Widząc
ten wpis, części z Was nasunie się pewnie myśl: „W końcu!”.
Chyba żadnego tematycznego postu nie obiecywałam od tak dawna. Co
chwilę jednak coś stawało mi na drodze. Mało co nawet w kwietniu
nie odbyłaby się jego premiera. Ten miesiąc był wyjątkowo
skrajny w moim odczuciu: z jednej strony absolutny wypoczynek, z
drugiej ilość pracy, która była wręcz przytłaczająca. Udało
mi się jednak wygrzebać odrobinę wolnego czasu (kosztem
sprzątania:P) i opisać Wam moje przeżycia z marką Kiehl's. W tym
roku po raz pierwszy miałam do czynienia z jej produktami, które
trafiły w moje ręce za sprawą kalendarza adwentowego. W dzisiejszym
wpisie chciałabym nie tylko opisać kosmetyki i ich działanie, ale
także ocenić sam kalendarz.
Zapraszam
na wielki test kosmetyków marki Kiehl's!
Ultra
Facial Cleanser
Post
ten zacznę dość ostro, albowiem wspomnieć muszę o jednym z
pierwszych używanych kosmetyków. Tubka zawierała 30 ml rzadkiego
żelu do mycia twarzy. Według zapewnień producenta produkt ten
przeznaczony jest to wszystkich rodzajów cery i jest łagodny w
działaniu. Ma nie tylko czyścić skórę, ale także usuwać
makijaż, nie przesuszając cery i likwidować nadmiar sebum. Jak
było w rzeczywistości? Jak można z łatwością zauważyć tubka
jest prawie pełna i nie jest to złudne wrażenie. Bardzo szybko
zakończyłam przygodę z tym kosmetykiem, bo już po dwóch użyciach
(rano-wieczór) zauważyłam okropną wysypkę na całej twarzy i
żuchwie, czyli tam gdzie moja skóra miała z nim kontakt. Zmiany te
przypominały ostry trądzik. Twarz pokryta była czerwonymi
krostkami, które swędziały i piekły. Niestety nie obyło się bez
ingerencji lekarza, a dochodzenie do siebie zajęło mi około dwóch
tygodni.
Calendula
Herbal-Extract Toner
Pełna
obaw zaczęłam zatem używać tonik w małej buteleczce (40 ml).
Produkt ten zawiera w składzie ekstrakt z nagietku lekarskiego i
jest bezalkoholowy, co już na wstępie bardzo mi odpowiadało. Sam
tonik miał ziołowy i bardzo charakterystyczny zapach, do którego
musiałam się jakiś czas przyzwyczajać. Dało się w nim wyczuć
nutkę zimnej herbaty. Wnętrze butelki dostosowane jest do potrzeb
skóry normalnej i tłustej, co z powodzeniem mogę potwierdzić.
Dobrze zbierał nadmiar nagromadzonego przez dzień sebum i łagodził
twarz. Wyglądała ona na bardziej wypoczętą i odprężoną. Po
dłuższym stosowaniu zauważyłam pozytywną różnicę w jej
ogólnym wyglądzie. W tym przypadku mogę wybaczyć umieszczenie w
kalendarzu małej butelki, bo była ona bardzo wydajna i starczyła
mi na długi czas. Nie obędzie się jednak bez zarzutów. W butelce
oprócz samego kosmetyku znalazły się także części rośliny (?),
które przypominały herbaciane fusy czy inne farfocle i powodowały
u mnie niemałe obrzydzenie, gdy wydostawały się na wacik.
Amino
Acid Shampoo i Conditioner
Wspólnie
używałam duetu do włosów: szamponu oraz odżywki, które skrywały
butelki o pojemności 65 ml. Oczyszczający i wygładzający szampon
oraz odżywka do włosów, którą można używać codziennie,
sprawdziły się u mnie bardzo dobrze. Oba kosmetyki miały obłędny
kokosowy zapach, który utrzymywał się długo na włosach (czułam
go nawet na drugi dzień). W składzie dopatrzeć można było się
olejku kokosowego oraz jojoba. Oba produkty nie obciążały
włosów. Dawały im z kolei maksymalne wygładzenie, które
wyczuwalne było już po użyciu samego szamponu. Po umyciu włosy
były dobrze oczyszczone, świeże i przyjemnie miękkie w dotyku.
Dawno nie uzyskałam takiego efektu. Mogę o nich wyrazić się w
samych superlatywach, naturalnie o ile moją opinię można uznać
za obiektywną po trzech użyciach, bo na tyle starczyła mi ilość
zawarta w tych buteleczkach.
Koncentraty
do twarzy na dzień i na noc:
Daily
Reviving Concentrate i Midnight Recovery Concentrate
Z
ogromnym rozczarowaniem wyciągnęłam te produkty z kalendarza. Tak
małe próbki wręcz zraniły moje serce. Zwlekałam również z ich
użyciem, bo nie wierzyłam, że byłabym w stanie wydać opinię po
jednorazowej aplikacji. Zaczęłam od koncentratu na noc, który
należy do bestsellerów marki. Oleista konsystencja kosmetyków nie
należy do moich ulubionych, ale nałożyłam warstwę na twarz i
położyłam się spać. Gdy wstałam, wręcz nie wierzyłam w to, co
widzę. Moja twarz chyba nigdy nie wyglądała tak dobrze. Nie było
na niej śladu niedoskonałości, zaczerwienienia, nawet drobnych
zmarszczek. Zupełnie jak gdyby ktoś podmienił mi twarz w ciągu
nocy. W opisie produktu przeczytać można, że koncentrat ten ma za
zadanie zregenerować i odnowić skórę w ciągu nocy i tego właśnie
doświadczyłam. Jest to produkt, który byłabym najchętniej
skłonna kupić.
Po
sukcesie pierwszego koncentratu sięgnęłam po następny, tym razem
na dzień. Jego działanie również zaliczyć można do udanych,
jednak nie dorównał swojemu poprzednikowi. Poza tym oleista
substancja na mojej twarzy w ciągu dnia nie do końca mnie
przekonała. Pomijając ten szczegół, nie można mu niczego
zarzucić. Miał on również bardzo ładny zapach. Obie próbki
starczyły mi na trzykrotne użycie każdego z kosmetyków.
Lip
Balm
O
ile dobrze pamiętam był to pierwszy kosmetyk, który wyciągnęłam
z kalendarza adwentowego. Czy kręciłam na niego nosem? Tak, bo mam
całe mnóstwo produktów tego typu, które i tak przez większą
część roku nie są mi potrzebne. No ale akurat mieliśmy zimę,
więc ten „gorszy czas” dla ust i postanowiłam od razu go
przetestować. Produkt zamknięty był w tubce o pojemności 15 ml,
ale jak na balsam do ust jest to wystarczająca gramatura (produkt
pełnowymiarowy). W konsystencji przypominał on wazelinę i podobnie
zachowywał się na ustach. Efekt? Był, nawet natychmiastowy. Zaraz
po nałożeniu czułam miękkość na ustach, suche skórki otrzymały
nawilżenie. Tylko co z tego, jeśli efekt utrzymał się maksymalnie
15 minut i na nowo trzeba było użyć tego kosmetyku. Biorąc pod
uwagę cenę (45 zł), wolę kupić klasyczny Carmex, którego jedno
naniesienie na usta starcza mi na cały dzień.
Ultimate
Strength Hand Salve
Jak
głosi nazwa tego kosmetyku, jest to balsam do ekstremalnie suchych
dłoni. Jego pojemność (75 ml) jest dostępna w sprzedaży w cenie
65 zł, a tym samym jest to nieliczny produkt z kalendarza, który
nie starczył mi na jeden raz. Krem ten nadal jest u mnie w użyciu,
lecz głównie dlatego, że nie lubię wyrzucać pełnych opakowań.
Konsystencję produktu opisałabym jako połączenie kremu z lekkim
musem. Balsam wchłania się całkiem szybko w dłonie, jednak jego
główną wadą jest zapach. Wiem, że kosmetyki tej marki mają
specyficzne nuty zapachowe. Niektórzy porównują je z lekarstwami.
Dla mnie jest to po prostu wyczuwalny w prawie wszystkich kosmetykach
alkohol. Dokładnie tak samo jest w tym przypadku. Jeśli chodzi o
sam efekt, to można go śmiało porównać z wcześniej opisywanym
balsamem do ust. Rezultat jest widoczny szybko po aplikacji: dłonie
są miękkie, nawilżone, znikają suche skórki, lecz utrzymuje się
on kilkanaście minut i ponownie trzeba sięgnąć po kosmetyk. Ważne
jest to, że moje dłonie wcale nie są „ekstremalnie suche”,
wręcz przeciwnie praktycznie nie miewam okresów ich przesuszenia.
Nie wyobrażam sobie zatem, jak sprawdziłby się u osób z
problemami w tej kwestii.
Creme
de Corps
Pora
na kolejne rozczarowanie. Krem do ciała wywołał mój absolutny
sprzeciw. Nawet 30 ml nie zostało przeze mnie zużyte. Po pierwsze
kosmetyk zabija swym zapachem, który jest połączeniem alkoholu z
czymś totalnie nieprzyjemnym. Po wysmarowaniu nim ciała weszłam do
pokoju, a mój mąż spytał mnie, czy coś piłam (true story!).
Poza tym bardzo wolno się wchłaniał i nie widziałam większego
efektu, więc ten jeden raz wystarczył mi na wyrobienie sobie
zdania, że nie mam ochoty więcej sięgać po ten produkt.
Ultra
Facial Cream i Super Multi- Corrective Cream
To
kolejny zestaw, który wszedł w użycie w podobnym czasie. Krem na
dzień (w białym słoiczku) miał lekko żelową konsystencję i był
prawie bezbarwny. Natychmiast się wchłaniał i nie rolował pod
makijażem. Twarz była poprawnie nawilżona i wypielęgnowana, ale
bez rewelacji. Nie myślcie sobie, że narzekam tylko dla samego
narzekania, bo przecież niby wszystko ok, ale jednak nie. W moim
odczuciu jednak, jeśli kosmetyk kosztuje 225 zł, nie powinien
pozostawiać identycznych skutków, jak zwykły niskopółkowy krem.
Dla mnie to przykład średniaka, działającego w porządku, ale
nadal średniaka.
O
wiele lepszą opinię wydać mogę produktowi do pielęgnacji na noc,
który w składzie zawiera charakterystyczny w zapachu jaśmin.
Kremowa konsystencja dobrze rozprowadzała się po twarzy i
pozostawiała warstwę, która schodziła w środku nocy. Po kilku
użyciach zauważyłam poprawę w napięciu skóry. Była ona
przyjemniejsza w dotyku, miękka i odżywiona. Po nocy ponownie
zaobserwować można było pozytywne efekty.
Clearly
Corrective Brightening and Smoothing Moisture Treatment
Przyznajcie,
że czytając tę nazwę, nie za bardzo można się zorientować, o
co chodzi. Mi zupełnie nic ona nie mówiła. W słoiczku (7 ml)
znalazł się krem w formie zbliżonej do żelu, który w domyśle
trafiał na moją twarz. Szczerze mówiąc, po zużyciu produktu nie
zauważyłam kompletnie żadnych efektów, więc zainteresowałam się
co w ogóle miał on robić. Górnolotne słowa opisywały
przywracanie naturalnego kolorytu skóry (najwidoczniej mój był już
naturalny). Cała przydługa lista korzyści, które mają płynąć
z działania tego kosmetyku zderzyła się brutalnie z moim
niezauważeniem ani jednego z nich.
Hydro-Plumping
Re-Texturizing Serum Concentrate
Powerful-Strenght
Line-Reducing Concentrate
Clearly
Corrective Dark Spot Solution
Na kolejnym zdjęciu wśród małych próbek dostrzec można trzy sera do twarzy. Pierwsze co rzuca się w oczy, to bezsensowne nazwy, których już dłuższych wymyślić się nie dało. Pozwolę wypowiedzieć się jednorazowo o wszystkich produktach tego rodzaju. Próbki zawierające 4 ml (w porywach 5) kosmetyku, którego działanie widać najczęściej po dłuższym okresie stosowania jest dla mnie co najmniej bez sensu. Z tego względu nie jestem w stanie powiedzieć o nich nic więcej, jak tylko opisać właściwości fizyczne, a przecież nie to jest w kosmetykach najważniejsze. Podsumowując: po zużyciu wszystkich próbek nie zauważyłam żadnych efektów, lecz nie musi to być wina samych produktów.
Krem
pod oczy na noc pomimo małej tubki jest nadal w użyciu. Sięgam po
niego co jakiś czas i nie zauważyłam żadnych negatywów. Sam
kosmetyk jest dość gesty, ale łatwo wklepuje się w okolice pod
oczami i dobrze wchłania się. Produktów tego typu z reguły używam
profilaktycznie. Jakiekolwiek problemy w tej okolicy mnie jeszcze nie
dotyczą, więc nie mogę wypowiedzieć się dokładniej o działaniu.
Calendula
& Aloe Soothing Hydration Masque
Turmeric
& Cranberry Seed Energizing Radiance Masque
Maski
okazały się być najgorszym punktem marki Kiehl's i nawet mnie to
zaskoczyło. Jako pierwszej używałam maski pomarańczowej, która
zawierała wyciąg z kurkumy i nasiona żurawiny. W saszetce odkryłam
treściwą konsystencję o żółtej barwie, która zawierała
dodatkowo drobinki. Po nałożeniu jej na twarz czułam duży chłód,
jak gdybym nagle wyszła na mróz. W trakcie noszenia zastygała i
niestety szczypała. Po ściągnięciu maski moja twarz była
nieprzyjemnie ściągnięta, a nawet lekko podrażniona. W dodatku
przy nosie pojawiło się mnóstwo suchych skórek.
Druga
maska zawierała ekstrakt z płatków nagietka i aloes, co zresztą
było wyczuwalne w zapachu. Jej konsystencja była nieco inna:
bardziej przyrównać mogłabym ją do galaretki. Pomimo tej samej
pojemności ledwo starczyło mi jej na pokrycie całej twarzy. Jednak
nie ma co narzekać, bo po kilku minutach zebrałam całą listę jej
wad. Jakiś czas po nałożeniu czułam, jak maska zaczyna drażnić
mi twarz, w dodatku szczypała mnie mocno w oczy. Bez wahania zmyłam
ją szybko i niestety potwierdziły się moje
przypuszczenia. Cera była mocno podrażniona, wrażliwa na dotyk i
miejscami szczypała.
Facial
Fuel, Age Defender Power Serum, Body Scrub Soap
Zamieszczenie
w kalendarzu adwentowym skierowanym głównie do kobiet produktów
męskich było w moim odczuciu fatalnym pomysłem. Szczerze mówiąc
czułam się rozczarowana, wyciągając kolejne opakowanie z
kosmetykiem o męskim zapachu. Przez głowę przeszła mi myśl: „A
co jeśli nie miałabym męża ani innego mężczyzny w rodzinie?
Komu miałabym to sprezentować?”. Ba! Nawet obecność męża nie
sprzyja zużyciu tych produktów, bo mój mąż jest antykosmetyczny
i nie mogę się doprosić. A już wyduszenie z niego opinii? Można
zapomnieć. Takim sposobem aż 3 z 24 kosmetyków okazały się być
bezużyteczne.
Próbka
serum nie została w ogóle otwarta. Krem został użyty kilkukrotnie
pod groźbą niezjedzenia obiadu, ale ciężko jest mi określić
jego działanie. Jak to mój mąż stwierdził: „Nie zabił, więc
ujdzie”. Jako tako w użyciu jest jedynie kostka mydła peelingującego. Produkt ten ma bardzo charakterystyczny męski
zapach i widoczne drobinki. Chcąc uzyskać jakąś miarodajną
opinię, sama użyłam go jednorazowo i muszę przyznać, że zdziera
on naskórek do najgłębszej warstwy. Dla mnie był zdecydowanie za
mocny, jednak faceci są gruboskórni to wiadomo nie od dziś.
Creamy
Eye Treatment, Rare Earth Deep Pore Cleansing Masque
Midnight
Recovery Botanical Cleansing Oil
Do
zużycia pozostały mi jeszcze trzy produkty, których nawet nie
otworzyłam. Wśród nich jeden z najbardziej znanych kosmetyków tej
marki, jakim jest krem pod oczy. Czy nie ciągnie mnie, by ich
spróbować? Po tak wielu niewypałach nie mam absolutnej ochoty.
Głównym powodem jest jednak to, że mam otwarte kremy pod oczy i
maski oczyszczające, a nie lubię otwierać wielu produktów tego
samego rodzaju, bo wiem, że prędzej czy później będę musiała
je wyrzucić z powodu przeterminowania. W próbkach zawieruszył się
także olejek do twarzy, o którym po prostu zapomniałam.
Przed
kupieniem kalendarza adwentowego nie miałam żadnego kontaktu z
marką Kiehl's. Naturalnie wiele słyszałam o ich kosmetykach, ale
nie miałam chęci eksperymentowania z ich produktami, głównie za
sprawą wysokich cen. Stąd też idealnym wyjściem było zakupienie
kalendarza, dzięki któremu mogłam poznać przekrój kosmetyków, a
tym samym całą markę. Z pewnością Kiehl's posiada w ofercie
jakieś dobre produkty. Najbardziej zadowolona byłam z szamponu i
odżywki, koncentratu do twarzy na noc (żałowałam, że to tylko
próbka) oraz kremu z jaśminem. Wśród testowanych produktów
znalazły się jednak opakowania, których zawartość spowodowała u
mnie ogromne problemy i nie chcę nawet o nich myśleć. Część
kosmetyków przeszła również bez echa, a ich cena wywołała u
mnie wręcz atak śmiechu politowania: zupełnie nieadekwatna do
działania. Kupując kosmetyki Kiehl's trzeba mieć świadomość ich
paskudnych zapachów i tego, że po użyciu nie będzie można
pokazać się publicznie, bo zostanie się oskarżonym o spożycie
pewnej substancji. Moja twarz jest wrażliwa na alkohol w kosmetykach
i gdybym wiedziała, że praktycznie wszystkie produkty tej marki go
posiadają, nie zdecydowałabym się na kupno kalendarza.
Co
do samego kalendarza i mojej opinii o nim: niestety nie byłam z
niego zadowolona i osobiście bym go nie poleciła. Tak jak
wspomniałam chodziło mi o poznanie marki, z którą wcześniej nie
miałam do czynienia, lecz z pomocą próbek jest to raczej trudne.
Poza tym na kalendarz wydałam 89 fr, a podobny efekt uzyskałabym,
idąc do drogerii i prosząc o próbki konkretnych kosmetyków. Jak
na markę, która tak bardzo się ceni, wygląda mi to na zwykłe
zdzierstwo (polecam zobaczyć wpis poświęcony marce Rituals, która
miała podobny początek, a efekt zupełnie inny. Swoją drogą do
dziś wracam do ich kosmetyków - LINK). Nie będę już przytaczać
przykrego tematu męskich produktów. Ten kalendarz zniechęcił mnie
do kontaktu z marką, a wiedząc ze na 70% mogłabym trafić na
okropny produkt i zapłacić za niego pełną cenę, wolę nie
zbliżać się do ich półek.
Znacie
produkty marki Kiehl's? Jak się u Was sprawdziły?
Z tą marką nie miałam jeszcze styczności, ale sporo dobrego o niej czytałam. Szkoda, że u Ciebie nie wykazały się niczym szczególnym.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta marka średnio się u Ciebie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńO nie...o nie...co za historia- też bym się już zraziła do marki po pierwszym kosmetyku! Współczuję i...będę tą firmę raczej omijać z daleka;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Wspaniale nowosci kochana, tez musze zaczac poznawac ta marke :D
OdpowiedzUsuńTen ich krem pod oczko Midnight lubiłam ale nigdy nie kupiłam dużej tubki, a serum wolę to na dzień, bo to na noc miało dla mnie dziwny zapach
OdpowiedzUsuńSporo się napracowałaś nad tym wpisem, że już nie wspomnę o niemiłych przeżyciach z tymi produktami :P
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam. Nigdy nie widziałam. Nie znałam. Sporo pracy włożyłaś w ten wpis - wszystko dokładnie opisałaś i byłaś przy tym szczera a to najważniejsze ;)
OdpowiedzUsuńCoraz częściej słyszę o tej marce 😊 niestety nie miałam okazji stosować w swojej pielęgnacji
OdpowiedzUsuńTotalnie marki nie znam ale te koncentraty strasznie mnie zaintrygowały :)
OdpowiedzUsuńUdanej majówki buziaki:*
Nowy post -> WWW>KARYN.PL
Nieznana mi marka i nie wiem czy bym chciała ja wypróbować po Towoch przeżyciach :(
OdpowiedzUsuńMarkę znam tylko ze słyszenia i już sama zawartość kalendarza by mnie odrzuciła od tej marki. Szkoda, że nie wykorzystali dobrze najlepszej formy na przekonanie do siebie klienta - właśnie poprzez taki kalendarz można dobrze poznać markę i do niej wracać. Po Twoich przeżyciach w ogóle Ci się nie dziwię, że nie masz ochoty do niej wracać. Ja sama jestem odrzucona, a tylko przeczytałam ten wpis, nie musiałam się męczyć z doprowadzeniem skóry do normalnego stanu.
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej marce :) Nie testowałam więc produktów, ale może to i lepiej:)
OdpowiedzUsuńCzęsto słyszę o tej marce na youtube. Sama jednak nie miałam okazji jeszcze testować tych kosmetyków. Miłego dnia! 😊
OdpowiedzUsuń