niedziela, 8 lipca 2018

Alpejskie szczyty - Droga do Vilan #1

Czerwiec wiązał się dla mnie w dużym stopniu z ciągłymi wyjazdami. Doszło zatem do tego, że mam całe mnóstwo zdjęć i relacji, które z chęcią Wam pokażę. Jest jednak tego tak dużo, że przy normalnej częstotliwości pewnie publikowałabym je do końca roku. Stąd też moje zapytanie: Czy chcielibyście by w najbliższym czasie (powiedzmy przez okres wakacyjny) na blogu pojawiała się głównie tematyka podróżnicza? Czy też bardziej przemawia do Was format przeplatanych tematycznie wpisów? Liczę na Waszą podpowiedź!

Dziś chciałabym zabrać Was w podróż po szwajcarskich Alpach. Z chęcią opowiem Wam o naszej górskiej wędrówce, która skończyła się wspinaczką.





Na region naszego wyjazdu wybraliśmy tym razem Graubünden (wschodni kanton w Szwajcarii). Ten obszar jest nam dobrze znany, bo mój mąż przez pewien czas mieszkał w nim. Było to także miejsce zamieszkania teściów i kilkorga znajomych. Nasza pierwsza styczność ze szwajcarskimi Alpami miała miejsce w tej okolicy. Tym razem postawiliśmy na wypad w Alpy Retyckie (konkretniej mówiąc w region Jeninser Alp). W tym celu udaliśmy się do dobrze znanej nam miejscowości Malans, z której dostać można się kolejką na szczyt.



Älplibahn to kolejka górska, gondolowa, która składa się z dwóch kabin, a w każdej z nich zmieszczą się 4 osoby. Transport w górę odjeżdża co 15 minut. Od poniedziałku do piątku kolejka czynna jest w godzinach: 8:00 – 17:00, a w weekendy: 7:00 – 18:00. Ważne jest jednak, by dokonać telefonicznie rezerwacji przed przyjazdem, gdyż może nie być miejsca w gondoli. My tego nie wiedzieliśmy, lecz okazało się, że mamy duże szczęście. Już po 15 minutach od przyjazdu mogliśmy skorzystać z wjazdu kolejką, w której akurat pozostały dwa wolne miejsca (gdyby nie to, musielibyśmy czekać 4 godziny). Gorzej było jednak ze zjazdem w dół, gdyż możliwy był on dopiero po 6 godzinach. Dla nas nie był to jednak tak wielki problem, gdyż byliśmy przygotowani na dłuższy pobyt w górach. Gdyby jednak ktoś zamierzał jedynie poszwendać się po okolicy, mogłaby być to spora bariera. Lepiej jest zatem upewnić się, czy znajdzie się dla nas miejsce.

Ceny biletów:

dorośli: 12 fr / 18 fr
dzieci: 9 fr / 13 fr
psy: 6 fr / 9 fr

Pierwsza cena obejmuje jedynie wjazd w górę, druga to koszt biletu w tę i z powrotem. W tym miejscu nie ma możliwości wjazdu z rowerem.


Jako osoba, która sama ma problem z chorobą lokomocyjną czuję się w obowiązku poinformować, że dla ludzi z podobnymi dolegliwościami wjazd kolejką nie będzie należał do przyjemnych. Mały rozmiar gondoli (kolanami praktycznie dotyka się osoby siedzącej naprzeciwko) w połączeniu z wieloma słupami znajdującymi się na trasie powoduje licznie występujące doznania podobne do przeciążenia wywołanego wznoszeniem się windy. Podczas 15-minutowej przeprawy wielokrotnie „buja” gondolą, co zwłaszcza odczuwalne jest podczas wjazdu w górę (zjazd był już dla mnie bardziej znośny). Osobom wrażliwym polecałabym jednak szukanie innych kolejek bądź zaopatrzenie się w leki.



Kolejka Älplibahn odjeżdża ze stacji Buochwald (605 m), a zatrzymuje się na Älpli (1802 m). W kolejce pokonujemy drogę bliską 3,5 km, a dookoła towarzyszą nam widoki górsko-leśnego krajobrazu. Na końcowej stacji znajduje się restauracja z lokalnymi specjałami. W środku są 24 miejsca siedzące, a na zewnątrz dodatkowo taras widokowy z możliwością posiedzenia na świeżym powietrzu i posilenia się. W razie niepogody zostaje on zabezpieczony daszkiem. Dla psów przygotowane są posłania i miski z wodą. Co ciekawe w całym zarządzie kolejki oraz wspomnianej restauracji pracują wyłącznie ochotnicy. 

Już z poziomu restauracji widok jest niepowtarzalny!




Ze stacji Älpli odchodzą liczne trasy dla wędrowców. Nic dziwnego, że okolica cieszy się taką sympatią wśród miłośników górskich szlaków. Za każdym razem można bowiem odkryć nową trasę wśród pięknych krajobrazów. Z pełną świadomością mogę stwierdzić, że ten region oferuje atrakcje dla każdego. Istnieją tam mało skomplikowane trasy, nadające się raczej na spokojny spacer. Można spędzić czas na punktach widokowych lub wspinać się na szczyty. Jest to również gratka dla fanów wędrówek alpejskich (niebieskie szlaki). Możliwa jest także wyprawa z przewodnikiem.

Pod samą kolejkę podjechać można samochodem. Tuż obok dostępny jest duży parking. Przy kupnie biletów należy podać swój numer rejestracyjny, a postój będzie bezpłatny.



Gdy wiemy już wszystko na temat samej kolejki, przejdźmy do naszej trasy. Już na samym początku drogi czekała na nas niespodzianka w postaci … krowy stojącej bezpośrednio na naszej trasie, której nie dało się w inny sposób obejść. Wędrując po tych górach, warto mieć na uwadze, że trasy przebiegają przez liczne pastwiska i biotopy, więc ze zwierzętami będziemy mieć do czynienia na wyciągnięcie ręki.

Pierwsze podejście nie należało do wymagających. Droga prowadziła ciągle w górę, lecz nie miała zbyt dużego nachylenia. Dookoła nas widzieliśmy naturę w swej czystej postaci. Nawierzchnia miała charakter dobrze udeptanej ścieżki i raczej nikt nie powinien mieć problemu z pokonaniem tego podejścia. Ba! Na trasie mijaliśmy nawet kobietę z wózkiem.




W końcu dotarliśmy do pierwszego znaku i rozwidlenia. W tym miejscu dostrzegliśmy już liczne grupki oraz pary wędrowców, a i widok na okoliczne góry zachęcał, żeby dłużej pozostać w tej okolicy.








My mieliśmy jednak mocno ukształtowany cel, który zamierzaliśmy osiągnąć. Według znaku obie drogi powinny doprowadzić nas do celu, lecz patrząc na naszą wydrukowaną wcześniej mapkę, trasa ewidentnie prowadziła w tym miejscu w prawo. Wybraliśmy zatem prawą odnogę, która okazała się później być skrótem, który co prawda zaoszczędził nam kilkunastu minut, lecz był o wiele bardziej stromy niż druga droga, a do tego prowadził przez skałki i wąskie ścieżki, które w niektórych miejscach zanikały w zupełności.




Wspominając jednak to podejście, a wybiegając w przyszłość i wiedząc na czym skończyła się nasza wyprawa, mogę śmiało powiedzieć, że ten etap trasy był totalnym zerem, biorąc pod uwagę poziom jego trudności.





To w tym miejscu po raz pierwszy zetknęliśmy się z przepięknymi wzgórzami, które pokrywały cudownie wyglądające różowe kwiatki, układające się w grupki niczym duże bukiety. Ogromnie mi przykro, lecz zdjęcia nie oddają nawet w najmniejszym stopniu tego, jak pięknie wygląda to na żywo. Te wzgórza absolutnie skradły moje serce, a za ich widokiem już dziś ogromnie tęsknię.






Po pokonaniu skrótu przez wzgórza nastąpiła ustawowa pora obiadowa. Minęła już godzina 12:00, a to wiązało się z odbyciem postoju na łące wśród żółtych i białych kwiatów. Idealne miejsce na odpoczynek, zregenerowanie sił, a przy tym podziwianie szwajcarskich Alp.





Odpoczynek w trawie





Po przerwie ruszyliśmy ponownie w drogę. Kolejny etap wędrówki był również bardzo prosty. Szliśmy ścieżką, która jedynie minimalnie kierowała nas w górę. Powoli zbliżaliśmy się do moich ulubionych wzgórz i podziwialiśmy piękno natury oraz chronione alpejskie rośliny. W Alpach Szwajcarskich większość roślin jest chroniona. Tablice w tymi gatunkami umieszczane są w centralnych punktach widokowych i stacjach kolejek górskich. Warto jest się dostosować do zaleceń i zostawić je w spokoju, by kolejne pokolenia również mogły cieszyć się tym widokiem. My na trasie widzieliśmy ludzi, którzy nie uszanowali zamieszczenia kwiatów na chronionej liście. Kilkukrotnie wyrwane roślinki leżały na ścieżce, co wcale nie należy do przyjemnych widoków..








Przeuroczym punktem naszej wycieczki było dotarcie do małego strumyka, płynącego pomiędzy kamieniami. Dojście do tego momentu nie było wcale skomplikowane, a przysporzyło nam tak pięknych wrażeń. To właśnie w tym miejscu wszystkie moje problemy odeszły w zapomnienie. W głowie miałam jedynie myśl, że mam ogromne szczęście, że mogę zobaczyć to wszystko na żywo. Mimo że w życiu odwiedziłam już sporo miejsc, to te widoki na zawsze pozostaną w mojej pamięci, tak jak i to niepowtarzalne uczucie wolności na szlaku.





Od strumyka weszliśmy na wyższe piętro, od którego droga była już całkiem prosta. Po drodze poprawialiśmy oznaczenia szlaku, które praktycznie w każdym miejscu, gdzie było to możliwe, były przewrócone, przekręcone itp.

Podróż przez te partie wzgórza podobała mi się najbardziej z całego szlaku. Kierowaliśmy się naprzód ścieżką wąską na tyle, że zmieścić mogła się na niej jedynie jedna osoba. Po naszej lewej stronie mieliśmy wzniesienie w górę, po prawej z kolei spadek i widok na dolinę oraz okoliczne wzgórza. My znajdowaliśmy się dokładnie pośrodku tego krajobrazu i dookoła nas przez całą długość trasy nie było żywego ducha. Byliśmy sami w tak ogromnej przestrzeni niczym ostatni ludzie na tej planecie.
 



Co jakiś czas naszym oczom okazywały się kolejne charakterystyczne detale szlaku. Kamienne przejścia, cudowna roślinność, liczne drzewa.










W pewnym momencie trasa przestała być jednak przyjemna, gdy dotarliśmy do podmokłego terenu. Błoto sięgało kostek, a w niektórych miejscach nawet wyżej. Pomiędzy trawami dostrzec można było spore kałuże.



Takim sposobem dotarliśmy do … końca wzgórza, którym się poruszaliśmy. Przed nami była jedynie przepaść i żadnego znaku. Teraz gdy o tym myślę, wydaje mi się, że mogliśmy przeoczyć znak, bo w tej okolicy wielokrotnie musieliśmy ustawiać powalone słupki. Może jakiś żartowniś znalazł zabawę w pozbywaniu się ich z zasięgu wzroku wędrującej osoby.



Tak czy inaczej ścieżka się skończyła, znaku brak, a my stanęliśmy nad przepaścią, z której nijak dało się zejść. Po chwili ciszy i podziwiania krajobrazu zaczęliśmy po prostu krzyczeć na całe gardło. Nasz głos unosiło górskie echo i przyznać muszę, że było to tak bardzo oczyszczające. Być w tak pięknym miejscu z ukochaną osobą, będąc absolutnie sobą w 100% i nie zwracając uwagi na nikogo, bo też nikogo w zasięgu wzroku nie było. Niczym ostatni ludzie na Ziemi...

Jak zawsze udało mi się przesadzić z długością wpisu, a jesteśmy dopiero w połowie drogi. Pozwólcie zatem, że drogę do Vilan kontynuować będziemy w następnym wpisie. Koniecznie zostawcie po sobie ślad w komentarzu!

9 komentarzy:

  1. Ostatnio mamy mniej czasu na lazenie po gorach, ale Twoje wpisy bardzo mnie mobilizuja <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem za tym, aby było więcej takich podróżniczych wpisów, ale od czasu do czasu przeplatane czymś innym. Ale to takie moje zdanie ;) A zdjęcia przepiękne, uwielbiam góry w letnim czasie, mimo że piękne są przez cały rok :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Głosuję za tematyką podróżniczą. Szwajcarskie Alpy mogę oglądać na okrągło:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ tam pięknie
    dawaj wycieczki lubię oglądac krajobrazy i chętnie się dowiem gdzie pojechać

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zdecydowanie za tematyką podróżniczą! Miejsce wspaniale a zdjęcia super, nic tylko marzyć aby kiedyś tam się znaleźć. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Również jestem za tematyką podróżniczą, fajnie się to czyta i ogląda :D
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i zapraszam do zajrzenia do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ widoki... ja chcę jeszcze!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie wiedziałem że tam jest tak pięknie !!! :3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...