Stali
czytelnicy są dobrze poinformowani i wiedzą, jak przełomowy był
to dla mnie rok. Biorąc jednak pod uwagę, że w ostatnim czasie na
blogu pojawiło się wiele nowych osób, muszę wyjaśnić, że w
kwietniu tego roku wzięłam ślub. Jak nietrudno jest się zatem
domyślić, mój urlop w całości przeznaczyłam na przyjazd do
Polski i organizację tego wydarzenia (odliczając kilkudniowy
przedślubny wyjazd do Czech). W kwietniu zatem całkowicie
wykorzystałam przysługujące mi 4 tygodnie wolnego i w myślach
miałam już wizję bardzo zapracowanego czasu aż do końca roku.
Niespodziewanie w październiku nadarzyła się okazja, bym otrzymała
dodatkowy tydzień urlopu, który został pięknie nazwany „za
zasługi”. Dowiedziałam się o nim dość późno, toteż musiałam
w ekspresowym tempie znaleźć cel naszej podróży i zorganizować
cały ten wyjazd. Całe szczęście udało się i mogliśmy wyjechać
na spóźnioną podróż poślubną. Na tę okazję wybór mógł być
tylko jeden: Werona!
Historię
zacząć muszę od samego poszukiwania noclegu, które w tym miejscu
okazało się być wyjątkowo trudne. Być może wyda się to
niewiarygodne, ale wielokrotnie rezerwowaliśmy już nasze pobyty w
hotelach i hostelach w Europie i nigdy wcześniej nie potrzebowaliśmy
do tego celu karty kredytowej. Znalezienie noclegu w Weronie bez
wcześniejszej przedpłaty czy podania swojej karty kredytowej
graniczyło jednak z cudem. Drugim utrudnieniem, na które
natrafiliśmy, była obecność wszechobecnych łazienek do wspólnego
użytku. Nie należę do osób wymagających i do szczęścia
potrzebne mi jest jedynie wygodne łóżko i miejsce, które będzie
po prostu czyste. Istnieje jednak bariera mojej prywatności, której
nie lubię przekraczać. Należy do nich między innymi właśnie
korzystanie ze wspólnej łazienki z zupełnie obcymi ludźmi. Od
razu zrezygnowałam z takiego rozwiązania i ograniczyłam
poszukiwania do pokoi z osobną łazienką.
Poszukiwania
noclegu trwały dobry tydzień systematycznego przeglądania ofert. W
końcu natrafiłam na pensjonat typu B&B (Bed & Breakfast) o
nazwie La Magnolia, który miał odpowiadające nam warunki. Jego
lokalizacja była dla nas idealna (niecały kilometr od centrum
miasta), cena mieściła się w naszych granicach i istniała opcja
zarezerwowania pokoju bez potwierdzania tożsamości kartą
kredytową. Haczyk oczywiście istniał: cena przy rezerwacji bez
karty była nieco wyższa, ale tak jak wspominałam nie przekraczała
naszej górnej granicy. Przy wyborze takiej opcji rezerwacja nie
odbyła się również automatycznie. Wedle zamieszczonej informacji
na stronie internetowej mieliśmy oczekiwać potwierdzenia drogą
telefoniczną bądź mailową.
Mijały
dni. Nasz wyjazd zbliżał się nieubłaganie, a potwierdzenia jak
nie było, tak nie ma. Powoli wpadałam w lekką panikę. Przecież
nienawidzę niezaplanowanych wyjazdów, a już w szczególności
niezabukowanego noclegu! Chyba nie muszę wspominać, że nasz włoski
jest na poziomie zerowym albo może i niższym, dlatego postanowiłam
napisać maila z prośbą o potwierdzenie lub zaprzeczenie naszej
rezerwacji w języku angielskim i niemieckim (oczekiwałam chociaż
odrobiny szczęścia i miałam nadzieję, że właściciel pensjonatu
zna ten język).
Po
napisaniu kolejnego maila nadal nie doczekaliśmy się odpowiedzi, co
wprowadzało powoli stresującą atmosferę. W dodatku na ich stronie
internetowej pojawiła się informacja, że w czasie naszego
przyjazdu nie ma wolnych pokoi. Naszym ostatecznym wyjściem z tej
sytuacji było znalezienie kilku hoteli w okolicy, które w przypadku
rezerwacji online wymagały karty kredytowej, ale spełniały nasze
założenia i w razie problemów z tym pensjonatem mieliśmy udać
się do nich i zabukować pokój na miejscu. Jeszcze w dniu wyjazdu
sprawdziliśmy, które hotele z wcześniej wybranych mają wolne
pokoje i ruszyliśmy w naszą podróż w ciemno!
Droga
przez Szwajcarię była jak zawsze ekscytująca i obfitowała w co
chwilę zmieniającą się pogodę. Na swej drodze minęliśmy
wszystkie możliwe warunki pogodowe. Wjeżdżając do Włoch od razu
napotkaliśmy bramki na autostradach i rozpoczęło się płacenie,
które od Szwajcarii do samej Werony potrąciło nam z kieszeni 14,90
euro. W drodze dopadł nas także mały głód, więc postanowiliśmy
przekąsić coś szybkiego w Autogrill i około godziny 12.00
dojechaliśmy pod pensjonat.
Pogoda
tego dnia ani trochę nam nie dopisała, więc szybko wyskoczyliśmy
z auta i bez wyciągania bagaży próbowaliśmy dostać się do domu,
w którym wydawałoby się nie ma nikogo. Na nasze próby dzwonienia
do furtki nikt nie odpowiadał dobre kilka minut, lecz w końcu w
drzwiach pojawił się jakiś mężczyzna. Otworzył nam bramę i
spytał o rezerwację. Nie zdążyliśmy nawet nic odpowiedzieć, gdy
w drzwiach domu pojawił się drugi mężczyzna, jak się później
okazało właściciel, i zaczął nas serdecznie witać, przejmując
od nas dokumenty, które już trzymaliśmy w ręku (ze strony
internetowej wydrukowaliśmy formularz rezerwacji). Po spojrzeniu na
nazwisko pan Roberto już wszystko wiedział. Przeprosił nas za
niewysłanie potwierdzenia i brak odpowiedzi na maile, lecz jak
wyjaśnił są oni obecnie w trakcie remontu i nie mają nawet
recepcji.
Proces
naszej rezerwacji odbył się zatem w bardzo domowych warunkach – w
kuchni, tuż po podaniu nam kawy. Mężczyzna wyjaśnił nam
wszystko, co powinniśmy wiedzieć, podał nam kody, którymi mogliśmy
się posługiwać podczas wejścia na teren domku i do środka
budynku. Otrzymaliśmy mapę miasta i zostaliśmy poinstruowani, co
warto jest zobaczyć oraz gdzie można niedrogo i pysznie zjeść. Na
koniec otrzymaliśmy numery telefonów do obu zarządzających panów,
gdyby cokolwiek się stało lub zabłądzilibyśmy, a także klucz od
pokoju. Zaprezentowano nam również sam pokój i … pojawił się
problem parkingu.
Pensjonat
nie posiada miejsc parkingowych. Istnieje jedynie możliwość
zaparkowania samochodu przy ulicy, lecz maksymalny czas postoju w tym
miejscu może trwać 2 godziny. Pan wymyślił nawet, że możemy mu
zostawić klucz od auta i on będzie nam przestawiał niebieski zegar
parkingowy przez całą dobę. Drugą opcją było zaparkowanie na
skrawku podwórka, które przynależało do pensjonatu. Miejsca było
tam bardzo niewiele, w dodatku było ono ograniczone przez wielkie
drzewo. Tutaj przydała się moja kobieca intuicja – posiadamy dwa
samochody, z czego nowszy jest o wiele większych gabarytów. Mój
mąż, jak pewnie każdy facet, chce się chwalić najnowszym
nabytkiem i wszędzie chce jeździć właśnie nim. Znając jednak
sposób jeżdżenia Włochów i wiedząc, że czasem jest tam bardzo
niewiele miejsca na parkowanie uparłam się, by jechać w podróż
mniejszym z aut. To posunięcie było idealne, gdyż z trudem, ale
udało nam się zaparkować na podwórzu. Tym samym zaoszczędziliśmy
na miejscu parkingowym, które zostało nam dorzucone gratis.
Sam
pensjonat wyglądał jak zwykły domek na osiedlu domków
jednorodzinnych. Nasz pokój mieścił się bardzo blisko wyjścia i
miał chyba tyle samo plusów co minusów. Każdy jednak sam musi
ocenić, czy te utrudnienia są dla niego do przejścia. My je
zauważyliśmy, ale nie sprawiły nam one większych problemów.
Przechodząc jednak do rzeczy: w naszym pokoju znajdowało się
małżeńskie łóżko, na środku stał stolik z krzesłami, wieszak
na ubrania, telewizor i duże lustro. Wyposażenie łazienki było
nieco bardzie bogate: stał w niej prysznic, toaleta oraz bidet,
umywalka z lustrem oraz szafeczka z półkami. Na wyposażeniu były
ręczniki i suszarka do włosów, a także podstawowe artykuły
kosmetyczne.
Widać
było, że wyposażenie pokoju jest nowe i praktycznie nie nosiło
znamion używania. W pomieszczeniach było także nad wyraz czysto.
Moim głównym zarzutem było jednak oświetlenie. Prezentowane
przeze mnie zdjęcia zostały już rozjaśnione, ale mimo to widać,
że pomieszczenia są ciemne. Niestety pokój był urządzony
bardziej na stylowo niż praktycznie. Lampki świeciły ledami, które
nie dają żadnego oświetlenia. Wyglądają one ciekawie, ale po
dwóch dniach nasze oczy zaczynały się nimi męczyć. Łazienka
była równie ciemna i nie było możliwości chociażby się
pomalować. Tak, jak wspomniałam w pokoju nie było ani grama
praktyczności. Dobrym przykładem jest tutaj wieszak na ubrania z
miejscem na zaledwie 5 kurtek. Nie pomyślano o postawieniu szafy na
rozpakowanie rzeczy, więc musieliśmy trzymać je w torbie przez
cały wyjazd.
Utrudnieniem
dla gości mogło by również umiejscowienie pensjonatu tuż przy
torach kolejowych. Wieczorami (mniej więcej do 22:30) było słychać
przejeżdżające pociągi. Nie wiem do końca, czy po tej godzinie
przestawały jeździć, czy też my mieliśmy twardy sen, lecz w nocy
nam to nie przeszkadzało. Muszę jednak zaznaczyć, że łóżko
było jednym z wygodniejszych, jakie trafiły nam się podczas
naszych podróży. W tym miejscu wyspałam się za wszystkie czasy. Po
rozkręceniu grzejników było tam także przyjemnie ciepło. W
pokoju mieliśmy również bardzo dobre połączenie z darmowym
wi-fi. Warto jest zaznaczyć, że w Weronie hotele pobierają opłatę
turystyczną. Widziałam różne ceny w hotelach. U nas wynosiła ona
minimalny połap: 2.50 euro za noc za osobę.
Prawdziwym
zaskoczeniem było dla nas śniadanie. Niestety nie posiadam żadnych
zdjęć kuchni ani jedzenia, gdyż to pomieszczenie było cały czas
pełne ludzi, a ja nie chciałam przeszkadzam im w posiłku. Musicie
mi jednak uwierzyć na słowo, że panowała tam prawdziwie domowa
atmosfera. Goście wyciągali sobie talerzyki i sztućce z szafek,
grzebali w lodówkach w poszukiwaniu produktów, na które mają
ochotę. W jednej z nich był ogromny wybór soków owocowych i
jogurtów. Imponująco wyglądał także automat do przygotowywania
kawy i gorącej czekolady. Była świeżo przygotowywana na życzenie
jajecznica, tosty, a furrorę zrobiły pieczone w naszej obecności
świeżutkie croissanty, które trafiały jeszcze ciepłe na nasze
talerze. Smakowały obłędnie! Śniadania niewątpliwie podwyższyły
moją ocenę tego miejsca.
Mimo
kilku utrudnień, które zauważyliśmy podczas pobytu w tym
pensjonacie, wyjazd oraz nocleg w La Magnolia
oceniamy bardzo pozytywnie. Już w następnym poście dowiecie się,
w jaki sposób spędziliśmy pierwsze godziny w Weronie i jakie
miejsce stało się naszym pierwszym zwiedzonym celem. Serdecznie
zapraszam!
Mega żarówka!
OdpowiedzUsuńNo żarówka.
OdpowiedzUsuńAle uroczo i romantycznie ;)
OdpowiedzUsuńMiejsce wygląda na naprawdę przytulne ;) Już nie mogę doczekać się kolejnej relacji z tego pobytu! ;)
OdpowiedzUsuńkochana fajna przygoda, my mielismy przygode chyba 2 lata temu na wakacjach w La Spezia, nie moglismy wymienic frankow, .... nawet w banku !!! ;)
OdpowiedzUsuńJa z frankami nigdy nie jezdze :P Tylko z euro!
UsuńJa bym sie bała tak bez potwierdzenia ;D
OdpowiedzUsuńNie ma ryzyka, nie ma zabawy :P
UsuńMłodość ma wiele zalet, przygody Wam nie straszne. Zapewne pobyt był udany.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej jest co wspominać.
OdpowiedzUsuńja w tym roku też brałam ślub, co prawda nie dawno bo we wrześniu, ale nadal nie zdążyliśmy wyjechać w podróż poślubną - może jeszcze przyjdzie na nas czas i pojedziemy w taką spóźnioną jak Wy :D
OdpowiedzUsuńpiękne miejsce <3
Spoznione podroze maja jeszcze wiecej uroku ;):D
UsuńGenialna lampa
OdpowiedzUsuńPraktyki zero, ale jak widac wizualnie sie podoba :P
UsuńAle miejsce - plusy chyba jednak przezwyciężyły minusy...prawda? No i blisko do centrum miasta... Jestem pewna, że cała wycieczka była świetna... napiszesz o niej coś jeszcze?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
My nie jestesmy az tak wymagajacy, wiec dla nas bylo ok. Do tego fajni ludzi :) Juz niedlugo kolejna relacja :)
UsuńPrzygody Wam nie straszne :D Miejsce wydaje się naprawde fajne :)
OdpowiedzUsuńPrzed przygodami to zdecydowanie nie uciekamy :P
UsuńCiekawe miejsce :) Świetna żarówka :)
OdpowiedzUsuńNiezła przygoda :D Umarłabym ze stresu :D
OdpowiedzUsuńNie bylo tak zle :) Najwazniejszy dystans :D
UsuńNo to nieźle wszystko organizowaliście. :D Świetna żarówka!
OdpowiedzUsuńTym razem taki raczej brak zorganizowania :P
UsuńWyjazdy bez karty kredytowej, przybijam piąteczkę! Miałam taki problem tylko raz, w Barcelonie która prawie wszędzie wymagała karty kredytowej... Dobrze, że udało się Wam i zaparkować, i bez problemu dostać się do tego pensjonatu pomimo braku potwierdzenia :) Czekam na dalszą relację z Werony :)
OdpowiedzUsuńAz zaczelam interesowac sie tym tematem. Czy w dzisiejszych czasach wszyscy musza sie wiazac w posiadanie karty kredytowej?
UsuńŚwietna żarówka ;) To mieliście niezłą przygodę ;)
OdpowiedzUsuńMiejsce wygląda naprawdę świetnie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post :)
http://www.stylishmegg.pl/2017/11/ostatni-powiew-zotej-jesieni-monday-look.html
Lubię zapoznawać się z relacjami z podróży :)
OdpowiedzUsuńWiec kolejna juz niebawem :)
Usuń