Tworzenie
postów z serii Projekt Denko sprawia mi wiele radości. Zawsze
staram się jak najdokładniej opisać moje przeżycia związane z
danym produktem. Z przyjemnością również „denkuję”
kosmetyki. Cieszy mnie to, że wyrobiłam sobie ten nawyk i nie
miewam otwartych kilku opakowań, lecz dzielnie oczekuję wykończenia
jednego produktu przed rozpoczęciem przygody z kolejnym. Dzisiejszy
wpis być może nie zawiera sporej ilości kosmetyków, lecz
rozpoczynając planowanie jesiennej pielęgnacji, pojawiło się u
mnie wiele nowych produktów. W dodatku zaczęłam o wiele
intensywniej zużywać próbki i maseczki, które posiadam.
Co
z tego wynikło?
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!1) Żel pod prysznic Nivea Powerfruit Fresh Jagody Acai
Żeli
z Nivea nie używałam już baaardzo długo. Kiedyś bardzo lubiłam
zwłaszcza serie Powerfruit o pięknych owocowych zapachach. Później
zupełnie zapomniałam o tych produktach i dopiero niedawno w moje
ręce trafił ponownie żel o dobrze znanym mi zapachu jagód acai.
Przed laty byłam nim oczarowana, a ponowny kontakt przypomniał mi
jak bardzo go lubiłam. W moim mniemaniu zwycięzcą starcia żeli
Nivea i Dove zawsze będzie Nivea. W tym produkcie również
widziałam same plusy: wydajność, cudowny zapach, dobre
oczyszczanie, duża ilość piany, brak przesuszania. Miał on
absolutnie wszystko, co kojarzy mi się z dobrym żelem. Bez
wątpienia marka Nivea będzie częściej pojawiać się u mnie pod
prysznicem.
2) Woda
termalna La Roche-Posay
Do
samej wody termalnej miałam w swoim życiu chyba trzy podejścia.
Jednej używałam w okresie wiosennym i w jednym z denkowych wpisów
mówiłam już, że nie widzę żadnego jej działania. Postanowiłam
jednak dać temu produktowi jeszcze jedną szansę, tym razem latem.
Przez okres wakacyjny używałam jej w różnych konfiguracjach: do
ochłodzenia się, na makijaż czy w końcu jako zamiennik toniku do
twarzy. Niestety z żalem potwierdzić muszę moją wcześniejszą
opinię. Osobiście widzę sens używania wody termalnej jedynie jako
środek do ochłodzenia się w gorące lato. Nie widzę żadnych
różnic pomiędzy używaniem wody a rezygnowaniem z tego specyfiku,
więc nie zamierzam więcej po nią sięgać.
3) Nawilżający
krem do twarzy Ziaja Pestki Winogron
Pełnowymiarowy
słoiczek tego kremu zakupiłam po sukcesie próbki, którą gdzieś
otrzymałam. Pestki winogron są składnikiem, który moja skóra
twarzy bardzo chętnie przyjmuje. Jeśli widzę je w składzie
produktu, to mogę mieć pewność, że dany kosmetyk będzie dawał
dobre efekty. Tego kremu używałam wieczorami nie tylko ze względu
na jego konsystencję, po której twarz bardzo się świeciła, ale
także na niską ochronę przeciwsłoneczną. Tutaj nie mogę zgodzić
się z producentem, który zapewnia, że jest to doskonały produkt
pod makijaż. U mnie takie wykorzystanie nie zadziałało. Krem dawał
dobre nawilżenie skórze, która w dodatku stawała się z jego
pomocą promienna i elastyczna. Już po jednej nocy spędzonej w jego
towarzystwie można było zauważyć pożądane efekty. Osobiście
jestem na tak!
4) Krem
do rąk Balea Urea
Z
kremami Balea wiąże mnie szczególny sentyment. Są to bowiem
produkty, ze względu na które polubiłam tę markę. Wcześniej
uważałam ją za słabą, mało wydajną i nie sięgałam po nią
nigdy. Ich kremy totalnie mnie zachwyciły, a w szczególności
polubiłam się właśnie z wersją Urea, która posiada wszystkie
ważne dla mnie cechy kremów do rąk. Przede wszystkim był to
produkt, który natychmiast nawilżał suche dłonie, a przy tym szybko
się wchłaniał, dzięki czemu mogłam go używać o każdej porze
dnia. Miał on również nienachalny zapach, a dłonie były po nim
przyjemne w dotyku. Obecnie nie rozważam zakupu kolejnego kremu do
rąk, bo mam ich całe mnóstwo, ale gdy będę mieć potrzebę
kupna, to z pewnością będzie to właśnie Urea.
5) Peeling
myjący do ciała Joanna Body Naturia z grejpfrutem
Jak
już pewnie zdążyłyście zauważyć, bardzo często pojawiają się
u mnie peelingi Joanny. Ten również zużyłam w dość szybkim
tempie. Jeśli mogę mieć do nich jakiekolwiek zastrzeżenia, to
jedynie w kwestii zapachowej. I właśnie z tego powodu nie kupię
więcej peelingu grejpfrutowego. Mimo że lubię cytrusowe aromaty,
to ten absolutnie nie przypadł mi do gustu. Był bardzo intensywny i
na tyle „kwaśny”, że zaczynały pracować mi ślinianki podczas peelingowania ciała. Kolejnym razem sięgnę oczywiście po
tę markę, ale kupię z pewnością inny zapach.
6) Chusteczki
do demakijażu L'oreal
Tego
typu produktów używam bardzo rzadko. Staram się codziennie
wykonywać dokładny demakijaż, a chusteczki zostawiać jedynie na
wyjątkowe okazje. Takich okazji było w ostatnim czasie kilka,
głównie były to wyjazdy. Okazały się one być niezastąpione
podczas naszej wyprawy na kemping, gdzie mogłam w szybki i łatwy
sposób pozbyć się makijażu. Nie ukrywam, że używałam ich także
do przecierania rąk. W opakowaniu znalazło się 25 chusteczek, a
klejące zamknięcie o dziwo wytrzymało bardzo długo i nawet dziś
mogę powiedzieć, że opakowanie można śmiało zamknąć.
Chusteczki nie wyschły, spełniły założenia, których
oczekiwałam, miały przy tym delikatny, niedrażniący zapach. Jeśli
będę potrzebować takiego produktu „na podróż”, to zastanowię
się nad ponownym zakupem.
7) Płatki
pod oczy Starskin Eye Catcher
Do
płatków pod oczy podchodzę zawsze z ogromnym dystansem. Zazwyczaj
w moim przypadku bywają to albo rewelacyjne produkty, albo totalne
buble. Całe szczęście ten produkt zaliczyć mogę do pierwszej z
tych grup. W opakowaniu znajduje się para płatków, a wraz z nią
mnóstwo esencji. Same płatki są tak mocno nasączone, że wręcz z
nich kapie. W saszetce pozostało również dużo cudownego płynu,
który ja akurat wykorzystałam do wklepania w szyję i dekolt.
Wracając do płatków, to wielkościowo były one bardzo duże. Z
łatwością można było je umiejscowić na twarzy. Ciekawa była
ich tekstura, która przypominała nieco żelowe plastry. Co prawda
podczas ich noszenia, miałam wrażenie, jakby miały za moment
spaść, ale nie było takiej możliwości. Efekt końcowy bardzo mi
się podobał. Okolica pod oczami była przyjemnie napięta i
wyglądała bardzo promiennie.
8) Maska
do cery suchej Ziaja Kozie Mleko
Maska
Kozie Mleko to jedna z wielu masek firmy Ziaja, które zalegają w
moim pudełeczku. Z tej serii skierowanej do cery suchej używałam
już kilku produktów, lecz żaden nie zrobił na mnie
spektakularnego wrażenia. Tak było również z tą maską. Ilość
produktu w saszetce wystarczyła mi na jeden raz, w tym byłam w
stanie umieścić go jedynie na twarzy (na szyję nie starczyło już
produktu). Sama konsystencja była gęsta i przypominała nieco krem.
Zapach ocenić mogę jako bardzo przyjemny, kremowy, aczkolwiek
delikatny. Po 15 minutach spędzonych z tą maską nie zauważyłam
jednak niczego nadzwyczajnego. Wychodzę z założenia, że jeśli
mam kupić tani produkt i nie widzieć żadnych rezultatów, to wolę
dopłacić i po użyciu krzyknąć „Wow!”. Z tego też powodu nie
sięgnę więcej po tę maseczkę.
9) Maska
węglowa Bielenda Carbo Detox
Ten
produkt mogę śmiało nazwać odkryciem tego miesiąca. Widząc
różne opinie w internecie, byłam sceptycznie nastawiona do całej
tej serii. Z pewnością sama bym nie kupiła tej maski. Otrzymałam
ją jednak od siostry, która zapewniła mnie, że działa ona
rewelacyjnie. Podczas jednego z wrześniowych wieczorów postanowiłam
nałożyć ją na twarz. Maska była naturalnie czarna, a w swej
konsystencji przypominała maź, co powodowało, że sama aplikacja, jak i
ściąganie było bardzo brudne. Ilość produktu w saszetce starczyła spokojnie na dwa razy. Już chwilę po nałożeniu czułam ściąganie,
a maska zaczęła zastygać. Po ściągnięciu maski widziałam spore
efekty. Twarz została dokładnie oczyszczona, stała się matowa i
nie świeciła się tak mocno, jak zazwyczaj. Następnego dnia
zauważyłam natomiast widoczną poprawę kondycji skóry i
zmniejszenie widoczności porów oraz niedoskonałości. Po kilku
dniach nałożyłam ją ponownie i rezultat był równie udany.
Polecam i chętnie zobaczę u siebie ponownie ten produkt.
10) Maska
do twarzy w płachcie TonyMoly I'm Real Seaweeds
Maska
TonyMoly to produkt, który niewątpliwie zachęca swym opakowaniem.
Kosmetyki koreańskie są w ostatnich latach ogromnie popularne, więc
i mnie zachciało się wypróbować produkt tej znanej marki. W
opakowaniu z wodorostami znalazłam maskę w płachcie, która
niestety zupełnie nie pasowała na moją twarz. Otwory zrobione
zostały w zupełnie innych miejscach niż umiejscowione są na mojej
twarzy, co było nieco niekomfortowe. Maska była dobrze nasączona,
miała ładny, kwiatowy zapach, a przy pierwszym kontakcie ze skórą
dała dużą falę zimna. Po 20 minutach i jej ściągnięciu na
twarzy pozostała mi gdzieniegdzie esencja, którą dało się w
łatwy sposób wsmarować w skórę. Poza tym niestety nie zauważyłam
żadnych większych efektów. Maska była, maski nie ma. Tak jak i
niemałych pieniędzy, które trzeba było za nią zapłacić. Jestem
średnio nastawiona do ponownego wyrzucenia pieniędzy w błoto.
11) Kula
do kąpieli Lush Fizzbanger
Kulami
z Lusha zachwycają się wszyscy. W swoim życiu miałam kilkukrotny
kontakt z tymi produktami i czasem zastanawiam się, ile z tych
opinii jest prawdziwych, a ile stanowi jedynie czysty marketing. Do
domowego SPA zakupiłam kulę do kąpieli o nazwie Fizzbanger.
Wąchając ją w sklepie, zachwycił mnie jej cytrusowy zapach i
dlatego udałam się do kasy. Zostałam poinformowana, że owy aromat
podczas rozpuszczania zmieni swój zapach na jabłkowy, następnie
wyczuć będzie można cynamon, a kąpiel zamieni się w leżenie
pośrodku jabłeczniku. Jeśli chodzi o tę zmianę zapachu, to
faktycznie cytrus przeobraził się w jabłko, ale na tym się
skończyło. Ta woń nie unosiła się w powietrzu, a raczej szybko
zniknęła. Niestety ta kula nie powodowała piany (być może
jedynie na początku, lecz zanim kula zdążyła się całkowicie
rozpuścić – zniknęła). Woda została jedynie zabarwiona na
zielono, co spowodowało u mnie niemałe rozczarowanie.
12) Maskara
do rzęs Astor Big False Lash Look
Ogromnie
szybko udało mi się zużyć kolejną maskarę, co świadczy tylko
na jej niekorzyść. Astor wyprodukował produkt, który na początku
bardzo dobrze mi się używało, jednak był on absolutnie
niewydajny. Od pierwszego posunięcia szczoteczki zachwycił mnie
efekt pozostawiony przez tusz nadający objętość i efekt
sztucznych rzęs. Ładnie je rozdzielił, pogrubił i nie kruszył
się. Spokojnie mogłam poprzestać na jednej warstwie. Pod koniec
jego używania, wraz z kończącą się zawartością, nie było już
tak fajnie. Produkt zaczął okropnie sklejać i nie dało się nawet
rozczesać rzęs. Na dnie jeszcze coś pozostało, ale żeby nie psuć
sobie pozytywnego wrażenia o tym produkcie, zdecydowałam się już
z nim rozstać.
Często denkowane:
13) Szampon
Head&Shoulders Citrus Fresh
Szampony
Head&Shoulders bywają u mnie bardzo często. Od dzieciństwa
najbardziej lubię serię cytrusową, nie tylko ze względu na
zapach, ale także najlepsze oczyszczanie, jakie daje mojej skórze
głowy ten produkt. Lubię również to chłodzące uczucie po umyciu
głowy.
14) Odżywka
do włosów brązowych John Frieda Brilliant Brunette
Tę
odżywkę używałam już zarówno w wersji pełnowymiarowej, jak i
podobnych do tej miniaturek. Jeśli miałabym wybierać pomiędzy
szamponem dla brunetek a odżywką, zdecydowanie wybór padłby na
drugi kosmetyk. Odżywka sprawdziła się u mnie dobrze. Włosy
wyglądały po niej na zdrowe i lśniące. Były miękkie i ładnie
się układały.
15) Emulsja
do higieny intymnej AA Intymna Sensitive
Jeśli
chodzi o produkty do higieny intymnej, to od zawsze używam marki AA.
Dla mnie są to najlepsze produkty, które towarzyszą mi codziennie.
Mam do nich ogromne zaufanie i nie zamierzam wymieniać na inny
model.
16) Pasta
Elmex Kariesschutz
Pasty
Elmex pojawiają się praktycznie w co drugim Projekcie Denko,
więc nie trzeba już mówić, że jest to stały punkt naszej
pielęgnacji.
17) Gąbka
peelingujaca Aqua Massage Fantasy Peeling
Kolejny
raz w zestawieniu zdenkowych produktów pojawia się gąbka
peelingująca z Tesco, którą osobiście uważam za najlepszą wśród
tego rodzaju gąbek.
Próbki:
-> Pielęgnacja
przeciwzmarszczkowa Vichy Slow Age – Ten produkt używam już w
nieco większym formacie, ale wypatrzyłam go również wśród moich
kosmetycznych próbek. Nie chciałam, żeby się zmarnował, więc
wszedł do użycia. Seria Slow Age jest świetna!
-> Perfumy
Yves Rocher Vanille Noire – Ten zapach jest bardzo waniliowy,
intensywny i przeznaczony raczej na wieczór niż do codziennego
noszenia. Mnie raczej nie zachwycił.
-> Produkty
Annemarie Börling: tonik, mleczko i krem pod oczy – Próbki tej
marki chcę zużyć przed przedstawieniem jej w Leksykonie
kosmetycznym. Spośród tych trzech produktów najbardziej zachwycił
mnie krem pod oczy, który powodował prawdziwe cuda. Całe szczęście
mam jeszcze kilka próbek tego kremu. Zastanawiam się również
głęboko nad kupnem.
Moja
pielęgnacja
We
wrześniu na blogu pojawił się plan pielęgnacyjny, którego
zamierzam się trzymać (LINK do postu). Szczerze mówiąc, nie
spodziewałam się, że w tak szybkim tempie zużyję niektóre
produkty. Zamiennikiem dla kremu Ziaja Pestki Winogron, którego
używałam na noc będzie od teraz marka Dermedic i krem-żel o
nazwie Hydrain3 Hialuro,
który ma bardzo ciekawą, lekką konsystencję. Z powodu braku
dostępu do peelingów Joanny zakupiłam ostatnio nowość do
przetestowania: peeling myjący marki Terra Naturi o zapachu
pomarańczy i mięty. Z pewnością pojawi się on jeszcze w poście
z nowościami kosmetycznymi. Emulsję do higieny intymnej AA
zastąpiło kolejne opakowanie identycznego produktu. Reszta
kosmetyków, których obecnie używam, jest do wglądu w
pielęgnacyjnym wpisie.
Używałyście
tych produktów? Jak się one u Was sprawdziły?
Duzo ciekawych perelek zuzylas, mnie to idzie opornie <3
OdpowiedzUsuńJakos sie udalo ;)
UsuńTe płatki pod oczy starskin mnie bardzo zaciekawiły :) Żele nivea też bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńSporo zużytych opakowań po produktach. Miałam próbki tego kremu Vichy i była z niego bardzo zadowolona i zastanawiałam się na pełno wymiarowym produktem :)
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze miniature, ale gdy sie skonczy, na pewno kupie caly prodkt :)
UsuńCiekawe denko, ja też uwielbiam takie posty, choć sama mam zaległości i jeszcze nie opublikowałam sierpniowego denka, a już wrześniowe czeka...
OdpowiedzUsuńZawsze mozna zrobic 2 w 1 ;)
UsuńProdukty Nivea moje ulubione :)
OdpowiedzUsuńPurpurowyKsiezyc
Imponujące denko ;) Również woda termalna nie robi na mnie wrażenia (miałam tą samą co Ty).
OdpowiedzUsuńA juz myslalam, ze jestem dziwna ;)
Usuńszamponów Head&Shoulders używa mój mąż, ja po nich dostaję łupieżu:P
OdpowiedzUsuńCzyli efekt odwrotny od zamierzonego :P
UsuńSpore denko :)
OdpowiedzUsuńMalenkie ;)
UsuńSwego czasu kiedyś namiętnie używałam peelingów Joanny muszę kupić ponownie ;)
OdpowiedzUsuńUżywałam tych płatków pod oczy, ale nie zauważyłam, żeby cokolwiek zrobiły. Mam świadomość, że jedno użycie nie wystarczy. :D Również używam pomarańczowej pasty do zębów Elmex. :) Zaciekawił mnie krem z pestek winogron z Ziai, chciałabym go wypróbować. Obecnie używam kremu z tej marki, tylko wersji bio aloes. :)
OdpowiedzUsuńA te wersje z aloesem to z kolei ja bym chetnie wyprobowala ;)
UsuńSpore denko. W sumie znam z niego tylko szampon head&shoulders, też go lubię :)
OdpowiedzUsuńrównież używałam tych węglowych maseczek z Bielendy ;) i mam podobne odczucia względem nich :)
OdpowiedzUsuńMnie ostatnio zastanawiały wody termalne. Muszę to przemyśleć ;)
OdpowiedzUsuńSporo produktów, których nie znałam. Ciekawi mnie ten krem z ziaji ;)
OdpowiedzUsuńspore denko :)
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować ten krem od rąk Balea :)
OdpowiedzUsuńMiałam tą maskę Tony Moly i też bez jakiegoś specjalnego szału. ;) Maski węglowe Bielendy o wiele lepiej na mnie działają, uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńPrzybij piatke! :D
UsuńBardzo lubię markę Ziaja :)
OdpowiedzUsuńten żel z nivea pierwszy raz na oczy widzę :p Większość produktów znam :)
OdpowiedzUsuńO prosze! A myslalam, ze jest calkiem znany :)
UsuńUwielbiam tę odżywkę Brilliant Brunette ;)
OdpowiedzUsuńWlasnie widzialam ;)
Usuńuwielbiam kule z lusha <3
OdpowiedzUsuńJa cenie je glownie za aspekt praktyczny: latwa w nalozeniu, latwa w sciagnieciu, zero brudu na umywalce ;)
OdpowiedzUsuńVery interesting post! 🍁🍁🍁
OdpowiedzUsuńZnam tylko peelingi myjące z Joanny, ale tej wersji jeszcze nie próbowałam ;)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam tą węglową maseczkę z Bielendy :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
http://www.stylishmegg.pl/2017/10/sweterek-z-haftami.html
Bardzo lubię używać wodę termalną, dla mnie jest po prostu wygodniejsza np przy moczeniu pędzli, nie muszę wtedy latać do zlewu ;)
OdpowiedzUsuń