Czasem trudno w to uwierzyć, ale w
Szwajcarii spędziłam już ponad 5 lat. Czas leci nieubłaganie i
nie sposób go zatrzymać. Do Polski jeżdżę stosunkowo rzadko.
Ostatnie wyjazdy były związane jedynie z organizacją ślubu, a
teraz w ogóle nie zapowiada się, żeby częstotliwość wyjazdów
się zmieniła. Jeśli myślę o mojej emigracji, to z pewnością
nie jak o emigracji zarobkowej, ale ten temat poruszę innym razem.
Po 5 latach mogę śmiało powiedzieć, że czuję się tu jak u
siebie. Mówiąc „dom”, mam na myśli właśnie Szwajcarię. Po
tej okrągłej rocznicy nadszedł czas na odrobinę refleksji,
dlatego też zapraszam Was do przeczytania dzisiejszego postu.
Czego nauczyła mnie Szwajcaria?
-> Samodzielności
Wyjazd do Szwajcarii wiązał się dla
mnie również z wyprowadzką z rodzinnego domu. Bez wątpienia była
to więc dla mnie znacząca podróż, która zmieniła moje życie.
Od czasu wyjazdu spadły na moją głowę wszystkie obowiązki
domowe, których wcześniej często nie wykonywałam. Nie było już
mamy, która podstawi pod nos talerza z kanapkami czy wypierze
ubrania. Jednym zdaniem: „Byłam na swoim...”. Być może trudno
w to uwierzyć, ale w momencie wyjazdu miałam np. dwie lewe ręce do
gotowania i przypalałam nawet wodę na herbatę. Zawzięłam się
jednak i postawiłam cel: nauczyć się tej czynności i być w tym
naprawdę dobra. Po kilku latach dostaje nawet zamówienia na domowe
wypieki, więc cel chyba został osiągnięty (choć moja rodzina
nadal nie wierzy, że własnoręcznie wykonuje wszystkie z
przesyłanych na zdjęciach potraw i ciast :P)
Wracając do tematu, w Szwajcarii musiałam wejść w dorosłe życie, które wiązało się także z wejściem na poważniejszy etap związku: wspólne zamieszkanie, które często ukazuje nie tylko zalety, ale i wady partnera. Właśnie z tym kojarzą mi się pierwsze miesiące spędzone w tym kraju. Przede wszystkim była to spora nauka nad samą sobą.
Wracając do tematu, w Szwajcarii musiałam wejść w dorosłe życie, które wiązało się także z wejściem na poważniejszy etap związku: wspólne zamieszkanie, które często ukazuje nie tylko zalety, ale i wady partnera. Właśnie z tym kojarzą mi się pierwsze miesiące spędzone w tym kraju. Przede wszystkim była to spora nauka nad samą sobą.
-> Uprzejmości
Osobiście zawsze uważałam się za osobę uprzejmą, ale też nie do przesady. Umiałam posługiwać się magicznym słowami i nie było dla mnie problemem przywitanie się z sąsiadem czy przeproszenie, gdy przypadkiem na kogoś wpadłam. Szwajcaria zdefiniowała jednak na nowo moje pojęcie uprzejmości. Już pierwsze wyjście do sklepu pokazało mi, z czym będę mieć do czynienia. W małym osiedlowym sklepiku zostałam 4 razy spytana o to, co może mi pokazać jedna z pracownic (po czym jeszcze 10 razy zapewniano mnie, że są w pobliżu gdybym jednak czegoś szukała). Każdy pracownik przywitał się ze mną i pożegnał, słowa: dziękuję i proszę zostały powtórzone 30 razy. No i ten początkowo irytujący, nieco sztuczny (tak mi się wydawało) uśmiech od ucha do ucha. Początkowo było to dla mnie bardzo męczące, zwłaszcza, że jestem osobą, która woli pozostać jak najbardziej anonimowa. Nie lubię skupiać na sobie niczyjej uwagi, a idąc do jakiegokolwiek sklepu zawsze szukam produktów sama.
Osobiście zawsze uważałam się za osobę uprzejmą, ale też nie do przesady. Umiałam posługiwać się magicznym słowami i nie było dla mnie problemem przywitanie się z sąsiadem czy przeproszenie, gdy przypadkiem na kogoś wpadłam. Szwajcaria zdefiniowała jednak na nowo moje pojęcie uprzejmości. Już pierwsze wyjście do sklepu pokazało mi, z czym będę mieć do czynienia. W małym osiedlowym sklepiku zostałam 4 razy spytana o to, co może mi pokazać jedna z pracownic (po czym jeszcze 10 razy zapewniano mnie, że są w pobliżu gdybym jednak czegoś szukała). Każdy pracownik przywitał się ze mną i pożegnał, słowa: dziękuję i proszę zostały powtórzone 30 razy. No i ten początkowo irytujący, nieco sztuczny (tak mi się wydawało) uśmiech od ucha do ucha. Początkowo było to dla mnie bardzo męczące, zwłaszcza, że jestem osobą, która woli pozostać jak najbardziej anonimowa. Nie lubię skupiać na sobie niczyjej uwagi, a idąc do jakiegokolwiek sklepu zawsze szukam produktów sama.
Ten
poziom uprzejmości, do którego musiałam się dostosować wszedł
na moje wyżyny. Przeżyłam nawet niezbyt miłą sytuację, w której
w pracy złożono na mnie skargę za bycie niemiłą w momencie, gdy
byłam dla każdego o 50 razy bardziej miła niż zachowywałabym się normalnie w Polsce. Posłuchałam się rady, która brzmiała: „Przesadzaj!”
Na każdym kroku mówiłam dzień dobry, wszystkich
przepraszałam i dziękowałam im za każdy drobiazg. Życzyłam
ludziom na ulicy miłego dnia, prawiłam komplementy. No i
poskutkowało! Szwajcarska uprzejmość weszła mi tak w krew, że
obecnie, jadąc do Polski, nikt nie chce iść ze mną na zakupy, bo
twierdzi, że zachowując się tak jak na co dzień w CH, zwracam na
siebie za dużo uwagi. Ot, różnice kulturowe!
-> Rasizmu
Ten punkt jest zdecydowanie
najbardziej kontrowersyjny. W dodatku kłóci się on z powyższym
punktem, ale spróbuję Wam to jakoś wyjaśnić. Będąc w Polsce,
miałam bardzo nikły kontakt z obcokrajowcami. Jeśli już go
nawiązywałam, to były to bardzo serdeczne kontakty międzyludzkie
i pochodzenie nie miało żadnego znaczenia. Przecież liczy się
człowiek! Umówmy się jednak, że ilość obcokrajowców w Polsce
nie jest aż tak wysoka, by na co dzień była zauważalna. W
Szwajcarii istnieje tak dużo kultur i zderza się z sobą tyle
narodowości, że nie może nie dochodzić do spięć. Na marginesie
muszę Wam powiedzieć, że często słyszałam stwierdzenia od
rodowitych Szwajcarów, że mają dość obcokrajowców w kraju.
Przez cały ten czas pobytu tutaj przy ciągłym kontakcie z ludźmi
wyrabia się jednak opinie o konkretnych grupach społecznych na
podstawie własnych doświadczeń.
Pracując w branży, która wymaga
bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, często nawiązywania
znajomości ze stałymi klientami i obserwacji zachowań różnych
narodowości, wywołała ona u mnie efekt odwrotny od zamierzonego. Nie
stałam się bardziej tolerancyjna dla innych kultur, a wręcz
przeciwnie: przekonałam się, że nie mogłabym żyć w innych
warunkach. Przestałam wierzyć, że dwie osoby różnych kultur i
narodowości są w stanie stworzyć udany związek, dlatego podchodzę
do takich romansów wśród moich znajomych sceptycznie, co mają mi
za złe. Z dezaprobatą patrzę też na kobiety owinięte szmatami od
stóp do głów – nie ze względu na nietolerowanie tej religii.
Denerwuje mnie okropnie to, że ktoś przyjeżdża do cywilizowanego
kraju i nie jest w stanie dostosować się do reguł, które w nim
panują - nie tylko wyglądem, a przede wszystkim zachowaniem. Mnie też nie wszystko się tu podobało, ale chciałam żyć
w tym miejscu, więc musiałam się dostosować. Nie wspominając już
o sytuacjach, które widziałam nagminnie wśród konkretnej
narodowości, a które wywołały u mnie bardzo negatywny stosunek do
nich. I nie chodzi tutaj o przykrość wywołaną przez jedną osobę,
a podejście życiowe wynikające z ich wychowania, kultury itp.,
które zakłada np. brak szacunku do kobiety i pod tym względem mogę
śmiało powiedzieć, że jestem rasistką dla takich osób.
-> Rezygnacji z toksycznych relacji
międzyludzkich
Podejrzewam, że każda osoba, która
wyjechała za granicę, przyzna mi rację. Będąc w ojczystym kraju,
wybieramy sobie znajomych, przyjaciół. Mieszkając za granicą,
każdy kontakt z rodakami jest na wagę złota i człowiek przyjaźni
się ze wszystkimi. Nie ma nic dziwnego w tym, że 20-latek kumpluje
się z kimś, kto mógłby być jego ojcem itp.
Żyjąc w Szwajcarii
poznałam pojęcie toksycznych związków międzyludzkich. Trwałam w
nich tak długo, aż sama zaczęłam zauważać, jakie szkody
przynoszą one mi. Ba! Zaczęłam zauważać, ile wcześniej było
takich więzi, które wprowadzały mnóstwo nieczystej atmosfery w
moje życie. W tym momencie mogę oświadczyć, że jestem bardzo
wyczulona na takie relacje. W mig je rozpoznaje i potrafię z nich od
razu zrezygnować. Być może późno, ale zawsze!
PS. O relacjach Polaków za
granicą można akurat rozprawiać godzinami i napisać milion
powieści, więc najlepiej jest zakończyć ten punkt w tym miejscu.
-> Nie przejmować się opinią innych
Pewnie każdy z Was słyszał
wielokrotnie zdanie: „A co ludzie powiedzą...”. Sama wychowałam
się w domu, gdzie opinia ludzi wokół bardzo wpływała na
zachowanie czy podejmowane decyzje. Szwajcaria dała mi ogromny
dystans do wszystkiego, co dzieje się w Polsce, nie tylko w kraju
czy miejscowości, ale przede wszystkim u rodziny czy znajomych. Do
tej pory docierają do mnie newsy pt: „A ten powiedział to, a
tamten uważa, że źle robisz” i mój ulubiony: „Wszyscy pytają
kiedy dziecko”.
W Szwajcarii każdy żyje swoim życiem. Większość
osób tu wychowanych nigdy nie zada Ci prywatnego pytania, dopóki
sam nie postanowisz o tym opowiedzieć. Opinia ludzi, zwłaszcza w
Polsce, nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. To, że ludzie
gadają, nie sprawi, że będę mieć, co włożyć do garnka, będę
bardziej spełniona w życiu czy szczęśliwa. A ludzie gadać i tak
będą, niezależnie co by się zrobiło.
-> Polegania na sobie i samodzielnego
poszerzania wiedzy
Można by rzec, że Szwajcaria w gorzki
sposób nauczyła mnie życia, bo przecież poleganie tylko na sobie
jest jakimś stylem życia, według którego się podąża.
Musiałabym tu powrócić ponownie do tematu relacji z Polakami na
obczyźnie, ale pomijając zbędne fakty, koniec jest zawsze taki
sam. Nie możesz polegać na nikim. Jeśli na czymś Ci zależy, nikt
za Ciebie nie będę do tego dążył. Z tym wiąże się również
drugi z punktów, który postanowiłam połączyć w jedną całość.
Poszerzanie wiedzy na dany temat. Przyjeżdżając do obcego kraju,
na pewno nie zna się wszystkich obyczajów i reguł, które tam
panują. Tak było z moim przyjazdem do Szwajcarii. Wiele rzeczy było
dla mnie absolutną nowością.
Mogłabym oczywiście spotykać się
z kolejną grupą rodaków, wśród których każdy ma inne zdanie na
podsunięty temat i powielać ich mylne przekonania w kwestiach
prawnych i systemowych, bazując na ich wiedzy. Ale czy to byłoby
dobre? Zdecydowanie nie! Mimo że każdy język w dziedzinie
polityki, prawa itd. jest bardzo zagmatwany i trudny, mając jakiś
problem, nigdy nie zwróciłam się do kogoś, lecz sama szukałam
fachowej wiedzy, doszkalałam słownictwo, by rozwiązać go od
podstaw. Ostatnią rzeczą, jaką powinno się zrobić, to szukanie
pomocy u przypadkowych znajomych...
-> Cieszyć się drobnostkami
Zupełnie nie spodziewałam się, że
ten post osiągnie tak sporą ilość tekstu, dlatego zdecydowałam
się zakończyć go na tym optymistycznym punkcie. Szwajcaria
pokazała mi wiele pięknych miejsc i widoków, obok których kiedyś
przeszłabym obojętnie. Dziś cieszy mnie każdy promień słońca w
jesienny dzień, każde dzień dobry wypowiedziane na ulicy,
każdy zapach domowego ciasta, które przygotowuję. Doceniam każdą chwilę wolnego czasu, każdą rozmowę z najbliższymi, spacer po
parku i udaną fotografię. Z nabycia tej cechy cieszę się
najbardziej!
Pomimo tej ogromnej ilości tekstu
zdaję sobie sprawę, że w dalszym ciągu nie poruszyłam wszystkich
kwestii i nie „wyczerpałam” tego tematu. Jeśli więc po
przeczytaniu nasuwają Ci się pytania, bądź chcesz bym nieco
dokładniej opisała jakieś wydarzenia czy anegdoty, śmiało pisz w
komentarzu!
Dziękuję za przeczytanie!
Super post! Wszystkiego najlepszego z okazji pięciolecia w nowym miejscu! Ja niespełna dwa miesiace temu zamieszkałam w Hiszpanii. Ciekawe czy za 5 lat wyciągnę tak dużo wniosków:D juz na chwilę obecną mogę powiedzieć że Hiszpania nauczyła mnie zwolnić w życiu codziennym jeszcze bardziej, być bardziej wyrozumiałą i życzliwą. Świetnie Cie rozumiem jeśli chodzi o setki dziękuję przepraszam itd itd;D plus buziaki w policzki w Hiszpanii:o oh! Z czasem jednak można sie do tego przyzwyczaić! :)
OdpowiedzUsuńDomyslam sie, ze Twoich wnioskow bedzie jeszcze wiecej, biorac pod uwage tak odmienny temperament hiszpanski :) 5 lat to dla mnie kawal zycia ;)
UsuńJeszcze nigdy w Szwajcarii nie byłam ale podoba mi się to, że każdy żyje własnym życiem :)
OdpowiedzUsuńIstnieja tez minusy takiego postepowania. Prosty przyklad: gdy ktos zemdleje na ulicy, raczej nikt Ci nie pomoze...
UsuńNauczyłaś się naprawdę wiele. I wyobrażam sobie,że było ciężko.. Ja spędziłamw Holandii trochę miesięcy, jadąć tam z chłopakiem i było ciężko. Ale nauczyłam się tych wszystkich punktów i wracając do Polski, wróciłam z innym myślniem, podejściem w kwestii relacji międzyludzkich czy wspomnianego rasizmu .
OdpowiedzUsuńMoje nastawienie do zycia zmienilo sie zdecydowanie o 180 stopni.
UsuńSuper porady :)
OdpowiedzUsuńPurpurowyKsiezyc
Sama mieszkam za granicą już prawie 10 lat i wiem o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńPod każdym akapitem jestem w stanie się podpisać.
Rasizm jest tematem rzeką ale to tutaj zrozumiałam tak na prawdę jego prawdziwe znaczenie i oblicze. Anglicy, choć uprzejmi, również "mają już dość" obcokrajowców i coraz głośniej o tym mówią.
Toksyczni przyjaciele-rodacy to w w moim przypadku największy problem i powód do tego że w pewnym momencie zaczełam tracić kontrolę i radość z życia. Póki co powoli staram się zrywać toksyczne relacje (choć nie ukrywam jest bardzo trudno) i odzyskiwać radość życia.
Kilka miesięcy temu spotkała mnie tragedia i gdyby nie mój narzeczony wiem że nie pomógł by mi nikt. Otwarły mi się wtedy tak na prawdę oczy i teraz wiem że liczyć mogę tylko i wyłącznie na siebie i jego. To bardzo przykre bo żyjąc tyle lat poza granicą mogłoby się wydawać że jednak jest ktoś kto w razie czego wyciągnie pomocną dłoń. Prawda jest jednak gorzka.
Niestety mieszkanie za granica otwiera na wiele rzeczy oczy. Czasem wydawalo mi sie, ze wczesniej zylam w jakies rozowej bance...
UsuńDokładnie tak samo jak ja:(
Usuńjuhu nie jestem sama z tym rasizmem, a juz sie balam ze cos ze mna nie tak <3
OdpowiedzUsuńJa szczerze mowiac, balam sie nieco odbioru takiej deklaracji, ale wiem, ze wielu ludzi ma podobne odczucia po pobycie w Szwajcarii.
UsuńMiło się czytało. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZapraszam po wiecej :)
UsuńZ tą uprzejmością bywa w wielu miejscach w Europie z czego chyba najmniej w Polsce niestety.;D Dużo się nauczyłaś. :)
OdpowiedzUsuńJa rowniez doswiadczylam w Polsce malo uprzejmosci. Niestety.
Usuńja też mieszkałam trochę za granicą, ale wiem, że nie wytrzymałabym tyle na emigracji. za długo, za daleko od domu jednak. ale po roku spędzonym w Polsce, mając przed sobą 2 kolejne, które spędzę na miejscu, powoli myślę już o jakimś wyjeździe :DD
OdpowiedzUsuńJa tak gleboko osiadlam za granica, ze nie wyobrazam sobie powrotu. Byc moze to zabrzmi smutno, ale po dwoch tygodniach w Polsce absolutnie czuje potrzebe powrotu do domu (Domem okreslam naturalnie Szwajcarie).
UsuńA co do punktu z rasizmem. Mnie się wydaje, że to tak trochę jest, że przez to z kim pracujemy (Klienci) zaczynamy tych ludzi nie lubić. Swojego czasu pracowałam na słuchawce ( ogólnie praca miła, przyjemna, bez sprzedaży), ale jak się trafiało na typowych Januszy to łapałam niechęć do całego rodzaju ludzkiego. Po prostu bywa :-)
OdpowiedzUsuńA co do uprzejmości to też miałabym problem :D
Ciekawe spostrzezenia. Z pewnoscia wynioslas duzo z takiej pracy.
UsuńZ każdego kraju można mnóstwo wynieść, ale ta uprzejmość wydaje się być wręcz zabawna ;) w zeszłym tygodniu tak blisko byłam tego kraju a jednak nie udało mi się tam zajrzeć :(
OdpowiedzUsuńMusialabys na wlasnej skorze przekonac sie, zeby zobaczyc o czym mowa. Polecam, bo to ciekawe doswiadczenie :)
UsuńTeż od jakiegoś czasu tak mam, że cieszę się drobnostkami, choćby ładnym widokiem, słonecznym dniem :)
OdpowiedzUsuńWarto! To od razu poprawia humor :)
Usuńmarzy mi się dłuższy pobyt za granicą, póki co to sfera marzeń, ale kto wie co się wydarzy za kilka lat^^
OdpowiedzUsuńZe swojego doswiadczenia moge powiedziec, ze warto jest poznac cos nowego.
UsuńTrzeba cieszyć się drobnymi rzeczami i doceniać to co się ma :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
http://www.stylishmegg.pl/2017/10/stylizacja-w-kolorach-jesieni.html
Zdecydowanie tak :)
UsuńŚwietny post :) Nigdy nie byłam w Szwajcarii, ale na pewno ją odwiedzę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
UsuńTaka uprzejmość w wydaniu trochę przesadnym wielu Polakom by się przydała..
OdpowiedzUsuńDobra lekcja :)
Usuńbyłam kiedyś w Szwajcarii i rzeczywiście ludzie są tam bardzo uprzejmi, mijając się na ulicy mówią Ci dzień dobry mimo tego że Cię nie znają :)
OdpowiedzUsuńTaka jest ta prawdziwa strona Szwajcarii ;)
UsuńMyślę, że w ogóle zmiana otoczenia, nie tylko wyjazd za granicę, ale nawet do innego miasta na studia dużo uczy. Ja miałam podobnie - kiedy wyprowadziłam się na studia, musiałam wiele zmienić. Gotować gotowałam, ale nie na taką skalę, jak teraz. Też się zdarzało, że rodzina czasem nie mogła uwierzyć, że upiekłam/ugotowałam to i tamto. A że jeszcze ktoś potrafi wychwalić przepis i rozdać go innym znajomym? No niemożliwe!
OdpowiedzUsuńCo do relacji z innymi ludźmi. Kiedyś zdarzało się, że przejmowałam się opiniami innych. Zmieniłam swoje nastawienie, zaczęłam mieć to totalnie gdzieś, owszem, wysłucham uwag itd., ale to ode mnie zależy, jak chcę żyć, aby czuć się dobrze, być szczęśliwą.
Oczywiscie masz wiele racji. Tak jak mowilam moj wyjazd za granice wiazal sie z opuszczeniem domu rodzinnego, wiec ta nauka plynaca z bycia tutaj moze w pewnym stopniu pokrywac sie np z wyjazdem na studia, usamodzielnieniem sie.
Usuń