Moi
drodzy!
Ostatnie
dni są dla mnie bardzo intensywne i zapracowane, czego skutkiem jest
mój totalny brak czasu. Zauważyliście pewnie moją zmniejszoną
aktywność chociażby na Instagramie. Nie jestem w stanie
powiedzieć, jak długo potrwa taka sytuacja. Na dziś przygotowałam
dla Was szybki post, zawierający odpowiedzi na pytania, które
pojawiały się zarówno na blogu, jak i innych Social Mediach. Wszystkie dotyczą mojego życia w Szwajcarii. Zdecydowałam się podzielić z Wami kilkoma opowieściami.
Jak
nauczyłam się języka?
Kilkoro
z Was interesowało się moją znajomością języka niemieckiego.
Prawdą jest, że wraz z mężem wyjechaliśmy do niemieckojęzycznego
regionu Szwajcarii, ponieważ ten język był nam w jakimś stopniu
znany. Oczywiście nie będę tutaj twierdzić, że mówię
perfekcyjnie w tym obcym języku, bo do perfekcji brakuje mi wiele,
ale język ten towarzyszy mi od najmłodszych lat. Naukę zaczęłam
w wieku 6 lat i na każdym etapie kształcenia wybierałam klasy z
rozszerzonym profilem, właśnie ze względu na język. Nie ukrywam
też, że wiązałam z nim przyszłość. Wyjeżdżając do
Szwajcarii, znałam zatem o wiele więcej niż zwykłe podstawy
komunikacji. Problemem był jednakże dialekt szwajcarski, który
brzmi jak zupełnie odrębny język. Do niego przyzwyczajałam się
około roku, skrupulatnie informując wszystkich na początku
rozmowy, by prowadzili ją ze mną w języku urzędowym-niemieckim.
Po roku codziennego kontaktu w pracy, gdzie spędzałam więcej czasu
niż w domu, a co za tym idzie ostatecznie miałam większy kontakt z
ichnim dialektem niż z językiem ojczystym, stwierdziłam: „Hej!
Ja ich już rozumiem!”.
Moje
początki w Szwajcarii
Wydaje
mi się, że chcąc opisać wszystko bardzo skrupulatnie, musiałabym
poświęcić tej historii cały post (jeśli wyrazicie taką chęć,
to spróbuję w najbliższym czasie się tego podjąć). Nigdy nie
ukrywałam, że wyjechałam za granicę za miłością. Mój mąż
wyjechał wcześniej, a po jakiś 6 miesiącach dołączyłam do
niego. Początki były dla mnie bardzo trudne, gdyż sporo czasu
zajęła mi aklimatyzacja, przyjęcie nowych warunków i rezygnacja z
dotychczasowych przyzwyczajeń. Przez pierwsze trzy miesiące byłam
zarejestrowana w urzędzie jako turystka i tak się mniej więcej
czułam. Po tym czasie i zmianie mieszkania rozpoczęłam
poszukiwania pracy i tak już się potoczyło.
Czy
w Szwajcarii mają pralki?
Odwieczne
pytanie i największa ciekawostka najbogatszego kraju Europy. Odsyłam
tutaj do mojego pierwszego postu o Szwajcarii, gdzie opisuję jak
wyglądają pralnie (LINK). Zazwyczaj w bloku pojawia się pralnia w
piwnicy, gdzie stoją pralki – ilość zależna jest od ilości
mieszkań. U mnie na 40 mieszkań przysługują 3 pralki, w tym każdy
mieszkaniec ma wyznaczony grafik, w którym może używać tego sprzętu,
np. my możemy zrobić pranie w każdą sobotę od 6 – 15.
Zazwyczaj w mieszkaniach, które wynajmuje się przez biura
nieruchomości jest zakaz posiadania własnej pralki w łazience (u
nas niestety on obowiązuje). Drugą kwestią jest też fakt, że
szwajcarskie łazienki są małe i zupełnie niedostosowane do
ustawienia tak dużego wielkościowo sprzętu. Słyszałam jednak, że
Szwajcaria idzie już z duchem czasu i w nowo wybudowanych blokach,
pralki są w standardowym wyposażeniu mieszkania.
*Anegdotka:
Kiedyś poruszałam temat pralek ze starszym Szwajcarem. Swego czasu
własna pralka była tu niejako symbolem luksusu. Gdy wypowiedziałam
zdanie, że u nas każdy ma w domu pralkę i to nic nadzwyczajnego,
zareagował on zdaniem: „A ja myślałem, że Polska jest biednym
krajem...”.
Czego
unikać w Szwajcarii?
Być
może nie o to chodziło pytającemu, ale przede wszystkim: mandatów!
;) I to niezależnie od tego czy jest się mieszkańcem, czy też
turystą. Mandaty są okropnie drogie, a nie sądzę, by ktoś
przyjeżdżając na wakacje miał przy sobie dodatkowy 1000 franków
na zapłacenie ewentualnej kary. 120 na autostradzie to limit i tego
każdy powinien się trzymać. Znamy osobiście kogoś, kto dostał
mandat za przekroczenie dopuszczalnej granicy prędkości o 1 km/h, a
i sami otrzymaliśmy sowity (ponad 1200 fr.) mandat za
niedostosowanie prędkości. Z tego samego powodu podczas wakacji
najlepiej unikać również chorowania w tym kraju.
Gdzie
jest siedziba firmy Louis Widmer?
Tę
markę kosmetyczną opisywałam w Leksykonie Kosmetycznym (LINK).
Zamieściłam tam również informację, że siedziba firmy znajduje
się w Schlieren – niedaleko mnie ;)
Co
grozi za nieoclenie towaru?
Naturalnie
kary pieniężne. Zawsze zastanawiam się, dlaczego Polakom jest tak
ciężko dostosować się do obowiązujących norm. Wyznam Wam, że
tylko raz zdarzyło mi się wwieźć kilka gram więcej mięsa i to
dlatego, że źle obliczyłam wagę... Co chwilę słyszę jednak
opowieści na temat tego, komu udało się coś przeszmuglować przez
granicę, a komu nie i jakie były tego konsekwencje. Dla przykładu
podam Wam kilka zasłyszanych historii: papierosy (obok alkoholu
najchętniej przemycany towar) można wwieźć w ilości 1 karton i 1
otwarta paczka na osobę. Znajomy wiózł jakieś 20 kartonów marki
ukraińskiej (!). Naliczono mu karę za każdy ponadlimitowy papieros
z powodu wwiezienia towaru z Unii Europejskiej do Szwajcarii oraz
dodatkową karę (również od każdego papierosa), ponieważ nie
miał dokumentu, że legalnie wwiózł je do Polski z Ukrainy.
Ogólnie suma zamknęła się w kilku tys. fr.
Do innego znajomego przyjechała rodzina z Polski – łącznie 9 dorosłych osób. Pojechał do Niemiec na zakupy (bo oczywiście taniej), kupił spore ilości mięsa – limit na osobę wynosi 1 kg, on miał ponad 15 kg. Granicę przekraczał w miejscu, gdzie (jak sam mówi) nigdy nikt nie stoi. Miał pecha – tym razem stali. Mandat został wyliczony od mięsa (17 fr. za każdy dodatkowy kg). Musiał zapłacić także dodatkową sumkę za zatajenie faktu przewożenia większej ilości. Znałam kiedyś również osobę, która próbowała wwieźć butelkę wódki na 7-miesięczne dziecko (przepisy mówią wyraźnie, że można przewieźć 1 l ciężkiego alkoholu na osobę, lecz pełnoletnią!).
Do innego znajomego przyjechała rodzina z Polski – łącznie 9 dorosłych osób. Pojechał do Niemiec na zakupy (bo oczywiście taniej), kupił spore ilości mięsa – limit na osobę wynosi 1 kg, on miał ponad 15 kg. Granicę przekraczał w miejscu, gdzie (jak sam mówi) nigdy nikt nie stoi. Miał pecha – tym razem stali. Mandat został wyliczony od mięsa (17 fr. za każdy dodatkowy kg). Musiał zapłacić także dodatkową sumkę za zatajenie faktu przewożenia większej ilości. Znałam kiedyś również osobę, która próbowała wwieźć butelkę wódki na 7-miesięczne dziecko (przepisy mówią wyraźnie, że można przewieźć 1 l ciężkiego alkoholu na osobę, lecz pełnoletnią!).
Na
najbardziej upierdliwego strażnika trafił jeden z naszych kolegów,
który wiózł domowe słoiki z bigosem, gołąbkami itp. Pan
strażnik dopatrzył się, że musi tam być mięso i kazał mu
otworzyć każdy słoik oraz wygrzebywał wskaźnikiem kawałki mięsa
i kiełbasy z bigosu. Ostatecznie kazał mu zapłacić karę nie za
faktyczną wagę mięsa, lecz za wagę słoików w całości! (W tym
przypadku akurat sama bym się kłóciła). Skończyło się na
wyrzuceniu wszystkich słoików do przygranicznego kosza i mandacie
za chęć wwiezienia tychże produktów. Nadgorliwcy na granicy
czasem się zdarzają i doświadczył tego również inny kolega,
który wracał z żoną i 3-miesięcznym dzieckiem z zakupów z
Niemiec. Zostali poddani szczegółowej kontroli, podczas której
przez ponad 2 godziny musieli stać przy samochodzie w upale, a pan
strażnik wyciągał każdą rzecz. Ba! Nawet zdemontował w połowie
siedzenia w samochodzie! Nie zważając na biedne, zmęczone,
płaczące w wniebogłosy i głodne dziecię. Ostatecznie nie znalazł
niczego, do czego mógłby się przyczepić.
I
na tym zakończę dziś tę pytaniową rundę. Jeśli nasunęły Wam
się jakiekolwiek pytania, na które mogłabym niedługo ponownie
odpowiedzieć, z chęcią przyjmę je w komentarzach pod tym postem.
Mam nadzieję, że dzisiejszy post był dla Was ciekawą odskocznią.
Dziękuję również za przesłane pytania!
Pozdrawiam
Was gorąco!
Kiedyś będąc z rodziną w Szwajcarii wybraliśmy się na wycieczkę do Francji i przy okazji zrobiliśmy zakupy. Kupiliśmy chyba głównie perfumy i wino i właśnie przy wjeździe do Szwajcarii zatrzymali nas do kontroli (a my szczerze nawet nie mieliśmy pojęcia o tych limitach! :D). Spytali skąd jedziemy, odpowiedzieliśmy, że z Francji, a oni kazali nam jechać dalej więc można powiedzieć, że nam się udało. :)
OdpowiedzUsuńBywaja tez takie przypadki :) Nas kiedys jeden celnik powiedzial, ze po prostu "Trzeba rozmawiac" ;)
UsuńZaskoczył mnie bardzo fakt o pralkach! Wprawdzie mieszkałam w Paryżu i jest to normą, że ubrania nosi się do pralni. Brzmi nieźle ale sama nie chciałabym tak na dłuższą metę:)
OdpowiedzUsuńIdzie sie przyzwyczaic ;)
UsuńSwietny tekst :D Zauwazylam wlasnie ze mniej Cie tutaj i od razu pomyslalam ze urlopy sie pokonczyla i praca wre ;) a mialam ochote na kawe ;D
OdpowiedzUsuńNa kawe zawsze znajdzie sie czas ;)
UsuńBardzo spodobało mi się to Q&A. Dowiedziałam się z niego wielu ciekawych rzeczy, np. nie wiedziałam, że w Szwajcarii nie można mieć pralki we własnym mieszkaniu. Z zaciekawieniem przeczytałam anegdoty, które przytoczyłaś. :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze moglam Cie nieco zaciekawic :)
UsuńNie byłam w Szwajcarii muszę się wybrać ;)
OdpowiedzUsuńPurpurowyKsiezyc
Koniecznie! :)
Usuńbędę pamiętała o tym, aby przypadkiem nie dostać mandatu, jeśli kiedyś wybiorę się do tego kraju :P ich ceny są szokujące!
OdpowiedzUsuńMozna zlapac sie za glowe, dostajac taki mandacik ;)
UsuńSzwajcarski to jest do dziś dla mnie język nie z tej ziemi. Pomimo faktu, że mam z nim kontakt ponad 10 lat, to... szkoda gadać. Dalej jest ciężko. Ostatnio na wakacjach rozkminiałam, że słyszę niemiecki.. ale jakby nie niemiecki. Patrząc na blachy na aucie się wyjaśniło!
OdpowiedzUsuńA Tobie szybciutko z nim poszło. Zawsze wiele nauki pozostaje, ale warto ;)
Gdyby jeszcze w kazdym kantonie dialekt byl taki sam, to byloby juz super :P Szwajcarzy maja swojego fiola na tym punkcie :D
UsuńO tych pralkach to nie miałam zielonego pojęcia ;) czyli jednak w Polsce nie jest tak źle ;)
OdpowiedzUsuńPod wzgledem prania na pewno lepiej ;)
UsuńO tych pralkach to nie miałam zielonego pojęcia ;) czyli jednak w Polsce nie jest tak źle ;)
OdpowiedzUsuńTej znajomości języka zazdroszczę ;) Ja z niemieckiego znam same podstawy ;) Z ang trochę więcej, ale i tak nie tyle ile bym chciała :D Można co prawda uczyć się na własną rękę, ale nigdy nie będzie to tak skuteczne jak praktyczne używanie języka w codziennych sytuacjach ;)
OdpowiedzUsuńKsiazkowe uczenie tak naprawde nic nie daje, jesli nie ma sie zywego konatktu z jezykiem.
UsuńNie wyobrażam sobie życia bez pralki. U nas pranie robimy 2 razy w tygodniu - tak wszystko brudzimy ;D A z tymi strażnikami to porażka, aż ręce opadają. Ja bym była zainteresowana wpisem o początkach w Szajcarii.
OdpowiedzUsuńNa poczatku mialam ogromny problem z brakiem pralki, ale gdy nie masz wyboru, musisz sie dostosowac ;)
UsuńBardzo ciekawy post :) Tylko pozazdrościć znajomości języka!
OdpowiedzUsuńA dziekuje ;)
Usuń