-> Uprzejmości
Osobiście zawsze uważałam się za
osobę uprzejmą, ale też nie do przesady. Umiałam posługiwać się
magicznym słowami i nie było dla mnie problemem przywitanie się z
sąsiadem czy przeproszenie, gdy przypadkiem na kogoś wpadłam.
Szwajcaria zdefiniowała jednak na nowo moje pojęcie uprzejmości.
Już pierwsze wyjście do sklepu pokazało mi, z czym będę mieć do
czynienia. W małym osiedlowym sklepiku zostałam 4 razy spytana o
to, co może mi pokazać jedna z pracownic (po czym jeszcze 10 razy
zapewniano mnie, że są w pobliżu gdybym jednak czegoś szukała).
Każdy pracownik przywitał się ze mną i pożegnał, słowa:
dziękuję i proszę zostały powtórzone 30 razy. No i
ten początkowo irytujący, nieco sztuczny (tak mi się wydawało)
uśmiech od ucha do ucha. Początkowo było to dla mnie bardzo
męczące, zwłaszcza, że jestem osobą, która woli pozostać jak
najbardziej anonimowa. Nie lubię skupiać na sobie niczyjej uwagi, a
idąc do jakiegokolwiek sklepu zawsze szukam produktów sama.

Ten
poziom uprzejmości, do którego musiałam się dostosować wszedł
na moje wyżyny. Przeżyłam nawet niezbyt miłą sytuację, w której
w pracy złożono na mnie skargę za bycie niemiłą w momencie, gdy
byłam dla każdego o 50 razy bardziej miła niż zachowywałabym się normalnie w Polsce. Posłuchałam się rady, która brzmiała: „Przesadzaj!”
Na każdym kroku mówiłam dzień dobry, wszystkich
przepraszałam i dziękowałam im za każdy drobiazg. Życzyłam
ludziom na ulicy miłego dnia, prawiłam komplementy. No i
poskutkowało! Szwajcarska uprzejmość weszła mi tak w krew, że
obecnie, jadąc do Polski, nikt nie chce iść ze mną na zakupy, bo
twierdzi, że zachowując się tak jak na co dzień w CH, zwracam na
siebie za dużo uwagi. Ot, różnice kulturowe!
-> Rasizmu
Ten punkt jest zdecydowanie
najbardziej kontrowersyjny. W dodatku kłóci się on z powyższym
punktem, ale spróbuję Wam to jakoś wyjaśnić. Będąc w Polsce,
miałam bardzo nikły kontakt z obcokrajowcami. Jeśli już go
nawiązywałam, to były to bardzo serdeczne kontakty międzyludzkie
i pochodzenie nie miało żadnego znaczenia. Przecież liczy się
człowiek! Umówmy się jednak, że ilość obcokrajowców w Polsce
nie jest aż tak wysoka, by na co dzień była zauważalna. W
Szwajcarii istnieje tak dużo kultur i zderza się z sobą tyle
narodowości, że nie może nie dochodzić do spięć. Na marginesie
muszę Wam powiedzieć, że często słyszałam stwierdzenia od
rodowitych Szwajcarów, że mają dość obcokrajowców w kraju.
Przez cały ten czas pobytu tutaj przy ciągłym kontakcie z ludźmi
wyrabia się jednak opinie o konkretnych grupach społecznych na
podstawie własnych doświadczeń.

Pracując w branży, która wymaga
bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, często nawiązywania
znajomości ze stałymi klientami i obserwacji zachowań różnych
narodowości, wywołała ona u mnie efekt odwrotny od zamierzonego. Nie
stałam się bardziej tolerancyjna dla innych kultur, a wręcz
przeciwnie: przekonałam się, że nie mogłabym żyć w innych
warunkach. Przestałam wierzyć, że dwie osoby różnych kultur i
narodowości są w stanie stworzyć udany związek, dlatego podchodzę
do takich romansów wśród moich znajomych sceptycznie, co mają mi
za złe. Z dezaprobatą patrzę też na kobiety owinięte szmatami od
stóp do głów – nie ze względu na nietolerowanie tej religii.
Denerwuje mnie okropnie to, że ktoś przyjeżdża do cywilizowanego
kraju i nie jest w stanie dostosować się do reguł, które w nim
panują - nie tylko wyglądem, a przede wszystkim zachowaniem. Mnie też nie wszystko się tu podobało, ale chciałam żyć
w tym miejscu, więc musiałam się dostosować. Nie wspominając już
o sytuacjach, które widziałam nagminnie wśród konkretnej
narodowości, a które wywołały u mnie bardzo negatywny stosunek do
nich. I nie chodzi tutaj o przykrość wywołaną przez jedną osobę,
a podejście życiowe wynikające z ich wychowania, kultury itp.,
które zakłada np. brak szacunku do kobiety i pod tym względem mogę
śmiało powiedzieć, że jestem rasistką dla takich osób.
-> Rezygnacji z toksycznych relacji
międzyludzkich
Podejrzewam, że każda osoba, która
wyjechała za granicę, przyzna mi rację. Będąc w ojczystym kraju,
wybieramy sobie znajomych, przyjaciół. Mieszkając za granicą,
każdy kontakt z rodakami jest na wagę złota i człowiek przyjaźni
się ze wszystkimi. Nie ma nic dziwnego w tym, że 20-latek kumpluje
się z kimś, kto mógłby być jego ojcem itp.
Żyjąc w Szwajcarii
poznałam pojęcie toksycznych związków międzyludzkich. Trwałam w
nich tak długo, aż sama zaczęłam zauważać, jakie szkody
przynoszą one mi. Ba! Zaczęłam zauważać, ile wcześniej było
takich więzi, które wprowadzały mnóstwo nieczystej atmosfery w
moje życie. W tym momencie mogę oświadczyć, że jestem bardzo
wyczulona na takie relacje. W mig je rozpoznaje i potrafię z nich od
razu zrezygnować. Być może późno, ale zawsze!
PS. O relacjach Polaków za
granicą można akurat rozprawiać godzinami i napisać milion
powieści, więc najlepiej jest zakończyć ten punkt w tym miejscu.
-> Nie przejmować się opinią innych
Pewnie każdy z Was słyszał
wielokrotnie zdanie: „A co ludzie powiedzą...”. Sama wychowałam
się w domu, gdzie opinia ludzi wokół bardzo wpływała na
zachowanie czy podejmowane decyzje. Szwajcaria dała mi ogromny
dystans do wszystkiego, co dzieje się w Polsce, nie tylko w kraju
czy miejscowości, ale przede wszystkim u rodziny czy znajomych. Do
tej pory docierają do mnie newsy pt: „A ten powiedział to, a
tamten uważa, że źle robisz” i mój ulubiony: „Wszyscy pytają
kiedy dziecko”.
W Szwajcarii każdy żyje swoim życiem. Większość
osób tu wychowanych nigdy nie zada Ci prywatnego pytania, dopóki
sam nie postanowisz o tym opowiedzieć. Opinia ludzi, zwłaszcza w
Polsce, nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. To, że ludzie
gadają, nie sprawi, że będę mieć, co włożyć do garnka, będę
bardziej spełniona w życiu czy szczęśliwa. A ludzie gadać i tak
będą, niezależnie co by się zrobiło.
-> Polegania na sobie i samodzielnego
poszerzania wiedzy
Można by rzec, że Szwajcaria w gorzki
sposób nauczyła mnie życia, bo przecież poleganie tylko na sobie
jest jakimś stylem życia, według którego się podąża.
Musiałabym tu powrócić ponownie do tematu relacji z Polakami na
obczyźnie, ale pomijając zbędne fakty, koniec jest zawsze taki
sam. Nie możesz polegać na nikim. Jeśli na czymś Ci zależy, nikt
za Ciebie nie będę do tego dążył. Z tym wiąże się również
drugi z punktów, który postanowiłam połączyć w jedną całość.
Poszerzanie wiedzy na dany temat. Przyjeżdżając do obcego kraju,
na pewno nie zna się wszystkich obyczajów i reguł, które tam
panują. Tak było z moim przyjazdem do Szwajcarii. Wiele rzeczy było
dla mnie absolutną nowością.

Mogłabym oczywiście spotykać się
z kolejną grupą rodaków, wśród których każdy ma inne zdanie na
podsunięty temat i powielać ich mylne przekonania w kwestiach
prawnych i systemowych, bazując na ich wiedzy. Ale czy to byłoby
dobre? Zdecydowanie nie! Mimo że każdy język w dziedzinie
polityki, prawa itd. jest bardzo zagmatwany i trudny, mając jakiś
problem, nigdy nie zwróciłam się do kogoś, lecz sama szukałam
fachowej wiedzy, doszkalałam słownictwo, by rozwiązać go od
podstaw. Ostatnią rzeczą, jaką powinno się zrobić, to szukanie
pomocy u przypadkowych znajomych...
-> Cieszyć się drobnostkami
Zupełnie nie spodziewałam się, że
ten post osiągnie tak sporą ilość tekstu, dlatego zdecydowałam
się zakończyć go na tym optymistycznym punkcie. Szwajcaria
pokazała mi wiele pięknych miejsc i widoków, obok których kiedyś
przeszłabym obojętnie. Dziś cieszy mnie każdy promień słońca w
jesienny dzień, każde dzień dobry wypowiedziane na ulicy,
każdy zapach domowego ciasta, które przygotowuję. Doceniam każdą chwilę wolnego czasu, każdą rozmowę z najbliższymi, spacer po
parku i udaną fotografię. Z nabycia tej cechy cieszę się
najbardziej!
Pomimo tej ogromnej ilości tekstu
zdaję sobie sprawę, że w dalszym ciągu nie poruszyłam wszystkich
kwestii i nie „wyczerpałam” tego tematu. Jeśli więc po
przeczytaniu nasuwają Ci się pytania, bądź chcesz bym nieco
dokładniej opisała jakieś wydarzenia czy anegdoty, śmiało pisz w
komentarzu!
Dziękuję za przeczytanie!