Ostatni
post z mieszkaniowymi ciekawostkami ze Szwajcarii wzbudził Wasze
zainteresowanie i zachęcił Was do dyskusji na poruszone kwestie.
Postanowiłam zatem pozostać w tym temacie i opowiedzieć Wam o
moich prywatnych doświadczeniach związanych ze zmianą mieszkania.
Ten post nie ma charakteru poradnikowego. Chciałabym przedstawić
Wam moją drogę do obecnego miejsca, w którym mieszkam, która była
momentami bardzo wyboista.
Zapraszam
do lektury!
Nie
jest tajemnicą, że do Szwajcarii przywiodła mnie miłość. Mój
ukochany był już za granicą od jakiegoś czasu, a ja akurat
ukończyłam szkołę, więc wspólnie podjęliśmy decyzję o moim
przyjeździe. Naszym pierwszym mieszkaniem był malutki blok, w
którym znajdowało się 6 mieszkań. To właśnie za sprawą tego
mieszkania zaczęłam zastanawiać się, dlaczego w ogóle zachciało
mi się wyjeżdżać z kraju. Historie, których tam doświadczyłam
były więcej niż absurdalne (jeśli mielibyście ochotę na post o
pierwszych miesiącach mojego życia w Szwajcarii, to dajcie znać w
komentarzach!). Pomijając wiele niedogodności, których wtedy
doświadczyliśmy, dokładając do tego fakt, iż zamieszkiwana przez
nas miejscowość, była bardzo mała (znajdował się tam tylko
osiedlowy sklepik, kościół i poczta) i jakakolwiek możliwość
przetransportowania się do większego miasta była drogą przez
mękę, podjęliśmy decyzję o szukaniu nowego mieszkania.
Niedoświadczeni
w mieszkaniowych podbojach wysłaliśmy do właściciela mieszkania
3-miesięczne wypowiedzenie, przez co wraz z dniem 31. sierpnia
musieliśmy opuścić mieszkanie. Ochoczo zabraliśmy się za
przeglądanie ogłoszeń (głównie internetowych). Na pamięć
znałam już wszystkie strony, gdzie można było zamieszczać
ogłoszenia i doszłam do takiej perfekcji, że widząc zdjęcie
mieszkania znałam każdy jego parametr. Co więcej założyłam
sobie nawet specjalny zeszyt, w którym zapisywałam wszystkie
informacje na temat mieszkania, które nas interesowało, a następnie
umawialiśmy się na spotkanie w celi dokładniejszego obejrzenia, na
którym te informacje weryfikowałam.
Nasz
entuzjazm słabł z każdym dniem, gdy okazało się, że większość
mieszkań nie nadaje się do użytku (oglądaliśmy mieszkanie, które
znajdowało się dosłownie w piwnicy – bez okien, mieszkanie,
które pierwotnie służyło jako lokal gastronomiczny, mieszkanie,
które nie miało kuchni, a jedynie kuchenkę elektryczną z jednym
palnikiem postawioną w pokoju i wiele wiele innych). Gdy widzieliśmy
już mieszkanie, które chociaż w połowie zaspokajało nasze
oczekiwania, zazwyczaj było na niego wielu chętnych. Jeden z
właścicieli wprost powiedział nam, że jeśli wśród zgłoszeń
będzie minimum jeden Szwajcar, to nie mamy szans, co dodatkowo nas
załamało.
Czas
mijał, a każdy dzień wyglądał dla nas tak samo: telefony do
mieszkań wystawionych do wynajęcia, a następnie jeżdżenie po
całym regionie w nadziei, że w końcu znajdziemy nasze wymarzone
mieszkanie. W naszych poszukiwaniach dotarliśmy nawet do Niemiec!
Najgorszy scenariusz zakładał mój powrót do Polski, co nie było
dla mnie fascynującą perspektywą, lecz brak pozytywnych odpowiedzi
bardzo nas załamał. W końcu pojawił się nowy pomysł. Zbliżał
się termin wyprowadzki, a my musieliśmy przecież gdzieś mieszkać.
Wybraliśmy się zatem do okolicznych Gasthofow, by spytać o
możliwość dłuższego pobytu. Przez ten czas mieliśmy w planach
jeszcze bardziej gorączkowo szukać mieszkania. Jedynie w jednym
miejscu otrzymaliśmy pozytywną dla nas odpowiedź (po 2-godzinnej
debacie) za cenę wyższą niż dotychczas wynajmowane mieszkanie,
które swoją drogą do tanich nie należało. Właścicielka tego
miejsca wyśmiała nas, gdy spytaliśmy o jakąkolwiek możliwość
prania naszych rzeczy i zażądała bezzwrotnej zaliczki. W taki
sposób już na początku straciliśmy nieco gotówki, ale byliśmy
naprawdę zdesperowani.
Zostały
dwa tygodnie do wyprowadzki. Siedziałam już na walizkach i z ledwie
funkcjonującym internetem (to była jedna z wielu wad tego
mieszkania) w dalszym ciągu szukałam dla nas lokum. Jednym z wielu
obejrzanych w ostatnim tygodniu mieszkań okazało się być naszym
kolejnym miejscem zamieszkania.
Trafiliśmy
do miejscowości, gdzie stoi jedno z największych centrów
handlowych w Szwajcarii, więc okolica już mi się spodobała
(spacery wśród krów to zdecydowanie nie moje regiony).
Obejrzeliśmy kawalerkę (szwajcarskie 1,5 pokoju) i choć nie było
tam specjalnie dużo miejsca, to wydało nam się ono wtedy idealne.
Złożyliśmy papiery i uwierzcie mi, że płakałam ze szczęścia,
gdy otrzymaliśmy 3 dni później pozytywną odpowiedź. Na
potwierdzenie musieliśmy jeszcze podesłać kilka dokumentów i
wpłacić trzymiesięczny czynsz jako zaliczkę i 1. września
mogliśmy się wprowadzać. Odpowiedź przyszła do nas dokładnie
28. sierpnia – pamiętam ten dzień do dziś i chyba nigdy go nie
zapomnę. Zaliczka w Gasthofie przepadła, ale mieliśmy mieszkanie!
Po
chwili ekscytacji pojawił się jednak kolejny problem. Dotychczasowe
mieszkanie musieliśmy oddać 31. sierpnia, a klucz od nowego
mieszkania mogliśmy odebrać dopiero 1. września o godzinie 12.00.
Moglibyśmy oczywiście przespać się jedną noc w hotelu, ale co
zrobić z naszymi rzeczami? Negocjacje w sprawie wcześniejszego
udostępnienia nam naszej nowej piwnicy na przechowanie pudeł z
rzeczami spełzły na niczym, a nam pozostała jedynie jedna
możliwość. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że właściciel
pierwszego mieszkania nie należał do miłych osób, a w momencie
gdy otrzymał od nas wypowiedzenie, zarzekał się, że musimy
udostępniać mieszkanie do oglądania każdemu zainteresowanemu o
każdej porze i zawsze ma być ono wysprzątane na błysk. Przez
okres 3 miesięcy wypowiedzenia nie pojawił się jednak żaden
zainteresowany, więc byliśmy pewni, że mieszkanie nie znalazło
jeszcze nowego lokatora. Postanowiliśmy pogadać z właścicielem i
przedłużyć okres naszego wynajmu o tydzień, na co on z chęcią
przystał. Przez tydzień mieliśmy zatem dwa mieszkania i mogliśmy
spokojnie się przeprowadzać. Mój ukochany pracował wtedy do
późnych godzin i rzeczy przewoziliśmy zazwyczaj w nocy, co o dziwo
uszło uwadze sąsiadów.
W
końcu mogliśmy pożegnać się z tym miejscem i rozpocząć
spokojne życie w Szwajcarii. Ostatecznie cieszę się, że nie
otrzymaliśmy mieszkania w mniejszych miejscowościach, które
wydawały się nam takie idealne, gdyż miejscowość, w której
zamieszkaliśmy ma bardzo dobre połączenie z większymi miastami, a
i tutaj mamy sporo możliwości. W tejże kawalerce mieszkaliśmy
prawie 3 lata i zupełnie nie przeszkadzały nam jej rozmiary
(problem pojawiał się tylko, gdy chcieliśmy kogoś przenocować).
Zupełnie nie myśleliśmy o zmianie mieszkania, lecz okazja
nadarzyła się sama. Jeden z sąsiadów w naszym bloku wyprowadzał
się i szukał kogoś na swoje miejsce. Po wielodniowej debacie i
obejrzeniu mieszkania, zdecydowaliśmy się złożyć swoją
kandydaturę.
Biuro nieruchomości poinformowało nas już następnego dnia, że jako mieszkańcy tego samego bloku mamy pierwszeństwo i jeśli jesteśmy nadal zainteresowani, to musimy jedynie znaleźć następcę na nasze dotychczasowe mieszkanie. Podjęliśmy próby szukania takiej osoby, które szybko okazały się być owocne i niedługo później mieliśmy już w ręku dokument z wyznaczoną datą przekazania kluczy. W tym przypadku postąpiliśmy podobnie jak wcześniej: daliśmy sobie tydzień na wyprowadzkę, co również okazało się być dobrym posunięciem. Po otrzymaniu kluczy od nowego mieszkania mogłam je gruntowanie posprzątać i powoli zapełniać je meblami i naszymi rzeczami. Doceniłam wtedy również fakt, że do nowego mieszkania musiałam zjechać windą 3 pietra w dół ;)
Biuro nieruchomości poinformowało nas już następnego dnia, że jako mieszkańcy tego samego bloku mamy pierwszeństwo i jeśli jesteśmy nadal zainteresowani, to musimy jedynie znaleźć następcę na nasze dotychczasowe mieszkanie. Podjęliśmy próby szukania takiej osoby, które szybko okazały się być owocne i niedługo później mieliśmy już w ręku dokument z wyznaczoną datą przekazania kluczy. W tym przypadku postąpiliśmy podobnie jak wcześniej: daliśmy sobie tydzień na wyprowadzkę, co również okazało się być dobrym posunięciem. Po otrzymaniu kluczy od nowego mieszkania mogłam je gruntowanie posprzątać i powoli zapełniać je meblami i naszymi rzeczami. Doceniłam wtedy również fakt, że do nowego mieszkania musiałam zjechać windą 3 pietra w dół ;)
Obecnie
(od ponad 1,5 roku) mieszkamy w tym 2-pokojowym mieszkaniu i wcale
nie zarzekamy się, że zostaniemy tutaj przez najbliższych 10 lat!
Wręcz przeciwnie. Myślę, że w ciągu najbliższych 3 lat ponownie
zaczniemy poszukiwania naszego idealnego kąta do życia i
mieszkania, które z pewnością będzie mieć jeszcze jeden pokój.
Czy będzie to historia podobna do pierwszej przeprowadzki czy też
łut szczęścia i bezproblemowa akcja jak w przypadku drugiej zmiany
miejsca zamieszkania? Czas pokaże.
PS.
Zdjęcia przedstawione w poście pochodzą z mojego prywatnego
archiwum z lat 2012-2014.
Jest
to pierwsza zupełnie prywatna historia, którą publikuję na blogu
i nie ukrywam, że jestem niezmiernie ciekawa, jakie reakcje ona u
Was wywoła. Tego typu opowieści mam oczywiście mnóstwo, więc
tylko od Was zależy czy będzie się ich pojawiać więcej!
A
Wy macie jakieś historie z poszukiwaniem mieszkania za granicą lub
w Polsce?
Czytałam to z takim skupieniem, że nawet sobie nie wyobrażasz. Ciesze się, że uporaliście się ze wszystkimi problemami, macie mieszkanko większe i czujecie się w nim swobodnie :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że w końcu udało Wam się rozwiązać problem z mieszkaniem :)
OdpowiedzUsuńZ mieszkaniami to tak jest, że jak się zamieszka to się dostrzega pewne rzeczy, które jednak przeszkadzają. I wydaje mi się, że na ostatnią chwilę zawsze znajduje się najlepsze lokale. ;) mnie niebawem czeka szukanie nowego studenckiego mieszkanka ehh..
OdpowiedzUsuńOby poszlo bezproblemowo! :)
UsuńChętnie poczytam o Twoich początkach w Szwajcarii :)
OdpowiedzUsuńWiększość osób w Polsce myśli, że jak się wyjeżdża za granicę, to z dnia na dzień staje się bogaczem z super domem, pracą itp. Może dzięki Twojemu wpisowi zejdą trochę na ziemię :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile razy slyszalam, ze "mieszkajac w Szwajcarii, to juz pewnie jestem bogata i w ogole nie zwracam uwagi na wydawane pieniadze" :P
UsuńJa jeszcze nie szukałam własnego mieszkania. :D Dobrze, że w końcu jakoś się ułożyło i oczywiście życzę wam znalezienia w przyszłości jeszcze lepszego z tym dodatkowym pokojem! :)
OdpowiedzUsuńAle mieliście przeboje z tą pierwszą przeprowadzką, dobrze że wszystko się dobrze skończyło :)
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam więcej takich historii ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Ale historia :)!
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia.
chętnie poczytam więcej takich historii:)
OdpowiedzUsuńO rany jak tam ciężko o mieszkanie, piwnica bez okien? szok <3
OdpowiedzUsuńBywaja rozne oferty ;)
UsuńCiekawią mnie te wiadomości ponieważ od trzech lat moja córka studiuje w Lozannie i tam wynajmuje pokój w dużym przeszło stumetrowym mieszkaniu. Udało nam się je znaleźć po trzech dniach poszukiwań. Właściciel zgłasza chęć wynajmu na uczelnie i tam właśnie dostaliśmy listę mieszkań z kontaktami i ich cennik.
OdpowiedzUsuńDla studentów to bardzo fajny sposób. Z wynajęciem pokoi nie ma tyle zachodu (tak słyszałam), gorzej jest już z całym mieszkaniem ...
Usuń