Lipiec
był dla mnie niesamowicie zwariowanym miesiącem, dlatego też
postanowiłam skupić się na życiu realnym, a bloga odstawić na
ten moment. Pierwszy
raz od czasu pojawienia się bloga porzuciłam nawet zamiar dodania
Projektu Denko. Po prostu wydało mi się to niemożliwe do
zrealizowania i zbyt czasochłonne. W
skutek tego w dzisiejszym wpisie pokażę Wam kosmetyki, które
wykorzystałam w ciągu dwóch wakacyjnych miesięcy. Wpis ten może zatem okazać
się nieco przy długi, choć muszę przyznać, że w okresie
wakacyjnym z wielu produktów zrezygnowałam. Wyjazd do Polski
spowodował pójście w ruch miniaturek, które teraz walają się po
łazience i czekają na wykończenie, hamując zużywanie reszty
kosmetyków. Poza tym po raz kolejny rozpoczęłam walkę z
trądzikiem i tym razem widzę spore efekty. Wiązało się to jednak
z odstawieniem praktycznie wszystkich kosmetyków (głównie tych
nakładanych na twarz). Jednak zupełnie nie przeszkadza mi to,
biorąc pod uwagę efekty, które uzyskałam. A teraz zapraszam na
zapoznanie się z listą zużytych przeze mnie kosmetyków.
Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!
1) Żel
pod prysznic Elkos Paradies Vogel
Jest
to przykład niskopółkowej marki, która w gamie swych produktów
oferuje mnóstwo wariantów zapachowych, zamkniętych w kolorowych
opakowaniach. Można ją śmiało porównać do Isany czy Belea.
Paradies Vogel towarzyszył mi przez większą część wakacji. Miał
on dość przyjemny zapach egzotycznych kwiatów. Prysznic z jego
udziałem był prawdziwą przyjemnością. Ponadto żel dobrze
domywał ciało i ładnie się pienił. Biorąc pod uwagę jego cenę,
faktycznie dawał radę.
2) Pianka
pod prysznic Balea Lovely Moment
Po
raz pierwszy miałam do czynienia z piankami pod prysznic marki
Rituals. Widząc te kosmetyki w rozkosznych opakowaniach Balea, wręcz
nie mogłam oprzeć się chęci ich kupienia i tym samym w moje ręce
wpadły dwa letnie zapachy. Po wykorzystaniu pierwszej z pianek mogę
śmiało powiedzieć, że nie mam im nic do zarzucenia. Jeśli ktoś
spytałby mnie, czy warto zapłacić więcej za piankę „lepszej”
marki, miałabym spore wątpliwości. Dyfuzor działał bez problemu
i wydobył produkt do samego końca. Piana była zwarta i przyjemna w
dotyku. Dawała super uczucie i dawkę nawilżenia. Na pewno działała
odprężająco. Przy tym docenić należy także sam zapach, w tym
przypadku jaśminu i frezji, który był naprawdę ładny. Chętnie
wypróbuję pozostałe warianty tych pianek.
3) Woda
micelarna Bourjois Paris
Dopóki
będę mieć taką możliwość, nie zamierzam z niej rezygnować.
Żaden z płynów micelarnych nie dorównał kosmetykowi z Bourjois w
kwestii skuteczności i szybkości działania. Jest to mój faworyt i
ulubieniec do demakijażu.
4) Żel
do mycia twarzy Bielenda Carbo Detox
Już
od pierwszego użycia ten żel zrobił na mnie bardzo pozytywne
wrażenie, które utrzymało się do samego końca. Tuż po wydobyciu
produktu dało się wyczuć przyjemny zapach gumy balonowej. Żel
miał dość rzadką konsystencję i nie pienił się przy kontakcie
z wodą. Wyróżniał się swą czarną barwą. Pompka funkcjonowała
przez cały czas bez zarzutu i z łatwością można było wydobyć
substancję. Działanie tego żelu było bardzo dobre. Pozostawiał
on twarz bezbłędnie czysta. Wydawało się, jak gdyby skóra
„skrzypiała z czystości“. Świetnie sprawdził się on przy
mojej tłustej cerze, dając jej wyraźne zmatowienie. Oceniam ten
produkt bardzo wysoko i już zakupiłam nową butelkę.
5) Szampon
Garnier Fructis Cucumber Fresh
Po
długiej przerwie powróciłam do szamponów Fructis i sięgnęłam
po wcześniej nieznaną mi wersję Cucumber Fresh. Marka ta ponownie
mnie nie zawiodła. Szamponu używało mi się bardzo dobrze.
Doskonale oczyszczał on moją problematyczną skórę głowy. Przy
tym pozostawiał moje włosy świeże i błyszczące. Zauważyłam
także przy dłuższym stosowaniu stały się one o wiele bardziej
mocne. Obecnie zużywam kolejną butelkę tego szamponu.
6) Krem
Nivea
Klasyk
w wielu domach. Ja co prawda nie używałam tego kremu już od lat,
lecz mój mąż nadal uważa, że jest to jedyny słuszny krem, który
wypada używać facetowi. Takim sposobem wykończył on wszystkim
znane blaszane pudełeczko, a ja chyba napełnię je innym kremem i
podrzucę mężowi ;)
7) Plastry
na pięty L'Biotica
Po
te plastry sięgnęłam przypadkiem, będąc w aptece. Kojarzyłam
opakowanie, ponieważ kiedyś używałam skarpetek złuszczających
tej marki i sprawdziły się u mnie bombowo. Bez wahania dodałam
zatem plastry do „aptecznego koszyka”. Tuż po powrocie do domu
moje stopy były w opłakanym stanie. Bardzo suche i popękane.
Nałożyłam zatem te plastry i postępowałam z nimi według
instrukcji. Po odczekaniu odpowiedniej ilości czasu ściągnęłam
je i moim oczom ukazał się idealny wygląd pięt. Byłam wręcz
zszokowana tak szybkim i dobrym efektem. Niestety tak dobrze
odżywionymi piętami nie mogłam cieszyć się długo. Po dwóch
dniach sytuacja powróciła do normy.
8) Bibułki
matujące Cettua
Początkowo
byłam dość sceptycznie nastawiona do tak taniego produktu, jednak
w praktyce bibułki te dawały radę. Dobrze ściągały nadmiar
sebum i nie naruszały przy tam makijażu. Fajny sposób na poczucie
się komfortowo w ciągu zapracowanego dnia w pełnym make-upie.
Opakowanie z łatwością mieściło się w torebce. Jedyną wadą,
jaką zauważyłam, było samo wyciągnięcie pojedynczej bibułki,
co graniczyło wręcz z cudem.
9) Erdbeer
Peeling Maske Schaebens
O
tej maseczce peelingującej wypowiadałam się już kilka razy i
zdania raz wypowiedzianego nie zmieniam. Jest to zdecydowanie moja
ulubiona maska, po której użyciu efekty są natychmiastowe. Sam
truskawkowy zapach przenosił mnie do krainy rozkoszy. A gdy
widziałam efekt, byłam już w niebie. Twarz oczyszczona, dobrze
wypeelingowana i przyjemnie miękka w dotyku. Ideał za małe
pieniądze!
10) Maska
w płachcie Berrisom Placenta + Adenosine
Kolejną
maską w płachcie z wizerunkiem zwierzęcia była wersja z szopem.
Sama w sobie nie różniła się ona od innych maseczek tej marki.
Płachta była dobrze nasączona, lecz w tym przypadku wyczuwalny był
nieprzyjemny zapach, który mi kojarzył się z wizytą u lekarza.
Dość mocno podrażniało to mój nos. Wytrzymałam jednak
przepisowe 15 minut i po zdjęciu zobaczyłam całkiem zadowalający
efekt. Twarz wyglądała ładnie i była miękka.
11) Kryształki
do kąpieli Tiny Rituals Christmas Crystals
Jestem
przekonana, że sama nie kupiłabym nigdy tego produktu, ale
otrzymałam go z kalendarzem adwentowym tej marki, więc w końcu
wypadało go wykorzystać. Kryształki same w sobie przeznaczone są
do kąpieli magnezowej. Pierwszy raz miałam z czymś takim do
czynienia i jakoś nie wydaje mi się bym chciała powracać do
takich „kuracji”. Przede wszystkim nie widziałam żadnych
efektów, a sama kąpiel nie należała do przyjemnych. Nie jest to
zatem relaksacyjny dodatek do domowego spa.
12-14) Maskary:
Wet n Wild Volume Plus, Rimmel Scandaleyes Reloaded, Maybelline Lash
Sensational
W
okresie wakacyjnym do kosza trafiły trzy maskary, które powyżej
wymienione są z nazwy od najgorszej. Różową maskarę kupiłam za
śmieszne pieniądze, tylko po to, by przekonać się, że to totalne
gówno. I miałam w tym sporo racji. Rzęsy były praktycznie
niepokryte tuszem, nawet po 3 – 4 warstwach. Szybko zaczęła ona
także śmierdzieć. Plusem była szczoteczka, która dobrze
rozczesywała rzęsy i tylko w tym celu jej używałam. Maskara od
Rimmel była całkiem znośna, jednak odbijała się na górnej
powiece i potrafiła zrobić plamę na oku. Najlepiej z tego grona
sprawdził się Maybelline, który ładnie prezentował się na
rzęsach. Nie oblepiał ich nadmiernie, a oko było przyzwoicie
podkreślone.
15) Puder
matujący Catrice All Matt Plus
16-17) Pasty
do zębów: Elmex Sensitive Plus, Sensodyne Pro Schmelz
Jeśli
ktoś śledzi Denka, to wie, że najczęściej używaną pastą jest
Elmex, do którego zawsze powracamy. W ostatnim czasie w ruch poszła
także Sensodyne w wersji Pro Schmelz. Niestety szybko musiałam się
z nią pożegnać, ponieważ ponownie mnie uczuliła. Szkoda, bo
Sensodyne uważam za jedną z lepiej oczyszczających past. Dokończył
ją zatem mój mąż.
18-19) Gąbki
peelingujące Aqua Massage
Nie
ma co się długo zastanawiać. Po prostu uwielbiam te gąbki za
całokształt i zawsze przywożę do domu cały ich zapas z Polski.
20) Płatki
kosmetyczne Elkos
Był
standardowy zakup przywożony z Polski, to teraz czas na niezbędnik
z Niemiec. Żadne inne płatki kosmetyczne nie służą mi tak
dobrze, jak te marki Elkos. Są cieniutkie, miękkie i nie wydostają
się z nich żadne kłaczki.
21-22) Antyperspiranty
w spray'u Nivea Med Silver Protect
Dwa
miesiące = dwa antyperspiranty mojego męża.
23) Żel
pod prysznic Balea Men Highland
W
czasie wakacji mąż używał pod prysznicem męskiej wersji żelu
Balea. Marka ta wyróżnia się aromatycznymi zapachami również dla
mężczyzn. Ten pochodzi z wersji limitowanej, ale wydaje mi się, że
co jakiś czas powraca do sklepów DM. Zapach faktycznie był jego
dużym plusem. Przy tym dobrze się pienił, pozostawiał ciało
świeże. Wydaje mi się nawet, że Balea nieco polepszyła swoją
wydajność.
Miniaturki
i próbki:
- Halicar
Lotion Omida – apteczny lotion do ciała, który przeznaczony jest
do chorobliwie przesuszonej skóry. Był bardzo treściwy i tłusty,
ale przy tym skuteczny. Jeśli ktoś zmaga się z problematycznym
przesuszeniem, będzie jak znalazł.
- Black
Opium – Przy jakimś drogeryjnym zakupie otrzymałam próbkę tych
perfum i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to zapach
absolutnie nie dla mnie. Po jednym użyciu miałam chęć natychmiast
się wykąpać i zmyć go z siebie. Próbka ta trafiła zatem do
mojej mamy, która jest wielbicielką takich ostrych zapachów.
- Daily
Hydration Daytox – Wydaje mi się, że jest to bardzo niedoceniona
marka, a szkoda. Maseczki i kremy, których używałam, przekraczały
zawsze moje oczekiwania. Ten krem na dzień również świetnie się
u mnie sprawdził. Dobrze odżywiał skórę i pozostawiał ją
nawilżoną na cały dzień.
- Phys-AC
Global A-Derma – Tę miniaturę otrzymałam z kolei podczas wizyty
u dermatologa. Jest to typowy dermokosmetyk, który działał kojąco
na moją twarz. Stosowałam go podczas kuracji przeciwtrądzikowej i
być może z jego powodu nie przesuszyłam sobie nadmiernie twarzy.
- Toleriane
Riche La Roche-Posay – Miałam już kilka miniatur tego kremu i
również mogę się o nim pozytywnie wypowiedzieć. Dobry krem na
dzień.
- Nivea Care – Bardzo lubię ten kremik. Dobrze sprawdza się na wyjazdach.
Czy znacie te kosmetyki?
Ogrom zuzytkow, u mnie niestety Fruktis totalnie sie nie sprawdzaja, powoduja niesamowite swedzenie mojej skory glowy ;)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego kosmetyku. Lubię takie posty :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe denko :)
OdpowiedzUsuńNie cierpię tego tuszu od Maybelline
OdpowiedzUsuńBardzo dużo ciekawych kosmetyków. Bardzo podoba mi się również prezentacja!
OdpowiedzUsuńIle zużyć. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuńMiałam tusz maybelline i mnie niestety nie zachwycił. Na tyle pozytywnych opinii jakie o nim czytałam liczyłam na coś znacznie lepszego :) Miałam też żel Elkos w innym zapachu i był super - chętnie wypróbowałabym inne warianty. Za to pianki pod prysznic Balea (w sumie ogólnie pianki) nie przypadły mi do gustu. Niby jest coś innego, ale ja mam wrażenie, że nie oczyszczają tak skutecznie jak żele :D
OdpowiedzUsuńKrem Nivea oczywiście znam i uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńMuszę w ten Carbo Detox od Bielendy się zaopatrzyć :)
OdpowiedzUsuńNa urlopie zużyłam wszystkie próbki i miniaturki. ;)
OdpowiedzUsuńBibułki matujące to w obecnym okresie u mnie must have :D
OdpowiedzUsuńten krem z nivei to chyba największe zło :) a ja znam tylko garnier i tusz do rzęs z Maybelline :)
OdpowiedzUsuńBlack Opium to jedne z moich ulubionych perfum
OdpowiedzUsuńŻel Bielendy już mam w planie wypróbować, fajnie że się sprawdził :)
OdpowiedzUsuńSpore denko 😀
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten żel Bielendy i kremy Nivea 😀
Muszę wypróbować w końcu tą wodę Bourjois 😀
Pozdrawiam
Lili
Jakiś czas temu długo używałam tego tuszu Maybelline :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie blogi kosmetyczne :) dzięki wielu informacjom kupiłam dużo ciekawych i dobrych kosmetykow o ktych nie miałam pojęcia :) kolejne ciekawe produkty :)
OdpowiedzUsuńŻel do mycia twarzy Bielenda Carbo Detox stosuje praktycznie codziennie :) super oczyszcza skóre :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten żel do mycia twarzy z Bielendy. Moja skóra po nim jest cudowna :)
OdpowiedzUsuńZapach Black Opium na co dzień w pracy, koleżanka używa ich prawie co dzień. Ech
OdpowiedzUsuńKumplowi powiem o tym blogu. On na pewno wejdzie na ten blog.
OdpowiedzUsuń