W ostatnim poście, w którym
opowiadałam Wam na temat ciekawostek ze Szwajcarii poruszyłam temat
związany z szeroko pojętym elementem naszego codziennego życia,
jakim są zakupy. Szwajcaria jest dla mnie krajem, który dość
innowacyjnie podchodzi do wielu życiowych kwestii, co dla mnie jest
jak najbardziej plusem, dlatego o wiele chętniej wybieram się na
zakupy właśnie tutaj. Dziś chciałabym ugryźć temat z drugiej
strony. Jak wygląda sytuacja widziana oczami osoby zatrudnionej w
handlu? Czasem mam wrażenie, że w Polsce jest to jeden z głównych
zawodów, który wybiera się z braku lepszych ofert. Czy tak jest
również w Szwajcarii? Jakie tajemnice skrywa ten zawód?
Zapraszam do lektury!
Jedną z głównych różnic, która
widoczna jest już przy pierwszym kontakcie z pracą z żywnością
jest fakt, że zarówno w lokalach gastronomicznych jak i sklepach
spożywczych do pracy nie jest potrzebna książeczka sanepidowska
tudzież inne badania lekarskie. Potencjalny pracownik nie musi
okazywać żadnych zaświadczeń czy dokumentów na temat własnego
zdrowia. Często na rozmowach kwalifikacyjnych pojawia się jedynie
pytanie, czy istnieją jakiekolwiek przeciwwskazania zdrowotne do
wykonywania konkretnego zawodu.
Przeszkolony pracownik w Szwajcarii to
najbardziej poszukiwany typ. Muszę w tym momencie zaznaczyć, że w
najbogatszym kraju szkoły zawodowe są chętnie uczęszczane i mają
dobrą opinię. Nie ma nic wstydliwego w ukończeniu tego rodzaju
szkoły. Wręcz przeciwnie: szkoły zawodowe (Berufsschule) uczą
wiedzy specjalistycznej dla danego zawodu. A jeśli ktoś w wieku lat
nastu widzi się w roli sprzedawcy, to rozpoczyna kształcenie na
kierunku Detailhandel. Tu ma on do wyboru, czy chce być specjalistą
od sprzedaży żywności, czy też tekstylii i obuwia.
Można zatem oczekiwać, że obsługujący nas sprzedawca jest dobrze wykształcony i nie wykonuje tej pracy z braku lepszych ofert. Oczywiście zdarza się tak, że osoby, które nie posiadają wykształcenia w tym kierunku, otrzymują pracę w handlu (najczęściej spożywczym). W tym przypadku najczęściej decyduje odrobina szczęścia i odpowiedni czas aplikacji swojego życiorysu. Trzeba się jednakże liczyć z tym, że pensja osoby, która nie ukończyła szkoły handlowej będzie odpowiednio niższa. Otrzymać pracę w sklepach odzieżowych czy obuwniczych jest trudniej. Tutaj zwraca się ogromną uwagę na wiedzę teoretyczną przyszłego pracownika. Elementem, który może pomóc w znalezieniu takiej pracy jest jedynie szerokie doświadczenie w branży, zdobyte nawet za granicą. Niektóre sklepy (te z wyższej półki) zastrzegają sobie również, że przyjmą do pracy jedynie Szwajcarów z językiem ojczystym, jakim jest szwajcarski dialekt.
Można zatem oczekiwać, że obsługujący nas sprzedawca jest dobrze wykształcony i nie wykonuje tej pracy z braku lepszych ofert. Oczywiście zdarza się tak, że osoby, które nie posiadają wykształcenia w tym kierunku, otrzymują pracę w handlu (najczęściej spożywczym). W tym przypadku najczęściej decyduje odrobina szczęścia i odpowiedni czas aplikacji swojego życiorysu. Trzeba się jednakże liczyć z tym, że pensja osoby, która nie ukończyła szkoły handlowej będzie odpowiednio niższa. Otrzymać pracę w sklepach odzieżowych czy obuwniczych jest trudniej. Tutaj zwraca się ogromną uwagę na wiedzę teoretyczną przyszłego pracownika. Elementem, który może pomóc w znalezieniu takiej pracy jest jedynie szerokie doświadczenie w branży, zdobyte nawet za granicą. Niektóre sklepy (te z wyższej półki) zastrzegają sobie również, że przyjmą do pracy jedynie Szwajcarów z językiem ojczystym, jakim jest szwajcarski dialekt.
Poza przeszkoleniem teoretycznym w
czasie szkoły handlowej przechodzi się praktyki (w ciągu trzech
lat pracuje się w sklepie cztery dni w tygodniu), gdzie
pracownik-uczeń nabywa praktyczne umiejętności i np. uczy się on
wszystkiego na temat produktów jego sklepu. Do podstawowych
umiejętności zalicza się zatem wskazanie klientom odpowiedniego
produktu, wymienienie wszelkich jego cech, znajomość sklepowych
marek i produktów specjalnych (np. bezglutenowych) czy podstawowa
wiedza na temat, z czym dany produkt można wykorzystać. Osobiście
zdziwił mnie fakt, że pracownik supermarketu musi pomóc klientowi
w podaniu wszelkich produktów, które będą mu potrzebne np. do
przyrządzeniu w domu pizzy czy tortu, gdy ten nie ma przy sobie
listy niezbędnych składników bądź przepisu.
W związku z odbywaniem praktyki
zawodowej podczas kształcenia wiek, w którym można rozpocząć
legalną pracę w handlu wynosi już 14-15 lat. Czas praktyk wlicza
się tutaj również w staż pracy i doświadczenie zawodowe.
Oczywiście zakres obowiązków, jak i godziny pracy są dla
niepełnoletnich inne, lecz również otrzymują oni za swoją pracę
wynagrodzenie, od którego muszą odprowadzać podatki.
W zależności od sklepu czas pracy i
przerw jest różny. Z zebranych przeze mnie informacji wynika, że w
moim regionie (Aargau, Zürich) przeciętna zmiana trwa około 8 –
8,5 h. Pracownik ma doliczone dwie przerwy: około godziny 9.00
występuje Znüni (przerwa na śniadanie), które trwa od 15 do 30
min. Obiad to przerwa, która w zależności od sklepu może trwać
od 1 h do 1,5, a nawet 3 h. Niektóre, mniejsze sklepy są w tym
czasie zamykane. Zmiana popołudniowa zamiast Znüni odbywa Zvieri –
podwieczorek. Nie trudno jest zatem obliczyć, że przy standardowych
godzinach pracownik pobliskiego supermarketu spędza w miejscu pracy
około 10 h.
Osoby, które decydują się na pracę
w handlu, muszą mieć świadomość, że istnieje absolutny zakaz
organizowania urlopów w czasie świątecznym, a więc między innymi
przez cały grudzień i w czasie Świąt Wielkanocnych.
Usłyszałam kiedyś opinię na temat
największego absurdu w Szwajcarii, która głosi, że banknot o
największym nominale – 1000 Fr – jest najłatwiej podrobić.
Bron Boże nie zachęcam do takich praktyk. Faktem jest jednak to, że
pracownik może odmówić przyjęcia takiego banknotu, a w przypadku
niektórych, większych sklepów musi najpierw udać się do
specjalnego pomieszczenia, gdzie sprawdzi autentyczność banknotu.
Ciekawostką jest również to, że pracownik może wypłacić swoją
wypłatę w 3-4 banknotach, co dość zabawnie wygląda.
Jeśli jesteśmy już przy zapłacie
za pracę, w Szwajcarii nigdy nie wypłaca się pieniędzy do
ręki. Każdy pracownik jest zobowiązany do posiadania konta, na
które wpływają zarobione pieniądze. Jeśli ktoś dopiero
przyjechał do kraju i jeszcze takiego konta nie posiada, możne
otrzymać swoją wypłatę dopiero po jego założeniu. W Szwajcarii
nie ma również minimalnej pensji. Kwota dla każdego jest ustalana
indywidualnie, a pracownicy z zasady nie rozmawiają ze sobą o tym,
ile zarabiają. To główny temat tabu.
W żadnym miejscu w Szwajcarii nigdy
nie spotkałam się ze zjawiskiem znanym mi z Polski, jakim jest
przebijanie dat czy też cen. Sklepy codziennie kontrolują daty
ważności produktów świeżych (przetrzymywanych w lodówkach) i z
częstotliwością około raz na miesiąc produktów
długoterminowych. Produkty lodówkowe, na których widnieje data
ważności do dziś, w godzinach popołudniowych zyskują znaczek 50%
taniej lub naklejkę z nową ceną (grono ludzi robi w Szwajcarii
zakupy tylko po godzinie 16.00, by kupić jedynie produkty z
magicznymi naklejkami). W sobotę wykleja się już produkty z
datą ważności do niedzieli, które są wtedy zazwyczaj 20% tańsze.
Produkty z dłuższą datą ważności (typu makarony, sosy itp.)
sprawdzane są rzadziej, a w sklepie tworzony jest zazwyczaj kącik,
w którym ustawia się rzeczy z kończącą się datą ważności
(około miesiąc wcześniej) i redukuje się ich cenę.
W przypadku zakupów wyprzedażowych
zdarza mi się kupić produkty, które były już przecenione kilka
razy. W takim przypadku zawsze z ciekawości sprawdzam, ile
kosztowałby mnie ten produkt w standardowej cenie. Nigdy nie
zdarzyło mi się w Szwajcarii, żebym pod zredukowaną ceną
znalazła cenę niższą niż ostatnia. W Polsce widziałam
wielokrotnie sytuacje przecen na niby i produkty, które po
obniżce kosztowały jeszcze więcej.
Sklepy zazwyczaj decydują się na
stworzenie promocji z dwóch powodów: albo mają olbrzymi nadmiar
konkretnego produktu albo kończy się jego data ważności.
Czy miałyście kiedyś do czynienia z pracą w handlu w Polsce bądź za granicą? Jakie są Wasze wspomnienia związane z tym zawodem? Który z przytoczonych faktów z życia sprzedawcy zaskoczył Was najbardziej?
Brak książeczki sanepidowskiej uważam za plus. Jej załatwianie to nie dość, że pochłania czas, to jeszcze pieniądze. Za to fakt, że pracownik musi pomagać klientom w podawaniu tych produktów, o których wspominałaś, uważam za dziwny.
OdpowiedzUsuńPrzecenianie produktów z kończącą się datą ważności uważam za rozsądną praktykę, sama wielokrotnie kupuję takie produkty, np. jogurty w osiedlowym sklepiku.
Dlugo dyskutowalam z ludzmi na temat samego wystepowania ksiazeczki sanepidowskiej (chyba w zadnym z pozostalych krajow europejskich nie wystepuje) i wspolnie ze znajomymi doszlismy do wniosku, ze to zwyczajne wyciagnie kasy :/ Ja zawsze zastanawiam sie przy przecenach, czy na pewno zdarze zjesc dany produkt, ale np. kupno miesa 50% taniej, by przygotowac je godzine pozniej na obiad, bardzo sie oplaca.
UsuńU nas w DE jest tak samo :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak kraje niemieckojezyczne maja wiecej wspolnego niz myslalam ;)
UsuńBardzo ciekawy wpis :)
OdpowiedzUsuńWpis kieruję do córki, która właśnie planuje wyjazd za granicę :(
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, pozdrawiam cieplutko :)
A dokąd wybiera się córa? Zyczę jej powodzenia :)
UsuńZ Twojego postu wynika, że zakupy w Szwajcarii to istny raj ! Bardzo podoba mi się podejście do pracownika sklepu. W Polsce ten zawód jest mało szanowany i ceniony.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt życzę! ;)
Masz duzo racji. W Polsce relacja sprzedawca-klient jest na bardzo slabym poziomie i pewnie w duzej mierze ma na to wplyw brak szacunku dla tego zawodu.
UsuńTrochę mnie dziwi to ze nie wymagają badań sanepidowskich, u nas by to było chyba nie do pomyślenia ;)
OdpowiedzUsuńGdyby glebiej sie nad tym zastanowic, wlasciwie do czego sie one przydaja? W calej Europie jakos nikt nie choruje z tego powodu, a w Polsce najwidoczniej tak...
UsuńBardzo ciekawe informacje. :) W Polsce chyba też coraz rzadziej płaci się do ręki. :)
OdpowiedzUsuńNadal znam takie przypadki, jak i niestety nielegalna prace w miejscach publicznych...
UsuńTo już nie pierwszy kraj o którym słyszę, że nie trzeba mieć książeczki :)
OdpowiedzUsuńDokladnie!
UsuńKsiążeczka sanepid chroni przed zarażaniem od nosicieli na niektóre bardzo groźne choroby. Uważam to za dobry wynalazek.
OdpowiedzUsuńW szwajcarskim dużym sklepie często spotykam się z przeterminowaną żywnością. Zgłaszałam obsłudze. Nikogo to nie obchodzi.
Oraz zdaża się, że sklep wzywa do zwrotu towaru, np. szynki lub kotletów.
https://www.migros.ch/de/unternehmen/medien/mitteilungen/show/news/produktrueckrufe/2019/rueckruf-aha-pouletprodukte.html?fbclid=IwAR3Zm0NWv1zJEV4E5BQOYH3ULFtyrUcbhfKD4qF8PVowMpjZycCQd9BhFdM