Przez
moje ręce przeszło ostatnio kilka książek i pomyślałam sobie,
że dawno już nie opisywałam żadnych lektur we wpisie. Zazwyczaj
jest u mnie tak, że czytam naraz dwie książki: jedną powieść i
treść, którą podciągnąć można pod literaturę
popularno-naukową, tudzież poradnik. Właśnie kończę trylogię,
do której odniosę się w następnym miesiącu. Dziś z kolei mam
dla Was trzy pozycje, które przed przeczytaniem wydawały mi się
arcyciekawe. Czy ten stan utrzymał się również po ich
przeczytaniu?
Tajemnice
historii. Niewyjaśnione zagadki wszech czasów.
Autor: Joan Ricart
Wydawnictwo: Olesiejuk
Liczba stron: 254
Cena: 26.99 zł
Pierwsza pozycja w tym wpisie to
książka, która powinna być ciekawym kąskiem dla tych, którzy
uwielbiają odkrywać nieznane. Przedstawia ona szereg zagadnień,
które od lat frapują ludzkość.
Tajemnice historii to książka,
którą w zasadzie śmiało mogłabym podpisać jako album. Na uwagę
z pewnością zasługuje ładne wydanie. Solidna, gruba okładka
przyciąga wzrok doskonale, odwzorowując uczucie tajemniczości.
Dodatkowo zawiera ona okładkę zabezpieczającą. Książka ta
wyróżnia się pięknymi fotografiami i rysunkami, co powoduje, że
aż chce się sięgnąć do ich analizy. Całość składa się z 20
krótkich, niepowiązanych ze sobą rozdziałów. Każdy z nich
dotyka innej tajemnicy, wśród których przeczytać można na temat
budowy piramid, zaginionych miastach, posagów z Wyspy Wielkanocnej
czy Trójkącie Bermudzkim.
Każdy z rozdziałów zbudowany jest w
ten sam sposób. Na początku następuje rozbudowany opis zjawiska i
jego historii, który przeplatany jest z odpowiedziami na pytania
typu „Czy wiesz, że...”. Wszystko to w otoczeniu pięknie
wyglądających obrazków, którym nie brakuje szerokich opisów.
Często rozmieszczone są one na całe strony. Praktycznie przy
każdym temacie stworzona została mapka tudzież plan, które
dostosowano do konkretnego tematu. Moim zdaniem jest to bardzo
ciekawy zabieg, który pozwala zagłębić się w opisywaną
historię. Przykładowo: Sam temat zaginionych miast wydaje się dość
abstrakcyjny. Gdy jednak na jednej ze stron ukazuje się
rekonstrukcja wyglądu takiej osady, można to sobie z powodzeniem
wyobrazić i wejść w ten klimat.
Jeśli miałabym skupić się na samej
tematyce, to przyznaję szczerze, że w większości była ona
interesująca. W całej książce pominęłam jeden rozdział, który
zupełnie mi nie leżał i nie zdobył mojego zainteresowania. Pomimo
mojego nastawienia do religii teksty poświęcone tajemnicom
chrześcijańskim były dla mnie niezwykle ciekawe, jak i zostały
one opisany w taki sposób, który zachęca do zadawania dalszych
pytań. Moimi ulubionymi rozdziałami stały się opowieści z
doliny Amazonii, między innymi historia Majów i Inków, czy też
Wyspy Wielkanocnej.
Jak jednak przeczytać możecie w
tytule, ja wszędzie znajdę jakieś „ale”. W tym przypadku nie
było inaczej. Głównym zastrzeżeniem co do wydania książki były
liczne literówki, źle przedzielone wyrazy podczas przenoszenia do
następnej linijki czy samo nieuporządkowanie tekstu, którego każda
linijka była innej długości. Takie mankamenty zdecydowanie
wpływały na mój odbiór tekstu. W czasie czytania łapałam się
na tym, że większą uwagę zwracały właśnie te błędy, aniżeli
sama wartość, którą niesie ten album.
Pomimo poruszenia ciekawych tematów,
do tekstu również można się przyczepić. A ściślej mówiąc,
coś zaznaczyć. Sięgając po tę książkę miałam nieco mylne
wyobrażenie o niej. Wmówiłam sobie bowiem, że owe tytułowe
tajemnice zostaną w niej rozwiązane. Nic bardziej mylnego! W
większości nie znajdziemy odpowiedzi na zadane pytania, a po
lekturze może dojść do tego, że będziemy mieć ich jeszcze
więcej. Ten swoisty rodzaj albumu jedynie opisuje zjawiska, a nie je
wyjaśnia. Koniec końców niewyjaśnione pozostanie na zawsze
tajemnicą. Inną kwestią jest to, że opisanie tematu na 5 – 7
stronach jest niemałym wyczynem. Stanowi jednak przy tym pewną
pułapkę: osobiście miałam wrażenie niedosytu po zakończeniu
każdego rozdziału. Zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył film 10
minut przed zakończeniem.
Błędy,
które zmieniły bieg historii
Autor: Romuald Romański
Wydawnictwo: Bellona
Liczba stron: 280
Jest to nieco specyficzna i mało
znana lektura poświęcona (jakby się przynajmniej wydawało)
błędom, które zaważyły na historii. W tym historycznym, niemal
300-stronicowym wydaniu podjętych zostało sześć głównych
tematów, które miały formę rozbudowanych esejów.
Już na początku muszę zaznaczyć,
że język, którym została napisana ta książka, jest bardzo
ciężki. Nieraz musiałam kilkukrotnie czytać jedno zdanie, bądź
cały fragment, by zrozumieć zawiłości krążące po głowie
autora. Nie wspominając już o tym, że miałam wrażenie, jak gdyby
pisał on jedynie dla siebie i tak, żeby nikt inny tego nie
rozumiał. Ja bardzo chętnie sięgam po tematykę historyczną, co
zresztą nie raz mieliście szansę zobaczyć, lecz ta książka była
dla mnie absolutnym ewenementem i w trakcie jej czytania nachodziły
mnie myśli, mówiące o tym, że już wiem, dlaczego tak wiele ludzi
historii nie znosi.
Sam tytuł i te nieszczęsne „błędy”
jest jak dla mnie zupełnie nieadekwatny do treści. Setki razy
przerywałam czytanie, powracałam do strony głównej i
zastanawiałam się, gdzie są te błędy. Bo czy można popełnić
błąd egoizmu? Egoistką się albo jest, albo nie. Może to być
cecha charakteru, bądź jego skaza, ale błąd? To mi zupełnie nie
pasuje. O wiele bardziej pasowałby mi tytuł: „Co by było
gdyby...”, bo faktycznie taki ciąg zdarzeń był opisywany.
Kilka fragmentów książki (czytaj:
parę akapitów) wydało mi się interesujących, lecz ogólne
przedstawienie tematów przez tego pana było bardzo meczące.
Wyglądało to tak, jak gdyby w swoim wywodzie zaszedł już tak
daleko, że sam nie wiedział, jaki był główny temat. Bo jak od
bitwy z XII wieku przejść do teraźniejszego poczucia Ślązaków w
kwestii nieprzynależenia do żadnego kraju?
Przyznam szczerze, że po kilku
miesiącach od jej przeczytania nie jestem w stanie przytoczyć
dokładnie treści żadnego z rozdziałów. Książka ta sprawia
wrażenie nudnego wykładu starego historyka, który nie przejmuje
się tym, że nikt go nie rozumie i dalej brnie w swój zamknięty
świat.
Hygge.
Duńska sztuka szczęścia
Autorka: Marie Tourell Soderberg
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 224
Książkę poświęconą duńskiej
sztuce szczęścia o nazwie Hygge otrzymałam w wyniku wymiany. Nie
ukrywam, że o tym nurcie słyszałam bardzo dużo. Samo słówko je
opisujące weszło do codziennego języka. Decydując się na
wymianę, byłam żywo zainteresowana i podniecona faktem, że dowiem
się nieco więcej. W dodatku ta okładka bardzo mnie kusiła. Pomimo
całej jasności światełek, przemawiała do mnie aura spokoju, a
nawet coś, co kojarzyło mi się nieco ze Świętami.
Rozpoczęłam od okładki i dla mnie
jest do najmocniejszy punkt tej lekturki. W teorii jest ona
podzielona na 12 rozdziałów, lecz tak naprawdę nie ma w niej co
dzielić. Książka ta (choć nie wiem, czy powinnam określać ją
tym mianem) zawiera więcej papieru niż treści. W skrócie można
powiedzieć, że na 10 króciutkich linijek tekstu wypada jedno
wyśrodkowane zdjęcie na stronie. Patrząc na zdjęcia i opisy
miałam wrażenie, jak gdybym przeglądała czyiś album ze
zdjęciami, zupełnie nie znając tej osoby.
Tak w zasadzie czym jest ten twór? Na
pewno nie poradnikiem, jak przez moment myślałam, bo rad nie
znalazłam tam żadnych. Jest z kolei pełno wypowiedzi anonimowych
dla mnie osób, które opisują, czym jest dla nich „Hygge”. A że
mniej więcej każdy człowiek ma podobne wyobrażenie, to czytałam
ciągle to samo ubrane w inne słowa. Skończyło się na tym, że
przeczytałam ją w jedno popołudnie i poczułam, że każdy może
wydrukować zdjęcia z Instagrama i stworzyć książkę. Nie
wspominając już o paskudnych spolszczeniach, które zawiera to
tłumaczenie. Hyggować? Hygge-rozmowa, hygge-jedzenie? Boże, zlituj
się!
Jeśli ktoś chciałby kupić tę
książkę, to nadaje się ona … jako ładne tło do zdjęć.
Czytałyście którąś z tych książek?
Dla mnie takie coś jak literówki w tekście w ogóle poddaje w wątpliwość daną książkę - tym bardziej z takimi ciekawostkami lub paranaukowymi rzeczami. A na książkach o hygge już dawno się zawiodłam i przestałam po nie sięgać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z komentarzem wyżej, książki, które mają literówki są wątpliwe i nie wiem, czy chciałabym je czytać :/
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej z tych książek, ale literówki potrafią mnie zdenerwować, jeśli jest ich dużo.
OdpowiedzUsuńHygge bardzo mi się podobała. A co do pierwszej książki, to literówki i źle podzielone wyrazy są po prostu niedopuszczalne...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Nie znam żadnej z tych pozycji ;) Jednak jestem wierna fantastyce ;) Książki mają mnie oderwać od rzeczywistości, więc rzadko sięgam po poradniki czy lektury popularnonaukowe ;)
OdpowiedzUsuńŻadna książka nie w moim guście. Ja lubię czytać jedynie powieści.
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnej z tych książek, za to czytałam inną o hygge i była w swej treści bardzo podobna do tej wymienionej przez Ciebie. Nie wniosła do mojego życia zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńHygge - nie kupiałabym dla zasady. A te dwie powyżej mogłyby mnie skusić. Niestety wydaje się mnóstwo słabych książek :(
OdpowiedzUsuńO Hygge slyszalam pelno pozytywnych opinii, w sumie kusi mnie przeczytanie tej ksiazki mimo iz nie lubie takich zyciowych poradnikow, uwazam ze sama swietnie kreuje swoje zycie i jestem szczesliwa :*
OdpowiedzUsuńSłabo z tymi literówkami w tekście.
OdpowiedzUsuńPierwsza dwie książki zdecydowanie idealne dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPandora.
Kojarzę tytuły;)
OdpowiedzUsuńSlyszalam o tej ostatniej ksiazce :) w sumie to okladka jest piekna :0
OdpowiedzUsuńI na tym sie konczy :P
Usuń