Kwiecień
pod względem kosmetycznym minął mi niezauważalnie. Obyło się
bez żadnych testów nowości, a ja nie zwracałam większej uwagi na
to, czego używam. Po prostu sięgałam po wystawione, pierwsze z
brzegu produkty. Kosmetyki zauważałam jedynie podczas pakowania ich
na wyjazd. Na Lazurowe Wybrzeże pojechały ze mną w dużej mierze
miniaturki i próbki, stąd też ich zwiększona ilość w
dzisiejszym wpisie.
Zachęcam
do zaglądnięcia do mojej denkowej torby!
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Szampon
kofeinowy Alpecin
Byłam
niezwykle ciekawa tego szamponu, a wypróbowanie produktu tej marki
chodziło mi po głowie bardzo długi czas. W końcu się zebrałam i
zakupiłam na pierwszy ogień szampon kofeinowy. Kiedyś miałam już
do czynienia z takim wynalazkiem innej firmy i dobrze wspominam ten
produkt, tym bardziej byłam ciekawa Alpecin. Z doświadczenia mogę
już powiedzieć, że kofeinowe szampony mają specyficzne, męskie
nuty zapachowe i trzeba mieć tego świadomość. Sam zapach mi
jednak nie doskwierał. Szampon miał charakterystyczną, niebieską
barwę i dobrze rozprowadzał się po skórze głowy. Włosy
wyglądały po umyciu dobrze, nie puszyły się. Były przy tym
miękkie w dotyku i lśniące. Jednak uwaga! W moim przypadku nie
sprawdził się on jako szampon do częstego (czytaj: codziennego)
mycia włosów. Za bardzo je wtedy obciążał. Sięgałam zatem po
niego od czasu do czasu i wtedy byłam zadowolona z efektów. Ciężko
jest mi się wypowiedzieć, czy faktycznie stymulował porost włosów,
bo u mnie i tak rosną one jak szalone.
2) Miniatura
szamponu przeciwłupieżowego Head&Shoulders
Na
wyjazd zabrałam miniaturę tego sprawdzonego szamponu. W takich
przypadkach nigdy nie sięgam po nowości, bo moja skóra głowy bywa
kapryśna. Wolę zatem mieć ze sobą produkt, który dobrze znam.
Jako że marka Head&Shoulders towarzyszy mi od lat, a miniatura
dołączona była do większego opakowania, to właśnie ten kosmetyk
towarzyszył mi na wyjeździe i sprawdził się jak zawsze świetnie.
3) Płyn
micelarny Bourjois Paris
Bez
wątpienia jest to moja ulubiona woda micelarna. Zarówno fioletowa
jak i niebieska wersja spełnia w 100% moje oczekiwania. Zmycie
makijażu trwa z nią dosłownie dwie sekundy. Przy tym jest to
produkt hipoalergiczny, absolutnie niepodrażniający skóry, ani
okolicy oczu. To mój ulubieniec wszech czasów.
4-5) Maseczki
w płachcie Berrisom: Red Ginseng i Blackberry
W
tym miesiącu nie miałam zbyt wiele czasu na maseczkowanie, stąd
też użycie zaledwie dwóch masek w płachcie. Obie pochodzą od
koreańskiej marki Berrisom. Kupiłam je w zestawie i staram się
systematycznie je testować. Swoją drogą dajcie znać, czy
bylibyście zainteresowani wpisem poświęconym tym maseczkom. Maska
z wizerunkiem tygrysa (Red Ginseng) wyróżniła się bardzo
nieprzyjemnym zapachem. Mi kojarzył się on z wizytą w gabinecie
lekarskim bądź u dentysty. Po raz kolejny miałam problem z
płachtą, która dostosowana jest do małych azjatyckich twarzy.
Płachty było za duże na dole, a wycięcia na oczy były
zdecydowanie zbyt blisko siebie. Spowodowało to, że esencja z maski
podrażniała mi oczy. Po zdjęciu płachty esencja szybko się
wchłonęła. Twarz pozostała miękka i bez podrażnień, ale lekko
klejąca. Efekt był dość zwyczajny, jak po średniej jakości
masce.
Maska
z wizerunkiem pandy pojechała ze mną na wyjazd. Użyłam jej w
momencie, gdy moja cera była po kilkudniowym kontakcie ze słońcem
i w kilku miejscach zauważyłam przesuszenia. Miała ona ładny
kwiatowy zapach. W działaniu również pozytywnie mnie zaskoczyła.
Nie zauważyłam żadnych dodatkowych podrażnień, a wręcz
przeciwnie. Twarz została ładnie nawilżona i odżywiona. Tego w
tamtej chwili było mi trzeba.
6) Płyn
do higieny intymnej AA Intymna Help
Po
emulsje tej marki sięgam od wielu lat i na tą chwilę nie zamierzam
tego zmieniać. Butelka była praktyczna w użyciu. Produkt z
łatwością dawało się wydobyć przy pomocy pompki. Wersja Help
miała delikatną, mleczną konsystencję, która bardzo mi
odpowiadała. Kosmetyk nie podrażniał, ani nie wysuszał okolic
intymnych. Dawał również przyjemne odświeżenie.
7) Chusteczki
do higieny intymnej AA Intymna Sensitive
Chusteczki
tej samej marki kupiłam na próbę i był to jednorazowy zakup. Nie
spodobała mi się ta forma kosmetyku. Wydawało mi się to dobrym
pomysłem, by mieć taki produkt podczas wyjazdów ze sobą. Jednak
od początku nie było to dla mnie komfortowe rozwiązanie. W dodatku
po kilku (może 4) otwarciach chusteczki zaczęły natychmiast
wysychać (mimo że część klejąca nadal pozostaje zamknięta).
Tym samym do kosza trafia niewykończone opakowanie.
8) Plastry
oczyszczające na nos Dermo pHarma+
Wielokrotnie
wspominałam już, że jest to najlepsza marka dostępna w Polsce,
która produkuje plastry oczyszczające. Jak powszechnie wiadomo tego
rodzaju produkty mogą działać mniej lub bardziej. Te plastry
jednak jeszcze nigdy mnie nie zawiodły i zawsze pomagają mi pozbyć
się dużej ilości zaskórników z nosa. Polecam.
9) Płyn
do płukania jamy ustnej Colgate Plax Cool Mint
Standardowym
produktem w mojej łazience jest płyn do płukania ust marki
Colgate. Najbardziej przemawia do mnie wersja Cool Mint, która nie
ma tak ostrego smaku jak inne płyny tego typu (np. Listerine). Ten
produkt dawał mi odświeżenie i pomagał w utrzymaniu higieny jamy
ustnej. Będę systematycznie do niego powracać.
10) Pasta
do zębów Elmex Sensitive Plus
11) Podkład
Rimmel Match Perfection
No
i wydało się! Jestem tak zapaloną nosicielką tapety na twarzy, że
nie jestem w stanie zużyć butelki podkładu przed upływem daty
ważności. Cóż zrobić! Podkład od Rimmela stał się jednak moim
ulubieńcem, ponieważ pozostawiał ładne wykończenie na twarzy.
Praktycznie nie widać było, że mam na sobie pełny makijaż, a tak
naturalny efekt jest jak najbardziej pożądany. Sam odcień (100
Ivory) idealnie pokrywał się z moją cerą. Nie ciemniał w ciągu
dnia i dobrze utrzymywał się nawet po wielu godzinach od nałożenia.
Tę buteleczkę wyrzucam z powodu upłynięcia daty ważności.
Zauważyłam już zmianę w jego właściwościach. Zakupiłam jednak
kolejne opakowanie.
12) Puder
matujący Catrice All Matt Plus
Kolejny
produkt, po który sięgam od lat. Puder z Catrice to kosmetyk,
którego nie mam chęci wymieniać na żaden inny. Nie jestem typem
kobiety, która co rusz kupuje nowe kosmetyki kolorowe do testów.
Jeśli już znalazłam coś dobrego, to tego się trzymam. Tym samym
w moje ręce systematycznie trafia ten matujący puder. Świetnie
utrzymuje się on na mojej twarzy, dając matowe wykończenie.
Utrzymuje się w moim przypadku nawet cały dzień bez poprawek. Dla
mnie bomba!
13) Kosmetyki
męskie: Żel pod prysznic Balea Men Ready!
Mój
mąż zużył żel pod prysznic 3 w 1 z ekstraktem z imbiru. Jak
wiadomo ta marka ma tanie kosmetyki, więc nie można zbyt wiele od
niej oczekiwać. W tym przypadku żel działał poprawnie, jednak nie
był zbyt wydajny. Sam zapach był przyjemny, bardzo męski.
14) Kosmetyczka
Linea Delphin
W
dzisiejszym Denku postanowiłam zawrzeć także moją wyjazdową
kosmetyczkę, która miała przez długi czas bezpośredni kontakt z
kosmetykami. Miała ona bardzo ciekawy materiał, niezwykle przyjemny
w dotyku, który ostatecznie stał się jej wadą. Po jakimś czasie
zaczął on się bardzo zdzierać, a sama kosmetyczka przyklejała
się do każdej powierzchni, z jaką miała styczność. Ostatecznie
zdecydowałam się z nią rozstać przed ostatnim wyjazdem i
zakupiłam coś porządniejszego.
Próbki:
- Krem
Nivea Care – Bardzo fajna wersja kremu Nivea. Mocno nawilżająca.
- Krem
La Roche-Posay Toleriane Sensitive – Sprawdził się dobrze na
wyjeździe. Był delikatny dla skóry.
- Balsam
do stóp Fussbalsam Laufwunder – Rewelacyjny produkt apteczny. W
sekundę pozbył się suchych skórek na stopach.
- Body
lotion Eco-Boutique – Tę próbkę zużyliśmy w hotelu. Lotion z
aloesem działał bardzo kojąco na skórę muśniętą słońcem.
Smarowaliśmy się nim codziennie.
Kosmetyków
zużytych w kwietniu nie jest niezwykle dużo, co wiązać można z
naszym wyjazdem, który „zamroził” używanie pełnowymiarowych
produktów. W Denku pojawiły się dwa produkty niezużyte do końca,
jednak nie nadające się już do użytku. Po wykorzystaniu tych
szamponów postawiłam na klasyczny Head&Shoulders, gdyż nie mam
niczego innego w zapasach. Do demakijażu służy mi fioletowa woda z
Bourjois. Pozostałam wierna emulsji do higieny intymnej. Podmieniłam
ją jedynie na wersję Sensitive. Płyn do płukania ust to tym razem
nowość – Dentofit, którą mój mąż kupił w Lidlu. Sam również
zaczął używać innego rodzaju żelu Balea Men. Kosmetyki kolorowe
wymieniłam na nowe opakowania tych samych produktów. Łączna
wartość kosmetyków zużytych w kwietniu wynosi 229,30 zł.
Używałyście tych kosmetyków?
Plastry na nos tej marki miałam, faktycznie są świetne, chyba najlepsze, jakie miałam 😊
OdpowiedzUsuńPotwierdzam :)
UsuńKochana ja polecam Ci ten czerwony szampon Alpecin Doppel Effect z kofeina, ale moze usztywniac wlosy. Dziala jak marzenie zwlaszcza na nasza twarda wode ;)
OdpowiedzUsuńDzieki za polecajke ;)
UsuńPoza Elmexem nie miałam niczego z Twojego denka. :)
OdpowiedzUsuńPodkład znam i bardzo lubię :) Szkoda, że te chusteczki się nie sprawdziły, bo ja uwielbiam takie nosić przy sobie nawet jeśli mają mieć zupełnie inne zastosowanie niż nazwa wskazuje.
OdpowiedzUsuńMój blog :)
Ja tez zawsze mam przy sobie wilgotne chusteczki, te jednak kupilam strikte do innego celu (np: campingi itp.)
UsuńBardzo fajny wpis :)
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie o tych plasterkach na nos, bo u mnie również sprawdzały się świetnie i teraz przydałoby się do nich wrócić :D
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)
UsuńDawno temu miałam ten podkład Rimmela i całkiem miło go wspominam :)
OdpowiedzUsuńJa nie spotkałam jeszcze lepiej dopasowanego do mojej cery.
UsuńMyślę o takich plastrach na nos.
OdpowiedzUsuńTe firme moge z czystym sercem polecic :)
UsuńTe plastry na nos są super...też używam!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Muszę wyciągnąć swoje próbki i wykończyć, żeby mi się nie przeterminowały :)
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować maseczek! Mam do nich straszną słabość :D
OdpowiedzUsuńAnimal mask bardzo lubię. Działają skutecznie!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił ten szampon kofeinowy :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, że włosy ci rosną szybko! :D Maski najbardziej mnie zaciekawiły. Mało z tych rzeczy miałam.
OdpowiedzUsuńDla mnie to raczej zmora :P
UsuńZnam tylko maseczki marki Berrisom, kiedyś używałam całego setu tych zwierzaczkowych masek i miło to wspominam :)
OdpowiedzUsuńChyba wlasnie u Ciebie je wypatrzylam po raz pierwszy ;)
UsuńZnam tylko Head 'n Shoulders, ale nie używałam go wieki, więc nawet nie pamiętam jak się u mnie sprawdzał ;)
OdpowiedzUsuńTen szampon kofeinowy mnie zainteresował
OdpowiedzUsuńU mnie ten podkład z Rimmel się nie sprawdził :)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na nowy post - KLIK
Szampon Head&Shoulders mam zawsze na półce. Miałam ten podkład z Rimmela, u mnie się nie sprawdził. Reszty produktów nie znam. Zainteresowały mnie plastry oczyszczające :)
OdpowiedzUsuń