea mogę je z czystym sercem polecić. Najnowsze produkty: maseczki w płachcie i do stóp również będą przeze mnie chętnie używane. Nie sądzę z kolei bym była w stanie kupić jakikolwiek szampon (poza wypróbowaną już wersją Vanille & Mandelöl). Taki zakup byłby zbyt ryzykowny. Ryzykiem mógłby okazać się także wybór produktów do demakijażu. Po żel do mycia twarzy na pewno nie sięgnę, ale być może zakupię do testów polecany tonik, którego nie miałam jeszcze szans używać. Mając możliwość przetestowania wielu różnych produktów Balea, przekonałam się do tych kosmetyków, a zawartość kalendarza zachęciła mnie do bliższego przyjrzenia się marce podczas kolejnych zakupów w DM. 



























Kalendarz adwentowy Balea

Jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się na zakup kalendarza adwentowego marki Balea. Dzięki niemu odkryłam kilka świetnych produktów, na które pewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi. Patrząc jednak obiektywnie, mam co do niego kilka zastrzeżeń. Z jednej strony rozumiem umieszczenie w nim limitowanej edycji Sternenschweif, która miała być wersją świąteczną kosmetyków. Z drugiej jednak strony zapach kwiatów i jagód acai nijak nie przypomina czasu świątecznego, a wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę element marketingowy tego typu produktów, również nie jest to dobre posunięcie, gdyż kosmetyków z kalendarza w większości i tak nie można byłoby kupić ponownie w sklepie. W dodatku przewijający się w co drugim produkcie zapach powoli stawał się dla mnie uciążliwy. Wolałabym, by w kalendarzu znalazły się produkty o zupełnie różnych zapachach.

































Tak naprawdę nie można przewidzieć, kto kupi taki kalendarz. Może to być zarówno nastolatka, jak i kobieta w wieku 50 lat, dlatego też moim zdaniem powinny się w nim znaleźć produkty uniwersalne. Strzałem w kolano jest zatem umieszczenie w nim powyższych kremów i ampułek, przeznaczonych do cery dojrzałej (zalecenie wiekowe 35 – 45 lat). Sama idea kalendarza adwentowego bardzo mi się spodobała i w przyszłym roku chętnie zakupię kalendarz innej marki.

Czy znacie markę Balea? Mieliście styczność z ich produktami? Których kosmetyków używaliście i jak się one u Was sprawdziły?

10 komentarzy:

  1. O kochana - sporo tego miałaś do przetestowania :)
    Ja jeszcze nie miałam styczności z tą firmą ;(
    A! Piękny jelonek <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile produktów! Nie no, miałaś co testować, zdecydowanie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazwyczaj decyduję się na ich żele pod prysznic i kremy do rąk ;) Ale super sprawdziła mi się odżywka do włosów Granat i jagody goji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo produktów :) Miałaś co testować.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się natestowałaś :D! Mnie w szczególności zaciekawiły te plastry.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sporo produktów przetestowałaś . Maseczek sama z chęcią bym spróbowała .

    OdpowiedzUsuń
  7. Super sprawa taki kalendarz :) wyglada na to że marka ma i kiepskie, ale też i bardzo fajne produkty, trzeba się jej bardziej przyjrzeć ;)
    Chetnie wypróbuję te oczyszczające plastry :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam Baleę i używałam kilku produktów, głównie żele pod prysznic (bardzo lubię), ale także antyperspiranty(ok),maseczki do twarzy (super), krem pod oczy Urea (to moje ogromne zaskoczenie na tak), szampony - tutaj moje opinie były skrajne, np. ten nadający połysk podobał mi się, natomiast ten zwiększajacy objętość był fatalny. Totalnie nie odpowiadał mi lakier do włosów.

    www.evelinebison.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Z firmy balea miałam tylko szampon i odżywkę do włosów

    OdpowiedzUsuń
  10. Tyle słyszałam o tej marce, ale wiadomo w Azji to jej nigdzie nie dostanę... Na szczęście w Październiku czy wczesnym Listopadem robimy z mężem wypad do Niemiec do mojej rodzinki i tam się w końcu w coś z Balea zaopatrzę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...