czwartek, 5 października 2017

Projekt Denko - wrzesień 2017

Tworzenie postów z serii Projekt Denko sprawia mi wiele radości. Zawsze staram się jak najdokładniej opisać moje przeżycia związane z danym produktem. Z przyjemnością również „denkuję” kosmetyki. Cieszy mnie to, że wyrobiłam sobie ten nawyk i nie miewam otwartych kilku opakowań, lecz dzielnie oczekuję wykończenia jednego produktu przed rozpoczęciem przygody z kolejnym. Dzisiejszy wpis być może nie zawiera sporej ilości kosmetyków, lecz rozpoczynając planowanie jesiennej pielęgnacji, pojawiło się u mnie wiele nowych produktów. W dodatku zaczęłam o wiele intensywniej zużywać próbki i maseczki, które posiadam.

Co z tego wynikło?

Z przyjemnością zapraszam na dawkę zużytych we wrześniu kosmetyków!



Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!

1) Żel pod prysznic Nivea Powerfruit Fresh Jagody Acai

Żeli z Nivea nie używałam już baaardzo długo. Kiedyś bardzo lubiłam zwłaszcza serie Powerfruit o pięknych owocowych zapachach. Później zupełnie zapomniałam o tych produktach i dopiero niedawno w moje ręce trafił ponownie żel o dobrze znanym mi zapachu jagód acai. Przed laty byłam nim oczarowana, a ponowny kontakt przypomniał mi jak bardzo go lubiłam. W moim mniemaniu zwycięzcą starcia żeli Nivea i Dove zawsze będzie Nivea. W tym produkcie również widziałam same plusy: wydajność, cudowny zapach, dobre oczyszczanie, duża ilość piany, brak przesuszania. Miał on absolutnie wszystko, co kojarzy mi się z dobrym żelem. Bez wątpienia marka Nivea będzie częściej pojawiać się u mnie pod prysznicem.


2) Woda termalna La Roche-Posay

Do samej wody termalnej miałam w swoim życiu chyba trzy podejścia. Jednej używałam w okresie wiosennym i w jednym z denkowych wpisów mówiłam już, że nie widzę żadnego jej działania. Postanowiłam jednak dać temu produktowi jeszcze jedną szansę, tym razem latem. Przez okres wakacyjny używałam jej w różnych konfiguracjach: do ochłodzenia się, na makijaż czy w końcu jako zamiennik toniku do twarzy. Niestety z żalem potwierdzić muszę moją wcześniejszą opinię. Osobiście widzę sens używania wody termalnej jedynie jako środek do ochłodzenia się w gorące lato. Nie widzę żadnych różnic pomiędzy używaniem wody a rezygnowaniem z tego specyfiku, więc nie zamierzam więcej po nią sięgać.


3) Nawilżający krem do twarzy Ziaja Pestki Winogron

Pełnowymiarowy słoiczek tego kremu zakupiłam po sukcesie próbki, którą gdzieś otrzymałam. Pestki winogron są składnikiem, który moja skóra twarzy bardzo chętnie przyjmuje. Jeśli widzę je w składzie produktu, to mogę mieć pewność, że dany kosmetyk będzie dawał dobre efekty. Tego kremu używałam wieczorami nie tylko ze względu na jego konsystencję, po której twarz bardzo się świeciła, ale także na niską ochronę przeciwsłoneczną. Tutaj nie mogę zgodzić się z producentem, który zapewnia, że jest to doskonały produkt pod makijaż. U mnie takie wykorzystanie nie zadziałało. Krem dawał dobre nawilżenie skórze, która w dodatku stawała się z jego pomocą promienna i elastyczna. Już po jednej nocy spędzonej w jego towarzystwie można było zauważyć pożądane efekty. Osobiście jestem na tak!


4) Krem do rąk Balea Urea

Z kremami Balea wiąże mnie szczególny sentyment. Są to bowiem produkty, ze względu na które polubiłam tę markę. Wcześniej uważałam ją za słabą, mało wydajną i nie sięgałam po nią nigdy. Ich kremy totalnie mnie zachwyciły, a w szczególności polubiłam się właśnie z wersją Urea, która posiada wszystkie ważne dla mnie cechy kremów do rąk. Przede wszystkim był to produkt, który natychmiast nawilżał suche dłonie, a przy tym szybko się wchłaniał, dzięki czemu mogłam go używać o każdej porze dnia. Miał on również nienachalny zapach, a dłonie były po nim przyjemne w dotyku. Obecnie nie rozważam zakupu kolejnego kremu do rąk, bo mam ich całe mnóstwo, ale gdy będę mieć potrzebę kupna, to z pewnością będzie to właśnie Urea.



5) Peeling myjący do ciała Joanna Body Naturia z grejpfrutem

Jak już pewnie zdążyłyście zauważyć, bardzo często pojawiają się u mnie peelingi Joanny. Ten również zużyłam w dość szybkim tempie. Jeśli mogę mieć do nich jakiekolwiek zastrzeżenia, to jedynie w kwestii zapachowej. I właśnie z tego powodu nie kupię więcej peelingu grejpfrutowego. Mimo że lubię cytrusowe aromaty, to ten absolutnie nie przypadł mi do gustu. Był bardzo intensywny i na tyle „kwaśny”, że zaczynały pracować mi ślinianki podczas peelingowania ciała. Kolejnym razem sięgnę oczywiście po tę markę, ale kupię z pewnością inny zapach.


6) Chusteczki do demakijażu L'oreal

Tego typu produktów używam bardzo rzadko. Staram się codziennie wykonywać dokładny demakijaż, a chusteczki zostawiać jedynie na wyjątkowe okazje. Takich okazji było w ostatnim czasie kilka, głównie były to wyjazdy. Okazały się one być niezastąpione podczas naszej wyprawy na kemping, gdzie mogłam w szybki i łatwy sposób pozbyć się makijażu. Nie ukrywam, że używałam ich także do przecierania rąk. W opakowaniu znalazło się 25 chusteczek, a klejące zamknięcie o dziwo wytrzymało bardzo długo i nawet dziś mogę powiedzieć, że opakowanie można śmiało zamknąć. Chusteczki nie wyschły, spełniły założenia, których oczekiwałam, miały przy tym delikatny, niedrażniący zapach. Jeśli będę potrzebować takiego produktu „na podróż”, to zastanowię się nad ponownym zakupem.


7) Płatki pod oczy Starskin Eye Catcher

Do płatków pod oczy podchodzę zawsze z ogromnym dystansem. Zazwyczaj w moim przypadku bywają to albo rewelacyjne produkty, albo totalne buble. Całe szczęście ten produkt zaliczyć mogę do pierwszej z tych grup. W opakowaniu znajduje się para płatków, a wraz z nią mnóstwo esencji. Same płatki są tak mocno nasączone, że wręcz z nich kapie. W saszetce pozostało również dużo cudownego płynu, który ja akurat wykorzystałam do wklepania w szyję i dekolt. Wracając do płatków, to wielkościowo były one bardzo duże. Z łatwością można było je umiejscowić na twarzy. Ciekawa była ich tekstura, która przypominała nieco żelowe plastry. Co prawda podczas ich noszenia, miałam wrażenie, jakby miały za moment spaść, ale nie było takiej możliwości. Efekt końcowy bardzo mi się podobał. Okolica pod oczami była przyjemnie napięta i wyglądała bardzo promiennie.


8) Maska do cery suchej Ziaja Kozie Mleko

Maska Kozie Mleko to jedna z wielu masek firmy Ziaja, które zalegają w moim pudełeczku. Z tej serii skierowanej do cery suchej używałam już kilku produktów, lecz żaden nie zrobił na mnie spektakularnego wrażenia. Tak było również z tą maską. Ilość produktu w saszetce wystarczyła mi na jeden raz, w tym byłam w stanie umieścić go jedynie na twarzy (na szyję nie starczyło już produktu). Sama konsystencja była gęsta i przypominała nieco krem. Zapach ocenić mogę jako bardzo przyjemny, kremowy, aczkolwiek delikatny. Po 15 minutach spędzonych z tą maską nie zauważyłam jednak niczego nadzwyczajnego. Wychodzę z założenia, że jeśli mam kupić tani produkt i nie widzieć żadnych rezultatów, to wolę dopłacić i po użyciu krzyknąć „Wow!”. Z tego też powodu nie sięgnę więcej po tę maseczkę.


9) Maska węglowa Bielenda Carbo Detox

Ten produkt mogę śmiało nazwać odkryciem tego miesiąca. Widząc różne opinie w internecie, byłam sceptycznie nastawiona do całej tej serii. Z pewnością sama bym nie kupiła tej maski. Otrzymałam ją jednak od siostry, która zapewniła mnie, że działa ona rewelacyjnie. Podczas jednego z wrześniowych wieczorów postanowiłam nałożyć ją na twarz. Maska była naturalnie czarna, a w swej konsystencji przypominała maź, co powodowało, że sama aplikacja, jak i ściąganie było bardzo brudne. Ilość produktu w saszetce starczyła spokojnie na dwa razy. Już chwilę po nałożeniu czułam ściąganie, a maska zaczęła zastygać. Po ściągnięciu maski widziałam spore efekty. Twarz została dokładnie oczyszczona, stała się matowa i nie świeciła się tak mocno, jak zazwyczaj. Następnego dnia zauważyłam natomiast widoczną poprawę kondycji skóry i zmniejszenie widoczności porów oraz niedoskonałości. Po kilku dniach nałożyłam ją ponownie i rezultat był równie udany. Polecam i chętnie zobaczę u siebie ponownie ten produkt.


10) Maska do twarzy w płachcie TonyMoly I'm Real Seaweeds

Maska TonyMoly to produkt, który niewątpliwie zachęca swym opakowaniem. Kosmetyki koreańskie są w ostatnich latach ogromnie popularne, więc i mnie zachciało się wypróbować produkt tej znanej marki. W opakowaniu z wodorostami znalazłam maskę w płachcie, która niestety zupełnie nie pasowała na moją twarz. Otwory zrobione zostały w zupełnie innych miejscach niż umiejscowione są na mojej twarzy, co było nieco niekomfortowe. Maska była dobrze nasączona, miała ładny, kwiatowy zapach, a przy pierwszym kontakcie ze skórą dała dużą falę zimna. Po 20 minutach i jej ściągnięciu na twarzy pozostała mi gdzieniegdzie esencja, którą dało się w łatwy sposób wsmarować w skórę. Poza tym niestety nie zauważyłam żadnych większych efektów. Maska była, maski nie ma. Tak jak i niemałych pieniędzy, które trzeba było za nią zapłacić. Jestem średnio nastawiona do ponownego wyrzucenia pieniędzy w błoto.


11) Kula do kąpieli Lush Fizzbanger

Kulami z Lusha zachwycają się wszyscy. W swoim życiu miałam kilkukrotny kontakt z tymi produktami i czasem zastanawiam się, ile z tych opinii jest prawdziwych, a ile stanowi jedynie czysty marketing. Do domowego SPA zakupiłam kulę do kąpieli o nazwie Fizzbanger. Wąchając ją w sklepie, zachwycił mnie jej cytrusowy zapach i dlatego udałam się do kasy. Zostałam poinformowana, że owy aromat podczas rozpuszczania zmieni swój zapach na jabłkowy, następnie wyczuć będzie można cynamon, a kąpiel zamieni się w leżenie pośrodku jabłeczniku. Jeśli chodzi o tę zmianę zapachu, to faktycznie cytrus przeobraził się w jabłko, ale na tym się skończyło. Ta woń nie unosiła się w powietrzu, a raczej szybko zniknęła. Niestety ta kula nie powodowała piany (być może jedynie na początku, lecz zanim kula zdążyła się całkowicie rozpuścić – zniknęła). Woda została jedynie zabarwiona na zielono, co spowodowało u mnie niemałe rozczarowanie. 


12) Maskara do rzęs Astor Big False Lash Look

Ogromnie szybko udało mi się zużyć kolejną maskarę, co świadczy tylko na jej niekorzyść. Astor wyprodukował produkt, który na początku bardzo dobrze mi się używało, jednak był on absolutnie niewydajny. Od pierwszego posunięcia szczoteczki zachwycił mnie efekt pozostawiony przez tusz nadający objętość i efekt sztucznych rzęs. Ładnie je rozdzielił, pogrubił i nie kruszył się. Spokojnie mogłam poprzestać na jednej warstwie. Pod koniec jego używania, wraz z kończącą się zawartością, nie było już tak fajnie. Produkt zaczął okropnie sklejać i nie dało się nawet rozczesać rzęs. Na dnie jeszcze coś pozostało, ale żeby nie psuć sobie pozytywnego wrażenia o tym produkcie, zdecydowałam się już z nim rozstać.




Często denkowane:

13) Szampon Head&Shoulders Citrus Fresh

Szampony Head&Shoulders bywają u mnie bardzo często. Od dzieciństwa najbardziej lubię serię cytrusową, nie tylko ze względu na zapach, ale także najlepsze oczyszczanie, jakie daje mojej skórze głowy ten produkt. Lubię również to chłodzące uczucie po umyciu głowy. 


14) Odżywka do włosów brązowych John Frieda Brilliant Brunette

Tę odżywkę używałam już zarówno w wersji pełnowymiarowej, jak i podobnych do tej miniaturek. Jeśli miałabym wybierać pomiędzy szamponem dla brunetek a odżywką, zdecydowanie wybór padłby na drugi kosmetyk. Odżywka sprawdziła się u mnie dobrze. Włosy wyglądały po niej na zdrowe i lśniące. Były miękkie i ładnie się układały. 


15) Emulsja do higieny intymnej AA Intymna Sensitive

Jeśli chodzi o produkty do higieny intymnej, to od zawsze używam marki AA. Dla mnie są to najlepsze produkty, które towarzyszą mi codziennie. Mam do nich ogromne zaufanie i nie zamierzam wymieniać na inny model.


16) Pasta Elmex Kariesschutz

Pasty Elmex pojawiają się praktycznie w co drugim Projekcie Denko, więc nie trzeba już mówić, że jest to stały punkt naszej pielęgnacji.


17) Gąbka peelingujaca Aqua Massage Fantasy Peeling

Kolejny raz w zestawieniu zdenkowych produktów pojawia się gąbka peelingująca z Tesco, którą osobiście uważam za najlepszą wśród tego rodzaju gąbek.


Próbki:

-> Pielęgnacja przeciwzmarszczkowa Vichy Slow Age – Ten produkt używam już w nieco większym formacie, ale wypatrzyłam go również wśród moich kosmetycznych próbek. Nie chciałam, żeby się zmarnował, więc wszedł do użycia. Seria Slow Age jest świetna!

-> Perfumy Yves Rocher Vanille Noire – Ten zapach jest bardzo waniliowy, intensywny i przeznaczony raczej na wieczór niż do codziennego noszenia. Mnie raczej nie zachwycił.


-> Produkty Annemarie Börling: tonik, mleczko i krem pod oczy – Próbki tej marki chcę zużyć przed przedstawieniem jej w Leksykonie kosmetycznym. Spośród tych trzech produktów najbardziej zachwycił mnie krem pod oczy, który powodował prawdziwe cuda. Całe szczęście mam jeszcze kilka próbek tego kremu. Zastanawiam się również głęboko nad kupnem.


Moja pielęgnacja

We wrześniu na blogu pojawił się plan pielęgnacyjny, którego zamierzam się trzymać (LINK do postu). Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że w tak szybkim tempie zużyję niektóre produkty. Zamiennikiem dla kremu Ziaja Pestki Winogron, którego używałam na noc będzie od teraz marka Dermedic i krem-żel o nazwie Hydrain3 Hialuro, który ma bardzo ciekawą, lekką konsystencję. Z powodu braku dostępu do peelingów Joanny zakupiłam ostatnio nowość do przetestowania: peeling myjący marki Terra Naturi o zapachu pomarańczy i mięty. Z pewnością pojawi się on jeszcze w poście z nowościami kosmetycznymi. Emulsję do higieny intymnej AA zastąpiło kolejne opakowanie identycznego produktu. Reszta kosmetyków, których obecnie używam, jest do wglądu w pielęgnacyjnym wpisie.


Używałyście tych produktów? Jak się one u Was sprawdziły?

36 komentarzy:

  1. Duzo ciekawych perelek zuzylas, mnie to idzie opornie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Te płatki pod oczy starskin mnie bardzo zaciekawiły :) Żele nivea też bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo zużytych opakowań po produktach. Miałam próbki tego kremu Vichy i była z niego bardzo zadowolona i zastanawiałam się na pełno wymiarowym produktem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam jeszcze miniature, ale gdy sie skonczy, na pewno kupie caly prodkt :)

      Usuń
  4. Ciekawe denko, ja też uwielbiam takie posty, choć sama mam zaległości i jeszcze nie opublikowałam sierpniowego denka, a już wrześniowe czeka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Imponujące denko ;) Również woda termalna nie robi na mnie wrażenia (miałam tą samą co Ty).

    OdpowiedzUsuń
  6. szamponów Head&Shoulders używa mój mąż, ja po nich dostaję łupieżu:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Swego czasu kiedyś namiętnie używałam peelingów Joanny muszę kupić ponownie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Używałam tych płatków pod oczy, ale nie zauważyłam, żeby cokolwiek zrobiły. Mam świadomość, że jedno użycie nie wystarczy. :D Również używam pomarańczowej pasty do zębów Elmex. :) Zaciekawił mnie krem z pestek winogron z Ziai, chciałabym go wypróbować. Obecnie używam kremu z tej marki, tylko wersji bio aloes. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te wersje z aloesem to z kolei ja bym chetnie wyprobowala ;)

      Usuń
  9. Spore denko. W sumie znam z niego tylko szampon head&shoulders, też go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  10. również używałam tych węglowych maseczek z Bielendy ;) i mam podobne odczucia względem nich :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie ostatnio zastanawiały wody termalne. Muszę to przemyśleć ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Sporo produktów, których nie znałam. Ciekawi mnie ten krem z ziaji ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę wypróbować ten krem od rąk Balea :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam tą maskę Tony Moly i też bez jakiegoś specjalnego szału. ;) Maski węglowe Bielendy o wiele lepiej na mnie działają, uwielbiam je!

    OdpowiedzUsuń
  15. ten żel z nivea pierwszy raz na oczy widzę :p Większość produktów znam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam tę odżywkę Brilliant Brunette ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja cenie je glownie za aspekt praktyczny: latwa w nalozeniu, latwa w sciagnieciu, zero brudu na umywalce ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Znam tylko peelingi myjące z Joanny, ale tej wersji jeszcze nie próbowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja uwielbiam tą węglową maseczkę z Bielendy :)
    Zapraszam na nowy post :)
    http://www.stylishmegg.pl/2017/10/sweterek-z-haftami.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo lubię używać wodę termalną, dla mnie jest po prostu wygodniejsza np przy moczeniu pędzli, nie muszę wtedy latać do zlewu ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...