Pierwszy
tydzień czerwca za nami, a to najwyższy czas, by podzielić się z
Wami kosmetykami, które wykończyłam w zeszłym miesiącu. Wśród
majowych zużyć znalazły się bardzo podstawowe produkty, których
w większości używa się na co dzień. Kilka z nich zaliczyć mogę
do ulubieńców, a rozpoznać możecie je po rozciętych
opakowaniach, z których zawsze staram się wygrzebać kosmetyk do
ostatnich kropli. Bez zbędnego gadania przejdźmy zatem do właściwej
treści.
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Żel
pod prysznic Elkos Mango & Ananas
Jak
już kiedyś wspominałam, zachciało mi się przetestować żele
marki Elkos, które są dość niskopółkowymi kosmetykami. W
internecie widziałam jednak pozytywne opinie. Były przyrównywane
do żelów Balea czy Isany, więc kupiłam kilka rodzajów na próbę.
Drugim już kosmetykiem, który zużyłam w całości jest produkt o
zapachu mango i ananasa. Jeśli miałabym wypowiedzieć się o samym
działaniu żelu, to było ono zadowalające. Kosmetyk pienił się,
dobrze mył ciało. Nie zauważyłam nadmiernego nawilżenia, ale
także mnie nie przesuszył. Lekkie zastrzeżenia mogłabym mieć do
zapachu, który miał w sobie dziwną nutę (a może to połączenie
owoców mi nie podpasowało?). Dało się do niego przyzwyczaić, ale
nie powodował przyjemnych doznań. Ten rodzaj odpuszczę sobie
podczas kolejnych zakupów.
2) Woda
micelarna Bourjois Paris
Wystarczy
zaglądać na mojego bloga od dwóch miesięcy, by wiedzieć, że
woda micelarna tej marki jest moim absolutnym ulubieńcem i nic nie
jest w stanie się z nią równać. Nie wiem, czy ostatecznie
fioletowa wersja powróciła do sklepów. Mnie udało się zakupić
kilka sztuk online, więc nadal będę po nią sięgać. Jest to
najlepszy i najszybszy sposób na usuniecie makijażu z twarzy.
3) Hydrolat
Bielenda Zielona Herbata
Nie
jestem specjalistą, więc nie będę się tutaj wypowiadać o
wyższości hydrolatu nad tonikiem, bo po prostu się na tym nie
znam. Wypowiedzieć mogę się jedynie o doznaniach, które mi
towarzyszyły w trakcie codziennego nanoszenia na twarz kolejnego
produktu Bielendy. Muszę powiedzieć, że sama marka jest dla mnie
bardzo pozytywnym zaskoczeniem i przyjemnie używa mi się jej
kosmetyków. Tak było również z hydrolatem z zieloną herbatą.
Był to produkt łagodny i delikatny. Dobrze tonizował skórę i
koił ją. Ważnym dla mnie aspektem było także to, że nie
posiadał alkoholu, który źle wpływa na moją skórę. Hydrolat
spełnił swoją rolę.
4) Peeling
myjący Rituals The Ritual of Sakura
Jest
to przykład produktu must have
w mojej łazience. Co tam pianki od Rituals czy też ich balsamy! Dla
mnie ten peeling powinien być ich reklamą. Śmiało mogę
powiedzieć, że nie równa się z żadnym innym peelingiem, który
używałam. Był idealny do stosowania pod prysznicem. Działał
szybko i efektownie. Miał ciekawą teksturę, która była
przeładowana drobinkami peelingującymi, a przez to działała bez
zarzutu. Skóra była idealnie gładka i miękka w dotyku. Po prostu
cudo!
5) Krem
z łoju jelenia Fusswohl
Drugim
ulubieńcem, który stosuję już od lat jest krem z kontrowersyjnym
składnikiem, jakim jest łój jelenia. Być może nie brzmi
zachęcająco, ale działa idealnie na suchą i popękaną skórę.
Widoczne efekty zauważyć można już po dwóch pierwszych użyciach.
Wielokrotnie już poprawił kondycję mojej skóry. Maksymalne
nawilżenie za małe pieniądze.
6) Balsam
do rąk Kiehl's Ultimate Strength Hand Salve
Ten
krem opisywałam w teście marki Kiehl's i o ile dobrze pamiętam,
wypowiedziałam się wtedy, że był to produkt, który działał
krótkotrwale. W związku z tym, że nie mam praktycznie żadnych
problemów z dłońmi, a już zwłaszcza o tej porze roku, sięgałam
po niego dość rzadko. W pewnym momencie jednak coś mnie naszło
(chyba chciałam po prostu szybciej go wykończyć) i zaczęłam
częściej nakładać go na dłonie: nawet 2 – 3 razy dziennie.
Efekt po trzech dniach? Moja skóra stała się maksymalnie
przesuszona. Wręcz schodziła z dłoni. Myślę, że nie będzie
błędem wysnucie hipotezy, że było to spowodowane alkoholem w
składzie. Aktualizuję zatem moją wypowiedź
z tamtego wpisu i nie polecam jego używania.
7) Kojący
krem do twarzy Pharmaceris Octopirox
Jest
to rodzaj kremu, do którego powracam co jakiś czas. To opakowanie
udało mi się nawet zużyć wspólnie z mężem, co jest niebywałym
sukcesem. Jest to kosmetyk przeznaczony do skóry łojotokowej, co
przy mojej chorobie ma duże znaczenie. W ostatnim czasie zaliczyłam
dwa nawroty i w obu przypadkach poradziłam sobie z jego pomocą.
Dobrze ukoił twarz i zlikwidował zaczerwienienia. Będę do niego
wracać.
8) Maska
w płachcie Berrisom Animal Mask
Kolejna
zwierzęca maska z zestawu marki Berrisom miała wizerunek misia i
zawierała śluz ślimaka – składnik, który bardzo lubię. Po raz
kolejny miałam mały problem z płachtą (i to dosłownie mały, bo
nie wyróżniała się ona dopasowanym rozmiarem). Efekt końcowy
ocenić mogę jako poprawny. Twarz była nawilżona i miękka. Bez
efektu „wow”, lecz zadowalająco.
9) Maska
Schaebens Mandeltraum
Migdałowa
maseczka od Schaebens to czysta rozkosz zamknięta w opakowaniu.
Zacznijmy od konsystencji, która jest połączeniem kremu z musem,
co powoduje przyjemne odczucia podczas samego nakładania. Kolejnym
pobudzeniem zmysłów jest świetny migdałowy zapach, który
mogłabym wdychać godzinami. Po usunięciu resztek maski oczom
ukazuje się efekt końcowy, który życzyłaby sobie widzieć po
ściągnięciu każdego kosmetyku tego rodzaju. Twarz wygląda po
prostu super! Mięciutka niczym pupka niemowlaka, przyjemnie gładka.
Przy tym pięknie wyrównany koloryt, zlikwidowane zaczerwienienia.
Świetny produkt!
10) Antyperspirant
w kulce Sanex Natur Protect
W
przypadku takich kosmetyków staram się być obiektywna, lecz
przychodzi mi to z trudem. Nie potrafię się przekonać do
antyperspirantów w kulce i choć bardzo bym chciała, ten rodzaj
produktu nie zachęca mnie do używania. Mimo że sam kosmetyk nie
był zły. Faktycznie odświeżał, niwelował brzydki zapach, a
nawet na swój sposób nawilżał skórę pod pachami. Jednak samo
smarowanie się w tych okolicach nie należy do moich ulubionych form
nakładania produktów typu deo.
11) Mydło
w płynie Balea Milch & Honig
Mydło
to dla mnie mydło. Możecie uznać mnie za ignorantkę, ale nie
widzę sensu kupowania drogich czy ręcznie tworzonych mydeł skoro
mogę mieć tani produkt, który będzie działać identycznie, a
często nawet lepiej. Od jakiegoś czasu nie kupuję już mydeł w
butelkach, a jedynie napełniacze, które o wiele lepiej się u mnie
sprawdzają. Ostatnio do koszyka wpadło pół litra mydła Balea o
zapachu miodu i mleka - połączenia, które zawsze dobrze się
sprawdzi. Byłam z niego bardzo zadowolona nie tylko ze względu na
aromat, ale także dobre działanie.
12) Perfumy
Lotus Aqua Go!
Być
może nie są to jakieś wysokopółkowe perfumy, ale nie jest to dla
mnie kwestia priorytetowa. Bardzo ciężko jest mi znaleźć zapach,
który trafi w moje gusta, więc jeśli znajdę taki pośród tanich
zamienników, to dlaczego miałabym z tego nie skorzystać. Ten
flakon wypatrzyłam u mojej siostry, która zdecydowała się mi go
oddać, a ja cieszyłam się z cytrusowego zapachu, który
towarzyszył mi przez długi czas.
13-14) Płatki
kosmetyczne: Elkos i lpek
Płatki
kosmetyczne należą do standardowych zużyć. Po markę Elkos sięgam
bardzo systematycznie i najbardziej ją lubię. Kwadratowe płatki w
rozmiarze maxi lpek zostały kupione na próbę. Niektóre sztuki
jednak wyglądały na „niedorobione” i rozdwajały się, co
doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nie sądzę bym ponownie się
na nie zdecydowała.
15) Kosmetyki
męskie: żel pod prysznic Balea Men Sport
Mój
mąż zużył w maju żel pod prysznic Balea. Kolejnym wypróbowanym
wariantem był Sport. Działał
on podobnie jak większość kosmetyków tej marki. Miał przy tym
bardzo ładny zapach o męskiej nucie. W składzie znaleźć można
miętę wodną i mentol, który dawał przyjemne chłodzenie w
cieplejsze dni. Jak każdy facet, również mój mąż lubi produkty
3 w 1 i zalicza to do plusów tego produktu.
16) Antyperspirant
w sprayu Nivea Men Silver Protect
Nie powinna Was zdziwić obecność
kolejnej zużytej butelki antyperspirantu od Nivea w srebrnym
opakowaniu. Mąż kupuje zawsze w Polsce roczny zapas i sięga od wielu
lat tylko po ten rodzaj.
17) Pasta
do zębów Elmex Sensitive Plus
Tak
prezentują się moje majowe zużycia ze standardowymi produktami. Na
dzień dzisiejszy zaczęłam testowanie kolejnego żelu marki Elkos.
Od czasu do czasu sięgam także po piankę do kąpieli z Balea.
Peeling do ciała wymieniłam do rodzimą markę: Joannę. Hydrolat
zastąpił tonik Nature, który jest dla mnie pierwszym kontaktem z
tą marką. Dzięki internetowemu zamówieniu woda micelarna
pozostaje bez zmian. Do rąk używam obecnie kremu z proteinami
jedwabiu z Ziaji i jest to wielki powrót tego kosmetyku do mojej
pielęgnacji. Na stopy z kolei nakładam uniwersalny krem Kneipp. W
tym miesiącu zamierzam stworzyć aktualizację pielęgnacji na lato,
więc już dziś zachęcam do przeczytania.
Używałyście
któregoś z moich zużyć?
Dużo ciekawych kosmetyków :)
OdpowiedzUsuńDodaję do obs i zapraszam do siebie :)
Ale piękna prezentacja! <3 Maska zainteresowała mnie najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńMarzy mi sie wyjazd do PL i zakupowe szalenstwo marki Bielenda hahaha :D
OdpowiedzUsuńŁadnie Ci poszło :) Miałam kiedyś jakiś wariant żelu Elkos i wtedy byłam z niego zadowolona :)
OdpowiedzUsuńNiestety ani jednego z tych kosmetyków nie miałam, no może oprócz pasty!
OdpowiedzUsuńMój blog :)
Lata temu używałem demakijażu z Bourjois ah te czasy :D
OdpowiedzUsuńTrochę tego jest :)
OdpowiedzUsuńSporo się tego zużyło 😉
OdpowiedzUsuńNie używałam żadnego z tych kosmetyków , ale myślę, że spodobałyby mi się perfumy Lotus Aqua Go ! Pozdrawiam i czekam na następny wpis !!!
OdpowiedzUsuńSame nowości jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńNiezły zestaw :)
OdpowiedzUsuńLubię Bielendę, muszę wypróbować te kosmetyki, obserwuję i pozdrawiam☺
OdpowiedzUsuńUżywałam elmex :D A mój facet nivea men. Jakoś reszty jeszcze nie poznałam
OdpowiedzUsuńTo ja zużyłabym zielone!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo lubię pastę do zębów Elmex :) Znam tez te kosmetyki Balea :)
OdpowiedzUsuńJA w maju zużyłam wyjątkowo mało.
OdpowiedzUsuńA to paskuda ten krem do rak, żeby tak wysuszał!
Oj, bardzo podniosl mi cisnienie. Cale szczescie moje dlonie sa w dobrym stanie i szybko doszly do siebie po uzyciu innego kremu.
Usuńsporo tego :)
OdpowiedzUsuńSporo zużyć :) ja lubię używać pasty do zębów Elmex :) chętnie wypróbowała bym maseczki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy przeglądam Twoją listę nowości uświadamiam sobie, jak bardzo mój zapas kosmetyczny ogranicza się do kilku marek :D Niestety pod tym względem jestem konsekwentna i jedynym odstępem od reguły są wszelakie maseczki. Sama również chwalę sobie markę Pharmaceris, choć za inną linię :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Ja w wielu przypadkach jestem wierna konkretnemu produktowi i rzadko testuje cos nowego, ale nie stawiam na cala game produktow tej samej marki.
UsuńRzeczywiście, czasem zdarza się, że nie mamy wszystkich tych produktów, ale dobrze mieć choćby coś pod ręką, jak ta pasta! Mam nadzieję, że wkrótce uda Ci się wypróbować pozostałe i znaleźć kolejne ulubione kosmetyki. Czy masz może jakieś inne sprawdzone produkty, które chętnie polecisz?
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowy artykuł, który naprawdę trafił w sedno! Liczę na więcej takich inspirujących treści.
OdpowiedzUsuńProjekt Denko to popularna inicjatywa, w ramach której użytkownicy kosmetyków dzielą się swoimi doświadczeniami po zużyciu produktów do końca. W maju 2019 roku mogły to być recenzje ulubionych kosmetyków, które sprawdziły się na tyle dobrze, że zostały zużyte do ostatniej kropli, jak i te, które nie spełniły oczekiwań. Tego rodzaju podsumowania pomagają w świadomym wyborze produktów, które są warte ponownego zakupu, oraz tych, które lepiej ominąć.
OdpowiedzUsuńNo to był kawał dobrego tekstu! Widać, że wkładasz w to serce i energię. Zdecydowanie będę tu wracać, bo warto!
OdpowiedzUsuńTo był ciekawy wpis, zdecydowanie w moim klimacie! Dzięki za świetną lekturę. Chyba będę tu częściej zaglądać, bo widzę, że piszesz o rzeczach, które mnie interesują.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się to czytało, idealnie na odstresowanie! Będę tu zaglądał, by nie przegapić nowych wpisów.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis!
OdpowiedzUsuń