Ledwo
zdążyłam się obejrzeć, a już koniec miesiąca wymusił na mnie
otwarcie torby z październikowymi zużyciami kosmetycznymi. Patrząc
na jej rozmiary, mogę stwierdzić, że ilość produktów w niej
jest dość standardowa. Mogłabym nawet powiedzieć, że ten miesiąc
wiązał się z używaniem absolutnego minimum i nie był to dobry
czas na wprowadzanie nowości.
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Żel
pod prysznic Naturaline Melone/Mango
Ten
żel zobaczyć mogłyście na moim Instagramie, gdzie pokazywałam
dwie nowości tej marki, które się u mnie pojawiły. Pierwszy raz z
Naturaline miałam do czynienia bardzo dawno temu i również
używałam wtedy żelu pod prysznic. Pamiętałam, że bardzo podobał
mi się wtedy jego zapach, dlatego też zechciałam powtórzyć tę
przygodę. Podczas zakupu wybrałam produkt z nutą zapachową melona
i mango, który okazał się rewelacyjny. Cieszyłam się na każdą
myśl, że będę mogła rozkoszować się tym aromatem. Jego
działanie również spełniało wszelkie oczekiwania i używało mi
się go naprawdę dobrze.
Produkt
wegański.
2) Żel
pod prysznic Fa Coconut Milk
Drugi
zużyty przez naszą dwójkę żel pod prysznic to marka Fa. Produkt
ten miał nieco gęstszą konsystencję (coś pomiędzy żelem a
mleczkiem) i zawierał ekstrakt z kokosa, który dawał kosmetykowi
przyjemny zapach tegoż składnika. Dobrze się pienił i domywał
skórę. Pozostawił po sobie przyjemne wspominanie i pewnie jeszcze
do niego wrodzimy.
3) Kula
do kąpieli Lush Avobath
To
ostatnia kula z Lusha, jaka została mi po zakupie zestawów
prezentowych, a o której absolutnie zapomniałam i dopiero niedawno
to opakowanie rzuciło mi się w oczy. Jestem wielbicielką
cytrusowych zapachów, więc zapach kuli Avobath bardzo mi
odpowiadał. Było to połączenie trawy cytrynowej i bergamotki. Nie
jest to rodzaj produktu do kąpieli, który zachwyca. Po prostu barwi
wodę na zielono, nie produkuje dużej piany, a jedynie małą jej
warstewkę, a zapach szybko znika. Działania kuli nie mogłabym
zatem ocenić zbyt wysoko. Jeśli miałabym sięgnąć po nią drugi
raz, to wolałabym wykorzystać ją, trzymając w otwartym pudełku w
szafce, by cieszyć się tym pierwotnym aromatem przy jej otwieraniu.
4) Szampon
Garnier Fructis SOS Repair
Na
dużą butlę szamponu Garnier Fructis w wersji Sos Repair skusiłam
się ze względu na atrakcyjną cenę. Jest to wersja wcześniejszej
znana jako Goodbye Damage, która skierowana jest do zniszczonych
włosów. Nie był to mój pierwszy raz z tą pomarańczową butelką
i mogę jedynie potwierdzić moją opinię. Szampon ten sprawdza się
w moim przypadku bardzo dobrze i również tym razem byłam z niego
zadowolona.
5) Szampon
John Frieda Brilliant Brunette
Podobnie
wyglądała historia z tym szamponem. Brilliant Brunette to wersja
skierowana do brunetek, która ma pogłębiać naturalny odcień
włosów. Muszę przyznać, że faktycznie zauważam u siebie
działanie tego kosmetyku. Nie dajmy się jednak zwariować, nie
jest to farba do włosów, która diametralnie zmienia kolor. W moim
przypadku jest to wspomniane pogłębienie, które w parze z
blaskiem, który pozostawia szampon, powoduje, że włosy wyglądają
o wiele lepiej. Samo działanie również oceniam na plus. Włosy są
widocznie odświeżone, dokładnie umyte, a szampon nie pozostawia
żadnych podrażnień czy łupieżu. Będę do niego wracać.
6) Mydło
w płynie Fa Coconut Milk
Mydeł
Fa chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Przecież niegdyś pisano o
nich nawet piosenki. W ostatnim czasie używałam tego samego rodzaju
co żel pod prysznic i do tej pory zapach ten mi się nie znudził.
Wersja mydlana sprawdziła się równie dobrze jak opisywany
wcześniej żel. Z dokładnością domywała ręce i pozostawiała
ładny, kokosowy zapach.
7) Maska
węglowa oczyszczająca Bielenda Carbo Detox
Jest
to jedna z moich ulubionych masek do twarzy, którą pokochałam
odkąd po raz pierwszy miałam szansę ocenić jej działanie. Bardzo
korzystnie wpływa ona na moją cerę i redukuje sebum oraz
niedoskonałości. Po jej zastosowaniu twarz jest widocznie
zmatowiona. Ze względu na szereg pozytywów płynących z jej
stosowania kupuję ją zawsze w sporym zapasie.
8) Maska
regenerująca Dermaglin
To
kolejna maseczka marki Dermaglin, która sprawdziła się u mnie
dobrze. Byłam zadowolona z efektów, jakie pozostawiła. Twarz była
za jej przyczyną rozpromieniona. Koloryt został ujednolicony i
ogólnie wyglądała ona jak po zastosowaniu upiększającego
zabiegu. Jedyny problem, jaki mam do wszystkich masek Dermaglin to
opakowania, w których znajduje się ilość maski na minimum dwa
użycia i tym samym połowa produktu zawsze wędruje w koszu, gdy po
dwóch dniach jest zaschnięta na kamień.
9) Złuszczająca
maska na stopy Dermo pHarma+
Było
to moje trzecie podejście do tego rodzaju kosmetyku i zdecydowanie
należało ono do najbardziej udanych. Skarpetki złuszczające były
intensywnie wypełnione płynem i z łatwością dało się je
nałożyć oraz utrzymać w odpowiedniej pozycji. Na stopach
trzymałam je przez 60 minut. Przez ten czas czułam dziwny chłód i
lekkie mrowienie, a tuż po ich zdjęciu ciepło i delikatne
pieczenie, które ustąpiło po kilku minutach. Na efekty czekałam
równo 3 dni. Wtedy to zaczęła się złuszczać skora ze stóp w
sporej ilości, a po kolejnych trzech dniach miałam już absolutnie
gładką skórę na tej części ciała. Efekt był najlepszy z
możliwych. Odnalazłam produkt, który będę kupować w zapasie
podczas pobytu w Polsce.
10) Maskara
L'oreal Volume Million Lashes Extra-Black
Moje
kontakty z tuszami do rzęs marki L'oreal zazwyczaj nie należą do
udanych (bądź muszę czekać nieco dłużej na upragniony efekt).
Czarną wersję w intensywnie czarnym kolorze otrzymałam w
prezencie, więc w końcu nadeszła jej kolej na przetestowanie.
Podchodziłam do niej z okropnym dystansem, mając w zasięgi ręki
inną maskarę w razie absolutnego niewypału. W tym przypadku
zostałam jednak pozytywnie zaskoczona. Okazało się, że czarna
wersja tuszu jest najlepsza spośród wszystkich kolorów, których
używałam. Od pierwszego użycia dobrze nam się współpracowało.
Produkt zamknięty w tym opakowaniu dobrze rozdzielał rzęsy, nie
osypywał się i nie pozostawiał grudek. Przy tym rzęsy były nim
ładnie podkreślone. Aż żal było mi się z nim rozstawać.
11) Baza
pod cienie Kiko Eye Base
Tę
bazę kupiłam już bardzo dawno temu i sporadycznie używałam jej,
nieco nawet przedłużając jej datę ważności. Dopiero podczas
ostatniego użycia zauważyłam, że jej konsystencja zmieniła się,
więc pora się pożegnać. Była to wersja bez błyszczących
drobinek o jasnobeżowej barwie, która ładnie ujednolicała koloryt
powieki. Szybko się również trzymała, a cienie faktycznie
trzymały się z jej pomocą cały dzień. Chętnie przygarnęłabym
drugie opakowanie.
12-13) Płatki
kosmetyczne: Maxi Elkos i Velvet Natural Comfort
W
październiku zużyłam dwa opakowania płatków kosmetycznych. Marka
Elkos to producent niemieckich wacików, które bardzo lubię i
systematycznie kupuję. Tym razem zużyciu uległy płatki w
rozmiarze maxi, które świetnie nadawały się do usuwania makijażu
z twarzy. Jadąc do Polski nie zabrałam ze sobą wacików, toteż
zmusiło mnie to do zakupu przypadkowego opakowania. Wybór padł na
Velvet, z którymi również dobrze mi się współpracowało.
14) Pasta
do zębów Elmex Sensitive Plus
15) Pasta
do zębów Sensodyne Whitening Repair & Protect
W
ostatnim czasie miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji z nowymi
pastami do zębów, które kupiłam w ramach przetestowania. Podobnie
skończyła się dla mnie przygoda z tą wersją Sensodyne. Inne jej
warianty sprawdzają się u mnie dobrze, jednak
wybielająco-odbudowujaca pasta spowodowała kolejną reakcję
alergiczną. Okazało się, że jestem uczulona na składnik, który
często znajduje się w wybielających pastach, więc w ogóle nie
powinnam takich używać. Pastę tą dokończył zatem mój mąż,
który wyrażał się o niej bardzo dobrze. Dawała ona dokładne
oczyszczenie i chroniła jego zęby przed nadwrażliwością.
-> Suplementy
diety: Vital Fruit Witamina C
Moje
październikowe Denko jest zbiorem standardowych zużyć, po które
najczęściej sięgam. Naturalnie wykorzystanie żeli pod prysznic
wiązać musiało się z nowym zakupem w tej kategorii i obecnym
żelem jest kosmetyk marki Le Petit Marseillais o cudownym zapachu
białej brzoskwini. Po zużyciu dwóch szamponów postanowiłam
wrócić do otwartego opakowania H&S, a następnie sięgnąć po
szampon Pharmaceris. Reszta produktów nie wpłynęła na stan
kosmetyków do pielęgnacji bądź wymieniłam je na nowe opakowanie
tego samego. Wartość październikowego Denka można oszacować na
255,43 zł.
Czy
te kosmetyki są Wam znane?
U mnie w tym miesiącu małe denko :)
OdpowiedzUsuńZa wyjątkiem czarnej maseczki z Bielendy, która ubrudziła mnie i wszystko wokół :D, nie znam niczego z Twojego denka :)
OdpowiedzUsuńA jak ogólne działanie? Ja do brudu się przyzwyczaiłam. Nie narzekam, gdy widzę te efekty :)
UsuńMuszę spróbować tych skarpetek złuszczających- moje przygody z tym specyfikiem były...ciekawe;) W każdym razie po skarpetki z marion już nie sięgnę;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Ja po raz pierwszy byłam faktycznie zadowolona.
UsuńMam tą wersję Fructis, szapom i też bardzo lubię ale ponoć odzywka lepsza ;D
OdpowiedzUsuńA wiesz, że jeszcze nie używałam odżywki ;)
UsuńKule do kąpieli z Lush są fantastyczne! <3
OdpowiedzUsuńTym Naturaline mnie zainteresowałaś :) A szampony od Garniera bardzo lubię :) i ten kokosek od Fa, oraz tusz do rzęś wydają się być fajne :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kokosowe kosmetyki <3 Muszę poszukać tego żelu pod prysznic, ale najpierw wykończę zapasy :D
OdpowiedzUsuńMiałam tę bazę pod cienie Kiko i lubiłam ;)
OdpowiedzUsuńMiałam tą maseczkę regenerującą, ale strasznie swędziała mnie skóra po nałożeniu :(
OdpowiedzUsuńOjej. Może masz wrażliwą cerę? Jak widać co osoba, to opinia.
UsuńUwielbiam zapach kokosa więc ten żel idealnie sprawdził by sie w mojej łazience:)
OdpowiedzUsuńBuziaki:*
Nowy post -> WWW.KARYN.PL
O kochana sporo tego ;)
OdpowiedzUsuńŻele Fa również bardzo lubię ;)
OdpowiedzUsuńMam inne kule do kąpieli, ale też o nich zapominam, gdy przygotowuję kąpiel. Zwykle biorę to co jest pod ręką, czyli sól ;)
OdpowiedzUsuńKule to główny kosmetyk, o którym zapominam ;)
UsuńNa ten żel kokosowy i mydełko mam ochotę :D
OdpowiedzUsuńsporo Ci się zużywa :) również lubię te maseczki węglowe ;) mam nawet w zapasie, przypomniałaś mi o nich :D
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z tych kosmetyków. Szkoda, że kula Lush nie zachwyciła. Nie znam tej, ale inne, które kiedyś miałam, były super.
OdpowiedzUsuńInne również zrobiły na mnie pozytywne wrażenie :)
Usuńmuszę spróbować tego szamponu dla brunetek. trochę wkurza mnie to że producent pewnie pisze o wydobyciu brązu a określenie dla brązowowłosych to nie brunetka tylko szatynka:/
OdpowiedzUsuńA wiesz, ze nigdy nie powiązałam tego faktu? :P Chyba brązowe opakowanie tak bardzo zmyliło mój mozg :)
Usuńszkoda ze u nas nie ma kosmetykow FA :(
OdpowiedzUsuń