niedziela, 27 maja 2018

Testownia #20 - Dodatki do kąpieli Lush

W grudniu w ramach prezentu świątecznego podarowałam sobie dwa zestawy z kulami marki Lush. W styczniu z kolei otwierałam je wraz z Wami w jednym z postów (do wglądu TUTAJ). Po upływie kilku miesięcy jestem w stanie wypowiedzieć się na ich temat i stworzyć recenzję zakupionych produktów. Odnoszę wrażenie, że marka Lush wybiła się na rynku kosmetycznym właśnie za sprawą dodatków do kąpieli. Czy zatem warto jest zapłacić za nie tak wysoką cenę?

Test kuli i dodatków do kąpieli Lush




O marce

Lush to brytyjska marka kosmetyczna specjalizująca się w wytwarzaniu wegańskich i wegetariańskich produktów. Główna siedziba firmy znajduje się w miejscowości Poole, a ilość punktów sprzedaży na całym świecie dochodzi do 1000. Mało kto wie, że marka Lush nie powstałaby, gdyby nie … The Body Shop! Założyciele sieci sklepów Lush rozpoczynali bowiem jako niszowa firma, która dostarczała recepty produktów marce TBS. W miarę rozwoju drugiej z firm wykupiła ona licencje na produkty wytworzone przez pierwowzór Lusha za zawrotną sumę 6 mln funtów. Po zgromadzeniu takiego kapitału właściciele Lusha stworzyli kosmetyczną firmę wysyłkową, a w roku 1995 utworzono pierwszy stacjonarny sklep. Lush reklamuje swoje produkty sloganem: Fresh handmade cosmetics (świeże, wytwarzane ręcznie kosmetyki).



O produktach

Oferta Lush pod kątem sprzedawanych produktów jest ogromna. Nie byłabym nawet w stanie zwięźle opisać, co właściwie kupić można w ich sklepach i na stronach internetowych. Skupię się zatem na produktach, które weszły w moje posiadanie i których miałam szansę wypróbować. W moich testach udział wzięły dwa zestawy upominkowe o nazwach: Happiness oraz Snap! Dzięki nim miałam możliwość wypróbowania kul do kąpieli oraz galaretki do mycia ciała.



Opakowanie

Raczej nie znam kobiety, która nie kojarzyłaby charakterystycznych opakowań marki Lush. Kule zazwyczaj pakowane są w czarne, papierowe torebeczki z wizerunkiem wałczących ze sobą królików. Po włożeniu kuli do takiego opakowania zostaje ona zaklejona naklejką, na której widnieje jej nazwa, data ważności, cena i krótka instrukcja obsługi. W przypadku zestawów prezentowych produkty znajdują się w kartonowym pudełku wypełnionym zabezpieczającymi piankami. Owinięte są one papierem prezentowym i czasem sznurkami, wstążkami itp. Warto zaznaczyć, że wspomniane opakowania nadają się w 100% do recyklingu.

Kula do kąpieli Brightside



Brightside to kula o charakterystycznym zabarwieniu. Na jej powierzchni wyróżnić możemy czerwono-pomarańczowo-żółte kręgi. Kolory te przechodzą jeden w drugi, przez co wizualnie jest to produkt, który przyciąga uwagę. Spoglądając w jego stronę, nie sposób nie pomyśleć o lecie. Standardowy rozmiar tej kuli to 180 g. W zestawie prezentowym jest ona nieco większa, waży bowiem 200 g. Już przy otwarciu pudełka czuć na pierwszym planie intensywny zapach cytrusów: w składzie widnieje mandarynka, bergamotka i tangerynka. 



Brightside to zdecydowanie kula dla wielbicieli dużej ilości piany. Do kąpieli użyłam połowę tego dodatku i to wystarczyło bym mogła cieszyć się olbrzymią i sprężystą pianą, która długo utrzymała się na powierzchni. Dodatkowo woda została zabarwiona na pomarańczowo. Mandarynkowy zapach przy kontakcie z wodą nieco zelżał i nie był przytłaczający, a przyjemnie kojący i delikatny. Kąpiel z użyciem tej kuli była wyjątkowo odprężająca, a po opuszczeniu wanny zauważyłam lekkie nawilżenie skóry. Spośród wszystkich produktów, których używałam kula Brightside stała się moim ulubieńcem i z pewnością mogę ją polecić każdemu.




Skład: Sodium Bicarbonate, Potassium Bitartrate (Weinstein), Sodium Laureth Sulfate, Lauryl Betaine, Citrus Reticulata Peel Oil (Mandarinenöl), Citrus Reticulata Peel Oil (Tangerinenöl), Citrus Aurantium Bergamia Fruit Oil (Bergamotteöl), Limonene, Linalool, Parfüm, Gardenia Jasminoides Fruit Extract (Gardenienextrakt), Cl 14700,Cl 15510.



Kula do kąpieli Rocket Science


Jak nietrudno się domyśleć, kula o tej nazwie ma kształt i wygląd rakiety. Jest ona niebieska, a jej ogon lśni na żółto. Na całej powierzchni dostrzec można błyszczące drobinki. Rakietowa kula nie należy do największych: jej waga to zaledwie 100 g, toteż do mojej wanny powędrowała ona w całości. Jest to kolejny produkt, który reprezentuje cytrusową gamę zapachów wśród kosmetyków marki Lush. Aromat kuli to połączenie bergamotki i cytryny. Obserwacja rozpuszczania się produktu w wodzie to prawdziwa uczta dla oczu. Jako pierwsze odpadają kolorowe gwiazdki z ogona rakiety, rozpraszając się po wannie. 


Główna część rakiety musuje i rozprasza barwę niebieską i białą, ogon z kolei dodaje do tej gamy żółć, przez co w ostatecznym wyniku woda staje się intensywnie zielona. Jak możecie ocenić na zdjęciach cały proces rozpuszczania wygląda momentami jak abstrakcyjne dzieło sztuki. Co takiego daje nam ta kula? Poza walorami wzrokowymi niewiele. Zapach staje się bardzo znikomy, a ilość piany jest bardzo mała. Stanowi jedynie cienką warstwę ponad wodą, co także zauważyć możecie na zdjęciach. Po kąpieli wyczuć można delikatne nawilżenie i zmiękczenie skóry, ale w porównaniu z kulą Brightside jest ono słabe. Polecić mogłabym ją głównie estetom, dla których efekty wizualne są ważniejsze niż inne doznania.



Skład: Sodium Bicarbonate, Citric Acid, Citrus Limon Peel Oil (sizilianisches Zitronenöl), Citrus Aurantium Bergamia Fruit Oil (Bergamotteöl), Potassium Bitartrate (Weinstein), Aqua (Wasser), Titanium Dioxide, Zea Mays Starch (Maisstärke), Glycerin, Dipropylene Glycol, Sodium Laureth Sulfate, Propylene Glycol, Lauryl Betaine, Synthetic Fluorphlogite, Maltodextrin, Hydroxypropyl Methylcellulose, Sodium Carboxymethyl Cellulose, Parfüm, Limonene, Tin Oxide, Cl 42090, Cl 15850:1, Cl 45410:1, Cl 47005, Cl 19140, Cl 45410, CI 77019, Cl 77492, Cl 16255.



Kula do kąpieli Christmas Cracker



Christmas Cracker to prawdziwa niespodzianka świąteczna, choć jej zapach do świątecznych nie należy. Ten kąpielowy dodatek wyglądem wzorowany jest na amerykańskich cukierkach z niespodzianką w środku, które dawane są na Święta Bożego Narodzenia. Jest to produkt dostępny sezonowo. Na zewnątrz widzimy żółty cukierek z intensywnie różowymi końcówkami. Jednorazowo do wanny wrzucałam połówkę kosmetyku, która wystarczy, by nieść za sobą przyjemne doznania. 


Cytrusowy zapach wyczuwalny jest nie tylko po otwarciu opakowania z kulą, lecz także w trakcie kąpieli. Najlepszym sposobem na użycie tego produktu jest rozkruszenie go palcami pod bieżącą wodą. W innym przypadku – rzucona na wodę - rozpuszcza się nieznacznie i powoli. Podczas rozpuszczania ze środka wydobywają się złoto-różowe drobinki. Woda zostaje zabarwiona na pomarańczowo, a na jej powierzchni tworzy się piana w całkiem zadowalającej ilości. Długo się także utrzymuje. Kula pozostawia lekko oleisty film na skórze.



Skład: Sodium Bicarbonate, Cream of Tartar, Sodium Laureth Sulfate, Popping Candy, Lauryl Betaine, Cornflour, Fair Trade Organic Cocoa Butter, Lemon Myrtle Oil, Lime Oil, Neroli Oil, *Citral, *Limonene, *Linalool, Perfume, Colour 47005, Colour 14700, Colour 17200, Colour 45410, Colour 15985:1, Colour 19140:1.

Olejek do kąpieli Melting Marshmallow

Produktem, którego co prawda nie znalazłam w zestawach prezentowych, lecz otrzymałam w tym samym czasie był piankowy olejek do kąpieli. Czy miał on w sobie coś piankowego? Raczej niekoniecznie, więc nie wiem skąd wzięła się ta nazwa. Olejek ten kupić można w formie małej, spłaszczonej kulki, która z jednej strony jest złocistożółta, a z drugiej różowa. Po dłuższej chwili spędzonej w wodzie ze złotej części zaczęły odchodzić drobinki w kierunku wody, co wyglądało niczym rozproszone promienie słoneczne. Proces ten trwał do momentu zniknięcia olejku i poza zabarwieniem wody nie było widać jego obecności. Czuć było jednak w wodzie mocno naolejowaną substancję, która pozostawała na ciele. Jeśli ktoś lubi wcierać w skórę olejki, to mogę polecić. Ja raczej nie widzę potrzeby ponownego użycia.



Skład: Sodium Bicarbonate, Theobroma Cacao Seed Butter (Bio Fair Trade Kakaobutter), Butyrospermum Parkii (Bio Sheabutter), Laureth 4, PEG-6 Caprylic / Capric Glycerides & PEG-60 Almond Glycerides, Citric Acid, Parfüm, Ethylene Brassylate (synthetischer Moschus), Alpha-Isomethyl Ionone, Cocos Nucifera Oil (Extra Vergine Kokosöl), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (Mandelöl), Matricaria Chamomilla Flower Extract (Kamillenpulver), Althaea Officinalis Extract (Pulver des Echten Eibisch), Calendula Officinalis Flower (Ringelblumenpulver), Limonene, gelber Schimmer, pinker Glitzer, Cl 14700, Cl 45410, Cl 17200, Cl 19140:1.

Galaretka do mycia Whoosh


Ostatnim przetestowanym produktem marki Lush była galaretka do mycia ciała o nazwie Whoosh. Już od początku ten kosmetyk wydał mi się ciekawy, a i po wypróbowaniu mój apetyt na niego nie zmalał. W kubeczku znalazło się 100 g galaretki o świeżym zapachu i intensywnie morskim kolorze. Produkt ten używałam wielokrotnie i mogę śmiało stwierdzić, że jest on bardzo wydajny. Nadal jeszcze pozostało mi go całkiem sporo, mimo że sięgam w jego kierunku systematycznie od 4 miesięcy. 


Używałam go również w różnych kombinacjach: przesuwając galaretką po ciele, bądź nacierając nią gąbkę. Aplikowałam go również na kilka sposobów: w temperaturze pokojowej, po kilku godzinnym przetrzymywaniu w lodówce oraz zamrożoną. Za każdym razem efekt był bardzo zadowalający. Galaretka przyjemnie myła ciało, powodując lekkie pienienie. W łazience unosił się cytrusowy zapach, a ciało pod jej wpływem (zwłaszcza w stanie wprost z lodówki) stawało się odprężone. Jestem jak najbardziej na tak!


Skład: Glycerin, Water (and) Mel Extract (Honigwasser), Sodium Laureth Sulfate, Propylene Glycol, Chondrus Crispus Extract (Irisch Moos Extrakt), Parfüm, Citrus Limon Juice (frischer Zitronensaft), Citrus Paradisi Juice (frischer Grapefruitsaft), Citrus Aurantifolia Juice (frischer Limettensaft), Citrus Paradisi Peel Oil (Grapefruitöl), Rosmarinus Officinalis Leaf Oil (Rosmarinöl), Pelargonium Graveolens Flower Oil (Geranienöl), Styrax Benzoin Resin Extract (Benzoetinktur), Citral, Geraniol, Citronellol, Limonene, Linalool, Cl 42090.

Podsumowując moje doświadczenia z marką Lush, mogę powiedzieć, że ma ona w ofercie wiele wszechstronnych produktów i każdy jest w stanie znaleźć w tym sklepie coś dla siebie. Jako wielbicielka świeżych i cytrusowych zapachów z pewnością będę sięgać po właśnie takie warianty. Nie wykluczam jednak, że pojawią się eksperymenty. Z przetestowanych dodatków do kąpieli najbardziej spodobała mi się kula Brightside, którą polecić mogę każdemu. Na drugim miejscu ustawiłabym Christmas Cracker, który również pozytywnie mnie zaskoczył. Ze względu na efekty wizualne Rocket Science pojawia się na liście tuż za nimi. Najmniej skłonna byłabym kupić olejek do kąpieli, lecz mają na to wpływ tylko moje osobiste preferencje. W moim zestawieniu podsumowującym nie umieściłam galaretki jako produkt zupełnie inny od pozostałych. Powiem jednak, że jak najbardziej zaspokoił on moją ciekawość i oczekiwania, toteż z chęcią zakupię jeszcze galaretki do mycia ciała marki Lush.

Czy mieliście kontakt z kosmetykami Lush? Które dodatki do kąpieli lubicie najbardziej?

czwartek, 24 maja 2018

Zycie w Szwajcarii: Dni wolne od pracy - Czy jest ich tak dużo?

Maj należy do tych miesięcy w roku, w którym mocno odczuć można brak pracy w Szwajcarii. Co krok bowiem mają miejsce święta, które wyciągają nas z miejsc pracy, a za ich sprawą wszystkie instytucje i sklepy są pozamykane. Co więcej maj obfituje również w inne święta, tj. chociażby Dzień Matki, które jednak różnią się istotnie swą datą od zwyczajów, które znane są nam w Polsce. Tym samym wpadłam na pomysł wpisu, który opisze Wam te różnice. Być może ktoś z Was będzie chciał przyjechać do Szwajcarii, a nie spodziewa się w tym czasie święta, które mrozi życie w kraju.

Zachęcam do lektury!

Naturalnie każdy kolejny rok Szwajcaria rozpoczyna dniem wolnym. 1 stycznia – Nowy Rok (Neujahrstag) i odpoczynek po hucznej(?) zabawie sylwestrowej. Co ciekawe niektóre kantony wydłużają sobie ten odpoczynek i w pracy nie zjawiają się także dnia następnego, świętując Berchtoldstag. Kościelnym świętem, które odbywa się w styczniu jest Święto Trzech Króli (Heilige Drei Könige). Podobnie jak u nas odbywa się ono 6. stycznia i wyłącza ono z życia mieszkańców centralnej i południowo-wschodniej Szwajcarii. Miejscowość Altendorf wybrała sobie tę datę na rozpoczęcie karnawału (Fasnacht), hucznie celebrowanego przy udziale przebierańców i występów muzycznych.



Luty to okres licznych karnawałów, które organizuje wprost każde miasto i małe miasteczko. Dni te zazwyczaj nie są wolne od pracy, lecz często organizowane są one w weekendy. W tym roku 8. lutego miał miejsce Tłusty Czwartek (Schmutziger Donnerstag), lecz w odróżnieniu od Polski, nikt w tym czasie nie zajada się pączkami (może i nawet lepiej, bo typowych Berlinerów nie da się jeść na trzeźwo!). 14. lutego zakochani obdarowują się prezentami w Walentynki (Valentinstag). W lutym nie zaznamy jednak ustawowych dni wolnych.


Marzec wypada dość spokojnie pod względem wszelkich świąt, które powodują zastój w funkcjonowaniu Szwajcarii. W tym roku na przełomie marca i kwietnia obchodziliśmy Wielkanoc, zgodnie z którą dniami ustawowo wolnymi były: Wielki Piątek (Karfreitag) oraz Poniedziałek Wielkanocny (Ostermontag). Przed obchodami Wielkiej Nocy miał jeszcze miejsce Dzień Świętego Józefa (Josefstag), który obchodzony jest w wybranych kantonach i gminach, głównie w rejonach pomiędzy Luzern a Graubünden.




























Już 5. kwietnia swoje regionalne święto obchodzi kanton Glarus, który świętuje tego dnia Näfelser Fahrt. Dzień ten upamiętnia bitwę pod Näfels, w której brały udział wojska szwajcarskie i austriackie. W tej miejscowości odbywa się specjalna procesja, która prowadzi przez 11 stacji – miejsc, które miały związek z pamiętną bitwą z XIV w. Innym regionalnym świętem, które jest dość charakterystyczne dla kantonu Zürich, jest Sechseläuten. W wielkim skrócie jest to święto wiosny, które ma ścisły związek z przejściem na czas letni, a dokładniej mówiąc z powitaniem letnich dni. Temu wydarzeniu towarzyszy oficjalne palenie kukły, często jest nią bałwan.





















Zdjęcie pochodzi z oficjalnej zuryskiej strony internetowej. Nie zdarzyło mi się jeszcze wziąć udziału w tych obchodach.

O ile do tej pory zbyt wielkich odstępstw od polskich zwyczajów nie było, to maj przynosi prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. 1. maja to naturalnie Święto Pracy, jednak nie wszystkie kantony uznały, że jest to powód do dnia wolnego. Świętować mogą jedynie mieszkańcy: Basel, Jury, Zürichu, Neuchatel, Schaffhausen, Solothurn, Ticino i Thurgau. Z własnego doświadczenia powiem Wam, że ludzie zamieszkujący Zürich najczęściej wykorzystują ten dzień do przyjazdu na zakupy... Wszystkie kantony mają jednak wolne 10. maja z powodu Wniebowstąpienia (Auffahrt).

Szwajcarzy mają w zwyczaju dziękować swoim rodzicielkom z okazji Dnia Matki. Jednak nie mamy tu określonej konkretnej daty, a raczej nie zawsze wypada ta uroczystość w ten sam dzień maja. Każdego roku to święto przypada bowiem w drugą niedzielę maja, tak więc jest to święto ruchome. W tym roku obchodziliśmy je 13. maja. Podobnie sprawa ma się z Dniem Ojca, który zapisany jest w kalendarzu w pierwszą niedzielę czerwca. Jako że niedziele są dniami spokoju (niem. Ruhetag) i większość instytucji jest tego dnia nieczynna, można powiedzieć, że jest to w obu przypadkach niepisany dzień wolny.


Wróćmy jednak do świętowania w maju, bowiem 20 dnia miesiąca czeka nas kolejny dzień wolny. Spowodowany ponownie świętem kościelnym – Zielone Świątki (Pfingsten). W wielu kantonach dniem wolnym jest także poniedziałek tuż po tym święcie. Na tym maj się nie kończy, gdyż w tym roku wypada w nim także Boże Ciało (31. maja), które w kilku kantonach, w tym również zamieszkanym przeze mnie, jest świętem oznaczonym kolorem czerwonym.

W czerwcu poza świętem okazjonalnym, Dniem Ojca, Szwajcaria nie ma zbyt dużo powodów do świętowania. Święta pojawiają się jedynie regionalnie i upamiętają bitwy rozgrywające się na danym terenie lub są świętami religijnymi. Przykładem może być Dzień Niepodległości Jury (jeden z kantonów). Innym świętem występującym głównie w kantonach Graubünden i Luzern jest St. Peter und Paul (Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła), a miejscowość Biel organizuje swój lokalny fest połączony z olbrzymim targowiskiem o nazwie Braderie.























Obchody Braderie w Biel

Lipiec to miesiąc szwajcarskich wakacji. Gdzieniegdzie organizowane są wtedy imprezy okolicznościowe dla dzieci i młodzieży. Dni ustawowo wolnych od pracy w tym miesiącu nie ma, lecz większość rodzin wyjeżdża wtedy na ferie*.

*W Szwajcarii wszystkie dni wolne od pracy czy szkoły nazywa się feriami (niem. Ferien). Nieważne czy oznaczają one ferie zimowe, sportowe, wakacje czy urlop w pracy. 

Sierpień rozpoczyna się najważniejszym świętem w Szwajcarii. Pierwszego sierpnia Szwajcarzy obchodzą swoje święto narodowe. Na ulicach pojawiają się flagi narodowe i regionalne. Prawie każda większa miejscowość organizuje tradycyjne festy z lokalną muzyką i jedzeniem. W nocy odbywają się z kolei pokazy fajerwerków i/lub palenie ogniska. W wielu kantonach do pracy nie idzie się również 15. sierpnia podczas Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Mariä Himmelfahrt).

























We wrześniu i październiku na próżno szukać w kalendarzu oznaczonych na czerwono dni. Chyba, że są to drobne święta, które obejmują dzień wolny dla konkretnej miejscowości/gminy. 31. października niektórzy Szwajcarzy bawią się jednak w przebieranki podczas Halloween.

Pierwszy listopada, czyli Wszystkich Świętych (Allerheiligen) jest dość mocno celebrowany w Polsce. Szwajcaria określa jednak ten dzień jako „wydarzenie”, co oznacza, że ludzie mają świadomość istnienia takiego dnia, lecz nie w każdym kantonie jest to dzień wolny.

























Następnym powodem do oderwania się od pracy są dopiero Święta Bożego Narodzenia. Standardowo w dzień Wigilii skracane są godziny otwarcia sklepów i pozostałych instytucji. W kantonie Glarus również ten dzień jest uznany za wolny. Bez żadnych wątpliwości świętować można w całej Szwajcarii jeszcze 25. grudnia. Pozostanie w domu 26. grudnia jest już uwarunkowane regionalnie. Takim sposobem dochodzimy do końca roku i Sylwestra, który jest dniem wolnym jedynie w kantonie Glarus. Pozostałe regiony zazwyczaj skracają godziny otwarcia.


Naturalnie wypowiadając się o dniach wolnych od pracy, nie mam tutaj na myśli pracowników służby publicznej, typu służba zdrowia, straż pożarna czy policja. W każdy dzień otwarte są także zajazdy na autostradach, gdzie w razie konieczności można zrobić zakupy. 

W moim wpisie pominęłam kilka uroczystości, które w Polsce są bardzo znane, więc śpieszę wyjaśnić. Dzień Dziadków (wspólne święto babci i dziadka) Szwajcaria obchodzi dopiero od 2016 roku i jest ono jak do tej pory raczej niszowe. Ustanowiono dla niego datę (podobnie jak w przypadku Dnia Matki i Ojca) na drugą niedzielę marca. 8. marca z kolei kojarzy się Polakom z Dniem Kobiet. W Szwajcarii ma się (mniejszą lub większą) świadomość, że jest to Internacjonalny Dzień Kobiet, ale odnoszę wrażenie, że specjalnie się go nie celebruje. Z mojego punktu widzenia jest to raczej pretekst do spotkania z przyjaciółkami czy siostrami. Nigdy nie otrzymałam tutaj życzeń z tej okazji od mężczyzn. O okolicznościach typu: Dzień Mężczyzny czy Dzień Chłopaka w Szwajcarii nie ma nawet mowy. Na próżno szukać w szwajcarskim kalendarzu Dnia Nauczyciela. Powracając na moment do Wielkanocnego Poniedziałku: w ten dzień nikt nie poleje nas wodą.

Czy Szwajcaria według Was ma dużo dni wolnych od pracy? Jak wygląda sytuacja w Waszych krajach?

wtorek, 22 maja 2018

Fotografia z Mierzęcina

Wraz z dzisiejszym postem chciałabym zakończyć moją relację z Pałacu Mierzęcin - miejsca, które pod wieloma względami jest moim ulubionym nie tylko w Polsce, ale także w Europie. Z ogromną starannością próbowałam opisać Wam historię pałacu (LINK) oraz atrakcje, które można tam zobaczyć (LINK) i zaszczepić w Was chęć odwiedzenia tych okolic. Mam skrytą nadzieję, że mi się to udało. Na zakończenie przygotowałam luźny post pełen inspiracji – mix zdjęć, które udało uchwycić mi się podczas urlopu w tym urokliwym miejscu. Ze względu na piękną, zieloną okolicę wprost nie można powstrzymać się przed uchwyceniem przyrody w kadrze zdjęcia.

Zachęcam do obejrzenia moich fotografii.
































Dziękuję za obejrzenie!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...