Najkrótszy
miesiąc w roku właśnie dobiegł końca. Paradoksalnie dla mnie był
to czas, w którym mogłam w końcu się wyciszyć i odpocząć,
przede wszystkim psychicznie. Porzuciłam stres i przestałam
przejmować się wieloma błahymi sprawami. Teraz nadszedł czas na
nowy początek. W tym miesiącu miałam czas, by wyżyć się
kulinarnie. Z mojego piekarnika wyszło tym samym wiele słodkości,
z których część powędrowała także do znajomych w celu ich
rozreklamowania ;) Pozwoliłam sobie również na zakup kilku
kosmetyków, które sprawiły mi mnóstwo radości. Odkryłam kilka
nowych miejsc w mojej okolicy, a z okazji Tłustego Czwartku po raz
pierwszy przygotowałam oponki. Bezapelacyjnie wydarzeniem lutego
było nasze wyjście do kina na Planetę Singli 2. Obejrzenie w
Szwajcarii na dużym ekranie polskiego filmu wzbudziło w nas mnóstwo
pozytywnych uczuć. Mam nadzieję, że będziemy mogli częściej
korzystać z takich akcji.
Długość
zeszłego miesiąca nie miała większego wpływu na funkcjonowanie
bloga. Ilość udostępnionych postów w lutym wynosiła standardowo
9. Najchętniej
czytanym wpisem był przepis na torcik makowy (LINK). W trakcie jego trwania zabrałam się za aktualizację głównego
menu, więc wszystkie wpisy są już posortowane i możecie
zapuszczać się w czeluście strony. Zarówno na blogu jak i na
Instagramie pojawiło się kilku nowych zainteresowanych, z czego
naturalnie bardzo się cieszę. Na dole wpisu zamieszczam ponownie
komunikat w związku z rozpoczynanym niedługo zamykaniem kont
Google+. Chciałabym, by wiadomość ta dotarła do największej
ilości odbiorców, stąd też moje powtarzanie się.
>>Instagram-dookola_swiata<<
Gdy
widzi się takie aranżację, warto je sfotografować.
W moim
okolicznym centrum handlowym.
Zgodnie
z moim założeniem staram się teraz zwracać większą uwagę na
szwajcarskie przepisy. Jednym z pierwszych, których jest podjęłam,
były słodkości o nazwie Ovo-Buns, wypełnione bardziej znaną niż
Nutella – Ovomaltine. Ciasteczka wyszły smacznie, choć
nieidealnie.
Początek
lutego skuł nas jeszcze lodem, a za oknem widać było zimową aurę
i ośnieżone gałęzie drzew.
Jak
co miesiąc standardowym punktem pojawiającym się nie tylko na
blogu, ale także na Instagramie, jest uwiecznienie kosmetyków,
które znalazły się w Denku. Styczniowy Projekt zawierał 19
ciekawych produktów (LINK).
W
tym czasie odwiedziliśmy muzeum znajdujące się w naszej okolicy,
gdzie wypatrzeć można było takie smaczki, jak widoczny poniżej
zegar w formie obrazu. Całe muzeum opowiada historię okolicznych
terenów od czasów prehistorycznych po współczesne. Jest świeżo
odrestaurowane, a wystawy niezwykle interesujące.
Kolejnym
przykładem użycia szwajcarskiego przepisu było pojawienie się na
stole gruszek w cieście, które wyszły przepysznie. Bardzo fajny
rodzaj deseru lub słodkiej przekąski, którym musiałam się z Wami
podzielić (LINK).
Na
blogu pojawił się wpis dotyczący jednego z miejsc naszej podróży.
Ośnieżony szczyt Rittner Horn (LINK) wyglądał wyjątkowo w
porannym słońcu. Pewnie większość z Was zdążyła zauważyć,
że moje Instagramowe konto ma bardzo prywatny charakter i nie
ukrywam, że nie chciałam tego zmieniać. Działania Google jednak
nieco mnie do tego przydusiły i postanowiłam przyzwyczajać się do
informowania o nowych wpisach również tam. Wygrzebane zdjęcie z
Rittner Horn było tego przykładem. Co sądzicie o takim sposobie
dowiadywania się o nowych postach?
Nie
ma co tu dużo kryć: weekendowe selfie. Czas odpoczynku i
odstresowania.
A
poniżej jeszcze kilka ujęć ze wspominanego muzeum w Lenzburgu.
Warto wybrać się w pierwszą niedzielę miesiąca. Można wtedy
skorzystać z bezpłatnej wizyty z przewodnikiem.
Widząc
te kolorowe mordki, wręcz nie mogłam się powstrzymać. W moje ręce
trafiło siedem masek z motywem zwierząt koreańskiej marki
Berrisom, a że dodatkowo skorzystać mogłam z atrakcyjnej promocji,
postanowiłam nagrodzić się za moje zeszłoroczne zużycia.
Luty
to naturalnie czas Walentynek. Być może zaskoczę Was, lecz w mojej
okolicy zupełnie nie dało się odczuć, że taka okazja ma miejsce.
W przypływie miłości nawet miałam chęć kupić jakąś
walentynkową bombonierkę, ale nie znalazłam absolutnie nic. Wybór
był wręcz zerowy. Mój mąż pamiętał jednak o mnie i wręczył
mi bukiecik róż.
Jednym
z bardziej udanych eksperymentów kuchennych w lutym był makowy
kwiatek, który gdzieś kiedyś rzucił mi się w oczy i powiedziałam
sobie wtedy, że muszę koniecznie go zrobić. Po wielu miesiącach
przypomniałam sobie o nim i wyszło prawdziwe dzieło sztuki, które
w smaku przypominało mi moje ukochane drożdżówki z makiem, które
jadłam garściami w dzieciństwie.
Dziwnym
trafem moja perfumowa półka szybko się opróżniła i obecnie
można na niej znaleźć jedynie dwa pełnowymiarowe flakony, a oba
zawierają zapachy od Jil Sander. Jest to nieliczna marka, której
perfumy do mnie przemawiają. Z tyłu wgląd do lektur przygotowanych
na najbliższy czas do przeczytania.
O
ile początek lutego przyniósł sporą warstwę śniegu, to jego
druga połowa pozwoliła nam myśleć, że to już wiosna. Od dawna
nie przeżyłam tak pięknej pogody i ciepłych porywów wiatru jak w
tegorocznym lutym. Był to zatem idealny czas na pierwsze wiosenne
spacery. Tu: podczas wypadu nad rzekę, przepływającą przez
miejscowość, w której mieszkamy.
Jak
widzicie, luty był dla mnie kolejnym miesiącem, w którym
odnajdywałam dużo czasu na pieczenie. Wśród przepisów
wypatrzyłam wuzetkę, a cytując klasyka „kawa i wuzetka są
obowiązkowe dla każdego”, więc niewiele myśląc, postanowiłam
porwać się na ten wyczyn.
Spacerując
po mieście odnalazłam malutkie i niepozorne Muzeum Pluszowego
Misia. Wzrok przykuwa sama wystawa z figurkami, które mi
przypomniały zbierane w dzieciństwie zabawki z Jajek-Niespodzianek
Kindera.
Jak
szaleć, to szaleć. Nowości kosmetyczne zakupiłam w Müllerze.
Wśród nich nowe perfumy dobrze znanej marki, które zawsze
prezentuje mojej mamie. Do przetestowania wybrałam tonik Nature, z
którym stykam się po raz pierwszy. Produkt Body Boom znany jest mi
jedynie z wszechobecnych testów w internecie, więc postanowiłam
sprawdzić go na własnej skórze. Wymianie uległa również
gąbeczka do podkładu.
Atrakcją
tego miesiąca było wyjście do kina na polski film. Obejrzeliśmy
Planetę Singli 2 i z seansu wyszliśmy naprawdę zadowoleni. Nawet
nie wiecie, ile pozytywnych emocji wzbudza możliwość zobaczenia
polskiego filmu na dużym ekranie w obcym kraju.
Kto
by pomyślał: ja (największy mieszczuch na świecie) odnajdę się
w takim naturalnym, wiejskim krajobrazie i zdołam przeżyć 7 lat w
takiej okolicy. A jednak! Szwajcarska sielanka.
Jedno
selfie to za mało, więc dołożyć trzeba jeszcze jedno.
W
tym roku luty skończył się wyjątkowo słodko. Tłusty Czwartek to
okazja, by bezkarnie skorzystać z dobrodziejstw tradycji. A jak nie
można sobie kupić, to można zrobić. U mnie powstał gigantyczny
talerz z oponkami, które przygotowywałam po raz pierwszy. I wcale
nie mam wyrzutów sumienia!
A jak minął Wasz luty?
KOMUNIKAT
Pewnie do części z Was (osób korzystających z konta Google+) dotarła już informacja o usuwaniu wszystkich kont z tego miejsca. Wiem, że wiele z Was obserwuje moje wpisy właśnie poprzez to konto i w ten sposób dociera na bloga. Stąd moja gorąca prośba: jeśli chcecie być nadal na bieżąco z wpisami, zachęcam do kliknięcia przycisku Obserwuj z prawej strony. Informacje o nowych wpisach pojawiają się także na fanpage'u (LINK) oraz stronie ddob (LINK). W przyszłości postaram się także systematycznie informować Was na Instagramie. Jeśli żadna z opcji nie jest dla Ciebie optymalna, możesz zapisać adres strony w zakładkach. Będę ogromnie szczęśliwa, jeśli nasz kontakt nie ucierpi z powodu upadku Google+.
Obserwuję Twojego bloga, także ja nadal będę na bieżąco 😉
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie przypomniałam że też chciałam zrobić taki makowy kwiatek! :) u mnie w lutym było dość spokojnie wróciłam do czytania co mnie bardzo cieszy. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidze kochana ze luty minal Ci bardzo przyjemnie, na szczescie mielismy idealna pogode na spacery :D
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zawsze same pyszności ! Koniecznie muszę wypróbować któryś z Twoich przepisów. Mam wrażenie, że mało kupujesz gotowych słodyczy i ciast, a to super! Uwielbiam domowe wypieki !
OdpowiedzUsuńPowiem wiecej, w ogole nie kupuje gotowych ciast. Moje wlasne mi wystarcza :)
UsuńWuzetka kojarzy mi się z dzieciństwem :D
OdpowiedzUsuńW Bern jest (a przynajmniej był...) sklep w którym też mieli tak cudnie poozdabiane ściany. Świetnie to wygląda! ;D
OdpowiedzUsuńJestem totalnie zauroczona tymi miśkami *-* Jeśli kiedyś uda mi się odwiedzić Szwajcarię to na pewno się tam udam :) Generalnie bardzo lubię muzea, więc zapewne wiele ich bym odwiedziła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Muszę przyznać, że najbardziej zainteresowałaś mnie przepisami! Ale zgłodniałam :D
OdpowiedzUsuń✾ imdollka.pl ✾
Piękne fotki! Zapraszam też na mój insta @melodylaniella :)
OdpowiedzUsuńPiękna jesteś <333 :)))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Wuzetkę ostatnio jadłam, a ta na zdjęciu też wygląda przepysznie. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo fajny i apeyczny mix zdjęciowy :-)
OdpowiedzUsuńSuper miesiąc :) ciekawie i apetyczne mieliscie :) nasz luty był też ekscytujący, wakacje w Tajlandii były cudowne :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle moją uwagę przyciągnęły zdjęcia jedzenia :D Takie ciacho i oponki z chęcią bym skosztowała ;) Ciekawią mnie też te perfumki. O marce słyszałam, ale nigdy nie miałam okazji wypróbować.
OdpowiedzUsuńTe oponki pamiętam z dzieciństwa. Super przysmak :D
OdpowiedzUsuńWuzetka wygląda przepysznie, mimo że nie przepadam za nimi :)
OdpowiedzUsuńTakie ciasto z gruszką z miłą chęcią zjadłabym.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia! :) Fajnie, że w lutym udało Ci się odpocząć i wyciszyć :)
OdpowiedzUsuń