czwartek, 5 lipca 2018

Projekt Denko - czerwiec 2018: Fatalne opakowania!

W maju moja torba ze zużytymi kosmetykami była przepełniona do granic możliwości. Padł tym samym rekordowy wynik w tym roku. Jak można się domyślić, wraz z pozbyciem się wielu produktów z różnych kategorii wiązało się otwarcie nowych opakowań, które będą mi służyć przez najbliższe tygodnie, a nawet miesiące. Wszystko to spowodowało, że czerwcowe zużycia nie wyglądają imponująco. Zastanawiałam się nawet czy nie połączyć czerwcowego Denka z lipcowym, który pewnie będzie równie skromny ze względu na wyjazdy, lecz doszłam do wniosku, że duże gabaryty opakowań jednak zbyt mocno mi przeszkadzają.

Tym samym zachęcam Was do przeglądu moich zużytych kosmetyków w czerwcu!




Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!

1) Żel pod prysznic Revlon Natural Honey Zen

Jeśli ktoś z Was będzie mieć możliwość wypróbowania żeli pod prysznic marki Revlon, to koniecznie to zróbcie! Jest to przykład fajnego żelu za niewielką cenę, a przy tym wyróżniającego się intensywnością swych zapachów. Wersja Zen to drugi żel tej marki, jaki wypróbowałam i również byłam z niego bardzo zadowolona. Duża butla starczyła nam na długo (biorąc pod uwagę, że używał go także mój mąż, który nie żałuję sobie produktu, to naprawdę szokująco długo!). Według Revlon Zen powinien pachnieć białą herbatą, która ma w sobie jakieś męskie nuty zapachowe, których do końca nie jestem w stanie określić, ale kojarzą mi się one z zapachem produktów do kąpieli, które używałam jako dziecko. Ciekawy zapach oraz sam produkt godny polecenia.




2) Szampon Head & Shoulders Citrus Fresh

Nie zliczę nawet, ile butelek tego szamponu zużyłam w całym moim życiu. Po H&S sięgam od wielu lat i praktycznie nie pamiętam czasów, żebym w dzieciństwie czy latach nastoletnich używała czegoś innego. Wersję cytrusową lubię chyba najbardziej spośród wszystkich, a to za sprawą chłodnego, aczkolwiek odświeżającego uczucia, które pozostawia ona po umyciu głowy. Nie wspominając już o tym, że w moim przypadku szampony H&S sprawdzają się w walce z łupieżem.


3) Szampon John Frieda Frizz Ease Miraculous Recovery

Nie śledzę z namiętnością informacji o produktach marki John Frieda, lecz kojarzę szampon o nazwie Frizz Ease w zupełnie innym opakowaniu. Być może zmieniła się jego szata graficzna, bądź używałam jakieś innej wersji tego szamponu, lecz pamiętam, że byłam z niego bardzo zadowolona. Widząc zatem promocję na kilka produktów JF, postanowiłam ponownie zakupić szampon. Po zużyciu tej (nowej?) butelki pozostał mi niedosyt. Z chęcią bowiem używałabym go nadal! Szampon ten nie zrobił żadnych nieprzyjemności mojej skórze głowy. Nie dostrzegłam przy jego codziennym stosowaniu żadnych negatywów, a pozytywnych reakcji było całkiem sporo. Włosy wyglądały z jego pomocą na widocznie odświeżone, były pięknie lejące się i błyszczące. Po prostu idealne! Za taki efekt jestem w stanie kupić go nawet bez promocji ;)



4) Odżywka do włosów Gliss Kur Liquid Silk

Tę odżywkę zaczęłam używać wspólnie z szamponem tego samego rodzaju. O szamponie już dawno zapomniałam, a odżywkę wykończyłam niedawno i to wcale nie z powodu jej nadzwyczajnej wydajności, a fatalnego opakowania. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak beznadziejnym opakowaniem kosmetyku. Plastik, z którego jest zrobiona butelka, był tak twardy i gruby, że autentycznie musiałam używać siły, żeby wydobyć produkt. Nie wspominając już o tym, ze kosmetyku nie dało się wycisnąć z opakowania w momencie, gdy w środku znajdowała się jeszcze jego połowa! Po rozcięciu butelki byłam wręcz zniesmaczona, gdy zobaczyłam tą ogromną ilość produktu, której używałam jeszcze przez dwa miesiące! Samo działanie nie było najgorsze. Włosy faktycznie lepiej się układały i rozczesywały, lecz nie był to jakiś zachwycający efekt. Jest to jednak przykład produktu, którego opakowanie całkowicie odrzuca mnie od kolejnego zakupu.

5) Woda micelarna Bourjois Paris

Moja najukochańsza woda micelarna do zmazywania makijażu, która nie ma sobie równych, a została wycofana ze sprzedaży. Powiedzcie mi dlaczego? Niektórych poczynań nigdy nie zrozumiem. Całe szczęście pozostało mi jeszcze kilka opakowań, ale już widzę oczami wyobraźni, jak po raz kolejny przez lata poszukuję idealnego produktu do demakijażu. Eh...



6) Maska oczyszczająca Węgiel Drzewny Conny

W tą marką miałam już kilkukrotnie do czynienia i za każdym razem jestem zadowolona z działania jej maseczek. Maska oczyszczająca z węglem drzewnym również spełniła swoje zadanie. Płachta znajdująca się w środku była dobrze wycięta i pasowała idealnie do mojej twarzy. Przy tym była również dobrze nasączona esencją. Miała ładny, delikatny zapach. Podczas jej noszenia nie odczuwałam żadnego dyskomfortu. Po ściągnięciu na twarzy została spora część esencji, lecz z łatwością dało się ją wmasować w skórę twarzy i szybko się wchłonęła. Twarz przy pomocy tej maseczki została dobrze oczyszczona, jej koloryt powrócił do normy. Widocznie zredukowała ona sebum i zmatowiła twarz. Miałam również wrażenie, że jest ona dodatkowo odżywiona. Dobry produkt, po który jeszcze sięgnę.



7) Hydrożelowa maseczka ultra nawilżająca Bielenda

Tę maseczkę użyłam w zeszłym miesiącu dwukrotnie. Oba spotkania skończyły się identycznym wynikiem. Maska od Bielendy miała żelową formułę. Była bezbarwna, lecz zawierała niewielką ilość malutkich drobinek. Po nałożeniu maski odczekałam więcej czasu niż zaleca producent (około 20 min zamiast 10). Nadmiar produktu (a było go naprawdę sporo) należało zebrać wacikiem, co też uczyniłam. Efekt był dobry: skóra miękka w dotyku, jasna, nawilżona, jednak ten rezultat porównałabym z każdą inną nawilżającą maseczką.



8) Krem do rąk Rituals The Ritual of Ayurveda

Oj był żal! Z trudem rozstałam się z tym kremem, który przez prawie pół roku towarzyszył mi tak systematycznie jak tylko się dało. Nie jestem osobą, która ma jakieś nadmierne problemy z suchością dłoni, lecz ten kosmetyk sam w sobie zachęcał mnie do jego częstszego używania. Miał on cudowny zapach indyjskiej róży i słodkich migdałów, a ja bardzo lubiłam czuć go na własnych dłoniach. W dodatku wchłaniał się bezpośrednio po aplikacji, przez co mogłam używać go wielokrotnie w ciągu dnia. Obecnie mam dość spory zapas tego typu kosmetyków, jednak nie wykluczam, że w przyszłości wybiorę ponownie ten krem.



9) Perfumy Pull&Bear Paris

Już dawno nie byłam tak w*** jak w przypadku historii tych perfum. Gdy kupiłam je ostatnio w Polsce, opowiadałam Wam, że wystarczyło zmienić zatyczkę na drewnianą, a cena flakonu wzrosła dwukrotnie. Byłabym zdolna to przełknąć, gdyby nie fakt, że ta zatyczka w ogóle nie działała! Otóż po trzech użyciach przestała zupełnie spełniać swoją funkcję i co chwilę odskakiwała. Tego rodzaju małe buteleczki noszę ze sobą zawsze w torebce w małej przegródce. Wybierając się do pracy, zachciało mi się użyć tego zapachu, lecz śpiesząc się zapomniałam o feralnym mankamencie i podniosłam flakon za zatyczkę... Jak można się łatwo domyślić, nakrętka została w mojej ręce, a butelka częściowo roztrzaskała się na podłodze w najdrobniejszy jaki można sobie wyobrazić maczek. Skutkiem tego jest odbarwienie mojego drewnianego parkietu i zarysowanie go w kilku miejscach (drobne opiłki były tak małe, że z trudnością dało się je usunąć z podłogi, ale za to tak ostre, że zostawiły po sobie ślady). Nie wspominając już o tym, że przy próbie ich sprzątnięcia wbijały się one w dlonie, a jedno z małych szkiełek weszło mi pod paznokieć. No i naturalnie spóźniłam się do pracy. Brawa za udane opakowanie!



10) Płyn do płukania jamy ustnej Colgate Plax Complete Care

Płyny Colgate bardzo lubię i cenię sobie ich używanie. Do tej pory moim ulubieńcem była wersja Cool Mint i … tak pewnie pozostanie. Zużyta w czerwcu fioletowa zawartość nie była zła, lecz miała coś drażniącego w smaku, który pozostawał potem w ustach. Miałam wrażenie wyczyszczonej jamy ustnej (momentami aż do granic, gdy pojawiało się lekkie uczucie wypalenia w buzi). Być może ta wersja jest dla mnie nieco zbyt mocno. Wrażliwcom bym jej nie poleciła, a ja powrócę jeszcze nie raz, lecz do mojej ulubionej wersji Cool Mint.

11) Pasta do zębów Elmex



12) Eyeliner Essence

To chyba najgorszy kosmetyk kolorowy, jaki trzymałam w ręce. Absolutny bubel nad bublami. Nigdy nawet nie wyszłam z domu, będąc nim pomalowana, bo praktycznie nie działał. Wyglądało to tak, jak gdyby był on „wypisany”, lecz kupiłam go zabezpieczonego folią, więc nie jest to możliwe. Przejeżdżając pisakiem po powiece, kolor był ledwie widoczny. Gdy chciałam go z kolei poprawić, znikał zupełnie jak za dotknięciem magicznego długopisu. Tragedia!



13) Maskara Miss Sporty Really Me!

Gdy zaczęłam jej używać, wydawało mi się, że znalazłam fajną maskarę za niewielkie pieniądze. Niestety dobry efekt nie utrzymał się długo. Już mniej więcej po dwóch tygodniach zaczęła się ona kruszyć i osypywać. Czerń pozostała na rzęsach była coraz bledsza. Gdyby efekt, który dawała na samym początku pozostał dłużej, dałabym jej jeszcze jedną szansę. W tym przypadku jednak nie widzę sensu.

14) Antyperspirant Nivea Men Silver Protect

Myślę, że już nie ma sensu pokazywać tego antyperspirantu, bo mój mąż używa praktycznie tylko jego i wie już o tym cała Blogosfera.

15-16) Płatki kosmetyczne w wersji normalnej i maxi Elkos



17) Suplementy diety: Skrzyp (kuracja miesięczna)


-> Próbka Lactacyd Pharma – bez szału.







Czerwcowe Denko nie okazało się być zbyt duże. Zużyciu uległy głównie kosmetyki, które dobrze znam i lubię. Wyjątkiem było kilka absolutnych bubli, które podniosły mi nieco ciśnienie. Tak jak wspominałam w moim letnim planie pielęgnacyjnym następcą żelu pod prysznic stanie się nowość od Fa, a szampony zastąpi Fructis SOS Repair. W ramach dodatkowego odżywienia włosów używam już balsamu od Seboradin. Z kolei woda micelarna została wymieniona na płyn micelarny marki Bielenda. Obecny krem do rąk pochodzi z Garniera, a płyn do płukania ust to ponownie wersja Cool Mint. W tym wpisie powinnam zamieścić jeszcze 2 maseczki od Neutrogeny, lecz chcę przygotować na ich temat osobną recenzję. Koszt czerwcowych zużyć nie jest wysoki i zamyka się w 183 zł.


Czy znacie któryś z tych kosmetyków? Jak sprawdził się u Was?

23 komentarze:

  1. Znam tylko szampony z Head&Shoulders i GlissKur ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. znam pastę do zębów płyn do płukania jamy ustnej stosuję tą paste już hoho 😁 i zgodzę się z Tobą w 100% jeśli chodzi o odżywkę z Gliss Kur opakowanie to jakiś żart.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się zastanawiałem nad skrzypem ale poki co mam inne suplemenciki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Produktów sporo,ale tylko kojarzę pastę i płyn do płukania ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam kilka z tych produktów, ale nigdy sama nie używałam, chyba, że innych wariantów :)
    Pozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ostatnio kupiłam biały eyeliner z Essence i niestety też bubel ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo Ci tego zeszlo ;) Zaciekawilas mnie tym zelem pod prysznic od Revlon :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam tę maskę w płachcie, ciekawa jestem czy też się u mnie dobrze sprawdzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawa sprawa z tą odżywką i faktem, że połowa zostawała mimo że wydawało się, że już nic nie ma... masakra jakaś;/
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mnie zaciekawił żel Revlon. Możliwe, że go kupię jak będę miała okazję:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Head & Shoulders u mnie się w ogóle nie sprawdza

    OdpowiedzUsuń
  12. Mimo wszystko trochę tych produktów było! :) A ja niczego z nich nie znam, możliwe że dawno temu używałam tego szamponu z Head&Shoulders, ale już nie pamiętam, czy go lubiłam czy nie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja właśnie wczoraj kupiłam żel pod prysznic Revlon, będę sprawdzać, ale już potwierdzam, że zapachy mają fenomenalne ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Też bym się wściekła, gdybym przez głupie perfumy miała tyle strat :/

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie miałam żadnego z powyższych produktów, zastanawiam się nad zakupem tej serii Rituals ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dużo tego 👍 ja nie produkuje zużyć tak szybko 😃

    OdpowiedzUsuń
  17. Większości produktów jeszcze nie miałam okazji używać- obecnie mam natomiast ten sam płyn do płukania i u mnie sprawdza się całkiem OK.
    Spróbuję chyba też tej maseczki węglowej, którą polecasz. Zapowiada się fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  18. ta maseczka z bielendy jest extra <3!

    OdpowiedzUsuń
  19. Ciekawe kosmetyki, niektóre znam! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. fajne i niezbyt drogie kosmetyki coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...