czwartek, 9 listopada 2017

Werona w podróży #1, czyli opowieść o małżeństwie bez karty kredytowej

Stali czytelnicy są dobrze poinformowani i wiedzą, jak przełomowy był to dla mnie rok. Biorąc jednak pod uwagę, że w ostatnim czasie na blogu pojawiło się wiele nowych osób, muszę wyjaśnić, że w kwietniu tego roku wzięłam ślub. Jak nietrudno jest się zatem domyślić, mój urlop w całości przeznaczyłam na przyjazd do Polski i organizację tego wydarzenia (odliczając kilkudniowy przedślubny wyjazd do Czech). W kwietniu zatem całkowicie wykorzystałam przysługujące mi 4 tygodnie wolnego i w myślach miałam już wizję bardzo zapracowanego czasu aż do końca roku. Niespodziewanie w październiku nadarzyła się okazja, bym otrzymała dodatkowy tydzień urlopu, który został pięknie nazwany „za zasługi”. Dowiedziałam się o nim dość późno, toteż musiałam w ekspresowym tempie znaleźć cel naszej podróży i zorganizować cały ten wyjazd. Całe szczęście udało się i mogliśmy wyjechać na spóźnioną podróż poślubną. Na tę okazję wybór mógł być tylko jeden: Werona!

Zapraszam na relację z poszukiwania noclegu w mieście zakochanych!



Historię zacząć muszę od samego poszukiwania noclegu, które w tym miejscu okazało się być wyjątkowo trudne. Być może wyda się to niewiarygodne, ale wielokrotnie rezerwowaliśmy już nasze pobyty w hotelach i hostelach w Europie i nigdy wcześniej nie potrzebowaliśmy do tego celu karty kredytowej. Znalezienie noclegu w Weronie bez wcześniejszej przedpłaty czy podania swojej karty kredytowej graniczyło jednak z cudem. Drugim utrudnieniem, na które natrafiliśmy, była obecność wszechobecnych łazienek do wspólnego użytku. Nie należę do osób wymagających i do szczęścia potrzebne mi jest jedynie wygodne łóżko i miejsce, które będzie po prostu czyste. Istnieje jednak bariera mojej prywatności, której nie lubię przekraczać. Należy do nich między innymi właśnie korzystanie ze wspólnej łazienki z zupełnie obcymi ludźmi. Od razu zrezygnowałam z takiego rozwiązania i ograniczyłam poszukiwania do pokoi z osobną łazienką.


Poszukiwania noclegu trwały dobry tydzień systematycznego przeglądania ofert. W końcu natrafiłam na pensjonat typu B&B (Bed & Breakfast) o nazwie La Magnolia, który miał odpowiadające nam warunki. Jego lokalizacja była dla nas idealna (niecały kilometr od centrum miasta), cena mieściła się w naszych granicach i istniała opcja zarezerwowania pokoju bez potwierdzania tożsamości kartą kredytową. Haczyk oczywiście istniał: cena przy rezerwacji bez karty była nieco wyższa, ale tak jak wspominałam nie przekraczała naszej górnej granicy. Przy wyborze takiej opcji rezerwacja nie odbyła się również automatycznie. Wedle zamieszczonej informacji na stronie internetowej mieliśmy oczekiwać potwierdzenia drogą telefoniczną bądź mailową. 

Mijały dni. Nasz wyjazd zbliżał się nieubłaganie, a potwierdzenia jak nie było, tak nie ma. Powoli wpadałam w lekką panikę. Przecież nienawidzę niezaplanowanych wyjazdów, a już w szczególności niezabukowanego noclegu! Chyba nie muszę wspominać, że nasz włoski jest na poziomie zerowym albo może i niższym, dlatego postanowiłam napisać maila z prośbą o potwierdzenie lub zaprzeczenie naszej rezerwacji w języku angielskim i niemieckim (oczekiwałam chociaż odrobiny szczęścia i miałam nadzieję, że właściciel pensjonatu zna ten język).


Po napisaniu kolejnego maila nadal nie doczekaliśmy się odpowiedzi, co wprowadzało powoli stresującą atmosferę. W dodatku na ich stronie internetowej pojawiła się informacja, że w czasie naszego przyjazdu nie ma wolnych pokoi. Naszym ostatecznym wyjściem z tej sytuacji było znalezienie kilku hoteli w okolicy, które w przypadku rezerwacji online wymagały karty kredytowej, ale spełniały nasze założenia i w razie problemów z tym pensjonatem mieliśmy udać się do nich i zabukować pokój na miejscu. Jeszcze w dniu wyjazdu sprawdziliśmy, które hotele z wcześniej wybranych mają wolne pokoje i ruszyliśmy w naszą podróż w ciemno!

Droga przez Szwajcarię była jak zawsze ekscytująca i obfitowała w co chwilę zmieniającą się pogodę. Na swej drodze minęliśmy wszystkie możliwe warunki pogodowe. Wjeżdżając do Włoch od razu napotkaliśmy bramki na autostradach i rozpoczęło się płacenie, które od Szwajcarii do samej Werony potrąciło nam z kieszeni 14,90 euro. W drodze dopadł nas także mały głód, więc postanowiliśmy przekąsić coś szybkiego w Autogrill i około godziny 12.00 dojechaliśmy pod pensjonat.



Pogoda tego dnia ani trochę nam nie dopisała, więc szybko wyskoczyliśmy z auta i bez wyciągania bagaży próbowaliśmy dostać się do domu, w którym wydawałoby się nie ma nikogo. Na nasze próby dzwonienia do furtki nikt nie odpowiadał dobre kilka minut, lecz w końcu w drzwiach pojawił się jakiś mężczyzna. Otworzył nam bramę i spytał o rezerwację. Nie zdążyliśmy nawet nic odpowiedzieć, gdy w drzwiach domu pojawił się drugi mężczyzna, jak się później okazało właściciel, i zaczął nas serdecznie witać, przejmując od nas dokumenty, które już trzymaliśmy w ręku (ze strony internetowej wydrukowaliśmy formularz rezerwacji). Po spojrzeniu na nazwisko pan Roberto już wszystko wiedział. Przeprosił nas za niewysłanie potwierdzenia i brak odpowiedzi na maile, lecz jak wyjaśnił są oni obecnie w trakcie remontu i nie mają nawet recepcji.

Proces naszej rezerwacji odbył się zatem w bardzo domowych warunkach – w kuchni, tuż po podaniu nam kawy. Mężczyzna wyjaśnił nam wszystko, co powinniśmy wiedzieć, podał nam kody, którymi mogliśmy się posługiwać podczas wejścia na teren domku i do środka budynku. Otrzymaliśmy mapę miasta i zostaliśmy poinstruowani, co warto jest zobaczyć oraz gdzie można niedrogo i pysznie zjeść. Na koniec otrzymaliśmy numery telefonów do obu zarządzających panów, gdyby cokolwiek się stało lub zabłądzilibyśmy, a także klucz od pokoju. Zaprezentowano nam również sam pokój i … pojawił się problem parkingu.



Pensjonat nie posiada miejsc parkingowych. Istnieje jedynie możliwość zaparkowania samochodu przy ulicy, lecz maksymalny czas postoju w tym miejscu może trwać 2 godziny. Pan wymyślił nawet, że możemy mu zostawić klucz od auta i on będzie nam przestawiał niebieski zegar parkingowy przez całą dobę. Drugą opcją było zaparkowanie na skrawku podwórka, które przynależało do pensjonatu. Miejsca było tam bardzo niewiele, w dodatku było ono ograniczone przez wielkie drzewo. Tutaj przydała się moja kobieca intuicja – posiadamy dwa samochody, z czego nowszy jest o wiele większych gabarytów. Mój mąż, jak pewnie każdy facet, chce się chwalić najnowszym nabytkiem i wszędzie chce jeździć właśnie nim. Znając jednak sposób jeżdżenia Włochów i wiedząc, że czasem jest tam bardzo niewiele miejsca na parkowanie uparłam się, by jechać w podróż mniejszym z aut. To posunięcie było idealne, gdyż z trudem, ale udało nam się zaparkować na podwórzu. Tym samym zaoszczędziliśmy na miejscu parkingowym, które zostało nam dorzucone gratis.


Sam pensjonat wyglądał jak zwykły domek na osiedlu domków jednorodzinnych. Nasz pokój mieścił się bardzo blisko wyjścia i miał chyba tyle samo plusów co minusów. Każdy jednak sam musi ocenić, czy te utrudnienia są dla niego do przejścia. My je zauważyliśmy, ale nie sprawiły nam one większych problemów. Przechodząc jednak do rzeczy: w naszym pokoju znajdowało się małżeńskie łóżko, na środku stał stolik z krzesłami, wieszak na ubrania, telewizor i duże lustro. Wyposażenie łazienki było nieco bardzie bogate: stał w niej prysznic, toaleta oraz bidet, umywalka z lustrem oraz szafeczka z półkami. Na wyposażeniu były ręczniki i suszarka do włosów, a także podstawowe artykuły kosmetyczne. 


Widać było, że wyposażenie pokoju jest nowe i praktycznie nie nosiło znamion używania. W pomieszczeniach było także nad wyraz czysto. Moim głównym zarzutem było jednak oświetlenie. Prezentowane przeze mnie zdjęcia zostały już rozjaśnione, ale mimo to widać, że pomieszczenia są ciemne. Niestety pokój był urządzony bardziej na stylowo niż praktycznie. Lampki świeciły ledami, które nie dają żadnego oświetlenia. Wyglądają one ciekawie, ale po dwóch dniach nasze oczy zaczynały się nimi męczyć. Łazienka była równie ciemna i nie było możliwości chociażby się pomalować. Tak, jak wspomniałam w pokoju nie było ani grama praktyczności. Dobrym przykładem jest tutaj wieszak na ubrania z miejscem na zaledwie 5 kurtek. Nie pomyślano o postawieniu szafy na rozpakowanie rzeczy, więc musieliśmy trzymać je w torbie przez cały wyjazd.



Utrudnieniem dla gości mogło by również umiejscowienie pensjonatu tuż przy torach kolejowych. Wieczorami (mniej więcej do 22:30) było słychać przejeżdżające pociągi. Nie wiem do końca, czy po tej godzinie przestawały jeździć, czy też my mieliśmy twardy sen, lecz w nocy nam to nie przeszkadzało. Muszę jednak zaznaczyć, że łóżko było jednym z wygodniejszych, jakie trafiły nam się podczas naszych podróży. W tym miejscu wyspałam się za wszystkie czasy. Po rozkręceniu grzejników było tam także przyjemnie ciepło. W pokoju mieliśmy również bardzo dobre połączenie z darmowym wi-fi. Warto jest zaznaczyć, że w Weronie hotele pobierają opłatę turystyczną. Widziałam różne ceny w hotelach. U nas wynosiła ona minimalny połap: 2.50 euro za noc za osobę.


Prawdziwym zaskoczeniem było dla nas śniadanie. Niestety nie posiadam żadnych zdjęć kuchni ani jedzenia, gdyż to pomieszczenie było cały czas pełne ludzi, a ja nie chciałam przeszkadzam im w posiłku. Musicie mi jednak uwierzyć na słowo, że panowała tam prawdziwie domowa atmosfera. Goście wyciągali sobie talerzyki i sztućce z szafek, grzebali w lodówkach w poszukiwaniu produktów, na które mają ochotę. W jednej z nich był ogromny wybór soków owocowych i jogurtów. Imponująco wyglądał także automat do przygotowywania kawy i gorącej czekolady. Była świeżo przygotowywana na życzenie jajecznica, tosty, a furrorę zrobiły pieczone w naszej obecności świeżutkie croissanty, które trafiały jeszcze ciepłe na nasze talerze. Smakowały obłędnie! Śniadania niewątpliwie podwyższyły moją ocenę tego miejsca. 


Mimo kilku utrudnień, które zauważyliśmy podczas pobytu w tym pensjonacie, wyjazd oraz nocleg w La Magnolia oceniamy bardzo pozytywnie. Już w następnym poście dowiecie się, w jaki sposób spędziliśmy pierwsze godziny w Weronie i jakie miejsce stało się naszym pierwszym zwiedzonym celem. Serdecznie zapraszam!

29 komentarzy:

  1. Miejsce wygląda na naprawdę przytulne ;) Już nie mogę doczekać się kolejnej relacji z tego pobytu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kochana fajna przygoda, my mielismy przygode chyba 2 lata temu na wakacjach w La Spezia, nie moglismy wymienic frankow, .... nawet w banku !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym sie bała tak bez potwierdzenia ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Młodość ma wiele zalet, przygody Wam nie straszne. Zapewne pobyt był udany.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przynajmniej jest co wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja w tym roku też brałam ślub, co prawda nie dawno bo we wrześniu, ale nadal nie zdążyliśmy wyjechać w podróż poślubną - może jeszcze przyjdzie na nas czas i pojedziemy w taką spóźnioną jak Wy :D
    piękne miejsce <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale miejsce - plusy chyba jednak przezwyciężyły minusy...prawda? No i blisko do centrum miasta... Jestem pewna, że cała wycieczka była świetna... napiszesz o niej coś jeszcze?
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie jestesmy az tak wymagajacy, wiec dla nas bylo ok. Do tego fajni ludzi :) Juz niedlugo kolejna relacja :)

      Usuń
  8. Przygody Wam nie straszne :D Miejsce wydaje się naprawde fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe miejsce :) Świetna żarówka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezła przygoda :D Umarłabym ze stresu :D

    OdpowiedzUsuń
  11. No to nieźle wszystko organizowaliście. :D Świetna żarówka!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyjazdy bez karty kredytowej, przybijam piąteczkę! Miałam taki problem tylko raz, w Barcelonie która prawie wszędzie wymagała karty kredytowej... Dobrze, że udało się Wam i zaparkować, i bez problemu dostać się do tego pensjonatu pomimo braku potwierdzenia :) Czekam na dalszą relację z Werony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Az zaczelam interesowac sie tym tematem. Czy w dzisiejszych czasach wszyscy musza sie wiazac w posiadanie karty kredytowej?

      Usuń
  13. Świetna żarówka ;) To mieliście niezłą przygodę ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Miejsce wygląda naprawdę świetnie :)
    Zapraszam na nowy post :)
    http://www.stylishmegg.pl/2017/11/ostatni-powiew-zotej-jesieni-monday-look.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Lubię zapoznawać się z relacjami z podróży :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...