W
dzień przyjazdu do Werony pogoda była naprawdę fatalna. Nasza
trasa, którą wcześniej udało mi się w ekspresowym tempie
przygotować, zakładała odwiedzenie zupełnie innych miejsc.
Prognozy pogody głosiły, że pogoda diametralnie zmieni się na
naszą korzyść od następnego dnia, więc większość otwartych
przestrzeni postanowiliśmy zostawić na później. Od właściciela
pensjonatu otrzymaliśmy mapę Werony z już zaznaczonymi punktami.
Zaznaczyliśmy na niej również punkty z naszej trasy, których
jeszcze tam nie było i podczas szybkiej burzy mózgów
stwierdziliśmy, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie
odwiedzenie zamku. Zwiedzając wnętrze budynku, przynajmniej nie
zmokniemy.
Zapraszam
na zwiedzanie zamku Castelvecchio!
Zanim
jednak dojdziemy do zamku, chciałabym sprzedać Wam kilka rad,
dotyczących tańszego zwiedzania Werony. Jest to miasto, które w
dużej mierze nastawione jest właśnie na wpływy płynące z
turystyki. Warto jest jednak wybrać się tam w pierwszą niedzielę
miesiąca, by odwiedzić każdą atrakcję, kupując bilet za
symboliczne 1 euro. My niestety nie mogliśmy przesunąć naszego
wyjazdu, więc nie skorzystaliśmy z tej oferty. Chcieliśmy jednak w
Weronie zobaczyć jak najwięcej miejsc oraz ich wnętrz, więc
postanowiliśmy zakupić VeronaCard. Ową kartę kupić można na 24
lub 48 godzin. Ich koszt to kolejno 18 i 22 euro. Czas ważności
takiej karty naliczany jest w momencie wejścia do pierwszej
atrakcji. Dzięki temu małemu wynalazkowi możemy wejść na darmo
bądź ze zniżką do najważniejszych zabytków miasta. Po
przeliczeniu cen wstępu do pojedynczych atrakcji koszt VeronaCard
wcale nie jest wygórowany.
Karty VeronaCard pośród innych biletów wstępu
By
kupić karty udaliśmy się do Centrum Informacji Turystycznej, które
znajduje się w bliskiej styczności z werońską Areną. Takie karty
można także kupić we wszystkich atrakcjach turystycznych, do
których wejście gwarantują.
-> Adres
Informacji Turystycznej: IAT, Via Degli Alpini 9
Będąc
już w centralnym punkcie miasta, obeszliśmy wzrokiem Arenę oraz
cały plac, przy którym się ona znajduje. Tego dnia wszędzie
rozstawione były tam kramiki z wojskowymi przedmiotami. Odbywał się
tam również pokaz tresowania psów policyjnych, a całość
patrolowana była przez grupki uzbrojonych policjantów.
To
właśnie na Piazza Bra nie mogłam odmówić sobie szybkiego
sfotografowania pomników. Pierwszym z nich był niski monument,
który mi osobiście przypomina poniszczone, podpalone kartki
papieru.
-> „A
tutti i Caduti di tutte le guerre” - Poległym we wszystkich
wojnach
Drugi
z pomników jest już o wiele bardziej znany, a jest nim statua di Vittorio Emanuele II, czyli postać słynnego, pierwszego króla
zjednoczonych Włoch, którego pomniki znajdują się w wielu
włoskich miastach.
-> Statua
di Vittorio Emanuele II, Piazza Bra
Nieco
na uboczu, na murze obronnym znajduje się kolejny szczególny
monument. Otoczona zieloną ramką rzeźba, dookoła której tego
dnia powiewały flagi i ustawione były pamiętne wieńce,
przedstawia walczących żołnierzy, których prowadzi anioł. Pomnik
ten upamiętnia żołnierzy, którzy nosili nazwę Alpini. Zalicza
się ich do najstarszego górskiego korpusu wojskowego.
-> Alle
Aqville del VI Alpini, Via degli Alpini
W
centralnym punkcie placu znajduje się fontanna.
Wąskimi
uliczkami postanowiliśmy udać się w stronę zamku Castelvecchio,
który miał być naszą atrakcją na ten deszczowy dzień. Idąc w
jego kierunku, natrafiliśmy na stojący tuż naprzeciwko wejścia
pomnik mężczyzny. Widząc napis A Cavour na monumencie stało się
jasne, że jest to postać Camillo Benso di Cavour, włoskiego
premiera i polityka, którego nazwisko kryje się także pod nazwą
ulicy, biegnącej wzdłuż zamku.
-> Statua
A Cavour, Via Roma 80
Zanim
nasze nogi stanęły we wnętrzu zamku, przeszliśmy się kawałek
dalej, gdzie stał okazały łuk. Arco dei Gavi, bądź jak kto woli
Łuk Gawiuszów jest monumentalną budowlą w stylu rzymskim.
Oryginalny łuk, stojący w tym miejscu został wybudowany
prawdopodobnie w połowie I wieku. Obecna budowla jest zaledwie
rekonstrukcją łuku, który w 1805 roku został całkowicie zburzony
przez wojska francuskie. Rzymska struktura została odbudowana w 1932
roku. Mierzy ponad 12 metrów wysokości.
-> Arco
dei Gavi, Corso Cavour 2
Pogoda
stawała się coraz bardziej nieprzyjemna, a deszcz zmusił nas w
końcu do spędzenia reszty popołudnia w murach gotyckiego zamku
Castelvecchio. Zamek ten wcześniej nazywał się Castello di San
Martino in Aquaro. Obecnie znajduje się w nim muzeum miejskie, a
zgromadzone tam eksponaty są liczne i jak dowiecie się z dalszej
części postu dość różne tematycznie.
Godziny
otwarcia:
poniedziałek
– 13:30 – 19:30
wtorek
– niedziela – 8:30 – 19:30
Bilety
wstępu:
dorośli
– 6 euro
Bilet
wstępu zakupić można w różnych kombinacjach. Istnieją zniżki
dla wycieczek szkolnych i dzieci. Darmowy wstęp obejmuje posiadaczy
VeronaCard oraz osoby niepełnosprawne.
-> Castelvecchio, Corso Castelvecchi 2
Zamek
został wybudowany pomiędzy 1354 a 1356 r. na istniejących
fundamentach. Z całą pewnością część z nich należała do
wczesnośredniowiecznego kościoła San Martino in Aquaro, co
tłumaczy wcześniejszą nazwę tego obiektu. Zamek podzielony jest
na dwie części: wschodnią z 7 wieżami i zachodnią stanowiącą
część mieszkalną, pałac.
Kompleks
zamkowy połączony jest z mostem, którego charakteryzuje budowa z
trzech łuków.
Jeśli
jesteś ciekawy, co znaleźć można w środku, to już postaram się
zaspokoić Twoją ciekawość. W muzeum znajdują się zbiory z
okresu średniowiecza, renesansu i sztuki współczesnej. W 29 halach
wystawowych podziwiać można 622 dzieła, wśród których wymienić
można rzeźby, obrazy, przedmioty archeologiczne i broń. Dodatkowo w
zamkniętych witrynach wystawionych jest około 90 tys monet i
medalionów. W tysiącach liczona jest także ilość druków i
rysunków.
Po
minięciu wejścia znajdziesz się w Galerii Rzeźb. Całość tworzy
5 sal, połączonych łukowymi schodami. Znajdują się tam dzieła
średniowiecznych, werońskich rzeźbiarzy, które trzeba przyznać
są dość osobliwe.
W
przejściu pomiędzy salami mogliśmy rzucić okiem na zamkowy
dziedziniec i wieżę.
Przy
wejściu do kolejnej hali znajdowały się stojące dzwony i coś, co
od razu skojarzyło mi się z figurkami Matki Boskiej, ustawianymi
często na wiejskich drogach. Ta sala rozciągała się na wysokość
kilku pięter, więc trzeba było pokonać wiele schodów.
Widok
na zamkowy ogródek z fontanną.
Wchodząc
na piętro, trafiliśmy do kolejnej z sal. Tutaj dopadło nas
niepokojące uczucie i myśl: „Ale co się tutaj właściwie
dzieje?!”. Skąd właściwie taka reakcja? Nie potrafiłam
zrozumieć, jak można wyjaśnić połączenie tak starych dzieł i
ich pozostałości z zupełnie nowymi, współczesnymi przedmiotami.
Pierwszy lepszy przykład: fragment ściany ze szkicem z odległej
epoki, w połączeniu z puzzlami z wizerunkiem zamku Neuschwanstein.
Gdzie tu logika?
Kolejna
z sal była w dużym stopniu poświęcona motywom religijnym.
Sala
Rycerska z kolei przestawiała zbiór broni i zbroi rycerskich.
Z
tej sali można było wejść bezpośrednio na dach zamku i przejść
następnie przez most. Zerwała się jednak tak silna ulewa, że
marzyliśmy jedynie o schowaniu się w środku budynku.
Pomnik
Can Grande della Scala to najbardziej osobliwa rzecz, jaką
widziałam. Znajduje się ona w przejściu między salami i
prezentuje rycerza na koniu. I to nie byle jakiego, bo jeśli dobrze
się mu przyjrzeć, to można dostrzec dziwną maskę wystająca z
jego karku. Co więcej jego koń również ma maskę na głowie, lecz
o wiele za małą. To ten rodzaj sztuki, gdy podchodzisz i
zastanawiasz się, co właściwie autor miał na myśli.
Na
koniec trafiliśmy do Galerii Obrazów, gdzie ściany otaczały
liczne malunki. Przyznaje się bez bicia: ja i malarstwo to dwie
zupełnie odległe galaktyki. Jednakże przypatrywanie się obrazom i
wynajdywanie czasem dziwnych, a czasem śmiesznych detali sprawiało
mi nieco frajdy. Przepadliśmy z mężem totalnie, gdy nagle naszym
oczom ukazał się obraz, a na nim dziewczyna do złudzenia
przypominająca osobę, którą znamy. Pewnie sprawiliśmy wrażenie
ludzi nie do końca normalnych, gdy niespodziewanie zaczęliśmy
rechotać, nie mogąc się uspokoić :D



Tego
dnia pogoda nie pozwoliła nam na dalsze zwiedzanie. Po wyjściu z
zamku udaliśmy się do restauracji na kolację, a stamtąd wprost do
pensjonatu. Nie martwcie się jednak, bo następnego dnia powitało
nas rankiem piękne słońce i nic nie wskazywało na to, że
poprzedniego dnia prawie utopiliśmy się na ulicach. Jeśli
jesteście ciekawi, jakie atrakcje zwiedziliśmy podczas naszego
pobytu w Weronie, zachęcam do śledzenia bloga i wyczekiwania
kolejnej części mojej relacji!