Rok
2017 nie zapowiada się zbyt intensywnie pod kątem zużyć
kosmetycznych. Zeszły rok zakończyłam z całkiem sporą liczbą zdenkowanych opakowań. Obecnie istnieje wiele przyczyn,
wyjaśniających, dlaczego Projekt Denko wypadł w lutym tak
marnie. Po pierwsze przyczynił się do tego wyjazd. Moje pobyty w
Polsce są zazwyczaj tak zorganizowane, że nie mam nawet chwili
wolnego czasu na wykonanie (innych niż podstawowe) zabiegów
kosmetycznych. Na wyjazdy zabieram często mniejsze opakowania nowych
produktów, przez co po powrocie mam otwartych kilka kosmetyków tego
samego rodzaju. Ich denkowanie wydłuża się zatem w czasie. W
ostatnim czasie testowałam również markę Balea, co zajęło mi
trochę czasu i miałam równocześnie otwartych wiele produktów.
Balea była dla mnie priorytetem ze względu na post podsumowujący
(LINK). I wreszcie po trzecie rozpoczęłam leczenie trądziku, które
nie pozwala mi na używanie wielu produktów do pielęgnacji twarzy,
co automatycznie wyklucza je z Denka. W przyszłych postach
tego typu możecie spodziewać się znanych produktów. Odnalazłam
kilka kosmetyków, które na stałe zagoszczą w mojej pielęgnacji.
Obecnie nie testuję niczego nowego i używam sprawdzonych produktów,
by zaobserwować, jakie efekty przynosi kuracja przeciwtrądzikowa.
To tyle słowem wstępu. Mam nadzieję, że Denko będzie mimo
wszystko nadal chętnie przez Was czytane i znajdziecie w nim ciekawe
produkty dla siebie.
Zapraszam na minimalistyczne Denko z lutego!
Legenda:
Kolor
zielony – Kupię ponownie!
Kolor
pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji
zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Żel
pod prysznic Bebe Young Care Waldbeer Smoothie
W
mojej okolicy znajduje się pewien dyskont, gdzie kupić można wiele
ciekawych rzeczy o wiele taniej niż w innych sklepach. Mają oni
również mały regalik z kosmetykami. Dominują tam oczywiście
klasyczne, drogeryjne marki, ale chętnie zaglądam tam w
poszukiwaniu jakiś ciekawych nowości. Podczas jednej z wizyt
wypatrzyłam ten żel o zapachu owoców leśnych. Mój ukochany jest
wielbicielem takich zapachów, dlatego pomyślałam, że kupię go
właśnie dla niego. Gdy jednak otworzyłam butelkę i poczułam ten
cudowny aromat, nie pozwoliłam mu jej ruszyć! Ze względu na
fantastyczny zapach używało mi się go bardzo przyjemnie. Żel
dobrze się pienił i jak na swoją cenę był nawet wydajny. Nie
przesuszał również skóry, a wręcz przeciwnie – zauważyłam
lekkie nawilżenie. Bardzo lubię tak intensywnie pachnące produkty
do mycia ciała, dlatego chętnie zdecyduję się na kolejne żele z
tej marki.
2) Żel
pod prysznic Nivea Men Silver Protect
Mój
narzeczony nie rozpaczał jednak nad utraconym żelem. Mógł on w
tym czasie skorzystać z produktu od Nivea Men – marki, która
dominuje wśród jego pielęgnacji. Ten żel otrzymał on w prezencie
świątecznym od mojej mamy wraz z całą gamą produktów Silver
Protect, która należy do jego ulubionych. Od kilku dobrych lat
używa on antyperspirantów właśnie z tej serii, a ich zapach
bardzo mi się z nim kojarzy. Z żelem o takiej woni miał on do
czynienia po raz pierwszy i tak jak wszystkie kosmetyki tego typu z
Nivea sprawdził się bardzo dobrze. Znajomy zapach, dobra wydajność
i skuteczność powodują, że mój ukochany często decyduje się na
zakup tych produktów. Wersja Silver Protect na pewno zagości
ponownie w jego pielęgnacji.
3) Płyn
micelarny do makijażu wodoodpornego Bourjois Paris Special
Waterproof
Po
kilku próbach udało mi się odnaleźć płyn micelarny, który w
100% spełnia moje oczekiwania do tego typu produktów. Klasyczna
wersja Bourjois Paris w fioletowej butelce na stałe zagościła w
moim codziennym oczyszczającym rytuale. Szwajcaria niestety nie ma
tak dużej oferty produktów BP, dlatego nie znajdę już tutaj
charakterystycznej fioletowej butelki. W zamian za to kupić mogę na
miejscu wersję, stworzoną do usuwania makijażu wodoodpornego. Ten
rodzaj również bardzo dobrze sprawdził się w moim przypadku.
Świetnie usuwał makijaż, nie podrażniał skóry ani oczu i nie
miał drażniącego zapachu. Demakijaż za pomocą produktów
Bourjois jest przyjemny i bezproblemowy, dlatego bardzo je cenię i
często po nie sięgam.
4) Żel
do mycia twarzy Ziaja Liście Manuka
Z
tym znanym produktem marki Ziaja miałam już do czynienia i mogłabym
odesłać Was do mojej wcześniejszej opinii, jednak drugie podejście
nie okazało się być tak efektywne jak pierwsze. Od wcześniejszego
kontaktu z tym kosmetykiem minęło wiele miesięcy i odnoszę
wrażenie, że moja skóra przez ten czas nieco się zmieniła, a żel
z Ziaji nie działa już tak dobrze. W czasie zużywania tej
buteleczki miałam zarówno chwile, gdy byłam z niego zadowolona,
jak i takie, które zupełnie mnie od niego odpychały. Przez to
używałam dwóch produktów do tego samego celu (drugim z nich jest
poniższy żel). Często po umyciu nim twarzy miałam nieprzyjemne
uczucie ściągnięcia i przesuszenia, więc obecnie jestem
sceptycznie nastawiona do ponownego kupna.
5) Rumiankowy
żel do mycia twarzy Sylveco
Skuszona
wieloma pozytywnymi opiniami na temat marki Sylveco postanowiłam
wypróbować jakiś produkt na własnej skórze. Wybór padł na
rumiankowy żel do mycia twarzy. Moja opinia w tym przypadku nie jest
jednoznaczna. Z jednej strony był to produkt, który nie wyrządził
mi żadnej szkody. Działał dobrze, jeśli wziąć pod uwagę samo
oczyszczanie skóry. Inne jego zadania (zmniejszenie wydzielanego
sebum czy odblokowanie porów) raczej przeszły bez echa. Nie było
efektu „Wow”, na który (po wielu pochlebnych opiniach) byłam
nastawiona. Szalę przechyla zapach żelu, który dla mnie jest nie
do przyjęcia i przypomina mi sfermentowane drożdże. Niestety
jestem osobą, która musi mieć przyjemność ze stosowania
kosmetyków, a ten żel mi jej nie przysporzył.
6) Intensywnie
nawilżająca maska do twarzy La Roche-Posay Hydraphase Intense
Masque
Do
tej maseczki również miałam dwa podejścia. Pierwsze wrażenie nie
było na tyle wspaniałe, by dać jej zielone światło. Zdanie
zmieniłam po użyciu jej po raz drugi. W ostatnim czasie zmagałam
się z okropnie ściągniętą i przesuszoną skórą, głównie w
okolicy żuchwy i brody. Grubą warstwę maseczki nałożyłam
właśnie na nadmiernie przesuszone miejsca i odczekałam 10 minut.
Kremowa konsystencja po raz kolejny nie wchłonęła się, więc
musiałam ściągnąć jej resztki wacikiem. Efekt był tym razem
bardzo zadowalający. Zniknęły wszelkie suche skórki, które
doprowadzały mnie od kilku dni do szału i nie mogłam pozbyć się
ich, używając głęboko nawilżającego kremu. Obecnie jestem jak
najbardziej na TAK!
7) Maseczka
przeciwtrądzikowa Dermaglin
Marka,
która dość często krąży po kosmetycznej Blogosferze dotarła
również do mnie. W czasie, gdy moja skóra nie była w najlepszej
kondycji, postanowiłam po nią sięgnąć. W opakowaniu znalazłam
zieloną maź o zbitej konsystencji, którą dość ciężko było mi
nałożyć na twarz. Ilość produktu w saszetce była duża i połowa
niestety powędrowała ostatecznie do kosza, więc idealnym
rozwiązaniem byłoby umieszczenie dwóch oddzielnych maseczek w
takim samym opakowaniu. Po nałożeniu produktu czułam nie tylko
chłód na twarzy, ale także ściągnięcie i mrowienie. Po 20
minutach maseczka zmieniła się w pękającą przy każdym ruchu
skorupkę. Jej ściągnięcie nie należało do przyjemnych
czynności. Maź była dosłownie wszędzie i bardzo się
rozmazywała. Uporałam się z nią dopiero po kolejnych 20 minutach.
Efekt po ściągnięciu był całkiem zadowalający. Twarz była
oczyszczona i wyglądała przyzwoicie. Prawdziwy szok przeżyłam
dopiero następnego dnia. Rano spojrzałam w lustro i ujrzałam
pięknie wyglądającą, zdrową cerę. Zniknęły z niej wypryski,
nie miałam również żadnych plam czy zaczerwienień. Twarz
wyglądała kwitnąco! Wtedy stało się jasne, że pokochałam tę
maseczkę!
8) Maskara
Covergirl Lashblast Volume
Maskary
Covergirl przykuwają uwagę nie tylko swoim kolorowym designem, ale
także higienicznym opakowaniem (nie ma żadnej możliwości, by
otworzyć je w sklepie). Tusze do rzęs w Szwajcarii są zawsze
drogim wydatkiem – praktycznie nie ma marki, która miałaby w
ofercie produkt tego rodzaju za mniej niż 20 franków. Tym bardziej
na uwagę zasługują właśnie kosmetyki Covergirl. Pierwszym moim
kontaktem z tą marką była pomarańczowa maskara Lashblast Volume i
muszę przyznać, że byłam bardzo zadowolona z jej używania. Od
samego otwarcia formuła dobrze rozprowadzała się na rzęsach,
nadając im podkreślony, aczkolwiek delikatny efekt. Rzęsy zyskały
przede wszystkim wydłużenie (objętości nadawała nieco mniej, ale
również można było zauważyć taki rezultat). Maskara nie
osypywała się i nie sklejała rzęs. W dodatku stosunek jakości do
ceny jest bardzo zachęcający i z pewnością nie poprzestanę na
jednym produkcie Covergirl.
9) Emulsja
unosząca włosy John Frieda Luxurious Volume
Swego
czasu słyszałam kilka zachwytów na temat tego produktu. Otrzymałam
kiedyś jego próbkę, więc miałam szansę wypróbować go na
własnej skórze. Ogromnie cieszę się, że nie zdecydowałam się
na zakup pełnowymiarowego opakowania! Jestem posiadaczką grubych
włosów, więc może być to kluczowe, jednak ten produkt nie robił
na moich włosach zupełnie nic. Zero uniesienia czy objętości. W
dodatku zostawiał na nich nieprzyjemne uczucie, jak po nałożeniu
lakieru do włosów. Zdecydowanie nie!
II) Często
denkowane:
-> Płatki
kosmetyczne DM Ebelin - LINK
Miałam 2 pozycje z Twojego denka :)
OdpowiedzUsuńsuper jest ten żel do mycia twarzy! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://roxyolsen.blogspot.com/
Przyznam, że niczego nie znam ;)
OdpowiedzUsuńDwa produkty są mi dobrze znane! Bardzo długi czas używałam maseczki przeciwtrądzikowej z tej firmy i jest naprawdę genialna! Rzeczywiście tak jak mówisz daje uczucie ściągnięcia, a zmycie jej graniczy z cudem, ale efekty są świetne!
OdpowiedzUsuńOdnośnie ziaji... miałam z tej linii tonik i był naprawdę super, poznikały mi zaskórniki z nosa, a twarz wydawała się bardziej promienna. ;)
Maseczka super! Tonik u mnie niestety kiepsko sie sprawdzil
Usuńa ja sie polubiłam z tym produktem z ziaja :D za to co do emulsji unoszącej włosy... mam z rego większe opakowanie w formie odżywki i tez nic, strata pieniędzy... :)
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej nie wszystkie produkty JF sa warte uwagi :(
UsuńPłyn z bourjois kiedyś uwielbiałam, reszta to dla mnie nowość :)
OdpowiedzUsuńJak sie u Ciebie sprawdzil ten micel?
UsuńSporo udało Ci się zużyć ;) Ja się muszę wziąć za przygotowanie denka u mnie ;)
OdpowiedzUsuńTo raczej skromne Denko :P
UsuńFajne denko ;)
OdpowiedzUsuńDzieki :)
UsuńLubiłam ten żel Sylveco :)
OdpowiedzUsuńZ tych kosmetyków znam tylko żel z Ziaji i ten z Sylveco. Ziaja się u mnie nie sprawdziła, ponieważ mocno mnie wysuszał. Sylveco polubiłam, bo dobrze działał na moją skórę, ale zgadzam się co do jego zapachu - do najprzyjemniejszych nie należy :)
OdpowiedzUsuńSerie liście manuka bardzo lubię. :) W ogóle kosmetyki Ziaji dobrze działają na moją skórę.
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie z kilkoma produktami Ziaji. Za kolejnym razem nie mogłam dobrnąć do końca 😉
OdpowiedzUsuńO, bardzo lubię rzeczy z rumianku :)
OdpowiedzUsuńA ja tam bardzo lubię ten żel rumiankowy, zapach jak zapach ale skuteczny :D
OdpowiedzUsuńMam teraz ten żel z ziaji i jakoś też nie za bardzo się z nim polubiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ostatnio polubiłam się z produktami Sylveco :)
OdpowiedzUsuń